Słowa złotem szeptane
Potęga słowa ma swoistą niezaprzeczalną wartość, raz uwolniona zaczyna żyć własnym życiem, bez względu na charakter i delikatność tkwiącą w szczegółach. Życie przez wiele lat nauczyło mnie, aby nie bać się słowa, lecz szanować jego treść. Nie zawsze wychodzi to tak jakbym chciała, nie zawsze podąża właściwym torem, czasami odbija się od ściany i wraca, ale zdarza się też, że niczym ziarno pada na podatny grunt i kiełkuje pomysłem lub rozrasta się niczym winorośl owocując gronami o słodko-kwaśnym smaku.
A przecież wystarczy odrobina mrozu, by tę kwaśność zamienić w wyrazistą słodycz, która potrafi zawrócić w głowie i sercu…
Dawno, dawno temu, jedno z gron zmrożonych rozlało się słodyczą w myśli i zamysł zaczął ogrzewać ciało i duszę, by pewnego dnia napełnić kielich purpurą. A wtedy myśli przyspieszyły, pomysł zaczął nabierać realnych kształtów, formować kształt słowa w księgę pełną ludzi, muzyki i poezji rozlewającej się w klimacie, który na długo zapadnie w wielu sercach.
Myśl, jak kropla, która drąży skałę wierciła się w głowie poszukując wytrwale.
Dzisiaj wiem, że jak zamysł jest naprawdę dojrzały to ma szansę na spełnienie, znajduje drzwi, by uwolnić swoją wizję, by jej kształtem zarazić i porwać za sobą nawet niedowiarków. Nie ma w tym stwierdzeniu żadnych podtekstów, po prostu życie toczy się swoimi ścieżkami i tylko czasami pozwala nam wejść na właściwą.
Mam nadzieję, że ja miałam takie szczęście, gdy pewnego popołudnia weszłam do Agencji Reklamowej Midas, by odebrać plakaty, a mój wzrok zatrzymał się na pewnym starym plakacie.
Od słowa do słowa, a jestem trochę gadatliwa(z naciskiem na gadulstwo) dowiedziałam się o pewnym miejscu, o jego historii i zaproszona poszłam śladem ciekawości, a tam…
moje pomysły wylały się potokiem słów. Biedna Dorota, zamilkła i stwierdziła, że to jej mąż Maciej Mac jest głównym szefem i wszystko zależy od niego. W tym miejscu moje serce przyśpieszyło, a niecierpliwość pokazała rogi, więc dwa dni później już z samym Maciejem Macem wędrowałam podziemnymi ścieżkami snując mu swoją wizję.
Realista z wyglądu i rozmowy (pewnie jak nie patrzyłam to się w głowę popukał i to nieraz, a ja się nie dziwię), konkretny w słowach nie pozwolił się zarazić moim upojeniem, ale o dziwo, pozwolił mi zrealizować świeżo opowiedziany zamysł!
I chwała mu za to, bo dzięki życzliwości Doroty i Macieja mogłam urzeczywistnić swój pomysł!
„Słowa złotem szeptane w piwnicach Midasa” wczoraj miały swoja premierę, pierwsze, ale mam nadzieję, że nie ostatnie spotkanie z ludźmi, ze słowem, z piosenką i jedynym w swoim rodzaju klimatem… kto był ten wie…
fot. Andrzej Haligowski