• Wiersze

    Złudzenie

     

    zostałam dla ciebie

    rysą minionych lat

    spadającą feerią gwiazd

    w mrocznej smudze

    nocy

     

    zagubiony warkocz doznań

    podmuchu szlochem

    rozwiał rudozłote liście

    owoce tęsknoty

    dojrzałej jesieni

     

    mgła utuliła żal

    i zamarła w bezruchu

    niczym kamienny sarkofag

     

    zamknięte w kadrze

    odbicie eterycznych nici

    ukryło lico przeszłości

     

    jutro

    krople babiego lata

    zmrozi puchowy szal

    i pęknie kroplista sieć

    zatrzymując struny puls

     

    skryte okruchy pamięci

  • Wiersze

    W przenośni

     
    za mało

    jest milczenia

    w naszych rozmowach

    za dużo ciszy

    w spotkaniu dwojga

    każdy krok w mroku

    jak stukot bezcenny

     

    może wystarczy

    zamknąć wrota rzęs

    byś został

    źrenicą pamięci

  • Wywiady

    Wierszowane pocztówki

    Kto z nas nie pamięta stosów kartek kupionych w chwili radości z wędrówek dla pamięci po drogach znanych i nieznanych  szlakach ścieżek, najczęściej z wakacyjnej przygody. Było ich zawsze wiele, do rodziców, dziadków, przyjaciół i znajomych, wspomnienia z podróży, życzenia i pozdrowienia przepełnione serdecznością.

    Tekst, który na małej kartce zapełniał się gawędą, pisany drobną czcionką, często zawierał nie tylko wyrazy pamięci, ale także opowieści, zminimalizowane do wielkości miejsca na pocztówce z…

    Wysyłacie jeszcze pocztówki z wakacji?

    Takie kartki wysyła do dzisiaj, wszystkim zaprzyjaźnionym Stanisław Stec, z którym miałam przyjemność rozmawiać w pewne lipcowe popołudnie. O spotkanie zabiegała Joanna Krypel, koleżanka z pracy, w której Stanisław wykonuje swoje obowiązki od ponad 40 lat. Mieszkaniec Strzyżowa, pracownik naszej słodkiej „Roksany”, w wolnym czasie pisze często takie pocztówki z podróży. Tak właśnie zaczyna się przygoda tego sympatycznego człowieka z wierszem. Krótko i na temat, ale z rymem i niekłamanym entuzjazmem, od lat dzieli się radością życia.

    Nasza rozmowa toczy się w miłej atmosferze trojga ludzi. Czas płynie leniwie, a zapał z jakim Stanisław i Joanna opowiadają o twórczości na temat pisania, skłania mnie do refleksji, o tym że pasja to wielka siła, która jednoczy ludzi.

    Stanisław odczytuje z zeszytu fragmenty swoich opowieści, bo pocztówkowe życzenia to był początek jego przygody z wierszem. Od ponad roku pisze wiersze i teksty ballad na okoliczność lub z okazji ślubu, spotkania, zdarzenia w pracy, śmiesznej pomyłki i „niecnie” wykorzystuje wszystkie sytuacje, aby w sposób serdeczny i lekko kpiący zatrzymać słowem wspomnienia chwili. Ma tych rymowanych opowieści wiele. Zawierają w sobie zawsze optymizm i odrobinę kpiny, a ja patrząc na niego widzę człowieka przepełnionego nieustającą pogodą ducha. Swoje teksty często oprawia w muzyczne drgnienia strun gitary i śpiewa. A jego pogoda ducha ubarwia spotkania i wyjazdy na których Staś jest bardzo lubianym wodzirejem. I oczywiście zawsze musi też wysłać wierszowane kartki dla przyjaciół.

     

    Zapytałam Stanisława, czy podejmie wyzwanie i zmierzy się z pisaniem wierszy na inne tematy niż pocztówki i opowieści z życia wzięte. Stanisław zawahał się przez chwilę, i stwierdził, że czasami zdarza mu się rozważać myśli, które wpadają do głowy i być może nawet coś by z tego wyszło, gdyby nie fakt, że nie zawsze ma przy sobie kartkę i długopis, aby je zapisać. Każdy twórca wie, że jak myśl nie zostanie zapisana, to potrafi ulecieć jak ptak, który spłoszony podrywa się gwałtownie do lotu pozostawiając po sobie tylko wzniesiony kurz.

