• Wiersze

    Okno nadziei

     

    Pamięci św. Jana Pawła II

     

    Jest w Krakowie takie miejsce, każdy z nas je dobrze zna. Bliskie dla mnie od lat wielu,

    symbol życia, który trwa. Dzisiaj stoję tu samotnie, Franciszkańska numer 3.

    Patrzę w okno już zamknięte oczy kryją ciche łzy. Wspomnień fala napłynęła,

    niczym potok duszę rwie, w sercu ogień rozpaliła…

     

    • Ojcze proszę… przytul mnie…

     

    Twe ramiona rozchylone duszę czule tulą znów, Twoje dłonie dobrotliwe

    błogosławią jedną z głów.  Radość w oczach Twoich widzę, (wiem, miłości uczysz mnie)

    głos nadziei w sercu słyszę, ścieżka wiary rodzi się.  Przeszłość żywa mi się jawi,

    tak jak wczoraj widzę Cię, a w mym sercu już na zawsze…

     

    • Ojcze proszę… przytul mnie…

     

    Dzisiaj stoję tu samotnie, po policzku płynie łza, patrzę w okno już zamknięte,

    serce z żalu samo łka. Widzę wciąż Twoje ramiona, słyszę słowa, wiatr je gra.

    Serce Twe mym drogowskazem, znów nadzieja  rozkwita.

    Milczę… w ciszę zasłuchana, kontemplując słowa Twe, wskazałeś mi drogę  wiary…

     

    • Ojcze mój…nie poddam się!

     

    12.02.2010 r.

    Z tomiku Na skrzydłach nadziei

  • Opowieści

    Bajki dla potłuczonych

    Kreując rzeczywistość w bajkowych barwach zamyślony Autor zastygł w bezruchu wyobraźni…

     

    Wiosenny wieczór usypiał właśnie pisklęta, a drzewa dyskretnie kołysane przez wiatr utulały je do snu. Takie matczyne konary, z dyskretną lampą księżyca, przysłoniętą pojedynczym chmurnym abażurem, sygnalizowały nadchodzącą noc. Jeszcze nie nadszedł czas milczenia, a pojedyncze trele dzwoniły to tu, tam, zakłócając nastrój odpoczynku. Zielona trawa przysłoniła białe włosy stokrotki, a ociężały żuk wysunął się leniwie spośród jej miękkości, przenosząc ciężar wędrówki jednym odnóżem na skalną stabilność. Z okna pisarza roztaczał się już przymrużony pejzaż, a zarys leśnych pagórków przybrał wygląd przestrogi, niosąc grozę niewymyślonej opowieści.

    Czas naglił, gdy wskazówki zegara z niecierpliwością odmierzały chwilę za chwilą, ponaglając umysł do wysiłku. Wibracje wiosennego przesilenia kłóciły się z odchodzącą zimą, o odrobinę cieplejszego powiewu, a rozleniwiony lodowym błyskiem umysł skrzypiał w trybach braku pomysłu.

     

    Tyle bajek, które już ujrzały światło dzienne żyje własnym odbiciem, przez lata kończąc morałem dziecięce sny, a tu mrok i nic. Uwięziony w czterech ścianach pomysł rozwinął się w zarodku i zgasł, razem z ostatnimi promieniami pomiędzy dniem, a nocy pustką. Duszna bezradność toczyła walkę z wewnętrznym dzieckiem siwiejącej głowy…

    gdy nagle w pomyśle zaświtało wiosenne kumkanie żaby. Szybka refleksja, ale to już było, odczarowana księżniczka wolała pozostać wśród bagiennych traw razem ze swoim „Żabkiem”, wierna prawdziwej miłości.

     

    A może coś o ziarnach, usypiające powieki podniosły się z werwą, by po chwili opaść znużone. Przecież to już też przeplatało się wielokrotnie, gdy w bajkowych opowieściach zasiano ziarno, to tu tam, a z niego wyrastały kolejne zakłócając sen wytwornym pannom.

    Hmmm…. to może o leśnej zwierzynie, drapieżnej i mrocznej, opowieść niech się wije. Taki pomysł mógłby nabrać rozpędu, a akcja pośród strzelistego lasu, w otoczeniu mchu i paproci, z pazurem lub sprytnym ogonem zatarłaby ślady twórczej niemocy. Jak z rękawa wysypały się tytuły bajek, znanych, kochanych, z dobrym zakończeniem.

     

    Struny cierpliwości napięły się do granic możliwości, gdy nagle do głowy wpadł refleks odbitego w oczach księżyca, zatopił się w otchłani niepamięci i na powierzchnię bezdennego oceanu wypłynął pantofelek.

