-
Kreator życia
Minęła właśnie 7.58, za oknem mrok zaczyna rozjaśniać poranne zawierzenie.
Zimowy poranek i ponowne spojrzenie na samochodowy zegar uświadamia mi, że nie zmieniłam czasu. I teraz letnie godziny poranka przenikają wszystkie odcienie szarości. Ten ostatni dzień kolejnego roku mojego życia siąpi łzawym wspomnieniem, a wycieraczki zabierają w przeszłość okruchy minionego roku. Kardynał Stefan Wyszyński powiedział kiedyś, że „Nie to jest ważne, by krytykować przeszłość, lecz aby swój własny wysiłek włożyć w lepszą przyszłość”. To dobre motto, takie pobudzające do snucia planów i rozwijania marzeń. A jednak pogoda ostatniego dnia grudnia nie skłania do optymistycznych planów. Jej depresyjny nastrój udziela się od świtu, późnego, pomimo wydłużającego się dnia. Ruch na ulicy prawie niewidoczny, pojedyncze auta suną przed siebie rozbłyskając mlecznym spojrzeniem. Jest jeszcze leniwie, ale gdy zacznie zbliżać się znowu ciemność, werwy nabierze nadchodzący wieczór. Rok 2021 nieuchronnie odchodzi do historii.
W pamięci z czasem zatrą się wspomnienia, błahe wyblakną szybciej, te zwyczajne zawisną na dłużej, a te często niespodziewane zostawią w sercu radość lub smutek. Niektóre z nich uniosą nas pod niebo, a inne wdepczą w ziemię lub rozbiją nasze serce niczym kryształ na miliony kawałków. Kolejny rok zatoczył pełny krąg. Już jutro będę starsza o kolejną datę.Nieubłagalny upływ czasu (to prawda, że z wiekiem przyśpiesza) rzuca kolejne wyzwanie. Powściągliwość krytyki i tradycyjne przemyślenia na Nowy Rok. A może całkiem nowe szlaki podróży w przyszłość?
Ta niepewność jutra mobilizuje wszystkie myśli. W sumie dlaczego nie, przecież snucie marzeń i planów na przyszłość leży w mojej naturze. Energia kosmosu przenika poprzez zachmurzone niebo dając sygnał, przecież trwa Era Wodnika, czas dla odważnych, twórczych, idealistów nie bojących się wyzwań. Docierają do mnie sygnały wpadające przez uchylone okno. I ta nieodmienna wiara, nadzieja i miłość do świata zaczyna się budzić z porannego letargu.
Tak, dualistyczne podejście do życia, gdy psychika zmusza ciało do działania, a duch bojowy prostuje plecy na przekór aurze… kocham takie wyzwania, najtrudniejsze gdy walka toczy się wewnątrz ciebie samego.
Jednak jutro będzie nowy dzień, który być może przyniesie słońce i spełnienie tego najważniejszego z marzeń!
Tego życzę Wam i sobie, a tuż po północy oczywiście niech zabrzmi tradycyjne „Do siego roku!”.
-
Imieninowa słodycz
Październik to dobry miesiąc, przetykany rudością kusi ostatnimi promieniami radosnego słońca. I właśnie w październiku obchodzę imieniny, które z reguły były wspaniałymi sobotnimi spotkaniami w gronie prawdziwych przyjaciół. Niestety, w tym roku zdrowie mi trochę skomplikowało zamierzenia i w zasadzie nic nie planuję.
Tym bardziej wielką radością, jeszcze przed południem, był dla mnie piękny bukiet z życzeniami miłości do grobowej deski. Takie słowa od mężczyzny, z którym jestem ponad 30 lat, to wielka radość. Moje zaskoczenie i jego łzy wzruszenia tego poranka, prawdziwy czar niespodzianki i prezentu. Czarne kamienie w srebrnej oprawie i złocisty nektar dopełniły uroku nim minęło południe.
Obietnica szampańskiego wieczoru we dwoje z ust człowieka, którego kocham na dobre i na złe pobudziła moje zmysły.
Czym będzie pachniała ta noc pośród blasku migocącej świecy?
Na razie jeszcze nie wiem, ale te życzenia, które dzisiaj dostałam potwierdzają sens istnienia więzi, która potrafi przetrwać wiele. To dobry dzień, by zacieśnić tę nić tylko we dwoje…
-
Refleksje z wczoraj, pewnością z dzisiaj!
Dłuższą chwilę zeszło mi, by uporządkować myśli, te z wczoraj i te na jutro. Tak wiele zdarzeń, które wpłynęły na moje życie, a może jeszcze wpłyną…
Kto wie, kiedy piosenka z tekstem, choćby po angielsku stanie się rzeczywistością. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale jedno wiem na pewno, to ludzie, z którymi jestem związana od lat dają mi niespożytą energię, by się nie poddawać, by dalej realizować pomysły dla nich i z nimi.
Rodzice wychowali mnie tak, że nie ma dwóch moralności, dwóch stron dobra, ani nigdy nie można liczyć na to, że ślizgając się na cudzej pracy można do czegoś dojść.
Ciężkie zasady, z którymi od lat przeżywam każdą swoją porażkę i sukces. Ci, którzy żyją według takich zasad jak ja wiedzą, jakie to jest trudne, wybrać pomiędzy …
A wybrać pomiędzy, w moim przypadku nigdy się nie da, to jest ponad moje siły i postrzeganie rzeczywistości. Dlatego od lat muszę mieć twardy tyłek, bo jak już gdzieś wspominałam, ci, którzy kopią robią to z wielką satysfakcją. Nie sztuką jest mówić o sobie w samych superlatywach, sztuka jest te pozytywne cechy zobaczyć w oczach innych.
Czas pandemii zwolnił działania, dał czas na przemyślenia, jakie?
Nikt nie chciałby wiedzieć, ile wątpliwości i czarnych myśli przebiega człowiekowi w głowie w sekundzie…, ale serce (podobno organ bez uczuć) podpowiada irracjonalne pomysły. Jak wybrnąć, gdy logika rozumu przeciwstawia się impulsowi emocji?
I wtedy mój wzrok padł na Oskara, statuetkę, którą dostałam od swoich ukochanych dzieci. Na niej napis „Za rolę najlepszej matki – Ada, Monika, Łukasz, Strzyżów, 9 lutego 2018 r.” Pisząc łzy spadają mi na klawiaturę, to są właśnie emocje, których rozum nie pojmie. To serce wali nadal ze wzruszenia, bo lata mijają, a moje dzieci nigdy we mnie nie zwątpiły.
„Who Wants To Live Forever” zespołu Queen płynie w tle, ale to dodatkowo rozbraja moje uczucia na okruszki, bo czy naprawdę warto żyć wiecznie?
Tyle dobrego spotkało mnie przez te lata od Ciebie, i od Ciebie też, nie patrz zdziwionym wzrokiem.
Tylko wtedy, gdy w otoczeniu wspaniałych ludzi wiesz, że żyjesz, to żyjesz prawdziwe, każdą cząstką swojego ja. Za to spotykają mnie każdego dnia prawdziwe nagrody, uśmiech przechodnia, dzień dobry na powitanie, przyjazne skinienie głowy i … grono wspaniałych ludzi, którzy są ze mną, ot tak po prostu, z sympatii, pasji, talentu, chęci podzielenia się swoimi pomysłami, i z wielu innych dobrych powodów, dzięki którym mam szczęście, że otaczają mnie cudowni ludzie. Może dla kogoś to będzie dziwne, dla mnie jest darem!
To taki dobry wieczór, by podzielić się tym, co mi w duszy gra, a gra cała orkiestra wspomnień i tego, co przede mną. Wspomnień wór, nie da się go od razu zapleść w pełnię słów, na to przyjdzie zapewne jeszcze czas, ale trzy są bezcenne.
Wydarzenie Stowarzyszenia Zakorzenieni w kulturze „Póki my żyjemy! Przerwane dzieciństwo w scenach z czasów II wojny światowej”. Trzy miesiące przygotowań, mnóstwo pozyskanych środków finansowych, ponad 100 uczestników i… nieprzerwane strugi deszczu… do godz. 12.00 tej niedzieli jeszcze stałam w tych strugach i wiedziałam, że na spotkaniu będą na pewno moje dzieci i żona jednego z członków.
