-
Kreator życia
Minęła właśnie 7.58, za oknem mrok zaczyna rozjaśniać poranne zawierzenie.
Zimowy poranek i ponowne spojrzenie na samochodowy zegar uświadamia mi, że nie zmieniłam czasu. I teraz letnie godziny poranka przenikają wszystkie odcienie szarości. Ten ostatni dzień kolejnego roku mojego życia siąpi łzawym wspomnieniem, a wycieraczki zabierają w przeszłość okruchy minionego roku. Kardynał Stefan Wyszyński powiedział kiedyś, że „Nie to jest ważne, by krytykować przeszłość, lecz aby swój własny wysiłek włożyć w lepszą przyszłość”. To dobre motto, takie pobudzające do snucia planów i rozwijania marzeń. A jednak pogoda ostatniego dnia grudnia nie skłania do optymistycznych planów. Jej depresyjny nastrój udziela się od świtu, późnego, pomimo wydłużającego się dnia. Ruch na ulicy prawie niewidoczny, pojedyncze auta suną przed siebie rozbłyskając mlecznym spojrzeniem. Jest jeszcze leniwie, ale gdy zacznie zbliżać się znowu ciemność, werwy nabierze nadchodzący wieczór. Rok 2021 nieuchronnie odchodzi do historii.
W pamięci z czasem zatrą się wspomnienia, błahe wyblakną szybciej, te zwyczajne zawisną na dłużej, a te często niespodziewane zostawią w sercu radość lub smutek. Niektóre z nich uniosą nas pod niebo, a inne wdepczą w ziemię lub rozbiją nasze serce niczym kryształ na miliony kawałków. Kolejny rok zatoczył pełny krąg. Już jutro będę starsza o kolejną datę.Nieubłagalny upływ czasu (to prawda, że z wiekiem przyśpiesza) rzuca kolejne wyzwanie. Powściągliwość krytyki i tradycyjne przemyślenia na Nowy Rok. A może całkiem nowe szlaki podróży w przyszłość?
Ta niepewność jutra mobilizuje wszystkie myśli. W sumie dlaczego nie, przecież snucie marzeń i planów na przyszłość leży w mojej naturze. Energia kosmosu przenika poprzez zachmurzone niebo dając sygnał, przecież trwa Era Wodnika, czas dla odważnych, twórczych, idealistów nie bojących się wyzwań. Docierają do mnie sygnały wpadające przez uchylone okno. I ta nieodmienna wiara, nadzieja i miłość do świata zaczyna się budzić z porannego letargu.
Tak, dualistyczne podejście do życia, gdy psychika zmusza ciało do działania, a duch bojowy prostuje plecy na przekór aurze… kocham takie wyzwania, najtrudniejsze gdy walka toczy się wewnątrz ciebie samego.
Jednak jutro będzie nowy dzień, który być może przyniesie słońce i spełnienie tego najważniejszego z marzeń!
Tego życzę Wam i sobie, a tuż po północy oczywiście niech zabrzmi tradycyjne „Do siego roku!”.
-
Narodziny
„Homo sum et nil humanum, a me alienum esse puto”
Związana pępowiną,
pod sercem rodzicielki
było ciepło i bezpiecznie.
Narodzin nie pamiętam,
nie czułam bólu tylko pieszczotę,
muśnięcie warg i ciepło matczynej piersi.
Tak sobie wyobrażałam
tę miłość przelewaną
przez lata, aż do jej śmierci.
Związane pępowiną
pod moim sercem
dzieci miłości.
Narodziły się w bólu,
słyszę ich krzyk!
A potem dałam im ciepło
własnej piersi i muśnięcie warg,
pieszczotę szczęścia.
Przez całe życie
pielęgnuję tę miłość…
I tak każdego dnia, aż do śmierci!
-
Za ścianą ciszy
Pewnego dnia napisała do mnie Pani z Wydawnictwa Dragan, w sprawie ich nowej publikacji, która właśnie się ukazała. Z rozmowy telefonicznej, którą przeprowadziłam wynikało, że książka napisana przez młodą pisarkę, Annę Ziobro z Rzeszowa porusza sprawy trudne społecznie i ukazuje problemy wewnętrzne osób z niepełnosprawnościami. Zaciekawiło mnie to, więc postanowiłam się spotkać z Autorką osobiście. W międzyczasie trochę poszperałam, trochę poczytałam i dzisiaj chciałabym Czytelnikom Wagi i Miecza przedstawić strzyżowiankę, Panią Annę Ziobro, która wydała swoją drugą powieść pt. Za ścianą ciszy. Kim jest, o czym mówi jej nowa powieść, jakie tematy Autorka lubi poruszać, i jakie ma plany na przyszłość, o tym dowiemy się poniżej, zapraszam na wywiad z Anną Ziobro.
U.R.: Pani Aniu, jest pani strzyżowianką, która mieszka i pracuje w Rzeszowie. Proszę nam opowiedzieć trochę osobie.
