Przeminęło z wiatrem?
Był rok 1988, matura minęła pachnąc słonecznym majem, a brakujące dwa punkty z egzaminów na Politechnikę Warszawską zaważyły na całej mojej przyszłości. Linia życia zaczęła drążyć własną odnogę, nie mówiąc mi nic o własnych planach. I tak ścieżka wytyczona w myślach zatarła się u progu dorosłości. Niby nic, a jednak szykowała się zmiana, nie tylko dla PRL-u miał powiać wiatr odnowy. W powietrzu czuć było napięcie, a dorosłość wymagała odpowiedzialności, jasnych decyzji i postępowania, zgodnie z oczekiwaniem otoczenia. Trudne wyzwanie dla osoby, która na progu dorosłości musi dokonać wyboru między mniejszym złem, a niepewnością. Pierwsza praca, ZAIKS, okazała się błędnym wyborem życiowej drogi, za to druga w Szkole Głównej Służby Pożarniczej była jak świeży powiew ognistego podmuchu, kryła w sobie urozmaicenie i szykowała wyzwania.
Wówczas po raz pierwszy zakochałam się… w pożarnictwie. Idea służby dla dobra ludzi, profesjonalne czuwanie, by ugasić ogień. To była straż pożarna z krwi i kości, działania ochrony przeciwpożarowej były ukierunkowane na prowadzenie akcji ratowniczo-gaśniczych i podejmowanie działań w celu zmniejszenia zagrożenia pożarowego. Powiedzenie „Nie ma jak w straży, słońca nie ma, w d* parzy” w całej okazałości spełniało swoją rolę, do czasu, aż…
Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że 1988 rok, to także czas, gdy rozpoczęto prace nad zmianą wizerunku straży pożarnej. Młody człowiek patrzy śmiało w przyszłość, nie boi się wyzwań, chociaż nieznane za zakrętem może budzić obawy i nieśmiałość, to jednak chęć zdobywcy zwycięża wszelkie wątpliwości. Kolejne lata przyniosły przewrót, upadł PRL i mur berliński, a pierwsze na wpół demokratyczne wybory przywróciły Senat i Prezydenta. Czas zmian, niczym parowóz parł do przodu, gdy na bazarach królowało wszystko z plastiku, a wolność jawiła się pasmem tolerancji bez granic. W tym czasie, także w straży pożarnej trwały wytężone prace nad zmianami, i do tego tak rozległymi, dotyczącymi szerokiego zakresu ratownictwa, które wprowadziły do obrotu prawnego ustawą z dnia 24 sierpnia 1991 r. „nową-starą” formację pod nazwą Państwowa Straż Pożarna. Dla mnie to też był przewrót. We wrześniu tego roku wyprowadziłam się z Otwocka i zamieszkałam na Rzeszowszczyźnie, nieświadoma tego, co przyniesie mi los.
Państwowa Straż Pożarna, jako służba nie tylko przeznaczona do walki z pożarami, zaczęła funkcjonować z dniem 1 lipca 1992 r., a następnie razem z kolejnymi przemianami społeczno-gospodarczymi w kraju, rozwijała się, szkoliła i działała realizując coraz liczniejsze zadania z dziedziny ratownictwa, w coraz szerszym spektrum ochrony zdrowia, życia i mienia. Kolejnym etapem transformacji PSP była budowa krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego (KSRG), który rozpoczął działanie 1 stycznia 1995 r., wymagając mobilności i nie tylko wykwalifikowanej kadry, ale także specjalistycznego sprzętu. Diametralnie zmieniło się wyposażenie specjalistyczne, formy i sposób działań kontrolno-rozpoznawczych. Ratownictwo drogowe, medyczne, chemiczne, ekologiczne, powodziowe, i kolejne z coraz bardziej specjalistycznych takie jak wysokościowe, nurkowe, radiologiczne, wymusiły nie tylko podnoszenie kwalifikacji wśród strażaków, ale także wprowadzenie specjalistycznego sprzętu, który umożliwi podjęcie taktycznych działań. Mechanizm złożony na początku z działań ratowniczo-gaśniczych i prewencyjnych, zaczął rosnąć, wymuszając na ratownikach pełnej dyspozycyjności fizyczno-umysłowej. Szerokie spektrum zadań zachęciło do zacieśnienia współpracy, szczególnie przez włączenie do systemu ratowniczo-gaśniczego jednostek ochotniczych straży pożarnych, a także nawiązano współpracę z innymi podmiotami, które zajmowały się wyspecjalizowanymi gałęziami różnego rodzaju ratownictwa. Diametralnie zmieniło się wyposażenie jednostek ratowniczo-gaśniczych PSP, a także formy i metody działań kontrolno-rozpoznawczych, które położyły nacisk na prowadzenie działalności prewencyjnej wśród społeczeństwa.