5 osób, które nie zawiodą stanowiło bazę wydarzenia przygotowanego dla całego miasta i okolic. Pogoda pokazała, że nie ma mocnych na perfekcjonizm. Wpadłam do domu, rozgrzewający prysznic, strój z epoki i w niecałą godzinę wróciłam na plac wydarzenia. Wiedziałam, że cały trud poszedł już na marne zapewne dla wielu, ale liczy się przecież każdy widz i dla niego trzeba zachować pełny profesjonalizm mimo wszystko. I Wszyscy, którzy brali udział w tym wydarzeniu, patrzyli na mój nastrój i uśmiech, więc uśmiech był… i nadzieja, że może będzie jeszcze kilka osób, nie dla mnie, tylko dla tych Wszystkich, którzy brali udział w tym wydarzeniu.
I niebo było łaskawe, Anioł Stróż czuwał, a nasi wspaniali Mieszkańcy nie zawiedli. Po prostu, na przekór złej aurze przyszli na spotkanie. Cóż mogę powiedzieć, dziękuję Wam kochani, że nas nie zostawiliście tego dnia samotnie. Nie dla mnie, tylko dla tych Wszystkich wspaniałych wykonawców, którzy dla Was przygotowali ten historyczny przekaz. A ja dziękuję w ich i swoim imieniu.
W zasadzie po takim wysiłku powinno się złapać oddech, gdyby nie fakt, że gazeta, z którą jestem od lat związana w tym roku obchodzi jubileusz 30 lat istnienia na naszym lokalnym rynku. Tego nie dało się przemilczeć, więc gdy pomysł się zmaterializował przedstawiłam go Burmistrzowi Strzyżowa i Dyrektor Domu Kultury. Dzięki ich aprobacie każdy, kto chciał mógł w dniu 25 września br. świętować z nami ten piękny jubileusz. I znowu Mieszkańcy Ziemi Strzyżowskiej nie zawiedli. Czy to nie jest dar niebios? Może nie dar niebios, ale na pewno życzliwość Ludzi tej ziemi, a ja znowu dziękuję, że byliście z nami.
Dzieje, się oj dzieje, bo już następnego dnia była bardzo podniosła uroczystość. Gala wręczenia nagród św. Michała, która od lat towarzyszy obchodom dni naszego Patrona. Zawsze postrzegałam tę nagrodę z wielkim szacunkiem. Od lat piszę wnioski na osoby, które według mnie zasługuję na nagrodę. Cieszę się, bo część z tych osób znalazła już uznanie Kapituły św. Michała i nie tylko otrzymała nominację, ale także w pełni według mnie zasłużone wyróżnienie. Chociaż według mnie sama nominacja jest już wyróżnieniem, ktoś zauważył społeczną pracę osób i postanowił napisać na nich wniosek o przyznanie nagrody. Denerwuje mnie tylko to pozyskanie zgody od nominowanego. Wiem, wiem RODO i inne przesłanki uzasadniają tę zgodę, a jednak, mimo wszystko, z prawdziwej niespodzianki nici!
Dwa lata temu odmówiłam przyjęcia kilku nominacji, ani ja, ani Stowarzyszenie Zakorzenieni w kulturze, według mojego odczucia nie zapracowaliśmy jeszcze wtedy na to, by zmierzyć się z tym wyzwaniem. I od razu próbujących hejtować, wyjaśniam, że nie był to ani przejaw skromności, ani zwykła kokieteria. Ja po prostu uważam, że nagroda, aby była uznana przez społeczeństwo nie może być rozdawana. Ona musi mieć swoją wartość niezbywalną i jeżeli ktoś ją otrzyma, to po prostu na to naprawdę zasługuje. Lepiej mniej niż spłaszczyć jej wartość. Dalej tak uważam i w tym roku złożyłam 5 nominacji, w imieniu Stowarzyszenia Zakorzenieni w kulturze 3 i we własnym 2, dla osób, które swoim działaniem zasługują na to, aby ich zauważyć i docenić. Ja już nie spodziewałam się nominacji, wszak odmówiłam. Dlatego miałam wiele obiekcji, gdy przyszła do mnie Małgorzata Sołtys, abym zgodziła się taki wniosek podpisać. Targały mną duże emocje, bo ja już w kategorii kultura też złożyłam wniosek. Wydawało mi się, że wyrażenie teraz zgody byłoby po prostu nie fair. Małgosia długo mnie przekonywała, a ja wspomniałam sobie te kilka lat z Wami i stwierdziłam, że niech się dzieje. Co ma być, to będzie, a ja nominację traktuję, jako nagrodę za te lata pracy z Wami i dla Was.
Na galę poszłam na luzie, do czasu, aż stwierdzono, że Kapituła uznała, że nagrodę św. Michała w kategorii kultura otrzymuje Urszula Rędziniak. Oczywiście jestem twarda jak skała – zawsze, w ogóle się nie spodziewałam, że mnie tak roztelepie emocjonalnie. I prawdę powiedziawszy ledwo po tych schodkach wyszłam. Może to moje wyobrażenie o wadze tej nagrody, a może wzruszenie, że jednak ktoś docenił moją pracę, a już na pewno wszystko razem spowodowało to, że prawie zaniemówiłam.
Oczywiście prawie, bo gadanie to moja druga natura, ale co mówiłam tego wieczora uświadomił mi dopiero zapis audio video Andrzeja Górza i Macieja Kluski.
Może i dobrze, bo najważniejsze, że nie zapomniałam wspomnieć o Wszystkich tych ludziach, którzy od lat są ze mną. Moje dzieci, przyjaciele i dobrzy znajomi, i Ci mniej znajomi też! Bez Was ta nagroda nie miałaby ani smaku, ani racji bytu.
Gratuluję Wszystkim nominowanym, bo na to zasłużyli, gratuluję Wszystkim wyróżnionym, bo to w tym roku Kapitału św. Michała ich właśnie wybrała, a Wszystkim tym, którzy działają na rzecz naszej społeczności życzę, aby w przyszłym roku ktoś zauważył ich wspaniałą i bezinteresowną działalność, która zostanie uhonorowana nominacją, a przede wszystkim wyróżnieniem w postaci statuetki nagrody św. Michała.
Dziękuję Wszystkim (oni wiedzą), bo w pasji i miłości ukryte skrzydła nadziei skrywają bogactwo Wszechświata!
P.S. Za rok znowu napiszę kolejne wnioski, bo ludzi dobrej woli jest wielu!
-
Patronat roku 2021
Od 20 lat w Polsce możemy spotkać się z informacjami, że pod koniec roku kalendarzowego Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w drodze uchwały ustanawia patronat następnego roku, czyli coroczne wyróżnienie osób, miejsc lub wydarzeń m.in. historycznych. Pierwszy taki patronat miał miejsce w 2001 r. i poświęcony był Stefanowi Wyszyńskiemu oraz Ignacemu Janowi Paderewskiemu.
Śledząc, rok za rokiem, poszczególne wyróżnienia w zasadzie znam (przynajmniej w zarysie) historię osób, które zasłużyły się dla Polski, szczególnie w literaturze, muzyce, kulturze czy krzewieniu patriotyzmu. Niektóre z wybitnych osobowości miały swój rok już dwa razy. Inne zapewne będą uhonorowane w kolejnych latach. Galeria sław ziemi ojczystej jest długa, a ich zasługi nie do przecenienia, więc pamięć o wielkich w tej formie wydaje się słuszna. Zdarza się, że obchody roku przypisane konkretnej osobie związane są z datą jej urodzin lub śmierci, a czasem z wydarzeniami, z którymi związani byli nasi nobilitowani Rodacy. W zasadzie powód wydaje się tutaj mniej znaczący, ważne jest uhonorowanie i przypomnienie wielkich osobowości naszego kraju. Mamy, z czego być dumni!
W związku z tym, z ciekawością prześledziłam kolejne lata, i oczywiście znalazłam kilka nazwisk, które umknęły mojej uwadze, a dzięki patronatowi roku zmobilizowałam się do poznania historii ich życia.