Anna Ziobro: Jestem kobietą wielozadaniową: mamą, żoną, gospodynią domową, pracownikiem etatowym, a od pewnego czasu także autorką książek. Od skończenia studiów pracuję jako tłumacz i korektor tekstów dla lubelskiej firmy, ale aktualnie mieszkam z rodziną w Rzeszowie. Moja praca zawodowa poniekąd ułatwia mi to, co robię w wolnym czasie, czyli tworzenie opowieści.
U.R.: Czy nadal jest Pani związana ze swoim rodzinnym miastem?
A.Z.: Często bywam w Strzyżowie, bo nadal mieszkają tam moi rodzice i część znajomych. Mam do tego miasta sentyment, bo tu się wychowałam i tu zaczęła się moja przygoda z czytaniem (namiętnie pożyczałam książki z lokalnej biblioteki) i pisaniem.
U.R.: Wiem, że pisze Pani wiersze, a w 2020 r. wydała Pani swoją pierwszą powieść pt. Tysiąc kawałków. Pierwsza książka była o…?
A.Z.: Miłości. Nie jest to jednak prosta historia ze słodkim happy endem, tylko opowieść o dwojgu ludziach, którzy spotkali się przypadkiem i wybuchło pomiędzy nimi z początku piękne i szczere uczucie, które z czasem u jednego z nich przyjęło zaborczą formę. Powieść pokazuje, że jeden błąd może spowodować lawinę kolejnych, ale też że nigdy nie jest za późno na to, by odnaleźć szczęście.
U.R.: Skąd w ogóle pomysł, aby pisać?
A.Z.: To jest dość ciekawa historia, bo ja nie planowałam napisania książki. Pomysł na debiutancką powieść pojawił się zupełnie znienacka, w momencie kiedy miałam na głowie wiele różnych spraw i cierpiałam raczej na chroniczny brak czasu niż na jego nadmiar. Ale ten pomysł zaczął dojrzewać w mojej głowie, aż w końcu nabrał tak konkretnych kształtów, że zasiadłam do pisania ‒ jednak z myślą, że nie doprowadzę sprawy do końca albo że wyjdzie z tego co najwyżej opowiadanie. Ostatecznie wyszła powieść o objętości niespełna 400 stron, a później pojawiły się kolejne pomysły.
U.R.: I kolejne pytanie, które od razu mi się nasuwa, skąd czerpie Pani pomysły na wątki w powieści?
A.Z.: Pytanie o inspirację jest dla mnie dość trudne, ponieważ nie potrafię wskazać jednego źródła. Dużo czytam, nie tylko książek, ale też reportaży, artykułów, wpisów internetowych. Obserwuję świat, lubię rozmawiać z ludźmi, analizować, wyciągać wnioski… Mogę więc powiedzieć, że inspiruje mnie samo życie, tym bardziej że staram się, aby moje powieści były autentyczne i opowiadały o realnym świecie.
U.R.: Wracając do powieści, dzięki której dzisiaj rozmawiamy. Za ścianą ciszy, to nie jest typowy romans o nieszczęśliwej miłości, tylko opowieść dotykająca spraw trudnych, o których często człowiek w pełni sprawny w ogóle nie ma pojęcia. Co musi zrobić Autor, aby jego słowa były wiarygodne, a postać prawdziwa?
A.Z.: Mam wrażenie, że romansów o nieszczęśliwej (ewentualnie szczęśliwej) miłości jest na rynku wydawniczym bardzo dużo, dlatego staram się podchodzić do tematu miłości w trochę inny sposób, ukazując jej różne oblicza. Uważam, że warto poruszać trudne i niepopularne tematy, jak choroba czy niepełnosprawność, bo wciąż za mało się o tym mówi i wiele osób jest nieświadomych problemu. Żeby jednak historia była wiarygodna, a postać prawdziwa, konieczne jest w moim odczuciu dogłębne zbadanie problemu przez samego autora, poświęcenie mu odpowiednio dużo czasu i miejsca w powieści. Nie wystarczy nakreślić go pobieżnie, bo wtedy trudno o tę wiarygodność. Z drugiej strony nie chciałam zagłębiać się w fachowe zagadnienia i pojęcia, które mogłyby nie być zbyt przystępne dla czytelnika, tylko znaleźć pewnego rodzaju złoty środek.
U.R.: Czy ma Pani doświadczenie na co dzień z niepełnosprawnością?
A.Z.: Nie.
U.R.: Jeżeli tak, to jak ją Pani postrzega, jeżeli nie to skąd czerpała Pani inspirację dla głównej bohaterki.
A.Z.: Psychologia choroby i niepełnosprawności oraz ich społeczny wymiar od dawna mnie interesują. Dużo o tym czytam ‒ nie tylko literaturę fachową, ale przede wszystkim relacje z życia wzięte. Aby stworzyć Idę ‒ główną bohaterkę mojej powieści, wertowałam blogi prowadzone przez osoby niesłyszące lub niedosłyszące, bądź osoby na co dzień z nimi obcujące. Czytałam wpisy na forach dedykowanych problemowi niedosłuchu. Oglądałam też tutoriale języka migowego. To wszystko pozwoliło mi spojrzeć na całą historię oczami Idy.