    Czas pokaże, a ja wysłuchałam jeszcze ciekawej opowieści, jak Joasia uznała, że w dowód sympatii napisze dla Stasia swój wiersz. On mocno podekscytowany nie wytrzymał i od ręki napisał dla niej słowa zachęcające do wierszowanej potyczki. I tak powstał „tryptyk – dwa wiersze Stanisława Steca, a po środku słowo od Joanny Krypel. Ciekawa kombinacja, polemika osób, które darzą się szacunkiem i sympatią. Tak też można podzielić się słowem i myślą.

    „Moja żona to gitara, gram na niej, kiedy chcę”

    usłyszałam w odpowiedzi na pytanie, czy Stanisław woli pisać, czy grać. Gra i śpiewa na imprezach, wyjazdach i wczasach, a pisze często, szczególnie gdy wysyła pocztówki i opisuje rymem gagi sytuacyjne.

    Uśmiech i śmiech towarzyszyły nam przez całe spotkanie, gdy swoje opowieści snuł Stanisław, prezentując własną twórczość i czasami trudną historię swojego życia. Pełen optymizmu i pogody ducha stwierdził, że do rymu pisze mu się łatwo i szybko, a wyzwanie białego wiersza weźmie pod uwagę, ale nic nie obiecuje. Teraz ja czekam z ciekawością, czy Stanisław podejmie wyzwanie.

    Lato nieuchronnie zmierza do jesieni, skończył się czas wakacyjny, a zmrok zapada coraz szybciej. Nadchodzę długie jesienne wieczory, a wraz z nimi relaks, który można spędzić iście twórczo, pisząc słowa dla pamięci. Dlatego życzę Stanisławowi, by rozwinął skrzydła myśli poetyckiej, i z taką samą niekłamaną radością dzielił się nimi, nie tylko z wąskim gronem zaprzyjaźnionych odbiorców.

     

    Dziękuję Joannie Krypel za zaangażowanie i zapał, z jakim podzieliła się swoim odkryciem, twórczością kolegi z pracy, a Państwa zapraszam na spotkanie ze słowem Stanisława Steca w najbliższym wydaniu miesięcznika „Waga i Miecz”.

  • Blog

    Warszawskie piosenki

    Wychowałam się na piosenkach z Powstania Warszawskiego. Znałam je wszystkie, a właściwe prawie wszystkie znam do dzisiaj. Nie mogłam zrozumieć, jak ktoś może ich nie znać. To było naturalne, jak mleko matki i jej pocałunek przed snem, i na dzień dobry. Przez te wszystkie lata nigdy nie zastanawiałam się nad słusznością zrywu Polaków, nad ich wielkim poświęceniem dla wolności. To też było naturalne i zrozumiałe jak wszystkie czyny zmierzające do tego, by każdy Polak był wolny.

    Wojna, terror niemiecki i radziecki, opowieści babci Rózi i babci Jasi o dramacie głodu, niepewności jutra, o historii życia bez nadziei i przyszłości… to ich prawdziwe życie, tułaczka, troska o dzieci i spór, który toczy się gdzieś na szczeblach kręgów historii o sensie wybuchu Powstania…

    Rozsądne argumenty rzeczoznawców przemawiają na korzyść niewoli, a ja spacerując po czeskiej Pradze spoglądałam na „starą Warszawę”, nienaruszone mury miasta stoją niczym pomnik, bo nikt nie miał odwagi przeciwstawić się okupantowi… a my z naszą ułańską naturą i potrzebą zachowania własnej tożsamości… dla nas walczyli i dla nas zginęli, a Ci nieliczni, którym udało się przeżyć zachowali w sercu miłość do ojczyzny i prawo polskości przyszłych pokoleń, ostatnie karty żywej pamięci.

    Dzieciom chciałam przekazać miłość do ojczyzny, do jej praw niezbywalnych, a teraz gdy na nich patrzę i słucham, to wiem, że ziarno znalazło podatny grunt. To ważne wiedzieć, skąd jesteśmy i kim są nasi przodkowie.

    Pokłady wiary i nadziei towarzyszyły 75 lat wstecz młodym ludziom, którzy pragnęli żyć godnie.