Każdy z nas wie, jakie zasługi wnieśli w historię Polski Stanisław Wyspiański, Artur Rubinstein, Fryderyk Chopin, Czesław Miłosz, Maria Skłodowska-Curie, Jan Heweliusz, Paweł II, Tadeusz Kościuszko czy Marszałek Józef Piłsudski.
A ilu z nas zna postać Jana Czochralskiego?
Ja nie znałam, ale ciekawość, czym sobie zasłużył Jan Czochralski, by zająć miejsce roku 2013 (razem z Julianem Tuwimem i Witoldem Lutosławskim) zmusiła mnie do sięgnięcia w przepastne strony Internetu, a tam… aż wstyd się przyznać, że nie słyszałam o takiej osobowości, o uczonym, którego odkrycie zmieniło świat. Okazało się, że Jan Czochralski w 1916 roku opracował metodę pomiaru szybkości krystalizacji metali. Według anegdoty, przez roztargnienie zamiast w kałamarzu zanurzył stalówkę pióra w tyglu z roztopioną cyną – i wyciągając pióro, uzyskał pręcik metalu. Jak widać uczony dokonał odkrycia, które po latach okazało się jego największym osiągnięciem, a obecnie bez jego wynalazku nie byłoby całej współczesnej elektroniki, a my nie mielibyśmy smart fonów, laptopów i aparatów fotograficznych. Technologia wytwarzania monokryształów początkowo była tylko ciekawostką, dzisiaj jej autor Jan Czochralski, chociaż w kraju ojczystym mało znany, jest najczęściej cytowanym polskim uczonym w świecie.
A kim był Eugeniusz Kwiatkowski, który swój patronat obchodził w roku 2002 razem z Janem Kiepurą?
Eugeniusz Kwiatkowski (1888-1974) był polskim chemikiem, wicepremierem, ministrem przemysłu i handlu (1926–1930), ministrem skarbu II Rzeczypospolitej (1935–1939). Był wielkim pomysłodawcą budowy portu w Gdyni, w czasach, gdy sam pomysł był jeszcze zaliczany do rodzaju fantastyki naukowej. W roku 1948 został ukarany za zgłaszanie krytyki niektórych posunięć władz i odsunięty od działalności publicznej na dobre. Na uwagę zasługuje jego cytat, który nie stracił nic ze swojej mądrości przez lata i nadal jest aktualny w całej rozciągłości: „W tym, bowiem miejscu Europy, gdzie leży Polska istnieć może tylko państwo silne, rządne, świadome swych trudności i swego celu, wolne, rozwijające bujnie indywidualne wartości każdego człowieka, a więc demokratyczne, zwarte i zorganizowane, solidarne i silne wewnętrznie, budzące szacunek na zewnątrz, przeniknięte walorami kultury i cywilizacji, państwo nowoczesne, zachodnie mnożące w wyścigu pracy własne wartości materialne i moralne. Czy możemy wahać się, stojąc u drogowskazu, gdzie pójść?”.
Mówi się, że do trzech razy sztuka, więc moje ostatnie pytanie, kim był Jan z Dukli?
Wiem, dla nas jest to postać znana, ale czy naprawdę w całej Polsce?
Rok 2014 został poświęcony pamięci trzem wybitnym postaciom: Oskarowi Kolbergowi, Janowi Karskiemu oraz Janowi z Dukli. Każda z tych postaci znana jest mniej lub bardziej w pewnych rejonach kraju, ale historia ich życia, tak jak wielu innych zacnych obywateli, dzięki patronatowi na pewno została przybliżona społeczeństwu i ocalona od zapomnienia.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanawiając patronat roku kładzie nacisk także na okrągłe jubileusze ważnych wydarzeń historycznych naszego kraju i tak np. w 2016 r. obchodziliśmy Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski, a w roku 2018 Jubileusz 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Ważne są też sprawy społeczne, kulturalne i kulturowe. Stąd mieliśmy już Rok Rodzinnej Opieki Zastępczej czy Prawa Kobiet.
Bliski mojemu sercu jest patronat roku 2021, który poświęcony jest pamięci Stefana Wyszyńskiego, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Cypriana Kamila Norwida, Konstytucji 3 Maja, Stanisława Lema, Tadeusza Różewicza, grupie Ładosia.
Trzej wspaniali Poeci, Baczyński, Norwid i Różewicz są ze mną od lat. Jeszcze w szkole podstawowej i średniej dostałam ich tomiki poezji w nagrodę. Było to w czasach, gdy książka była bezcenna, Dzisiaj dumnie stoją na półce, a ja z nostalgią wracam do słów, którymi dzielili się przez lata. To właśnie patronat Wielkich Poetów natchnął mnie do sięgnięcia głębiej. Naprawdę było warto, bo dzisiaj mój zasób wiadomości poszerzył się znowu, tym razem o kilka wielkich osobowości, o których nie miałam pojęcia. Dlatego czasami wartą sięgnąć po znane wspaniałe strofy, a czasami chociażby do Internetu, z ciekawości, po wiedzę, by poszerzać horyzonty. Na temat Konstytucji 3 Maja, bliskiej mojemu sercu pisałam w maju 2020 r., więc tutaj tylko nadmienię, że w tym roku przypada 230 rocznica jej uchwalenia. Wiwat Konstytucja, wiwat 3 maja!
I tak na zakończenie, kto wie, czym była grupa Ładosia?
Ja już wiem, doczytałam, efektem ich działań było ocalenie około 10 tys. osób przed masową wywózką do niemieckich obozów zagłady, a ciekawym, jak działali polecam szerszą lekturę.
P.S. Patronat roku ustanowiony przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej stanowi coroczne wyróżnienie podejmowane okolicznościowo w drodze uchwały od roku 2006.
-
Jej imię… Kobieta
Minęło już 6 lat od czasu, gdy w 2015 roku, tuż przed Dniem Kobiet wydałam tomik poetycki pt. „Jej imię… Kobieta”. Wiersze o tematyce różnorodnej, powiązane dniem codziennym, osnute nutą miłości, to takie kredo artystyczne kobiecości, które miało uchylić rąbka tajemnicy o sile Pań.
Moje spojrzenie, oczywiście subiektywne, odkrywało fragmenty portretu głównej bohaterki. Pisane z dużej litery oddawało szacunek bezimiennej bohaterce zdarzeń, niosącej ze sobą skrawki szarej rzeczywistości. Dzisiaj wróciłam pamięcią do chwili, gdy o tej Kobiecie zapragnęłam opowiedzieć, wyciągając z zakamarków wyobraźni jej obraz.Taka refleksja, tuż przed Dniem Kobiet, nasunęła mi kolejne…
8 marca, od dziecka kojarzył mi się z szarugą za oknem, gdy przedwiośnie mocowało się z zimą, próbując oczyścić ziemię przed nadejściem upragnionej wiosny. Trudny początek rozkwitu i uśmiech, gdy z okazji tego święta, koledzy ze szkolnej ławy wręczali nam drobne upominki. Wtedy królowały tanie goździki i ekskluzywne gerbery (dla nas niedostępne). Przez wiele lat miałam awersję do tych drobnych kwiatów, które w czasach PRL-u stanowiły odświętną bazę. Tak to jest, że gdy coś nam się narzuca, to my bezwiednie odwracamy się w „słusznym” sprzeciwie, oczywiście tak dla zasady. Musiało upłynąć wiele lat, abym zrozumiała, że to nie kwiaty, a bezwolny porządek kraju tak mnie irytował, natomiast uroczo pachnące goździki wróciły po latach do moich „łask”. No cóż, całe życie się uczymy.
Ale wracając do tomiku, Kobiety i jej święta, pomyślałam, że to dobry czas, aby nawiązać do ponad 110-letniej tradycji tego święta. Na przestrzeni wieków to niewiele, jednak biorąc pod uwagę długość naszego życia, to już imponujący jubileusz, tym bardziej, że słowo „kobieta” w Polsce do obiegu weszło dopiero w XVI wieku i wcale nie było to pochlebne określenie żeńskiej części społeczeństwa. W zasadzie, nawet współcześnie polscy etymolodzy przypisują temu słowu obraźliwe pochodzenie.A my kobiety, czy czujemy się dzisiaj pokrzywdzone nazwą, która na stałe weszła do słownika języka polskiego?