U.R.: Pomysł, wena i twórcza kreatywność towarzyszą Pani od lat. Czy utożsamia się Pani z głównymi bohaterami, czy jednak jest to tylko wyobraźnia, którą przelewa Pani na papier.
A.Z.: Zawsze podkreślam, że moi bohaterowie są wytworem wyobraźni. Nie mają swoich bezpośrednich pierwowzorów w prawdziwym świecie, ale też nie są od niego zupełnie oderwani. W niektórych postaciach przemycam pewne cechy, upodobania, marzenia, przywary czy sposób bycia mój własny lub znanych mi osób, ale są to raczej subtelne podobieństwa.
U.R.: Główna bohaterka powieści Za ścianą ciszy, Ida, to postać ze skomplikowaną sytuacją życiową, borykająca się z problemami niedosłuchu oraz Adam, mężczyzna po przejściach, wychowujący samotne dziecko. Złożony problem życiowo-emocjonalny zawarty w książce zaciekawia. Mnie natomiast intryguje, skąd taka młoda osoba jak Pani znalazła w sobie odwagę, aby poruszyć w swojej książce niełatwe problemy, szczególnie te społeczne?
A.Z.: Jak powiedziałam wcześniej, wierzę, że trudne tematy trzeba poruszać. Słowo pisane ma dużą moc ‒ może wyrządzić wiele złego, ale też dobrego. Może otworzyć oczy na problem, którego jesteśmy nieświadomi, ale to, że w danym momencie nie mamy z nim do czynienia, czy też jest spychany poza margines zainteresowań, nie oznacza, że go nie ma. Ta książka miała być cegiełką, którą chciałam dołożyć do budowania empatii i tolerancji dla szeroko pojętej inności, bo mam wrażenie, że jako społeczeństwo mamy jeszcze wiele do zrobienia w tym względzie.
U.R.: Czy w trakcie tworzenia swojej książki sięgała Pani do doświadczeń osób niesłyszących i specjalistów z tego zakresu medycyny?
A.Z.: Sięgałam do zapisków w postaci blogów i wypowiedzi na forach. Czytałam o praktycznych trudnościach osób niesłyszących i niedosłyszących w życiu codziennym. Nie konsultowałam się bezpośrednio z żadną konkretną osobą, ale starałam się uzyskać możliwie najdokładniejszy ogląd sytuacji.
U.R.: Podjęła Pani ryzyko i udało się osiągnąć sukces. Jakie to uczucie?
A.Z.: Nie patrzę na pisanie w kategoriach sukcesu czy porażki. Pisanie, a w końcu także publikacja książek i docieranie z nimi do czytelników to bardzo złożony proces i autor na wiele kwestii ma niewielki wpływ, ale rzeczywiście pisząc Za ścianą ciszy, postawiłam sobie za cel skłonienie czytelnika do refleksji, otworzenie oczu na problem i promowanie wspomnianej już empatii. Kiedy otrzymuję od czytelników, również osób niepełnosprawnych czy mających z nimi styczność, informację zwrotną i opinie, że to się udało, czuję ogromną radość i mam poczucie spełnionej misji. Pod tym względem można mówić o sukcesie.
U.R.: Czy i co lubi Pani czytać, jaka jest ulubiona książka i tematyka, która Panią pochłania bez reszty?
A.Z.: Czytam bardzo dużo. Czytanie wyrabia szacunek do słowa pisanego, dlatego wydaje mi się, że bez czytania nie ma pisania. Sięgam po różne gatunki. Do niedawna królowały u mnie powieści obyczajowe i thrillery psychologiczne, ale ostatnio otwieram się na nowe czytelnicze doznania, a kryterium oceny danej książki nie jest dla mnie gatunek, tylko sposób przedstawienia historii, jej autentyczność i spójność. Dużą wagę przywiązuję też do stylu autora i warstwy językowej. Nie lubię powieści niedopracowanych, naciąganych czy zawierających błędy. Na wszystkie inne jestem otwarta. Jeśli chodzi o tematykę, najbardziej pochłaniają mnie te książki, które poruszają trudne, autentyczne problemy.
U.R.: Czym oprócz pisarstwa interesuje Anna Ziobro?
A.Z.: Oprócz książek ważne miejsce w moim życiu zajmuje turystyka górska. Uwielbiam zaszyć się na tatrzańskim szlaku, niekoniecznie jednym z tych najbardziej obleganych, i z plecakiem przemierzać kolejne kilometry. Uważam, że nic tak dobrze nie oczyszcza głowy i nie ładuje wewnętrznych baterii, jak intensywny wysiłek fizyczny w otoczeniu pięknej przyrody.
U.R. A o czym Pani marzy?
A.Z.: Mam raczej przyziemne i typowe marzenia. Marzę o tym, żeby moja rodzina była zdrowa i żebyśmy my, jako ludzie, byli dla siebie lepsi i bardziej wyrozumiali.
U.R.: Jak pogodzić szarą rzeczywistość dnia codziennego, z twórczą pracą i spełnianiem marzeń?