    Czy to naprawdę było zbyt wygórowane pragnienie?

    Łza w oku kręci się sama, gdy ze wzruszeniem spoglądam na wszystkich, którzy dzisiaj wracają pamięcią do tych dni, i ludzi którzy walczyli do ostatniej kropli krwi za naszą wolność!

    Tego poświęcenia nie da się zmierzyć, tego nie można zapomnieć, tę prawdę należy przekazać kolejnym pokoleniom, tak by nasza tożsamość i walka o wolność nie została zasypana w popiele niepamięci.

    Dzisiaj znowu będę śpiewać (w tym roku przed telewizorem), razem z innymi, którzy wierzą w dobro najwyższe, wolność człowieka i prawo do godnego życia. Dla pamięci, w podziękowaniu i z dumą!

    Warszawskie dzieci idziemy w bój!

     
    P.S.

    Rok temu spełniło się moje marzenie, Mieszkańcy Ziemi Strzyżowskiej w dniu 1 sierpnia w godzinie „W” minutą ciszy uczcili pamięć Powstańców, biorąc udział w wydarzeniu „Strzyżów śpiewa dla Warszawy”. Kilka pokoleń spotkało się tego dnia aby oddać hołd Powstańcom Warszawskim.

    Oby nigdy nie zabrakło takich chwil pamięci…

     

    fot. Andrzej Górz

  • Opowieści

    Hologram zwierzeń

    Historie z życia wzięte z reguły podszyte są trudem dnia codziennego, o którym nikt nie chce słuchać, bo cóż romantycznego można spotkać w szarej rzeczywistości. Z satyrą też zmierzyć się trudno w chwili czynności pospolitych. Drwina, o tak ślepy los lubi sobie z nas zakpić…

    Spojrzałam wstecz, i zobaczyłam przygodę życia, wzloty i upadki, radości i smutki, euforię i melancholię  prozy zamkniętą w trójwymiarowych wspomnieniach. Jesień za oknem tego roku jest wyjątkowo piękna, słoneczna, płonie barwami dzikiej, rudozłotej energii, przetykanej czerwienią, pełna szeleszczących liści, które czasami jeszcze zachowały zieleń na jutro. To dobry czas na nostalgiczną retrospekcję, gdy kartka za kartką kreślone słowa wracają pamięcią do lat przeszłych…

    Nastolatka, z końskim ogonem pochylona nad biurkiem, w świetle lampy zastygła w myślach, w pędzie przelewając na papier wszystkie marzenia, o cudownej podróży po mazurskich jeziorach.  Niebieski zeszyt, 16 stron w kratkę, zapełniał się opowieściami z dialogiem, o przygodzie i miłości w tle wyobrażeń młodej dziewczyny. To już następne opowiadanie, zamknięte w kolejnym brulionie, bo przecież w tym wieku podróż i fantazja zawsze idą w parze. Tyle wrażeń nakreślonych palcem po mapie i odkrytych w zakamarkach szkolnej biblioteki pozwoliło ubarwić niedoświadczenie, zamykając kolejne opowiadanie happy endem.

    A potem młodość rozkwitła, zapachniała wiosną i przepowiednią, gdy wróżka (bez różowej kuli, ale za to za zaoszczędzone kieszonkowe) przepowiedziała przyszłość wielkiej miłości z mundurem w tle. Wtedy śmiechom nie było końca, bo koleżanki drwiły, że będę żoną „milicjanta”, a to w czasach PRL-owskiej komuny nie było powodem do dumy, więc wróżbę zostawiłyśmy w kącie zapomnienia.

    A jednak, przeznaczenie wiedziało więcej, przypadek czy chichot losu?

    Kilka lat później na mojej drodze do pracowniczej stołówki przeciął chłopak, który zatrzymał mnie w pół schodka i uśmiechnął się, ukazują perliście białe zęby. Proza życia i czar uśmiechu zderzyły się ze sobą, dzwoniąc w mojej głowie ze zdwojoną siłą.

    Miłość od pierwszego wejrzenia?

    O tak, ten uśmiech uwiódł moje serce, na zawsze!