    Prawy czy lewy?  

    Pytanie zadźwięczało, dudniąc szyderczym śmiechem. Nie, ten pantofelek, chociaż żyje wieki, nieskomplikowanym wnętrzem nie zachwyci dzieci.

     

    Klawiatura komputera stęknęła głucho, gdy zrozumiała, że tej nocy najpewniej powstaną tylko senne zmory…

     

    Wiosenne poranki przepełnione są muzyką, w zderzeniu nocy z dniem wygrywa dobro, budzi nadzieję, przetykaną ptasim świergotem i zapachem odrodzenia. Energia kosmiczna, niewidoczna dla oka puszcze wodze wyobraźni, a fantazja w kolorach tęczy zaczyna wyznaczać nową drogę. Na przekór niemocy, tworzy zakręty, a za nimi… przygody nieprawdopodobnej, aczkolwiek możliwej historii, gdzie dobro wygrywa ze złem, a morał wijącej się bajki zaskoczy nawet Autora.

    Klik, klik, klik… litera za literą układa się w zdania, a one tworzą opowieść, którą senne mary zamienią w bajkę dla potłuczonych serc, z nadzieją, prawdą i ku przestrodze, z prawdziwym morałem.

     

    Ciiii, nie przeszkadzajmy autorskiej wenie, niech płynie!

  • Blog

    W poszukiwaniu wiosny…

    W marcu planowane było ostatnie w tym sezonie spotkanie w piwnicach Midasa pt. Słowa złotem szeptane w piwnicach Midasa, czyli w poszukiwaniu wiosny. Na scenie miał wystąpić po raz pierwszy zespół Muza, a poetyckie słowo niosło w sobie dozę optymizmu i powiewu wiosennej świeżości.

    Niestety, jak to w życiu bywa, nie wszystko, co sobie zaplanujemy można zrealizować. Tym razem przeszkoda niewidoczna, ale bardzo dotkliwa czai się na nas w zakamarkach nieprzewidywalnych.  Wypełzła niespodziewanie, atakując dotkliwie, dlatego przymusowa kwarantanna, może niezbyt atrakcyjna, ale może nas przed nią ustrzec. I tak, w dobie XXI wieku zetknęliśmy się z sytuacją, która przez wieki dziesiątkowała ludzkość, a nam wydawało się, że historyczne zapiski tragicznych plag odnaleźć możemy jedynie na stronach starych ksiąg. Jednak życie rządzi swoimi prawami, pisząc scenariusze nieprzewidywalne, łamiąc serca i kieszenie, tworzy meandry niepewnego jutra. Dlatego pomyślałam sobie, że może warto odwrócić, choć przez chwilę myśli od złej aury i poszukać okruchów wiosennego optymizmu pomimo przeciwności losu.

    Powiew wiatru i okres oczekiwania niosą ze sobą zawsze nadzieję, na wiosenne porządki, wygnanie wirusa, wyzwolenie myśli, lepsze jutro, uśmiech i wsparcie drugiego człowieka. Może to jest właśnie ten czas, by zacząć wiosenne porządki, w pierwszej kolejności, we własnym umyśle, sercu i duszy…, a potem będzie już łatwiej, bo zostaną nam, tylko te, które wymagają wysiłku fizycznego. A praca zawsze wzbogaca.

    I rymując za Janem Brzechwą otwórzmy oczy, uchylmy okna i przewietrzmy głowy, gdyż:

    Wio­sna w kwiet­niu zbu­dzi­ła się z rana,
    Wy­szła wpraw­dzie tro­szecz­kę za­spa­na,
    Lecz zaj­rza­ła we wszyst­kie za­kąt­ki:
    – Za­czy­na­my wio­sen­ne po­rząd­ki.

     To dobry czas, pracowity i pełen napięcia, gdy ziemia zaczyna pękać, budzi się do życia, trawa już zielenią błyska, a rabaty nieśmiało zamieniają się w kolorowe łąki.

    Czujecie ten zapach potu ogrodnika?

    Właśnie przetarł spocone czoło ręką pełną grudek ziemi. Wygląda zabawnie, a jego oczy błyszczą radością pracy, przesiąkniętą wizją przyszłych plonów. A tam w oddali hałas, oczywiście, to dzieciaki łaknąc słońca turlają się po zboczu niewielkiej góry. Dzwoniący śmiech nasuwa wspomnienia błogiego dzieciństwa, które na zawsze pozostanie po słonecznej stronie pamięci. Na asfaltowej drodze, w oddali spacerują ludzie, ich myśli spowite splecionymi dłońmi, stają się zaprzeczeniem samotności. Spoglądam zza płotu, na te zbocza wokoło, niebawem zakwitnie tarnina, zrobi się biało i pewnie zimno, ale to nic, to tylko chwila, może rodzinnie zapalimy grilla?