A.Z.: Prawdę mówiąc, nie mam na to konkretnej recepty. Czasami w biegu dnia codziennego trudno wygospodarować chwilę na realizację marzeń, ale wydaje mi się, że jeśli się czegoś bardzo chce, zawsze znajdzie się na to czas. Pisanie powieści wymaga systematyczności, samozaparcia i cierpliwości, ale sprawia mi ogromną radość i jest odskocznią od codzienności. Myślę, że właśnie to mnie napędza.
U.R.: I tak na zakończenie, jakie ma Pani plany przyszłość, o czym będzie kolejna książka i kiedy możemy się jej spodziewać?
A.Z.: W tym roku mają pojawić się jeszcze dwie powieści. Jedną z nich będzie kontynuacja mojej debiutanckiej książki (dokładna data premiery nie jest znana), a druga to opowieść zimowo-świąteczna, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Dragon w jesieni i która znów poruszy kilka ważnych i w dużej mierze przemilczanych tematów społecznych. Ukończyłam też pracę nad piątą powieścią, która właśnie trafiła do wydawcy i w najbliższych tygodniach będę oczekiwać na decyzję odnośnie do jej publikacji. Przy okazji zapraszam też na moje profile autorskie na Facebooku i Instagramie, gdzie na bieżąco pojawiają się informacje o mojej twórczości.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia na dalszej pisarskiej drodze, a Czytelników zapraszam na kolejną powieść Anny Ziobro, która właśnie się ukazała 🙂
-
Imieninowa słodycz
Październik to dobry miesiąc, przetykany rudością kusi ostatnimi promieniami radosnego słońca. I właśnie w październiku obchodzę imieniny, które z reguły były wspaniałymi sobotnimi spotkaniami w gronie prawdziwych przyjaciół. Niestety, w tym roku zdrowie mi trochę skomplikowało zamierzenia i w zasadzie nic nie planuję.
Tym bardziej wielką radością, jeszcze przed południem, był dla mnie piękny bukiet z życzeniami miłości do grobowej deski. Takie słowa od mężczyzny, z którym jestem ponad 30 lat, to wielka radość. Moje zaskoczenie i jego łzy wzruszenia tego poranka, prawdziwy czar niespodzianki i prezentu. Czarne kamienie w srebrnej oprawie i złocisty nektar dopełniły uroku nim minęło południe.
Obietnica szampańskiego wieczoru we dwoje z ust człowieka, którego kocham na dobre i na złe pobudziła moje zmysły.
Czym będzie pachniała ta noc pośród blasku migocącej świecy?
Na razie jeszcze nie wiem, ale te życzenia, które dzisiaj dostałam potwierdzają sens istnienia więzi, która potrafi przetrwać wiele. To dobry dzień, by zacieśnić tę nić tylko we dwoje…
-
Refleksje z wczoraj, pewnością z dzisiaj!
Dłuższą chwilę zeszło mi, by uporządkować myśli, te z wczoraj i te na jutro. Tak wiele zdarzeń, które wpłynęły na moje życie, a może jeszcze wpłyną…
Kto wie, kiedy piosenka z tekstem, choćby po angielsku stanie się rzeczywistością. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale jedno wiem na pewno, to ludzie, z którymi jestem związana od lat dają mi niespożytą energię, by się nie poddawać, by dalej realizować pomysły dla nich i z nimi.
Rodzice wychowali mnie tak, że nie ma dwóch moralności, dwóch stron dobra, ani nigdy nie można liczyć na to, że ślizgając się na cudzej pracy można do czegoś dojść.
Ciężkie zasady, z którymi od lat przeżywam każdą swoją porażkę i sukces. Ci, którzy żyją według takich zasad jak ja wiedzą, jakie to jest trudne, wybrać pomiędzy …
A wybrać pomiędzy, w moim przypadku nigdy się nie da, to jest ponad moje siły i postrzeganie rzeczywistości. Dlatego od lat muszę mieć twardy tyłek, bo jak już gdzieś wspominałam, ci, którzy kopią robią to z wielką satysfakcją. Nie sztuką jest mówić o sobie w samych superlatywach, sztuka jest te pozytywne cechy zobaczyć w oczach innych.
Czas pandemii zwolnił działania, dał czas na przemyślenia, jakie?
Nikt nie chciałby wiedzieć, ile wątpliwości i czarnych myśli przebiega człowiekowi w głowie w sekundzie…, ale serce (podobno organ bez uczuć) podpowiada irracjonalne pomysły. Jak wybrnąć, gdy logika rozumu przeciwstawia się impulsowi emocji?
I wtedy mój wzrok padł na Oskara, statuetkę, którą dostałam od swoich ukochanych dzieci. Na niej napis „Za rolę najlepszej matki – Ada, Monika, Łukasz, Strzyżów, 9 lutego 2018 r.” Pisząc łzy spadają mi na klawiaturę, to są właśnie emocje, których rozum nie pojmie. To serce wali nadal ze wzruszenia, bo lata mijają, a moje dzieci nigdy we mnie nie zwątpiły.
„Who Wants To Live Forever” zespołu Queen płynie w tle, ale to dodatkowo rozbraja moje uczucia na okruszki, bo czy naprawdę warto żyć wiecznie?
Tyle dobrego spotkało mnie przez te lata od Ciebie, i od Ciebie też, nie patrz zdziwionym wzrokiem.