    Później były piękne chwile młodzieńczej miłości, ze spacerem po Łazienkach Królewskich, tańcem w Stodole i dyskretnymi pocałunkami, przetykanymi prądem emocji, który przeszywał umysł i ciało, do czasu, aż dostałam pierścionek zaręczynowy, z różowym oczkiem.

    A potem był ślub, zgodnie z literą prawa najpierw cywilny, a na nim on, moja miłość w mundurze i jego koledzy, którzy utworzyli szpaler, dzwoniąc toporkami, gdy przechodziliśmy pod nim, taka wróżba na szczęście, prezent od kolegów, strażaków.

    I tak zaczęła się spełniać przepowiednia wróżki bez atrybutów, która przewidziała w rozłożonej kabale mundur i wielką miłość.

    Po ślubie cywilnym, w białej sukni z trenem byłam uroczą panną młodą, a mój świeżo upieczony małżonek zaglądał mi w oczy z taką miłością podczas pierwszego tańca, że do dzisiaj wspomnienia są niczym żywy dowód gorącego uczucia.

    Podniosłe chwile, pełne wzruszenia kończą się szybko, a po nich następuje zderzenie się z otaczającym światem.  W naszym przypadku, była to historia pełna wyzwań, mnóstwo zmian, realizm początków demokracji, budowa domu, dzieci i pewność uczucia, skromnie ale razem.

    Miałam szczęście, bo mężczyzna mojego życia zawsze stał po mojej stronie.

    Życie płynęło sielsko, dzieci dorastały, a my wychodziliśmy na prostą, finansowo trochę oddychając, i stabilizując nasze rodzinne gniazdo. Wtedy zakradła się nuda. Zapomnieliśmy jak ważne jest dbanie, nie tylko o wszystko to, co jest wokoło nas, ale także o pielęgnowanie tego co jest w nas, naszej wielkiej miłości. Zachwiała się pewność dobrej wróżby, rozlało się zwątpienie, skrupuły zaczęły wyłazić ze starych kątów. Ironia z piskiem opon rozjechała gwarancję dwojga, na moment wstrzymując oddech szczęśliwego domu.

    Ziarna piasku w klepsydrze zamarły, zatrzymując w powietrzu echo dobrych wspomnień, gdy cień z radością rozpościerał swoje macki. Trudny czas refleksji ważył w swojej dwoistości wszystkie elementy układanki, rozważając sens dalszego bytu.

    – Kocham Cię! – jedno zdanie i spojrzenie w oczy, obudziło na nowo, to co przed laty złączyło dwoje ludzi pasjansem spełnienia. Zwątpienie zachwiało się w swojej pewności, a miłość spróbowała uwolnić uczucie ze szponów ciemnej strony mocy.

    Ta wróżba sprzed lat, ona była prawdziwa, dobra i niosła szczęście, a teraz przyszła kolej na nas, to my musieliśmy zmierzyć się z prawdą, dwoje ludzi musiało zadecydować, czy chce jej spełnienia.

    Nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo. Wróżka też nie powiedziała, że wszystko trwa wiecznie.

    Jednak czy za grosz zapłaconej wróżby można spodziewać się pełnej odpowiedzialności?

    Odpowiedź nie budzi wątpliwości, w sumie miałam wielkie szczęście, karty nakreśliły ślad,  serce i umysł wskazały mi drogę. Nie mówiły jednak o zakrętach, przeszkodach, wyzwaniach i sile, która jest potrzebna, by pokonać swoje słabości.

    Ale czy istnieje gdziekolwiek dobry przepis na życie?

    Nie, nie istnieje, bo każdy z nas jest inny, i ma inne smaki na bycie sobą. Jednak, historia aby mogła mieć szczęśliwe zakończenie wymaga wiele od nas samych, nie ułatwia wyboru, nie pieści się z nami, jest szorstka, czasami uszczypliwa, szara i kąśliwa. Zamknięta w wielowymiarowym obrazie zmusza nas do działania, pracy nad sobą i kompromisu, a  wizerunek który tworzy może w przyszłości przybrać odcienie szczęścia, przełamując stereotypy książkowej ideologii powierzchownego romansu lub rozlać się czarnym kleksem na kartce papieru.