Z dniem 1 stycznia 1999 r. weszła w życie reforma administracji publicznej, a 11 dnia tego miesiąca ponownie złączyłam swoją ścieżkę ze strażą pożarną. Najpierw, jako pracownik cywilny, a potem strażak, do dzisiaj czynnie uczestniczę w jej szeregach.
Wiatr odnowy, który w latach osiemdziesiątych natchnął mnie miłością trwa, a 4 maja, święto Strażaków, który przeminął wraz z majowym podmuchem, natchnął mnie refleksją.
Wróciły wspomnienia…
5 miesięcy skoszarowanego życia na kursie podstawowym, gdzie uczono mnie podstaw pożarnictwa, musztry, skoordynowanej współpracy z innymi strażakami, zasad podległości służbowej i faktycznej umiejętności wykorzystania nabytej wiedzy. Czołganie w załomach imitujących zawalone budynki, w zadymieniu i ciemności, zwijanie węży, tuż po przeprowadzonym rozwinięciu w celu ugaszenia „pożaru”, wędrówki w kombinezonach chemicznych, nocne warty i alarmy. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale strażak musi się ciągle doskonalić zawodowo, więc niebawem udało mi się zakwalifikować na szkolenie wyższego szczebla, i tak rozpoczęłam kolejny kurs na szkoleniu podoficerskim Tutaj przez ponad trzy miesiące byliśmy skoszarowani, nie tylko w celu szlifowania nabytych umiejętności. Nowy poziom, inne wyzwania, ciągły poligon wiedzy i wyimaginowanych akcji. Pamiętam, jak po jednym takim dniu z ćwiczeniami ratowniczymi pocięliśmy (specjalnymi nożycami) całe auto we 4 osoby. Przez tydzień miałam wrażenie, że moje ręce sięgają ziemi, taki to był wysiłek fizyczny, ciężki nie tylko dla kobiety. Innego dnia ćwiczyliśmy akcję gaszenia pożarów lasów, a tam, każdy strażak wie, kilometry rozciągniętych węży, przetaczanie i przepompowywanie wody na duże odległości, a potem oczywiście kolejne wyzwanie, takie jak zjazdy samo ratownicze z III piętra budynku. Największą traumę przeżyłam, gdy ewakuując mieszkańców „palącego się” budynku, nie znaleźliśmy schowanego za wersalką dziecka. Szok był tak duży, że do dzisiaj mam w pamięci to ćwiczenie. Takie wydarzenia uczą respektu i nakazują zachować przenikliwość podczas wszystkich zdarzeń. I znowu mogłabym tych złożonych i bardziej skomplikowanych działań wymieniać bez umiaru, ale przede mną stały już inne wyzwania, w dążeniu do umiejętności dowodzenia i profesjonalnego zarządzania zasobami ludzkimi w Państwowej Straży Pożarnej, swoje podwoje otworzyła dla mnie Szkoła Aspirantów, a potem Szkoła Główna Służby Pożarniczej, a pomiędzy tym wszystkim, szkolenia i kursy specjalistyczne.
Wór pełen pamięci, wielu poznanych ludzi z całego kraju, nawiązane przyjaźnie, i doświadczenie, które każdy z nas nabywa w swoich dziedzinach pracy i służby. Jak w kalejdoskopie przesuwają się wspomnienia ludzi, miejsca i czasu, kawał historii, mojej i PSP, przeplatają się dając zadowolenie z pracy, służby i życia. To także respekt, przed odpowiedzialnością, pokorą do wiedzy, szacunkiem do ludzi, którzy każdego dnia muszą się uczyć, by nie zawieść drugiego człowieka, by uratować mu życie, zdrowie lub mienie. Ciężar odpowiedzialności, który chociaż ukryty, czuwa, by nonszalancja nigdy nie zagościła w strażackich murach.
Podobno miłość przemija z wiatrem niesiona, roznosi ogień niszcząc to, co cenne. Strażacy dzisiaj nie tylko gaszą ten ogień zniszczenia, działają na wielu płaszczyznach przynosząc ukojenie naprzeciw nieokiełznanemu niebezpieczeństwu. Życzenia z okazji św. Floriana składamy sobie raz w roku, w moim sercu miłość do służby strażaka trwa, i majowe tchnienie wiatru tylko ją rozbudziło, przywołując wspomnienia sprzed lat.