Tylko wtedy, gdy w otoczeniu wspaniałych ludzi wiesz, że żyjesz, to żyjesz prawdziwe, każdą cząstką swojego ja. Za to spotykają mnie każdego dnia prawdziwe nagrody, uśmiech przechodnia, dzień dobry na powitanie, przyjazne skinienie głowy i … grono wspaniałych ludzi, którzy są ze mną, ot tak po prostu, z sympatii, pasji, talentu, chęci podzielenia się swoimi pomysłami, i z wielu innych dobrych powodów, dzięki którym mam szczęście, że otaczają mnie cudowni ludzie. Może dla kogoś to będzie dziwne, dla mnie jest darem!
To taki dobry wieczór, by podzielić się tym, co mi w duszy gra, a gra cała orkiestra wspomnień i tego, co przede mną. Wspomnień wór, nie da się go od razu zapleść w pełnię słów, na to przyjdzie zapewne jeszcze czas, ale trzy są bezcenne.
Wydarzenie Stowarzyszenia Zakorzenieni w kulturze „Póki my żyjemy! Przerwane dzieciństwo w scenach z czasów II wojny światowej”. Trzy miesiące przygotowań, mnóstwo pozyskanych środków finansowych, ponad 100 uczestników i… nieprzerwane strugi deszczu… do godz. 12.00 tej niedzieli jeszcze stałam w tych strugach i wiedziałam, że na spotkaniu będą na pewno moje dzieci i żona jednego z członków.
5 osób, które nie zawiodą stanowiło bazę wydarzenia przygotowanego dla całego miasta i okolic. Pogoda pokazała, że nie ma mocnych na perfekcjonizm. Wpadłam do domu, rozgrzewający prysznic, strój z epoki i w niecałą godzinę wróciłam na plac wydarzenia. Wiedziałam, że cały trud poszedł już na marne zapewne dla wielu, ale liczy się przecież każdy widz i dla niego trzeba zachować pełny profesjonalizm mimo wszystko. I Wszyscy, którzy brali udział w tym wydarzeniu, patrzyli na mój nastrój i uśmiech, więc uśmiech był… i nadzieja, że może będzie jeszcze kilka osób, nie dla mnie, tylko dla tych Wszystkich, którzy brali udział w tym wydarzeniu.
I niebo było łaskawe, Anioł Stróż czuwał, a nasi wspaniali Mieszkańcy nie zawiedli. Po prostu, na przekór złej aurze przyszli na spotkanie. Cóż mogę powiedzieć, dziękuję Wam kochani, że nas nie zostawiliście tego dnia samotnie. Nie dla mnie, tylko dla tych Wszystkich wspaniałych wykonawców, którzy dla Was przygotowali ten historyczny przekaz. A ja dziękuję w ich i swoim imieniu.
W zasadzie po takim wysiłku powinno się złapać oddech, gdyby nie fakt, że gazeta, z którą jestem od lat związana w tym roku obchodzi jubileusz 30 lat istnienia na naszym lokalnym rynku. Tego nie dało się przemilczeć, więc gdy pomysł się zmaterializował przedstawiłam go Burmistrzowi Strzyżowa i Dyrektor Domu Kultury. Dzięki ich aprobacie każdy, kto chciał mógł w dniu 25 września br. świętować z nami ten piękny jubileusz. I znowu Mieszkańcy Ziemi Strzyżowskiej nie zawiedli. Czy to nie jest dar niebios? Może nie dar niebios, ale na pewno życzliwość Ludzi tej ziemi, a ja znowu dziękuję, że byliście z nami.
Dzieje, się oj dzieje, bo już następnego dnia była bardzo podniosła uroczystość. Gala wręczenia nagród św. Michała, która od lat towarzyszy obchodom dni naszego Patrona. Zawsze postrzegałam tę nagrodę z wielkim szacunkiem. Od lat piszę wnioski na osoby, które według mnie zasługuję na nagrodę. Cieszę się, bo część z tych osób znalazła już uznanie Kapituły św. Michała i nie tylko otrzymała nominację, ale także w pełni według mnie zasłużone wyróżnienie. Chociaż według mnie sama nominacja jest już wyróżnieniem, ktoś zauważył społeczną pracę osób i postanowił napisać na nich wniosek o przyznanie nagrody. Denerwuje mnie tylko to pozyskanie zgody od nominowanego. Wiem, wiem RODO i inne przesłanki uzasadniają tę zgodę, a jednak, mimo wszystko, z prawdziwej niespodzianki nici!