    Dzisiaj, po latach mogę powiedzieć, że strzała Amora wbiła się wiele lat temu w moje serce, jest tam cały czas, obrosła kłódką dwojga dłoni, które splecione przed ołtarzem ślubowały sobie miłość, wierność i uczciwość, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci…

     

    Tylko, że każdy kolejny dzień pisze swój własny scenariusz, a jego finał może nadejść niespodziewanie…

    Wróżba nie miała zakończenia, 

    jednak, czy happy end naprawdę musi oznaczać koniec?

     

    21 października 2018 r. 

  • Opowieści

    Pół na pół

    Czerwcowy wieczór zaczął się już dyskretnie ściemniać, gdy ona i on spotkali się w pół drogi…

    pośród zamkniętych kielichów polnych kwiatów, utulonych delikatnym wiatrem do snu polnej ścieżki.

    Sen nocy letniej, po upalnym dniu przyniósł odrobinę wytchnienia. Westchnienie dwojga przerwało milczenie, spojrzeli na siebie, a zrozumienie rozbłysło razem ze świetlików złotem, niesionym przed nocy czernią na znak pokoju. W spokoju urody przyroda oddychała miarowo, a delikatny szelest zieleni koił zmysły.

    Już za chwilę zaczną spadać gwiazdy przynoszące wróżbę na szczęście prawdziwym romantykom. Oni zatrzymani w kadrze krajobrazu inną ścieżką podążają. Głowy spuszczone w dół nie odnajdą szczęścia w błysku chwili nieba.

    Pochylona postać dziewczyny, skupiona na swoim planie, przez przypadek zobaczyła jego cień w ostatnich promieniach zachodzącego słońca i zatrzymała wzrok na gęstej czuprynie czupurnych włosów.

    On rozglądając się wokół widział ją wcześniej, ale jej postać nie wzbudziła pożądania. Jego wróżba miała się spełnić dopiero po pocałunku prawdy, ukrytym w gąszczu tataraku w podmokłym rozlewisku, leniwie płynącej rzeki.

    Niespodziewany koncert świerszczy na cztery ręce otworzył im oczy rzucając spojrzenie aż po horyzont. Podnosząc odrobinę głowę zobaczyli więcej i zrozumieli, że kupiona za ostatni grosz przepowiednia może okazać się mrzonką.

    A do szczęścia wystarczy jasny umysł i otwarte serce szczerego spojrzenia. I nie trzeba na klęczkach szukać czterolistnej koniczyny, by odnaleźć własne miejsce na ziemi. Ona dyskretnie wytarła zielone dłonie, wyciągając je nieśmiało, na przywitanie z nieznajomym.

    On roześmiał się w głos, gdy oczami wyobraźni zobaczył milion wycałowanych żab.  Ujął jej dłonie w swoje i zatopił się w lazurze oczu. Zostali zatrzymani w kadrze obrazu, w połowie drogi, sami ze sobą, a świat na chwilę pozostał sam…

    chwilo trwaj?

    …podobno bajkę zawsze kończy happy end!

  • Opowieści

    Nie zabierajcie mi tęczy

    Poranek, świeży, pachnący wiosną i pierwsze promienie słońca, które obudziły moją czujność… kocham maj i czerwiec, gdy pachnie wszystko, nawet myśli. Lubię wtedy zerwać się najwcześniej jak to możliwe, gdy wszyscy jeszcze śpią przed budzika gwarem. Wtedy wymykam się cicho na dwór i wdycham wolność… chwile ulotne, bo może ktoś już przerwał senne marzenia i zechce mi zburzyć radość poranka. A ptaki tak śpiewają, śpiewają cudnie, gdy pachnie bez, albo bez chwili wytchnienia już pachną kwiaty białe, przepełnione wdziękiem skromności, dyskretne i wonne bez umiaru, cudne w swej nieprawdopodobnej kompilacji jaśminowej wariacji.

    Białe kwiaty upajają, burząc porządek rzeczy zmuszają do powrotów w przeszłość. Może to wiek, a może aromat, kto wie, co burzy porządek rutyny.  W sumie to chyba nie ma znaczenia, bo pamięć póki trwa, wie, że nie można przejść drogą w kolorach tęczy, chociaż pragnienia nie chcą się pogodzić z taką porażką, nawet po latach!

