-
Czekanie
szum samochodów
za oknem
i bicie tętnic
tęsknota
milczeniem
przetykana
rozbrzmiewa
wraz z wyczekiwaniem
tony głośniej zagrały
a minuta za minutą
jak w niemym kinie
zwalniają zaskakująco
i tylko głos serca
mknie w oddali
aż w końcu zamilknie
z tomiku „Jej imię… Kobieta„
-
Nim zabłyśnie pierwsza gwiazda
czy Judasz już się narodził
aby po latach zdradzić
a może żył i nie przypuszczał
że przeleje krew niewinną
przeszłość niewątpliwa
chociaż na początku drogi
los nie był przesądzony
tak wiele niewiadomych
gdy mija rok po roku
w nocy mroku snując
ścieżki przeznaczenia
zamierzony krok
w przyszłości mgnieniu
może zranić przyjaciela
wspomnień drżąca struna
i świadome wybory
zaplatają pajęczą nić
tworząc sieć życia
rachunek sumienia
mieniący się błysk
nim znów złożymy
świąteczne życzenia
-
Jestem jaka jestem
twarda jak skała czy krucha jak lód
ogółem mówiąc to zawierucha
żywioły cztery wszystkiego w bród
ogień i woda
ziemi przestroga staję na drodze
i wiatru trud
smugami szepcze w chwili zwątpienia
a ziemia płacze jak nazwać ten cud
nieokiełznany
ja sama nie wiem wiedzieć nie muszę
eklektyczny głód
bywać wśród ludzi z pasji poznania
wyruszyć muszę choć za oknem chłód
w kolejną drogę ku przeznaczeniu
-
Między wspomnieniem, a nadzieją…
Opowieści, gdy zaszło słońce, snują się same, tworząc w wyobraźni ożywione obrazy. Szczególnie tej jesieni mają moc przesiąkniętą purpurą i złotem, wspomnieniem babiego lata, wiją się jedwabną nicią, dyskretnie połyskując kroplą łzy.
Jak daleko sięga pamięć?
Któż to wie, czasami dotyka wspomnienia z wczoraj, a czasami wyobraźnia płata figla wypuszczając swoje wodze w przyszłość. W oddaleniu widać iskry, tańczą wesoło, wznosząc się wprost do nieba. Epicentrum wrażeń poddało się fali gorąca, gdy płomienie uczucia objęły w miłosnym uścisku mieniąc się barwami ekstazy. Spojrzenie zatrzymało się zaskoczone, w momencie rejestrując chemiczny związek. Kadr z życia, a potem…
Upojny deszcz, ożywczy dla ziemi, zamienił ogień w serię zimnych ogników. Syk gaszonego drewna i pojedyncze iskry dopełniły obrazu, zatrzymując kadr na ułamek sekundy, niczym kartkę z pamiętnika zaklętą w starej fotografii. Zmieniający się scenariusz obudził kolejne bodźce, pobudzając zmysły do błogiej sielanki, która razem z kroplą wina, odkryła na nowo żywiczny zapach, ukryty w spalonym polanie razem z bochnem chleba. Głód dał znać o sobie rozpraszając myśli. Proza życia wzięła górę nad poetycką nostalgią. Kromka chleba stanęła pomiędzy siłą woli, a pragnieniem, aż ostatnie okruszki zniknęły w głębi przepastnej myśli.
A gdyby tak rzucić wszystko i uciec w nieznane?
Refleksja kusząca, lecz nierealne marzenie wyśmiało rozważania prawdziwej wolności. W myśl powiedzenia „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” powrócił realizm zaprzepaszczając szansę na kolejne dywagacje. Tak blisko i tak daleko, wybiegając w przyszłość zobaczyłam ociężałe ostrzeżenie, że marzenia należy snuć rozważnie. Ich tendencja do samorealizacji wzrasta w tempie geometrycznym, gdy tylko zmienia się ich kierunek. A ich spełnienie czasami potrafi być kłopotliwe.
Na szczęście, Anioł Stróż podmienił kilka dźwięków i odcieni rozmyślań zmieniając charakter opowiadania. Ufff, obudził optymizm, który w chwili głodu zapodział swój instynkt. Przez chwilę znowu będzie dobrze!