Dwa lata temu odmówiłam przyjęcia kilku nominacji, ani ja, ani Stowarzyszenie Zakorzenieni w kulturze, według mojego odczucia nie zapracowaliśmy jeszcze wtedy na to, by zmierzyć się z tym wyzwaniem. I od razu próbujących hejtować, wyjaśniam, że nie był to ani przejaw skromności, ani zwykła kokieteria. Ja po prostu uważam, że nagroda, aby była uznana przez społeczeństwo nie może być rozdawana. Ona musi mieć swoją wartość niezbywalną i jeżeli ktoś ją otrzyma, to po prostu na to naprawdę zasługuje. Lepiej mniej niż spłaszczyć jej wartość. Dalej tak uważam i w tym roku złożyłam 5 nominacji, w imieniu Stowarzyszenia Zakorzenieni w kulturze 3 i we własnym 2, dla osób, które swoim działaniem zasługują na to, aby ich zauważyć i docenić. Ja już nie spodziewałam się nominacji, wszak odmówiłam. Dlatego miałam wiele obiekcji, gdy przyszła do mnie Małgorzata Sołtys, abym zgodziła się taki wniosek podpisać. Targały mną duże emocje, bo ja już w kategorii kultura też złożyłam wniosek. Wydawało mi się, że wyrażenie teraz zgody byłoby po prostu nie fair. Małgosia długo mnie przekonywała, a ja wspomniałam sobie te kilka lat z Wami i stwierdziłam, że niech się dzieje. Co ma być, to będzie, a ja nominację traktuję, jako nagrodę za te lata pracy z Wami i dla Was.
Na galę poszłam na luzie, do czasu, aż stwierdzono, że Kapituła uznała, że nagrodę św. Michała w kategorii kultura otrzymuje Urszula Rędziniak. Oczywiście jestem twarda jak skała – zawsze, w ogóle się nie spodziewałam, że mnie tak roztelepie emocjonalnie. I prawdę powiedziawszy ledwo po tych schodkach wyszłam. Może to moje wyobrażenie o wadze tej nagrody, a może wzruszenie, że jednak ktoś docenił moją pracę, a już na pewno wszystko razem spowodowało to, że prawie zaniemówiłam.
Oczywiście prawie, bo gadanie to moja druga natura, ale co mówiłam tego wieczora uświadomił mi dopiero zapis audio video Andrzeja Górza i Macieja Kluski.
Może i dobrze, bo najważniejsze, że nie zapomniałam wspomnieć o Wszystkich tych ludziach, którzy od lat są ze mną. Moje dzieci, przyjaciele i dobrzy znajomi, i Ci mniej znajomi też! Bez Was ta nagroda nie miałaby ani smaku, ani racji bytu.
Gratuluję Wszystkim nominowanym, bo na to zasłużyli, gratuluję Wszystkim wyróżnionym, bo to w tym roku Kapitału św. Michała ich właśnie wybrała, a Wszystkim tym, którzy działają na rzecz naszej społeczności życzę, aby w przyszłym roku ktoś zauważył ich wspaniałą i bezinteresowną działalność, która zostanie uhonorowana nominacją, a przede wszystkim wyróżnieniem w postaci statuetki nagrody św. Michała.
Dziękuję Wszystkim (oni wiedzą), bo w pasji i miłości ukryte skrzydła nadziei skrywają bogactwo Wszechświata!
P.S. Za rok znowu napiszę kolejne wnioski, bo ludzi dobrej woli jest wielu!
-
Nigdy nie mów nigdy i nigdy nie mów na pewno!
Najtrudniej jest pisać o sobie, przynajmniej mnie jest trudno. Wywiady, reportaże i refleksje to bułka z masłem, w porównaniu z tym, gdy powinnam się pochwalić, odkryć swoje ja tak, aby to było jasne i czytelne.
A jeśli się nie da?
Nie każdy lubi mówić o sobie w samych superlatywach, tym bardziej, gdy jest świadomy swoich wad i przywar. A do tego jeszcze te przesądy w XXI wieku, nie do pomyślenia, a jednak…
Moja mama zawsze mówiła: „Nie chwal dnia przed zachodem słońca”. Nie chwalę do dzisiaj, czekam zawsze na finał, by nie zapeszyć. Czego? Wszystkiego, bo nigdy nie wiadomo, co może zawieść, człowiek, sprzęt pogoda. Wszystko bywa zmienne i niepewne, ale uczy pokory, do życia, marzeń i do tego, jaki będzie finał twoich planów. Od lat nie używam słów „na pewno”, ani „nigdy”, bo nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć, a już na pewno niczego nie można być pewnym. Skomplikowane, a może banalne, ale moje własne przemyślenia i doświadczenie nauczyły mnie pokory do zdarzeń przyszłych.
Chyba to jest archaiczne, ale ja też jestem trochę jak antyk, nieszablonowa, niekonwencjonalna i nieprzewidywalna. Na pewno dla wielu dziwna. Ale mnie to nie przeszkadza. Jestem już w takim wieku, że wiele doświadczyłam i widziałam. Jednak zawsze staram się szanować ludzi, ale od najmłodszych lat niewyparzony jęzor i hardość stwarzają mi wiele problemów. Szczególnie w sytuacji, gdy ktoś jest krzywdzony, nie mogę stać obojętnie. Moi rodzice mówili, że przez taką postawę muszę się nauczyć mieć twarde dupsko, bo ci, którzy kopią robią to z wielką przyjemnością. Po latach muszę potwierdzić, rodzice z reguły mają rację.
Aniołem nie jestem, ale Babą Jagą też nie. Po pierwsze, bo nie mam skrzydeł, po drugie, bo tusza zbyt duża. Co by nie mówić obnażyłam się wystarczająco.