Osobiście jestem dumna, że jestem kobietą! Ze wszystkimi cechami przypisanymi naszej płci, z intuicją, zaradnością i umiejętnością przewidywania oraz radzenia sobie w stresie stajemy się zahartowane niczym stal, twarde jak skała i nadal opiekuńcze, troskliwe, wielowymiarowo dbamy o życie naszych bliskich.Zaglądając historii w oczy, do końca XIX wieku nie miałyśmy nic do powiedzenia. Obecnie też można polemizować o równości płci, jednak patrząc na otaczający nas świat należy z całą pewnością stwierdzić, że nam Polkom powidło się całkiem nieźle. Na pewno są pewne niedociągnięcia (w niektórych sferach życia na pewno więcej niż kilka), jednak warto dbać i pielęgnować to, co udało się uzyskać feministkom na początku XX wieku, gdy wyszły z narzuconej im roli matki, żony i kochanki, przeciwstawiając się stereotypom zawalczyły o swoje prawo bycia pełnoprawnym człowiekiem, prawo bycia równoprawną mężczyznom. Warto podkreślić, że to właśnie feministyczne widzenie świata zakłada metamorfozę warunków społecznych oraz politycznych, które zmierza do wykreowania świata, w którym kobieta nie dozna krzywdy z powodu własnej płci.
Dzisiaj feminizm bywa odbierany negatywnie, także przez same kobiety, jego wydźwięk czasami burzy istotę, która legła u podstaw ruchu. Jednak, gdy sobie pomyślę, że mogłybyśmy dzisiaj dalej żyć, jak wiele innych kobiet na świecie, to przebiega mnie dreszcz grozy. Wolność myśli i słowa, prawo podejmowania decyzji, prawo do poglądów, i wiele innych praw, o których, na co dzień w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, bo je mamy.
Refleksja o istocie Międzynarodowego Dnia Kobiet nachodzi mnie od lat. Kiedyś, jako młoda dziewczyna też kojarzyłam to święto z czasami PRL-u, goździkiem i paczką rajstop. Jednak od lat uważam, że jest to Święto Kobiety, która nie bojąc się konsekwencji stanęła do walki w obronie swojej płci, a dzisiaj dzięki niej, to ja mogę dzielić się swoimi przemyśleniami. Nikt się nie musi z nimi zgadzać, każdy ma prawo do własnego postrzegania świata. Dla mnie ważne jest to, że mogę się podzielić własnym spojrzeniem na świat, i nie zostanę za to ukarana. Czasami po prostu nie wiemy, co posiadamy, dopóki tego nie stracimy.
Gloria Steinem, światowej sławy feministka stwierdziła, że „Historia walki kobiet o równość nie należy do żadnej feministki ani do żadnej organizacji, ale do zbiorowych wysiłków wszystkich, którym zależy na prawach człowieka”. I tego się trzymajmy, prawa człowieka dla każdego.
I tak na zakończenie, jestem dumna, że jestem Kobietą, a z okazji naszego święta w dniu 8 marca z radością przyjmę każde prawdziwe życzenia z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet.
Mówią, że nie ma lepszej rzeczy, niż gdy kobieta kobiecie dobrze życzy, dlatego i ja pozwolę sobie z tej ważnej dla nas okazji złożyć Wszystkim Kobietom życzenia wytrwałości i równości, a Ty ciesz się każdym swoim dniem i zrób wszystko, co w Twojej mocy, aby naprawdę zmienić sytuację kobiet, bo Jej, Twoje i moje imię to Kobieta.
Rysunki autorstwa Joanny Pawelskiej z tomiku „Jej imię… Kobieta”
-
Zapisane w gwiazdach
Minął kolejny rok, znowu jestem starsza, zapewne bardziej doświadczona, włosy przetykane srebrną poświatą niosą ze sobą znamiona mądrości… tylko w głowie i w sercu przekora młodości nie zgadza się z powagą i szarością dnia codziennego.
Jak zachować równowagę w tej sytuacji?
Nie da się, tym bardziej, że od lat naukowcy alarmują, że serce to tylko pompa, która tłoczy w nas życiodajną krew, a uczucia pochodzą z umysłu. No to ja się pytam, dlaczego moje serce drży, gdy emocje wibrują, dlaczego w brzuchu latają mi motyle, albo utknie tam na chwilę kamień milowy, skoro to tylko organy bez uczuć?
I co z nadchodzącymi Walentynkami, czy podarunek czekoladowego mózgu będzie bardziej romantyczny niż sercowy lizak?
Pytania mnożą się jak grzyby po deszczu, a tu za oknem piękna zima i oczywiście, jak to już w naszych czasach stało się tradycją, brak odpowiedzi na większość kwestii. Dlatego może nie warto zbyt drążyć i uwolnić umysł z nadmiaru odpowiedzialności, pochylając się nad tym, co przyniesie nam radość nim przyjdzie wiosna.
Zagłębiając się w tajniki dobrego nastroju, od razu trafiłam na artykuł, że dzisiaj jest najgorszy dzień w roku. Poniedziałek w kolorze błękitu, nazywany najbardziej depresyjnym dniem w roku stanął w poprzek pozytywnym myślom. Ja to mam szczęście, chcę napisać coś pozytywnego, a okazuje się, że nie mogę, bo dzisiaj jest „najbardziej depresyjny dzień w roku”. Nie powiem, trochę się zirytowałam i postanowiłam zbadać, dlaczego mam się dzisiaj czuć tak fatalnie. Internet, dobrodziejstwo czasów odpowiedziało mi w sekundzie. Okazało się, że Blue Monday wprowadził w 2004 roku Cliff Arnall – brytyjski psycholog. Od razu odetchnęłam z ulgą, że do 2004 r. nie musiałam mieć depresyjnych poniedziałków w styczniu. Potem doczytałam, że naukowiec wyznaczał datę najgorszego dnia roku za pomocą wzoru matematycznego. Wpływ miało słońce, postanowienia noworoczne i zaciągnięte kredyty na Bożonarodzeniowe prezenty. Potem wyszło na jaw, że od 2004 r. do 2011 r. depresję powinnam mieć w ostatni poniedziałek stycznia każdego roku, a dopiero po tej dacie w trzeci poniedziałek stycznia.
I roześmiałam się w głos, bo nie składam sobie noworocznych postanowień, bo świeci słońce, a wszystkie pieniądze wydałam z radością na prezenty gwiazdkowe, chociaż bez kredytu. Ale najważniejsze jest to, że nie poddałam się narzuconej intrydze.
Zwycięstwo zdrowego rozsądku, a może nieustająca pogoda ducha?
Nieważne powody, ważne że uświadomiłam sobie, jak łatwo dajemy się zmanipulować, popadając ze skrajności w skrajność, przyjmując smutne i złe rzeczy, które wsiąkają w nasze postrzeganie jak w gąbkę. Jeżeli tak jest rzeczywiście, to należy odwrócić tok myślenia i zadać sobie pytanie, dlaczego nasz umysł nie może przyjąć pozytywnych wrażeń, które nas zagrzeją do pracy, chęci przebywania z drugim człowiekiem, tak po prostu do zwykłej radości życia, i rozgoszczą się w umyśle i sercu na dłużej.
A jest się czym cieszyć, idzie nowe, lepsze, ponieważ w dniu 21 grudnia 2020 r. świat po Erze Ryb wszedł w Erę Wodnika, gdzie każda z dwunastu epok astrologicznych trwa około 2150 lat. Na niebie można było zaobserwować niezwykłe zjawisko koniunkcji Jowisza i Saturna zwane także Gwiazdą Betlejemską. Astronomowie zapatrzeni w swoje teleskopy śledzili zjawisko przyrodnicze, a astrolodzy/astrologowie (obie wersje poprawne) zacierają ręce, bo po czasach wojen, przelanej krwi, nakazów i zakazów wchodzimy w inny świat. Świat ludzkich doznań ma się otworzyć mentalnie i duchowo, przełamywać bariery i stereotypy, to będzie początek złotego wieku pełnego obfitości i wzajemnego zrozumienia.
Pierwszy miesiąc nowej ery dobiega końca… z moich obserwacji wynika, że na razie nie widać żadnych spektakularnych zmian (na chwilę włączyło się poniedziałkowe czarnowidztwo). Zreflektowałam się błyskawicznie, bo przecież nowa era dopiero się zaczęła i stawia w centrum życia człowieka, wiedzę i naukę. Będzie trwać ponad 2000 lat, więc i nam przyniesie dobro.