    Zapach palonego drewna i ogień wesoło tańczący, dadzą ukojenie zmysłów, po pracy wyczerpującej, nastroją żołądek i myśli leniwie. To nic, że jeszcze w zamknięciu, ważne, że szczęśliwie dym snuje się w niebo. Wiosna niesie odrodzenie, wiatrem rozwiewając smutki, a my zachowajmy dobro w sercu, bo ten sezon jest krótki, cieszmy się chwilą, dzielmy uśmiechem, szykujmy się na nowe doznania. Wymiećmy kurz, wyplewmy chwasty, przetrzyjmy okulary, i napawajmy się świeżością wiatru.

    Czujecie ten zapach dymu?

    Sąsiad rozpalił ognisko, pali pozimowe resztki, zadymił osiedle, to są jego „grzeszki”, ale czy warte nagany w ten wiosenny czas?

    Może lepiej przeczekać chwilę w domowym zaciszu, a potem… snując wizję wiosny razem z Marią Pawlikowską Jasnorzewską (w ogrodzie wyobraźni) uśmiechnijmy się do marzeń, bo:

    Gdy wiosna zaświta,
    jest w ogrodzie raz cieniej, raz jaśniej.
    Wciąż coś zakwita, przekwita.
    Wczoraj kwitło moje serce. Dziś jaśmin.

    I tak na zakończenie, na przekór wszystkiemu, róbcie porządki i nie żałujcie niczego!

    A gdy noc minie, posłuchajcie od świtu jak dzwoni i dźwięczy życie!

    To ptaki zagościły się na dobre, nucąc nam codziennie wiosenne trele.

  • Wiersze

    Efekt Pigmaliona

     
    Rozgrzał dłońmi serce marmurowe,

    próbując tchnąć w nie życie gorące,

    z myślą, że obudzi zimny kamień

    bezdusznego uosobienia.

     

    Zakochany, bez prawa wyboru,

    zamknął w garści pęk złudnie zwiewnych loków,

    na wysublimowanej głowie posągu,  

    i zapłakał, gdy ideał milczał uparcie.

     

    Czy ożywił te usta wyblakłe

    i spojrzał prawdzie w oczy?

     

    Efekt wyrafinowanej dumy,

    połączony z egoizmem

    wytworu wyobraźni artysty,

    może zawieść.

    Powierzchowny blichtr

    z wiekiem zmatowieje,

    a kurz z upływem czasu

    przysłoni urody niespotykanej blask.

     

    A może, to nie mit,

    i łza skruszyła twardości smak,

    razem z rajskim jabłkiem,

    otwierając wrota rzęs zdumione.

     

    On uwierzył i otrzymał, razem z kroplą winy,

    słony skały smak, pośród kropel tęczy.

  • Wiersze

    Czekanie

     

    szum samochodów

    za oknem

    i bicie tętnic

    tęsknota

    milczeniem

    przetykana

    rozbrzmiewa

    wraz z wyczekiwaniem

     

    tony głośniej zagrały

    a minuta za minutą

    jak w niemym kinie

    zwalniają zaskakująco

    i tylko głos serca

    mknie w oddali

    aż w końcu zamilknie

     

     

    z tomiku „Jej imię… Kobieta

  • Wiersze

    Nim zabłyśnie pierwsza gwiazda

     

    czy Judasz już się narodził

    aby po latach zdradzić

    a może żył i nie przypuszczał

    że przeleje krew niewinną

     

    przeszłość niewątpliwa

    chociaż na początku drogi

    los nie był przesądzony

     

    tak wiele niewiadomych

    gdy mija rok po roku

    w nocy mroku snując

    ścieżki przeznaczenia

     

    zamierzony krok

    w przyszłości mgnieniu

    może zranić przyjaciela

     

    wspomnień drżąca struna

    i świadome wybory

    zaplatają pajęczą nić

    tworząc sieć życia

     

    rachunek sumienia

    mieniący się błysk

     

    nim znów złożymy

    świąteczne życzenia

  • Wiersze

    Jestem jaka jestem

     

    twarda jak skała czy krucha jak lód

    ogółem mówiąc to zawierucha

    żywioły cztery wszystkiego w bród

     

    ogień i woda

    ziemi przestroga staję na drodze

    i wiatru trud

    smugami szepcze w chwili zwątpienia

    a ziemia płacze jak nazwać ten cud

     

    nieokiełznany

     

    ja sama nie wiem wiedzieć nie muszę

     

    eklektyczny głód

     

    bywać wśród ludzi z pasji poznania

    wyruszyć muszę choć za oknem chłód

     

    w kolejną drogę ku przeznaczeniu

     

  • Opowieści

    Między wspomnieniem, a nadzieją…

    Opowieści, gdy zaszło słońce, snują się same, tworząc w wyobraźni ożywione obrazy. Szczególnie tej jesieni mają moc przesiąkniętą purpurą i złotem, wspomnieniem babiego lata, wiją się jedwabną nicią, dyskretnie połyskując kroplą łzy.