Aha i jeszcze jedno, nie lubię jak się mówi do mnie Ulka 🙂
Dlaczego?
Ano, dlatego, że moje imię można odmieniać na bardzo wiele sposobów, poważnie, pieszczotliwie, dobrodusznie, albo tak jak nie lubię.
A dlaczego nie lubię?
Bo tak mówią do mnie z reguły ludzie, którzy mnie nie lubią.
No może się mylę, ale wewnętrzny głos (warczy czasami na mnie) ma swoje przeczucia i odczucia… no cóż, taka jestem.
Kurczę blade, a miałam napisać zupełnie o czymś innym, nagrody, jubileusze, i padający deszcz… taki był zamysł, a wyszła samokrytyka, czyli…
nigdy nie mów nigdy i nigdy nie mów na pewno, bo nie wiadomo, co ci los lub głos serca podsunie… na kartkę zapisaną w kratkę.
Może jutro mi się uda skreślić słowa podziękowania 🙂
-
Poranek
Ten dzień obleczony pierwszymi promieniami słońca zaczął się…
wczoraj, a może wiele dni temu,
gdy słowa zakochanych zaplotły się w dłoni uścisku
i spojrzeniu młodzieńczego zauroczenia. Głęboko ukryte fantazje
musnął powiew z zapachem jaśminu, który wraz z ptasią partyturą
zatoczył poetycki krąg. Zamarłam w uniesieniu wspomnień,
mgnienie wiosny, a może już początek letniej beztroski.
Powieki zmęczone nocy tańcem przymknęły kotarę rzęs
poddając się subtelnie wizji pomyślnej drogi.
Już czas… świt odszedł złamany refleksami snującymi się coraz śmielej
po tafli jeziora. Szarada, pierwsza z trzech wysnuła jedwabne nici,
w ułamku poranka przędza pajęczej sieci stała się pułapką.
Niby nic, a jednak zarzuciła bliznę odurzającego szczęścia.
Zagadka w formie wiersza niczym salonowy flirt
zawisła nad pomostem. Druga z trzech dodała skrzydeł
wywołując półuśmiech na wargach marzenia,
bo wszystko się może zdarzyć, gdy puścisz wodze fantazji
osnute aromatycznym wspomnieniem z ziarnem prawdziwej _ _ _.
I tylko rechot ropuchy ozdobiony subtelną lilią
budzi niepewność słonecznego jutra!
-
Patronat roku 2021
Od 20 lat w Polsce możemy spotkać się z informacjami, że pod koniec roku kalendarzowego Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w drodze uchwały ustanawia patronat następnego roku, czyli coroczne wyróżnienie osób, miejsc lub wydarzeń m.in. historycznych. Pierwszy taki patronat miał miejsce w 2001 r. i poświęcony był Stefanowi Wyszyńskiemu oraz Ignacemu Janowi Paderewskiemu.
Śledząc, rok za rokiem, poszczególne wyróżnienia w zasadzie znam (przynajmniej w zarysie) historię osób, które zasłużyły się dla Polski, szczególnie w literaturze, muzyce, kulturze czy krzewieniu patriotyzmu. Niektóre z wybitnych osobowości miały swój rok już dwa razy. Inne zapewne będą uhonorowane w kolejnych latach. Galeria sław ziemi ojczystej jest długa, a ich zasługi nie do przecenienia, więc pamięć o wielkich w tej formie wydaje się słuszna. Zdarza się, że obchody roku przypisane konkretnej osobie związane są z datą jej urodzin lub śmierci, a czasem z wydarzeniami, z którymi związani byli nasi nobilitowani Rodacy. W zasadzie powód wydaje się tutaj mniej znaczący, ważne jest uhonorowanie i przypomnienie wielkich osobowości naszego kraju. Mamy, z czego być dumni!
W związku z tym, z ciekawością prześledziłam kolejne lata, i oczywiście znalazłam kilka nazwisk, które umknęły mojej uwadze, a dzięki patronatowi roku zmobilizowałam się do poznania historii ich życia.
Każdy z nas wie, jakie zasługi wnieśli w historię Polski Stanisław Wyspiański, Artur Rubinstein, Fryderyk Chopin, Czesław Miłosz, Maria Skłodowska-Curie, Jan Heweliusz, Paweł II, Tadeusz Kościuszko czy Marszałek Józef Piłsudski.
A ilu z nas zna postać Jana Czochralskiego?
Ja nie znałam, ale ciekawość, czym sobie zasłużył Jan Czochralski, by zająć miejsce roku 2013 (razem z Julianem Tuwimem i Witoldem Lutosławskim) zmusiła mnie do sięgnięcia w przepastne strony Internetu, a tam… aż wstyd się przyznać, że nie słyszałam o takiej osobowości, o uczonym, którego odkrycie zmieniło świat. Okazało się, że Jan Czochralski w 1916 roku opracował metodę pomiaru szybkości krystalizacji metali. Według anegdoty, przez roztargnienie zamiast w kałamarzu zanurzył stalówkę pióra w tyglu z roztopioną cyną – i wyciągając pióro, uzyskał pręcik metalu. Jak widać uczony dokonał odkrycia, które po latach okazało się jego największym osiągnięciem, a obecnie bez jego wynalazku nie byłoby całej współczesnej elektroniki, a my nie mielibyśmy smart fonów, laptopów i aparatów fotograficznych. Technologia wytwarzania monokryształów początkowo była tylko ciekawostką, dzisiaj jej autor Jan Czochralski, chociaż w kraju ojczystym mało znany, jest najczęściej cytowanym polskim uczonym w świecie.