Biorąc pod uwagę poprzedni rok, zmartwienia zdrowotne i ekonomiczne, izolację społeczną i narastającą frustrację, taka zmiana jest nam potrzebna, i to już!
Szukajmy więc dobrych stron w nadchodzących godzinach, dniach i miesiącach. Dobro nadchodzi, jeszcze jest maleństwem, ale już tchnęło nadzieją. Nie wierzmy we wszystko, co nam podają media, zachowajmy odrobinę rozwagi i poczucia humoru.
A gdy się tak zdarzy, że samopoczucie będzie jednak nienajlepsze, zawsze możemy sobie powróżyć z kart, poczytać horoskop, sprawdzić biorytm lub popatrzeć w gwiazdy. Może to dzisiaj nasz gorszy dzień. Jednak jeden dzień, to nie powód, by poddać się na zawsze. Spotkanie z przyjaciółmi, spacer, dobra książka, film, ulepienie bałwana, czy co kto woli… (ja rozmawiam wtedy z moim Aniołem Stróżem, on mnie ma w swojej opiece, odkąd sięgam pamięcią). Każdy sposób, aby wyrwać się z marazmu, jest lepszy niż tkwienie w depresyjnej, niszczącej nas od środka aurze niechęci do wszystkiego. Dlatego poszukujmy tego, co jest dobre w nas i w gwiazdach, tego co jest najlepsze dla naszej pogody ducha.
Według astrologów będziemy mieli okazję żyć w najlepszej z er, w Erze Wodnika i niech tak się stanie!
18 stycznia 2021 r.
-
Przeminęło z wiatrem?
Był rok 1988, matura minęła pachnąc słonecznym majem, a brakujące dwa punkty z egzaminów na Politechnikę Warszawską zaważyły na całej mojej przyszłości. Linia życia zaczęła drążyć własną odnogę, nie mówiąc mi nic o własnych planach. I tak ścieżka wytyczona w myślach zatarła się u progu dorosłości. Niby nic, a jednak szykowała się zmiana, nie tylko dla PRL-u miał powiać wiatr odnowy. W powietrzu czuć było napięcie, a dorosłość wymagała odpowiedzialności, jasnych decyzji i postępowania, zgodnie z oczekiwaniem otoczenia. Trudne wyzwanie dla osoby, która na progu dorosłości musi dokonać wyboru między mniejszym złem, a niepewnością. Pierwsza praca, ZAIKS, okazała się błędnym wyborem życiowej drogi, za to druga w Szkole Głównej Służby Pożarniczej była jak świeży powiew ognistego podmuchu, kryła w sobie urozmaicenie i szykowała wyzwania.
Wówczas po raz pierwszy zakochałam się… w pożarnictwie. Idea służby dla dobra ludzi, profesjonalne czuwanie, by ugasić ogień. To była straż pożarna z krwi i kości, działania ochrony przeciwpożarowej były ukierunkowane na prowadzenie akcji ratowniczo-gaśniczych i podejmowanie działań w celu zmniejszenia zagrożenia pożarowego. Powiedzenie „Nie ma jak w straży, słońca nie ma, w d* parzy” w całej okazałości spełniało swoją rolę, do czasu, aż…
Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że 1988 rok, to także czas, gdy rozpoczęto prace nad zmianą wizerunku straży pożarnej. Młody człowiek patrzy śmiało w przyszłość, nie boi się wyzwań, chociaż nieznane za zakrętem może budzić obawy i nieśmiałość, to jednak chęć zdobywcy zwycięża wszelkie wątpliwości. Kolejne lata przyniosły przewrót, upadł PRL i mur berliński, a pierwsze na wpół demokratyczne wybory przywróciły Senat i Prezydenta. Czas zmian, niczym parowóz parł do przodu, gdy na bazarach królowało wszystko z plastiku, a wolność jawiła się pasmem tolerancji bez granic. W tym czasie, także w straży pożarnej trwały wytężone prace nad zmianami, i do tego tak rozległymi, dotyczącymi szerokiego zakresu ratownictwa, które wprowadziły do obrotu prawnego ustawą z dnia 24 sierpnia 1991 r. „nową-starą” formację pod nazwą Państwowa Straż Pożarna. Dla mnie to też był przewrót. We wrześniu tego roku wyprowadziłam się z Otwocka i zamieszkałam na Rzeszowszczyźnie, nieświadoma tego, co przyniesie mi los.
Państwowa Straż Pożarna, jako służba nie tylko przeznaczona do walki z pożarami, zaczęła funkcjonować z dniem 1 lipca 1992 r., a następnie razem z kolejnymi przemianami społeczno-gospodarczymi w kraju, rozwijała się, szkoliła i działała realizując coraz liczniejsze zadania z dziedziny ratownictwa, w coraz szerszym spektrum ochrony zdrowia, życia i mienia. Kolejnym etapem transformacji PSP była budowa krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego (KSRG), który rozpoczął działanie 1 stycznia 1995 r., wymagając mobilności i nie tylko wykwalifikowanej kadry, ale także specjalistycznego sprzętu. Diametralnie zmieniło się wyposażenie specjalistyczne, formy i sposób działań kontrolno-rozpoznawczych. Ratownictwo drogowe, medyczne, chemiczne, ekologiczne, powodziowe, i kolejne z coraz bardziej specjalistycznych takie jak wysokościowe, nurkowe, radiologiczne, wymusiły nie tylko podnoszenie kwalifikacji wśród strażaków, ale także wprowadzenie specjalistycznego sprzętu, który umożliwi podjęcie taktycznych działań. Mechanizm złożony na początku z działań ratowniczo-gaśniczych i prewencyjnych, zaczął rosnąć, wymuszając na ratownikach pełnej dyspozycyjności fizyczno-umysłowej. Szerokie spektrum zadań zachęciło do zacieśnienia współpracy, szczególnie przez włączenie do systemu ratowniczo-gaśniczego jednostek ochotniczych straży pożarnych, a także nawiązano współpracę z innymi podmiotami, które zajmowały się wyspecjalizowanymi gałęziami różnego rodzaju ratownictwa. Diametralnie zmieniło się wyposażenie jednostek ratowniczo-gaśniczych PSP, a także formy i metody działań kontrolno-rozpoznawczych, które położyły nacisk na prowadzenie działalności prewencyjnej wśród społeczeństwa.
Z dniem 1 stycznia 1999 r. weszła w życie reforma administracji publicznej, a 11 dnia tego miesiąca ponownie złączyłam swoją ścieżkę ze strażą pożarną. Najpierw, jako pracownik cywilny, a potem strażak, do dzisiaj czynnie uczestniczę w jej szeregach.
Wiatr odnowy, który w latach osiemdziesiątych natchnął mnie miłością trwa, a 4 maja, święto Strażaków, który przeminął wraz z majowym podmuchem, natchnął mnie refleksją.