    Jak daleko sięga pamięć?

    Któż to wie, czasami dotyka wspomnienia z wczoraj, a czasami wyobraźnia płata figla wypuszczając swoje wodze w przyszłość. W oddaleniu widać iskry, tańczą wesoło, wznosząc się wprost do nieba. Epicentrum wrażeń poddało się fali gorąca, gdy płomienie uczucia objęły w miłosnym uścisku mieniąc się barwami ekstazy. Spojrzenie zatrzymało się zaskoczone, w momencie rejestrując chemiczny związek. Kadr z życia, a potem…

    Upojny deszcz, ożywczy dla ziemi, zamienił ogień w serię zimnych ogników. Syk gaszonego drewna i pojedyncze iskry dopełniły obrazu, zatrzymując kadr na ułamek sekundy, niczym kartkę z pamiętnika zaklętą w starej fotografii. Zmieniający się scenariusz obudził kolejne bodźce, pobudzając zmysły do błogiej sielanki, która razem z kroplą wina, odkryła na nowo żywiczny zapach, ukryty w spalonym polanie razem z bochnem chleba. Głód dał znać o sobie rozpraszając myśli. Proza życia wzięła górę nad poetycką nostalgią. Kromka chleba stanęła pomiędzy siłą woli, a pragnieniem, aż ostatnie okruszki zniknęły w głębi przepastnej myśli.

    A gdyby tak rzucić wszystko i uciec w nieznane?

    Refleksja kusząca, lecz nierealne marzenie wyśmiało rozważania prawdziwej wolności. W myśl powiedzenia „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” powrócił realizm zaprzepaszczając szansę na kolejne dywagacje. Tak blisko i tak daleko, wybiegając w przyszłość zobaczyłam ociężałe ostrzeżenie, że marzenia należy snuć rozważnie. Ich tendencja do samorealizacji wzrasta w tempie geometrycznym, gdy tylko zmienia się ich kierunek. A ich spełnienie czasami potrafi być kłopotliwe.

    Na szczęście, Anioł Stróż podmienił kilka dźwięków i odcieni rozmyślań zmieniając charakter opowiadania. Ufff, obudził optymizm, który w chwili głodu zapodział swój instynkt. Przez chwilę znowu będzie dobrze!

    Jesień nadal rządzi, kolory płomieni pośród ciemnej nocy rozbudziły siłę ciepła zamkniętą w kominku, a lampka wina dopełni wyrazu wytrawnych winogron podnosząc smak nieopowiedzianych jeszcze historii, bo między wspomnieniem, a nadzieją opowieści same się snują.

     

  • Wiersze

    Przyciąganie

     

    zarażona wirusem miłości

    kichnęłam trzy razy

     

    na zdrowie

    na katar

    a może na grypę

    ta influenca

    przykleiła się do mnie

    i trwa złośliwe drążąc

    moje ja

    na przekór

    medycznym zapewnieniom

    rozgrzewających mikstur

    wierci od lat

    w nosie mam reklamy błysk

    gdy z gardła świst

     

    drżące vibrato

    pulsuje zmiennością

    natężenia wiecznej miłości

     

    mój byt

    w chusteczkowy flirt

    codzienności zamienia

    na przekór wspomnieniom!

  • Blog

    Zawsze będę przy Tobie

    „Życie to krótka chwila między pierwszym i ostatnim oddechem.”

    Autor nieznany

     

    Są takie dni w moim życiu, gdy wspomnienia sięgają pierwszych kroków, nieśmiało skierowanych w przyszłość. Blond głowa, pełna delikatnych loków i choinka ozdobiona anielskim włosem, pachnąca i żarząca się dyskretnie ognikami płonących świeczek.

    – Nie dotykaj, bo się oparzysz! – czujność mamusi skupiła moją uwagę, aczkolwiek nie do końca mogłam uwierzyć w prawdziwość słów przekazanych z troską w głosie. Wówczas tatuś podniósł mnie i delikatnie pokazał kryjące się niebezpieczeństwo w migotliwym blasku świec. Ja i oni, cóż może chcieć małe dziecko, któremu rodzice chcą przychylić nieba, do czasu, aż urodziła się siostra.