Jesień nadal rządzi, kolory płomieni pośród ciemnej nocy rozbudziły siłę ciepła zamkniętą w kominku, a lampka wina dopełni wyrazu wytrawnych winogron podnosząc smak nieopowiedzianych jeszcze historii, bo między wspomnieniem, a nadzieją opowieści same się snują.
-
Przyciąganie
zarażona wirusem miłości
kichnęłam trzy razy
na zdrowie
na katar
a może na grypę
ta influenca
przykleiła się do mnie
i trwa złośliwe drążąc
moje ja
na przekór
medycznym zapewnieniom
rozgrzewających mikstur
wierci od lat
w nosie mam reklamy błysk
gdy z gardła świst
drżące vibrato
pulsuje zmiennością
natężenia wiecznej miłości
mój byt
w chusteczkowy flirt
codzienności zamienia
na przekór wspomnieniom!
-
Zawsze będę przy Tobie
„Życie to krótka chwila między pierwszym i ostatnim oddechem.”
Autor nieznany
Są takie dni w moim życiu, gdy wspomnienia sięgają pierwszych kroków, nieśmiało skierowanych w przyszłość. Blond głowa, pełna delikatnych loków i choinka ozdobiona anielskim włosem, pachnąca i żarząca się dyskretnie ognikami płonących świeczek.– Nie dotykaj, bo się oparzysz! – czujność mamusi skupiła moją uwagę, aczkolwiek nie do końca mogłam uwierzyć w prawdziwość słów przekazanych z troską w głosie. Wówczas tatuś podniósł mnie i delikatnie pokazał kryjące się niebezpieczeństwo w migotliwym blasku świec. Ja i oni, cóż może chcieć małe dziecko, któremu rodzice chcą przychylić nieba, do czasu, aż urodziła się siostra.
To takie niesprawiedliwe, dzielić się miłością obojga z innym dzieckiem. Przecież każdy chce mieć wszystko, dużo więcej niż może dostać, a może to tylko złudzenie…
Po kilku latach na świat przyszła trzecia siostra. To już była normalność, bo podzielić z dwóch na trzy jest dużo łatwiejsze niż odebranie pewnej części zainteresowania tylko moją osobą. Już się do tego przyzwyczaiłam.
Dzień za dniem płynął leniwie (do dzisiaj nie wiem, dlaczego wówczas nie mogłam się doczekać kolejnego dnia, spotkania, wydarzenia), a ja dorastałam coraz bardziej świadoma swojego charakteru. Ciężki orzech do zgryzienia, z wiekiem przemieniał się w stal, hardział, przybierał pancerz czujności, by uzbroić się po zęby na dorosłe życie.
Jednak najważniejsza była i jest rodzina, wyssałam to z mlekiem matki, z szacunku patriarchalnego i miłości do bliźniego. Wszystkie święta w moim domu pielęgnowane były z pietyzmem i namaszczeniem ich uroczystego charakteru, także dzisiejsze, to był cały rytuał, który rozpoczynał się na długo przed 1 listopada. Tradycją było, że znicze na groby robiliśmy sami, a zapach topionego wosku w starym czajniku rozchodził się po całym domu. Tatuś zawsze pilnował, aby nic nam się nie stało, ale pozwalał nam wycinać knoty i wtykać je do skrzętnie przygotowanych zniczy.
Po obiedzie, spacerkiem wędrowaliśmy na cmentarz. To była prawdziwa wyprawa z pełnymi siatkami, które dźwigałyśmy same z mozołem, gdy rodzice dźwigali kolorowe chryzantemy. Grób za grobem, u dziadka w pierwszej kolejności, a potem była jeszcze ciocia, wujek, i inni, których nigdy nie miałam okazji poznać.
Lata mijały, dorastałam, poznawałam nowych ludzi, a czas skracał swoją leniwość. Przyśpieszał, z każdym dniem, miesiącem i rokiem, aż zaczęli odchodzić coraz bliżsi memu sercu ludzie.