Wróciły wspomnienia…
5 miesięcy skoszarowanego życia na kursie podstawowym, gdzie uczono mnie podstaw pożarnictwa, musztry, skoordynowanej współpracy z innymi strażakami, zasad podległości służbowej i faktycznej umiejętności wykorzystania nabytej wiedzy. Czołganie w załomach imitujących zawalone budynki, w zadymieniu i ciemności, zwijanie węży, tuż po przeprowadzonym rozwinięciu w celu ugaszenia „pożaru”, wędrówki w kombinezonach chemicznych, nocne warty i alarmy. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale strażak musi się ciągle doskonalić zawodowo, więc niebawem udało mi się zakwalifikować na szkolenie wyższego szczebla, i tak rozpoczęłam kolejny kurs na szkoleniu podoficerskim Tutaj przez ponad trzy miesiące byliśmy skoszarowani, nie tylko w celu szlifowania nabytych umiejętności. Nowy poziom, inne wyzwania, ciągły poligon wiedzy i wyimaginowanych akcji. Pamiętam, jak po jednym takim dniu z ćwiczeniami ratowniczymi pocięliśmy (specjalnymi nożycami) całe auto we 4 osoby. Przez tydzień miałam wrażenie, że moje ręce sięgają ziemi, taki to był wysiłek fizyczny, ciężki nie tylko dla kobiety. Innego dnia ćwiczyliśmy akcję gaszenia pożarów lasów, a tam, każdy strażak wie, kilometry rozciągniętych węży, przetaczanie i przepompowywanie wody na duże odległości, a potem oczywiście kolejne wyzwanie, takie jak zjazdy samo ratownicze z III piętra budynku. Największą traumę przeżyłam, gdy ewakuując mieszkańców „palącego się” budynku, nie znaleźliśmy schowanego za wersalką dziecka. Szok był tak duży, że do dzisiaj mam w pamięci to ćwiczenie. Takie wydarzenia uczą respektu i nakazują zachować przenikliwość podczas wszystkich zdarzeń. I znowu mogłabym tych złożonych i bardziej skomplikowanych działań wymieniać bez umiaru, ale przede mną stały już inne wyzwania, w dążeniu do umiejętności dowodzenia i profesjonalnego zarządzania zasobami ludzkimi w Państwowej Straży Pożarnej, swoje podwoje otworzyła dla mnie Szkoła Aspirantów, a potem Szkoła Główna Służby Pożarniczej, a pomiędzy tym wszystkim, szkolenia i kursy specjalistyczne.
Wór pełen pamięci, wielu poznanych ludzi z całego kraju, nawiązane przyjaźnie, i doświadczenie, które każdy z nas nabywa w swoich dziedzinach pracy i służby. Jak w kalejdoskopie przesuwają się wspomnienia ludzi, miejsca i czasu, kawał historii, mojej i PSP, przeplatają się dając zadowolenie z pracy, służby i życia. To także respekt, przed odpowiedzialnością, pokorą do wiedzy, szacunkiem do ludzi, którzy każdego dnia muszą się uczyć, by nie zawieść drugiego człowieka, by uratować mu życie, zdrowie lub mienie. Ciężar odpowiedzialności, który chociaż ukryty, czuwa, by nonszalancja nigdy nie zagościła w strażackich murach.
Podobno miłość przemija z wiatrem niesiona, roznosi ogień niszcząc to, co cenne. Strażacy dzisiaj nie tylko gaszą ten ogień zniszczenia, działają na wielu płaszczyznach przynosząc ukojenie naprzeciw nieokiełznanemu niebezpieczeństwu. Życzenia z okazji św. Floriana składamy sobie raz w roku, w moim sercu miłość do służby strażaka trwa, i majowe tchnienie wiatru tylko ją rozbudziło, przywołując wspomnienia sprzed lat.
-
Konstytucja 3 Maja
Ostatnio naszła mnie mała refleksja konstytucyjna. Zapisane w pamięci okruchy wspomnień z lat młodzieńczych, lekcje, które miały wpoić wiedzę i oszlifować fundament dumy narodowej, wyszły z zakamarków świadomości, przynosząc pewność dobrze spełnionego obowiązku szkolnego. Jak strofy ulubionego wiersza, przysłonięte niepamięcią czasu, powróciły nagle, zmuszając umysł do szperania. Dawniej musiałabym wyruszyć do biblioteki, by w jej zasobach odszukać książkę, która pozwoliłaby odkurzyć pamięć na nowo. Dzisiaj, bez chwili wahania wpisałam interesujące mnie hasło w przeglądarkę Google i po chwili zapomniany tekst ukazał się moim oczom…
Konstytucja 3 Maja, czyli Ustawa Rządowa z dnia 3 maja – uchwalona 3 maja 1791 roku ustawa regulująca ustrój prawny Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Pierwsza w Europie, druga na świecie po amerykańskiej konstytucji z 1787 r. Kompromis szlachecko-królewski łączył wyobrażenia o rzeczywistej demokracji szlacheckiej z królewskim programem monarchii konstytucyjnej. Konstytucja została przyjęta większością głosów, co zostało owacyjnie przyjęte przez publiczność i tłum zgromadzony przed zamkiem.
Otworzona stronica ukazała tekst rozpoczynający się uroczyście preambułą, która zawierała motywy wydania aktu oraz określiła cele, jakim konstytucja powinna służyć. Zagłębiłam się w tekst starego dokumentu, z uwagą śledząc jego przesłanie. Dziwne uczucie, gdy po latach odkurzasz pamięć, a doświadczenie zebrane z wiekiem, otwiera Ci oczy i rzuca zupełnie nowe spostrzeżenia, takie, o których w wieku szkolnym w ogóle nie masz pojęcia. Zaczytałam się w staropolskim języku z uwagą przynależną wiekowi „ (…) długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła, wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą, egzystencję polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w ręce nasze jest powierzony, chcąc oraz na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć, mimo przeszkód, które w nas namiętności sprawować mogą dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia Ojczyzny naszej i jej granic z największą stałością ducha, niniejszą konstytucję uchwalamy”.
Od czasu uchwalenia Konstytucji 3 Maja minęło już 229 lat, świat się rozpędził i rozwinął dotykając nieba, a ja mam wrażenie, że treść preambuły nadal jest aktualna, żyje od lat w symbiozie ze wszystkimi naszymi bolączkami narodowymi, jakby te stare karty natchnął głos z nieba, nie pozwalając im zatracić prawdy najważniejszej – dobro narodu ponad wszystko.
Kolejne stronice Konstytucji to jedenaście wątków, którym w ówczesnych czasach zapewniono miejsce w naszej historii. Poczesne miejsce zajęła religia. „Religią narodową panującą jest i będzie wiara święta rzymska katolicka ze wszystkimi jej prawami; (…). Że zaś taż sama wiara święta przykazuje nam kochać bliźnich naszych, przeto wszystkim ludziom jakiegokolwiek bądź wyznania, pokój w wierze i opiekę rządową winniśmy (…)”.
Tuż za nią unormowano prawnie szlachtę stanowiąc, że: „Wszystką szlachtę równymi być między sobą uznajemy, nie tylko co do starania się o urzędy i o sprawowanie posług Ojczyźnie, honor, sławę, pożytek przynoszących, ale oraz co do równego używania przywilejów i prerogatyw stanowi szlacheckiemu służących. Nade wszystko zaś prawa bezpieczeństwa osobistego, wolności osobistej i własności gruntowej i ruchomej tak, jak od wieków każdemu służyły, świątobliwie, nienaruszenie zachowane mieć chcemy i zachowujemy; zaręczając najuroczyściej, iż przeciwko własności czyjejkolwiek żadnej odmiany lub ekscepcji w prawie niedopuścimy, owszem najwyższa władza krajowa i rząd przez nią ustanowiony, żadnych pretensyi pod pretekstem iurium regalium*”.
Już w XVIII wieku myśl reformatorów była jasna i ograniczała monopolistyczne zapędy władzy królewskiej na rzecz wolności obywateli, zarówno osobistej, jak i majątkowej, podkreślając wagę wolności dla wszystkich. „Dlatego bezpieczeństwo osobiste i wszelka własność, komukolwiek z prawa przynależna, jako prawdziwy społeczności węzeł, jako źrenicę wolności obywatelskiej szanujemy, zabezpieczamy, utwierdzamy i aby na potomne czasy szanowane, ubezpieczone i nienaruszone zostawały, mieć chcemy.”
Należy wspomnieć, że to czasy podziału na klasy społeczne, a jednak nie pominięto w Konstytucji 3 Maja społeczności mieszczańskiej zapewniając jej już w trzeciej części prawo wolności „Miasta Nasze Królewskie wolne w państwach Rzeczypospolitej w zupełności utrzymane mieć chcemy”. Nie zapomniano także o chłopach, i w punkcie czwartym zagwarantowano im opiekę prawną, wolność i ochronę praw nabytych. „Lud rolniczy, z pod którego ręki płynie najobfitsze bogactw krajowych źrodło, który najliczniejszą w narodzie stanowi ludność, a zatem najdzielniejszą kraju siłę, (…) pod opiekę prawa i rządu krajowego przyjmujemy, (…),a chcąc jak najskuteczniej zachęcić pomnożenie ludności krajowej, ogłaszamy wolność zupełną dla wszystkich ludzi (…) jak tylko stanie nogą na ziemi polskiej, wolnym jest zupełnie użyć przemysłu swego jak i gdzie chce, wolny jest czynić umowy na osiadłość, robociznę lub czynsze, jak i dopóki się umowi, wolny jest osiadać w mieście lub na wsiach, wolny jest mieszkać w Polszcze, lub do kraju, do którego zechce, powrócić, uczyniwszy zadosyć obowiązkom, które dobrowolnie na siebie przyjął.”