    Rozbudziłam pamięć, a wraz z nią wspomnienia i skojarzenia marzeń, a może prawdę trudną w dzisiejszym wymiarze, ale naturalną w dziecięcej drodze wrażeń. A maj i czerwiec zawsze w sobie mają groźbę sprawiedliwego huku i błysku, najpierw w świecie realnym, potem w stop klatce i oku… strach zagląda w błysku zdarzeń.

    Burza, ona jedynie w realnej odsłonie przeraża, w świecie marzeń daje szansę na poprawę, na drogi nowej znak, na kolorów siedem w przyszłości marzeń, na jedną dwie lub niezamknięty zbiór prawd, wyczekiwanych w impresji kolażu.

    Prawda… boli przywłaszczenie, boli niepamięć… zachłysnęliśmy się tym, co nieznane, niepojęte i odurzeni mamony szelestem zagubiliśmy się, jak w legendy puencie… (warszawska, krakowska, poznańska) w sumie bez znaczenia, gdy finał współcześnie niczego nie zmienia! Niech znowu przyroda o sobie sama stoi, niech każdy z nas prawdy się nie boi, gdy po deszczu i burzy spokój nastanie, a wraz z nim tęcza, w kolorach marzeń drogę ozdobi w nieznane.

    Nie zabierajcie mi dziecięcych spostrzeżeń, młodzieńczych fantazji w kolorach tęczy i dojrzałej drogi do marzeń!

  • Wiersze

    Po burzy

     

    szalona noc odchodzi w niepamięć

    chociaż spiżowy dzwon dudni w głowie

    rozkołysany wiatrem emocji

     

    jeszcze ostatni piorun

    błyskiem rozświetlił czerń

    wyniosłym zygzakiem oddzielając północ

    od szarości nadchodzącego świtu

    ucieczka podszytych zgrozą wspomnień

    zastygła w bezruchu słów

     

    poeta nasycony balsamem

    świeżego oddechu wiosny

    zafascynował się tęczową

    poświatą nadchodzącego poranka

    bogini zmysłów

    wyniosłym ruchem dłoni

    zakończyła senną kropką

    niedopowiedziany wiersz

    nim nastał pierwszomajowy poranek

  • Wiersze

    Zezowate szczęście

     
    przewrotność ironii

    zakpiła z wydumanych marzeń

    gdy sprawca

    popełnionego właśnie wiersza

    nonszalancko złożył na pół

    skreślone świeżym, atramentem

    słowa na śnieżnobiałej kartce

     

    duma napisanej

    z patosem ballady

    w stylu mickiewiczowskim

    przysłoniła logikę rozsądku

     

    świeżość pigmentu

    spłatała figla

     

    z rymowanej opowieści

    przesiąkniętej romantycznym

    spojrzeniem kochanków

    pozostało tylko wspomnienie

    w zamazanej rzeczywistości

    rozlanego inkaustu!

  • Opowieści

    Niedopowiedziane potknięcie

     
    Przeniosłam się w czasie bez tchu, lecz pełna wrażeń!

    Taki rekonesans historyczny, gdy w myślach zapachniało wolnością, taką, jaką lubię najbardziej, niezależną i zieloną. Ptaki już ułożyły się do snu, a całodzienny rozgardiasz treli wokoło zamarł wraz z nocy pełnią. Może marzenia spełnią się , gdy gwiazda wieczorna spadnie razem z chwilą samotności w kosmosu czerń.

    Ach, jak pachnie ten wieczór, refleksje leniwie ukołysane w pierzastym puchu świeżej pościeli wzdychają, dyskretna radość spełnienia, przepełniona błogością rozpaliła czar księżycowej opowieści.

    Tej nocy zderzyły się dwa wersy, zamierzchły czas odżył w wyobraźni, a dwie pękate beczki piwa wywołały uśmiech w kącikach oczu, którym wyobraźnia spłatała figla. Gra w trzy karty przyniosła niespodziewanie laur, który razem z goździkami i imbirem rozgrzał spojrzenie archaicznych nici. One już niebawem na kołowrotku wspomnień wysnują kolejną opowieść. Może banał, a może wręcz przeciwnie zadrży w posadach prawdy wspomnienie. Ognista kula i klepsydra czasu razem wyznaczą dzień spełnienia, na przekór burzy pisakowej, zabłyśnie tęczą obietnica bez pokrycia.