Rodzice, jak zawsze dbali, by nie pominąć żadnego grobu, bo jak mówiła mamusia o nas też kiedyś powinien ktoś pamiętać. Jej słowa były takie nierzeczywiste, modlitwa nad grobami, dla pamięci, aby tam po drugiej stronie tym, co przeszli już most było lepiej. Już babcia Rózia podkreślała, że pamięć o bliskich i modlitwa, to wsparcie także dla nas wtedy, gdy my sami jesteśmy w potrzebie.
Może to wpajana od dziecka ścieżka pamięci o tych, co odeszli, a może wiara przodków w siłę dobrych uczynków… nie wiem, ale po latach wiem jedno…nastał czas, gdy bliscy mi najbardziej odeszli, a wraz z nimi zniknęła zewnętrza siła wsparcia.
Za życia rodzice zawsze podkreślali, że nie ma rzeczy niemożliwych, a na ich pomoc zawsze mogę liczyć. Słowa, przez lata wpajane mi z pewnością prawdy jedynej i niezaprzeczalnej, niejednokrotnie zamieniały się w pomoc, bezwarunkową i niezawodną.
Kochali nas takimi, jakie byłyśmy, pozwalając na odrobinę ekstrawagancji i odmienności. Ta wolność była bezcenna, a zrozumienie wzruszało. Mogłam tego dotknąć na moich wieczorach poetyckich, gdy rodzice okazywali dumę i nie wstydzili się ocieranej łzy wzruszenia, pozostawiając w mojej pamięci na zawsze niezapomniany kadr wspomnień.
Przeżyli wspólnie 50 lat, zostawiając nam w pamięci żywe przykazanie miłości.
I odeszli, zostawiając pustkę. Tego nigdy się nie da zapełnić, ale taka jest kolej rzeczy. Nikogo z nas nie ominie. Wszyscy jesteśmy tego świadomi, ale słowa mamusi „Zawsze będę przy Tobie” nabrały innego wyrazu, nie wyblakły, chociaż zmieniło się status quo. Każdego dnia oni są ze mną, w moim sercu i umyśle, a rozmowy z nimi i okruszki, jakie mi zostawiają niczym drogowskaz w chwili zwątpienia, pozwalają nadal wierzyć, że są przy mnie i mojej rodzinie. Czuwają, wspierają, dodają odwagi i pomagają, by ścieżka życia nie była zbyt ciernista.
Ja wiem, jestem pewna, że wszystkie duchy opiekuńcze naszej rodziny są z nami na dobre i na złe, bo tylko w miłości ukryte skrzydła nadziei skrywają bogactwo Wszechświata!
-
Złudzenie
zostałam dla ciebie
rysą minionych lat
spadającą feerią gwiazd
w mrocznej smudze
nocy
zagubiony warkocz doznań
podmuchu szlochem
rozwiał rudozłote liście
owoce tęsknoty
dojrzałej jesieni
mgła utuliła żal
i zamarła w bezruchu
niczym kamienny sarkofag
zamknięte w kadrze
odbicie eterycznych nici
ukryło lico przeszłości
jutro
krople babiego lata
zmrozi puchowy szal
i pęknie kroplista sieć
zatrzymując struny puls
skryte okruchy pamięci
-
W przenośni
za małojest milczenia
w naszych rozmowach
za dużo ciszy
w spotkaniu dwojga
każdy krok w mroku
jak stukot bezcenny
może wystarczy
zamknąć wrota rzęs
byś został
źrenicą pamięci
-
Wierszowane pocztówki
Kto z nas nie pamięta stosów kartek kupionych w chwili radości z wędrówek dla pamięci po drogach znanych i nieznanych szlakach ścieżek, najczęściej z wakacyjnej przygody. Było ich zawsze wiele, do rodziców, dziadków, przyjaciół i znajomych, wspomnienia z podróży, życzenia i pozdrowienia przepełnione serdecznością.
Tekst, który na małej kartce zapełniał się gawędą, pisany drobną czcionką, często zawierał nie tylko wyrazy pamięci, ale także opowieści, zminimalizowane do wielkości miejsca na pocztówce z…
Wysyłacie jeszcze pocztówki z wakacji?