A kim był Eugeniusz Kwiatkowski, który swój patronat obchodził w roku 2002 razem z Janem Kiepurą?
Eugeniusz Kwiatkowski (1888-1974) był polskim chemikiem, wicepremierem, ministrem przemysłu i handlu (1926–1930), ministrem skarbu II Rzeczypospolitej (1935–1939). Był wielkim pomysłodawcą budowy portu w Gdyni, w czasach, gdy sam pomysł był jeszcze zaliczany do rodzaju fantastyki naukowej. W roku 1948 został ukarany za zgłaszanie krytyki niektórych posunięć władz i odsunięty od działalności publicznej na dobre. Na uwagę zasługuje jego cytat, który nie stracił nic ze swojej mądrości przez lata i nadal jest aktualny w całej rozciągłości: „W tym, bowiem miejscu Europy, gdzie leży Polska istnieć może tylko państwo silne, rządne, świadome swych trudności i swego celu, wolne, rozwijające bujnie indywidualne wartości każdego człowieka, a więc demokratyczne, zwarte i zorganizowane, solidarne i silne wewnętrznie, budzące szacunek na zewnątrz, przeniknięte walorami kultury i cywilizacji, państwo nowoczesne, zachodnie mnożące w wyścigu pracy własne wartości materialne i moralne. Czy możemy wahać się, stojąc u drogowskazu, gdzie pójść?”.
Mówi się, że do trzech razy sztuka, więc moje ostatnie pytanie, kim był Jan z Dukli?
Wiem, dla nas jest to postać znana, ale czy naprawdę w całej Polsce?
Rok 2014 został poświęcony pamięci trzem wybitnym postaciom: Oskarowi Kolbergowi, Janowi Karskiemu oraz Janowi z Dukli. Każda z tych postaci znana jest mniej lub bardziej w pewnych rejonach kraju, ale historia ich życia, tak jak wielu innych zacnych obywateli, dzięki patronatowi na pewno została przybliżona społeczeństwu i ocalona od zapomnienia.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanawiając patronat roku kładzie nacisk także na okrągłe jubileusze ważnych wydarzeń historycznych naszego kraju i tak np. w 2016 r. obchodziliśmy Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski, a w roku 2018 Jubileusz 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Ważne są też sprawy społeczne, kulturalne i kulturowe. Stąd mieliśmy już Rok Rodzinnej Opieki Zastępczej czy Prawa Kobiet.
Bliski mojemu sercu jest patronat roku 2021, który poświęcony jest pamięci Stefana Wyszyńskiego, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Cypriana Kamila Norwida, Konstytucji 3 Maja, Stanisława Lema, Tadeusza Różewicza, grupie Ładosia.
Trzej wspaniali Poeci, Baczyński, Norwid i Różewicz są ze mną od lat. Jeszcze w szkole podstawowej i średniej dostałam ich tomiki poezji w nagrodę. Było to w czasach, gdy książka była bezcenna, Dzisiaj dumnie stoją na półce, a ja z nostalgią wracam do słów, którymi dzielili się przez lata. To właśnie patronat Wielkich Poetów natchnął mnie do sięgnięcia głębiej. Naprawdę było warto, bo dzisiaj mój zasób wiadomości poszerzył się znowu, tym razem o kilka wielkich osobowości, o których nie miałam pojęcia. Dlatego czasami wartą sięgnąć po znane wspaniałe strofy, a czasami chociażby do Internetu, z ciekawości, po wiedzę, by poszerzać horyzonty. Na temat Konstytucji 3 Maja, bliskiej mojemu sercu pisałam w maju 2020 r., więc tutaj tylko nadmienię, że w tym roku przypada 230 rocznica jej uchwalenia. Wiwat Konstytucja, wiwat 3 maja!
I tak na zakończenie, kto wie, czym była grupa Ładosia?
Ja już wiem, doczytałam, efektem ich działań było ocalenie około 10 tys. osób przed masową wywózką do niemieckich obozów zagłady, a ciekawym, jak działali polecam szerszą lekturę.
P.S. Patronat roku ustanowiony przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej stanowi coroczne wyróżnienie podejmowane okolicznościowo w drodze uchwały od roku 2006.
-
Autor jednej chwili
wytrącone z rytmu słowa
zamazana kartka
i cisza
przerażające milczenie
przygniata pustkę
samotnościnatchnienie odeszło
nim przyszła jesieńjak cicho pośród bieli
i tylko mróz
ma dziś prawo zgrzytać
zębami dnimoże wiosna
rozbudzi wenę
na nowo -
kalejdoskop gwiazd
spowity nocy ciszą
jedno marzenie