Punkt piąty Konstytucji 3 Maja jest historycznym uznaniem trójpodziału władzy w Polsce, w którym rząd czyli: „Wszelka władza społeczności ludzkiej początek swój bierze z woli narodu. Aby więc całość państw, wolność obywatelską i porządek społeczności w równej wadze na zawsze zostawały, trzy władze rząd narodu polskiego składać powinny i z woli prawa niniejszego na zawsze składać będą, to jest: władza prawodawcza w Stanach zgromadzonych, władza najwyższa wykonawcza w królu i Straży, i władza sądownicza w jurysdykcjach, na ten koniec ustanowionych, lub ustanowić się mających.”
Usankcjonowany podział władzy jest przełomowym ukoronowaniem myśli Oświecenia sformułowanej przez Charlesa Louisa de Montesquie zwanego Monteskiuszem. W książce „O duchu praw” Monteskiusz sformułował zasadę trójpodziału władzy i jej wzajemnej równowagi, w myśl której władza powinna dzielić się na wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą. Taki podział miał zapobiec pojawieniu się władzy despotycznej, gdyż każdy z tych trzech elementów ma się wzajemnie kontrolować.
Kolejne 3 punkty konstytucji to rozwinięcie trójpodziału władzy i przyznanie kompetencji zgodnie z ich właściwością:
- Sejm czyli Stany zgromadzone na dwie Izby dzielić się będą: na Izbę Poselską i na Izbę Senatorską pod prezydencja Króla. Izba Poselska, jako wyobrażenie i skład wszechwładztwa narodowego, będzie światynią prawodawstwa. Przeto w Izbie Poselskiej najpierwej decydowane będą wszystkie projekta. Każde prawo, które po przejściu formalnem w Izbie Poselskiej do Senatu natychmiast przesłane być powinno, przyjąć lub wstrzymać do dalszej narodu deliberacji opisaną w prawie większością głosów; przyjęcie moc i świętość prawa nadawać będzie; wstrzymanie zaś zawiesi tylko prawo do przyszłego ordynaryjnego sejmu, na którym gdy powtórna nastąpi zgoda, prawo zawieszone od Senatu przyjętem być musi.
- Żaden rząd najdoskonalszy bez dzielnej władzy wykonawczej stać nie może. Szczęśliwość narodów od praw sprawiedliwych, praw skutek od ich wykonania należy. Doświadczenie nauczyło, że zaniedbanie tej części rządu nieszczęściami napełniło Polskę. Zawarowawszy przeto wolnemu narodowi Polskiemu władzę praw sobie stanowienia i moc baczności nad wszelką wykonawczą władzą, oraz wybierania urzędników do magistratur, władze najwyższego wykonywania praw królowi w radzie jego oddajemy, która to rada Strażą Praw zwać się będzie. Władza wykonawcza do pilnowania praw i onych pełnienia ścisle jest obowiązana.
- Władza sądownicza nie może być wykonywana ani przez władze prawodawczą, ani przez króla, lecz przez magistratury na ten koniec ustanowione i wybierane. Powinna zaś być tak do miejsc przywiązana, żeby każdy człowiek bliską dla siebie znalazł sprawiedliwość, żeby przestępny widział wszędzie groźną nad sobą rękę krajowego rządu.
W punkcie dziesiątym Konstytucji 3 Maja omówiono edukację dzieci królewskich, a na zakończenie w punkcie jedenastym unormowano siły zbrojne stanowiąc, że: „Naród winien jest sobie samemu obronę od napaści i dla przestrzegania całości swojej. Wszyscy przeto obywatele są obrońcami całości i swobód narodowych. Wojsko nic innego nie jest, tylko wyciągniętą siłą obronną i porządną z ogólnej siły narodu. Naród winien wojsku swemu nadgrodę i poważanie za to, iż się poświęca jedynie dla jego obrony. Wojsko winno narodowi strzeżenie granic i spokojności powszechnej, słowem winno być jego najsilniejszą tarczą.”
Historia to nie tylko opowieść udokumentowana w formie pisemnej, ale to przede wszystkim fakty, które tworzą naszą tożsamość narodową, dając nam pewność miejsca i poczucie przynależności do wspólnoty ludzi, którzy nie tylko mówią tym samym językiem. Kształtowanie jedności narodowej to proces długotrwały i wymagający. Składa się na niego wiele czynników, poczynając od rodziny, a kończąc na szeroko pojętej świadomości narodowej. My Polacy, mamy czym się szczycić. W świadomości świata nasz rodowód sięga głęboko, ponad tysiąc lat jedności, pomimo różnych przeciwności losu, a korzenie nasze wzbogacone doświadczeniem przodków dają pewność przynależności. Połączeni na dobre i na złe imieniem Polak, mamy prawo nosić podniesioną głowę, karmiąc nasze dzieci kartkami przeszłości. Gdzieś przeczytałam, że Święto Konstytucji 3 Maja, nie powinno mieć miejsca, bo została ona wprowadzona w życie w warunkach zamachu stanu i przy obejściu ówczesnego prawa. Dla niektórych to żart historii, dla mnie, to nie tylko postępowe w ówczesnych czasach dzieło praw i wolności obywatelskich, lecz także nasza spuścizna, która nadal aktualna w swoim przekazie, powinna być pielęgnowania nie tylko dla pamięci naszych przodków.
Wiwat, wiwat 3 Maj, wiwat, wiwat Konstytucja!
*iurium regalium – władza królewska
W artykule wykorzystano fragmenty Konstytucji 3 Maja z dnia 3 maja 1791 r., zachowując oryginalną pisownię.
-
W poszukiwaniu wiosny…
W marcu planowane było ostatnie w tym sezonie spotkanie w piwnicach Midasa pt. Słowa złotem szeptane w piwnicach Midasa, czyli w poszukiwaniu wiosny. Na scenie miał wystąpić po raz pierwszy zespół Muza, a poetyckie słowo niosło w sobie dozę optymizmu i powiewu wiosennej świeżości.
Niestety, jak to w życiu bywa, nie wszystko, co sobie zaplanujemy można zrealizować. Tym razem przeszkoda niewidoczna, ale bardzo dotkliwa czai się na nas w zakamarkach nieprzewidywalnych. Wypełzła niespodziewanie, atakując dotkliwie, dlatego przymusowa kwarantanna, może niezbyt atrakcyjna, ale może nas przed nią ustrzec. I tak, w dobie XXI wieku zetknęliśmy się z sytuacją, która przez wieki dziesiątkowała ludzkość, a nam wydawało się, że historyczne zapiski tragicznych plag odnaleźć możemy jedynie na stronach starych ksiąg. Jednak życie rządzi swoimi prawami, pisząc scenariusze nieprzewidywalne, łamiąc serca i kieszenie, tworzy meandry niepewnego jutra. Dlatego pomyślałam sobie, że może warto odwrócić, choć przez chwilę myśli od złej aury i poszukać okruchów wiosennego optymizmu pomimo przeciwności losu.
Powiew wiatru i okres oczekiwania niosą ze sobą zawsze nadzieję, na wiosenne porządki, wygnanie wirusa, wyzwolenie myśli, lepsze jutro, uśmiech i wsparcie drugiego człowieka. Może to jest właśnie ten czas, by zacząć wiosenne porządki, w pierwszej kolejności, we własnym umyśle, sercu i duszy…, a potem będzie już łatwiej, bo zostaną nam, tylko te, które wymagają wysiłku fizycznego. A praca zawsze wzbogaca.
I rymując za Janem Brzechwą otwórzmy oczy, uchylmy okna i przewietrzmy głowy, gdyż:
Wiosna w kwietniu zbudziła się z rana,
Wyszła wprawdzie troszeczkę zaspana,
Lecz zajrzała we wszystkie zakątki:
– Zaczynamy wiosenne porządki.To dobry czas, pracowity i pełen napięcia, gdy ziemia zaczyna pękać, budzi się do życia, trawa już zielenią błyska, a rabaty nieśmiało zamieniają się w kolorowe łąki.