Takie kartki wysyła do dzisiaj, wszystkim zaprzyjaźnionym Stanisław Stec, z którym miałam przyjemność rozmawiać w pewne lipcowe popołudnie. O spotkanie zabiegała Joanna Krypel, koleżanka z pracy, w której Stanisław wykonuje swoje obowiązki od ponad 40 lat. Mieszkaniec Strzyżowa, pracownik naszej słodkiej „Roksany”, w wolnym czasie pisze często takie pocztówki z podróży. Tak właśnie zaczyna się przygoda tego sympatycznego człowieka z wierszem. Krótko i na temat, ale z rymem i niekłamanym entuzjazmem, od lat dzieli się radością życia.
Nasza rozmowa toczy się w miłej atmosferze trojga ludzi. Czas płynie leniwie, a zapał z jakim Stanisław i Joanna opowiadają o twórczości na temat pisania, skłania mnie do refleksji, o tym że pasja to wielka siła, która jednoczy ludzi.
Stanisław odczytuje z zeszytu fragmenty swoich opowieści, bo pocztówkowe życzenia to był początek jego przygody z wierszem. Od ponad roku pisze wiersze i teksty ballad na okoliczność lub z okazji ślubu, spotkania, zdarzenia w pracy, śmiesznej pomyłki i „niecnie” wykorzystuje wszystkie sytuacje, aby w sposób serdeczny i lekko kpiący zatrzymać słowem wspomnienia chwili. Ma tych rymowanych opowieści wiele. Zawierają w sobie zawsze optymizm i odrobinę kpiny, a ja patrząc na niego widzę człowieka przepełnionego nieustającą pogodą ducha. Swoje teksty często oprawia w muzyczne drgnienia strun gitary i śpiewa. A jego pogoda ducha ubarwia spotkania i wyjazdy na których Staś jest bardzo lubianym wodzirejem. I oczywiście zawsze musi też wysłać wierszowane kartki dla przyjaciół.
Zapytałam Stanisława, czy podejmie wyzwanie i zmierzy się z pisaniem wierszy na inne tematy niż pocztówki i opowieści z życia wzięte. Stanisław zawahał się przez chwilę, i stwierdził, że czasami zdarza mu się rozważać myśli, które wpadają do głowy i być może nawet coś by z tego wyszło, gdyby nie fakt, że nie zawsze ma przy sobie kartkę i długopis, aby je zapisać. Każdy twórca wie, że jak myśl nie zostanie zapisana, to potrafi ulecieć jak ptak, który spłoszony podrywa się gwałtownie do lotu pozostawiając po sobie tylko wzniesiony kurz.
Czas pokaże, a ja wysłuchałam jeszcze ciekawej opowieści, jak Joasia uznała, że w dowód sympatii napisze dla Stasia swój wiersz. On mocno podekscytowany nie wytrzymał i od ręki napisał dla niej słowa zachęcające do wierszowanej potyczki. I tak powstał „tryptyk – dwa wiersze Stanisława Steca, a po środku słowo od Joanny Krypel. Ciekawa kombinacja, polemika osób, które darzą się szacunkiem i sympatią. Tak też można podzielić się słowem i myślą.
„Moja żona to gitara, gram na niej, kiedy chcę”
usłyszałam w odpowiedzi na pytanie, czy Stanisław woli pisać, czy grać. Gra i śpiewa na imprezach, wyjazdach i wczasach, a pisze często, szczególnie gdy wysyła pocztówki i opisuje rymem gagi sytuacyjne.
Uśmiech i śmiech towarzyszyły nam przez całe spotkanie, gdy swoje opowieści snuł Stanisław, prezentując własną twórczość i czasami trudną historię swojego życia. Pełen optymizmu i pogody ducha stwierdził, że do rymu pisze mu się łatwo i szybko, a wyzwanie białego wiersza weźmie pod uwagę, ale nic nie obiecuje. Teraz ja czekam z ciekawością, czy Stanisław podejmie wyzwanie.