Czujecie ten zapach potu ogrodnika?
Właśnie przetarł spocone czoło ręką pełną grudek ziemi. Wygląda zabawnie, a jego oczy błyszczą radością pracy, przesiąkniętą wizją przyszłych plonów. A tam w oddali hałas, oczywiście, to dzieciaki łaknąc słońca turlają się po zboczu niewielkiej góry. Dzwoniący śmiech nasuwa wspomnienia błogiego dzieciństwa, które na zawsze pozostanie po słonecznej stronie pamięci. Na asfaltowej drodze, w oddali spacerują ludzie, ich myśli spowite splecionymi dłońmi, stają się zaprzeczeniem samotności. Spoglądam zza płotu, na te zbocza wokoło, niebawem zakwitnie tarnina, zrobi się biało i pewnie zimno, ale to nic, to tylko chwila, może rodzinnie zapalimy grilla?
Zapach palonego drewna i ogień wesoło tańczący, dadzą ukojenie zmysłów, po pracy wyczerpującej, nastroją żołądek i myśli leniwie. To nic, że jeszcze w zamknięciu, ważne, że szczęśliwie dym snuje się w niebo. Wiosna niesie odrodzenie, wiatrem rozwiewając smutki, a my zachowajmy dobro w sercu, bo ten sezon jest krótki, cieszmy się chwilą, dzielmy uśmiechem, szykujmy się na nowe doznania. Wymiećmy kurz, wyplewmy chwasty, przetrzyjmy okulary, i napawajmy się świeżością wiatru.
Czujecie ten zapach dymu?
Sąsiad rozpalił ognisko, pali pozimowe resztki, zadymił osiedle, to są jego „grzeszki”, ale czy warte nagany w ten wiosenny czas?
Może lepiej przeczekać chwilę w domowym zaciszu, a potem… snując wizję wiosny razem z Marią Pawlikowską Jasnorzewską (w ogrodzie wyobraźni) uśmiechnijmy się do marzeń, bo:
Gdy wiosna zaświta,
jest w ogrodzie raz cieniej, raz jaśniej.
Wciąż coś zakwita, przekwita.
Wczoraj kwitło moje serce. Dziś jaśmin.I tak na zakończenie, na przekór wszystkiemu, róbcie porządki i nie żałujcie niczego!
A gdy noc minie, posłuchajcie od świtu jak dzwoni i dźwięczy życie!
To ptaki zagościły się na dobre, nucąc nam codziennie wiosenne trele.
-
Zawsze będę przy Tobie
„Życie to krótka chwila między pierwszym i ostatnim oddechem.”
Autor nieznany
Są takie dni w moim życiu, gdy wspomnienia sięgają pierwszych kroków, nieśmiało skierowanych w przyszłość. Blond głowa, pełna delikatnych loków i choinka ozdobiona anielskim włosem, pachnąca i żarząca się dyskretnie ognikami płonących świeczek.
– Nie dotykaj, bo się oparzysz! – czujność mamusi skupiła moją uwagę, aczkolwiek nie do końca mogłam uwierzyć w prawdziwość słów przekazanych z troską w głosie. Wówczas tatuś podniósł mnie i delikatnie pokazał kryjące się niebezpieczeństwo w migotliwym blasku świec. Ja i oni, cóż może chcieć małe dziecko, któremu rodzice chcą przychylić nieba, do czasu, aż urodziła się siostra.
To takie niesprawiedliwe, dzielić się miłością obojga z innym dzieckiem. Przecież każdy chce mieć wszystko, dużo więcej niż może dostać, a może to tylko złudzenie…
Po kilku latach na świat przyszła trzecia siostra. To już była normalność, bo podzielić z dwóch na trzy jest dużo łatwiejsze niż odebranie pewnej części zainteresowania tylko moją osobą. Już się do tego przyzwyczaiłam.
Dzień za dniem płynął leniwie (do dzisiaj nie wiem, dlaczego wówczas nie mogłam się doczekać kolejnego dnia, spotkania, wydarzenia), a ja dorastałam coraz bardziej świadoma swojego charakteru. Ciężki orzech do zgryzienia, z wiekiem przemieniał się w stal, hardział, przybierał pancerz czujności, by uzbroić się po zęby na dorosłe życie.
Jednak najważniejsza była i jest rodzina, wyssałam to z mlekiem matki, z szacunku patriarchalnego i miłości do bliźniego. Wszystkie święta w moim domu pielęgnowane były z pietyzmem i namaszczeniem ich uroczystego charakteru, także dzisiejsze, to był cały rytuał, który rozpoczynał się na długo przed 1 listopada. Tradycją było, że znicze na groby robiliśmy sami, a zapach topionego wosku w starym czajniku rozchodził się po całym domu. Tatuś zawsze pilnował, aby nic nam się nie stało, ale pozwalał nam wycinać knoty i wtykać je do skrzętnie przygotowanych zniczy.
Po obiedzie, spacerkiem wędrowaliśmy na cmentarz. To była prawdziwa wyprawa z pełnymi siatkami, które dźwigałyśmy same z mozołem, gdy rodzice dźwigali kolorowe chryzantemy. Grób za grobem, u dziadka w pierwszej kolejności, a potem była jeszcze ciocia, wujek, i inni, których nigdy nie miałam okazji poznać.
Lata mijały, dorastałam, poznawałam nowych ludzi, a czas skracał swoją leniwość. Przyśpieszał, z każdym dniem, miesiącem i rokiem, aż zaczęli odchodzić coraz bliżsi memu sercu ludzie.
Rodzice, jak zawsze dbali, by nie pominąć żadnego grobu, bo jak mówiła mamusia o nas też kiedyś powinien ktoś pamiętać. Jej słowa były takie nierzeczywiste, modlitwa nad grobami, dla pamięci, aby tam po drugiej stronie tym, co przeszli już most było lepiej. Już babcia Rózia podkreślała, że pamięć o bliskich i modlitwa, to wsparcie także dla nas wtedy, gdy my sami jesteśmy w potrzebie.
Może to wpajana od dziecka ścieżka pamięci o tych, co odeszli, a może wiara przodków w siłę dobrych uczynków… nie wiem, ale po latach wiem jedno…
nastał czas, gdy bliscy mi najbardziej odeszli, a wraz z nimi zniknęła zewnętrza siła wsparcia.
Za życia rodzice zawsze podkreślali, że nie ma rzeczy niemożliwych, a na ich pomoc zawsze mogę liczyć. Słowa, przez lata wpajane mi z pewnością prawdy jedynej i niezaprzeczalnej, niejednokrotnie zamieniały się w pomoc, bezwarunkową i niezawodną.
Kochali nas takimi, jakie byłyśmy, pozwalając na odrobinę ekstrawagancji i odmienności. Ta wolność była bezcenna, a zrozumienie wzruszało. Mogłam tego dotknąć na moich wieczorach poetyckich, gdy rodzice okazywali dumę i nie wstydzili się ocieranej łzy wzruszenia, pozostawiając w mojej pamięci na zawsze niezapomniany kadr wspomnień.
Przeżyli wspólnie 50 lat, zostawiając nam w pamięci żywe przykazanie miłości.
I odeszli, zostawiając pustkę. Tego nigdy się nie da zapełnić, ale taka jest kolej rzeczy. Nikogo z nas nie ominie. Wszyscy jesteśmy tego świadomi, ale słowa mamusi „Zawsze będę przy Tobie” nabrały innego wyrazu, nie wyblakły, chociaż zmieniło się status quo. Każdego dnia oni są ze mną, w moim sercu i umyśle, a rozmowy z nimi i okruszki, jakie mi zostawiają niczym drogowskaz w chwili zwątpienia, pozwalają nadal wierzyć, że są przy mnie i mojej rodzinie. Czuwają, wspierają, dodają odwagi i pomagają, by ścieżka życia nie była zbyt ciernista.
Ja wiem, jestem pewna, że wszystkie duchy opiekuńcze naszej rodziny są z nami na dobre i na złe, bo tylko w miłości ukryte skrzydła nadziei skrywają bogactwo Wszechświata!