Lato nieuchronnie zmierza do jesieni, skończył się czas wakacyjny, a zmrok zapada coraz szybciej. Nadchodzę długie jesienne wieczory, a wraz z nimi relaks, który można spędzić iście twórczo, pisząc słowa dla pamięci. Dlatego życzę Stanisławowi, by rozwinął skrzydła myśli poetyckiej, i z taką samą niekłamaną radością dzielił się nimi, nie tylko z wąskim gronem zaprzyjaźnionych odbiorców.
Dziękuję Joannie Krypel za zaangażowanie i zapał, z jakim podzieliła się swoim odkryciem, twórczością kolegi z pracy, a Państwa zapraszam na spotkanie ze słowem Stanisława Steca w najbliższym wydaniu miesięcznika „Waga i Miecz”.
-
Warszawskie piosenki
Wychowałam się na piosenkach z Powstania Warszawskiego. Znałam je wszystkie, a właściwe prawie wszystkie znam do dzisiaj. Nie mogłam zrozumieć, jak ktoś może ich nie znać. To było naturalne, jak mleko matki i jej pocałunek przed snem, i na dzień dobry. Przez te wszystkie lata nigdy nie zastanawiałam się nad słusznością zrywu Polaków, nad ich wielkim poświęceniem dla wolności. To też było naturalne i zrozumiałe jak wszystkie czyny zmierzające do tego, by każdy Polak był wolny.
Wojna, terror niemiecki i radziecki, opowieści babci Rózi i babci Jasi o dramacie głodu, niepewności jutra, o historii życia bez nadziei i przyszłości… to ich prawdziwe życie, tułaczka, troska o dzieci i spór, który toczy się gdzieś na szczeblach kręgów historii o sensie wybuchu Powstania…
Rozsądne argumenty rzeczoznawców przemawiają na korzyść niewoli, a ja spacerując po czeskiej Pradze spoglądałam na „starą Warszawę”, nienaruszone mury miasta stoją niczym pomnik, bo nikt nie miał odwagi przeciwstawić się okupantowi… a my z naszą ułańską naturą i potrzebą zachowania własnej tożsamości… dla nas walczyli i dla nas zginęli, a Ci nieliczni, którym udało się przeżyć zachowali w sercu miłość do ojczyzny i prawo polskości przyszłych pokoleń, ostatnie karty żywej pamięci.
Dzieciom chciałam przekazać miłość do ojczyzny, do jej praw niezbywalnych, a teraz gdy na nich patrzę i słucham, to wiem, że ziarno znalazło podatny grunt. To ważne wiedzieć, skąd jesteśmy i kim są nasi przodkowie.
Pokłady wiary i nadziei towarzyszyły 75 lat wstecz młodym ludziom, którzy pragnęli żyć godnie.
Czy to naprawdę było zbyt wygórowane pragnienie?
Łza w oku kręci się sama, gdy ze wzruszeniem spoglądam na wszystkich, którzy dzisiaj wracają pamięcią do tych dni, i ludzi którzy walczyli do ostatniej kropli krwi za naszą wolność!
Tego poświęcenia nie da się zmierzyć, tego nie można zapomnieć, tę prawdę należy przekazać kolejnym pokoleniom, tak by nasza tożsamość i walka o wolność nie została zasypana w popiele niepamięci.
Dzisiaj znowu będę śpiewać (w tym roku przed telewizorem), razem z innymi, którzy wierzą w dobro najwyższe, wolność człowieka i prawo do godnego życia. Dla pamięci, w podziękowaniu i z dumą!
Warszawskie dzieci idziemy w bój!
P.S.Rok temu spełniło się moje marzenie, Mieszkańcy Ziemi Strzyżowskiej w dniu 1 sierpnia w godzinie „W” minutą ciszy uczcili pamięć Powstańców, biorąc udział w wydarzeniu „Strzyżów śpiewa dla Warszawy”. Kilka pokoleń spotkało się tego dnia aby oddać hołd Powstańcom Warszawskim.
Oby nigdy nie zabrakło takich chwil pamięci…
fot. Andrzej Górz