    To takie niesprawiedliwe, dzielić się miłością obojga z innym dzieckiem. Przecież każdy chce mieć wszystko, dużo więcej niż może dostać, a może to tylko złudzenie…

    Po kilku latach na świat przyszła trzecia siostra. To już była normalność, bo podzielić z dwóch na trzy jest dużo łatwiejsze niż odebranie pewnej części zainteresowania tylko moją osobą. Już się do tego przyzwyczaiłam.

     Dzień za dniem płynął leniwie (do dzisiaj nie wiem, dlaczego wówczas nie mogłam się doczekać kolejnego dnia, spotkania, wydarzenia), a ja dorastałam coraz bardziej świadoma swojego charakteru. Ciężki orzech do zgryzienia, z wiekiem przemieniał się w stal, hardział, przybierał pancerz czujności, by uzbroić się po zęby na dorosłe życie.

     

    Jednak najważniejsza była i jest rodzina, wyssałam to z mlekiem matki, z szacunku patriarchalnego i miłości do bliźniego. Wszystkie święta w moim domu pielęgnowane były z pietyzmem i namaszczeniem ich uroczystego charakteru, także dzisiejsze, to był cały rytuał, który rozpoczynał się na długo przed 1 listopada. Tradycją było, że znicze na groby robiliśmy sami, a zapach topionego wosku w starym czajniku rozchodził się po całym domu. Tatuś zawsze pilnował, aby nic nam się nie stało, ale pozwalał nam wycinać knoty i wtykać je do skrzętnie przygotowanych zniczy.

    Po obiedzie, spacerkiem wędrowaliśmy na cmentarz. To była prawdziwa wyprawa z pełnymi siatkami, które dźwigałyśmy same z mozołem, gdy rodzice dźwigali kolorowe chryzantemy. Grób za grobem, u dziadka w pierwszej kolejności, a potem była jeszcze ciocia, wujek, i inni, których nigdy nie miałam okazji poznać.

    Lata mijały, dorastałam, poznawałam nowych ludzi, a czas skracał swoją leniwość. Przyśpieszał, z każdym dniem, miesiącem i rokiem, aż zaczęli odchodzić coraz bliżsi memu sercu ludzie.

    Rodzice, jak zawsze dbali, by nie pominąć żadnego grobu, bo jak mówiła mamusia o nas też kiedyś powinien ktoś pamiętać. Jej słowa były takie nierzeczywiste, modlitwa nad grobami, dla pamięci, aby tam po drugiej stronie tym, co przeszli już most było lepiej. Już babcia Rózia podkreślała, że pamięć o bliskich i modlitwa, to wsparcie także dla nas wtedy, gdy my sami jesteśmy w potrzebie.

    Może to wpajana od dziecka ścieżka pamięci o tych, co odeszli, a może wiara przodków w siłę dobrych uczynków… nie wiem, ale po latach wiem jedno…

    nastał czas, gdy bliscy mi najbardziej odeszli, a wraz z nimi zniknęła zewnętrza siła wsparcia.

    Za życia rodzice zawsze podkreślali, że nie ma rzeczy niemożliwych, a na ich pomoc zawsze mogę liczyć. Słowa, przez lata wpajane mi z pewnością prawdy jedynej i niezaprzeczalnej, niejednokrotnie zamieniały się w pomoc, bezwarunkową i niezawodną.

    Kochali nas takimi, jakie byłyśmy, pozwalając na odrobinę ekstrawagancji i odmienności. Ta wolność była bezcenna, a zrozumienie wzruszało. Mogłam tego dotknąć na moich wieczorach poetyckich, gdy rodzice okazywali dumę i nie wstydzili się ocieranej łzy wzruszenia, pozostawiając w mojej pamięci na zawsze niezapomniany kadr wspomnień.

    Przeżyli wspólnie 50 lat, zostawiając nam w pamięci żywe przykazanie miłości.

    I odeszli, zostawiając pustkę. Tego nigdy się nie da zapełnić, ale taka jest kolej rzeczy. Nikogo z nas nie ominie. Wszyscy jesteśmy tego świadomi, ale słowa mamusi „Zawsze będę przy Tobie” nabrały innego wyrazu, nie wyblakły, chociaż zmieniło się status quo. Każdego dnia oni są ze mną, w moim sercu i umyśle, a rozmowy z nimi i okruszki, jakie mi zostawiają niczym drogowskaz w chwili zwątpienia, pozwalają nadal wierzyć, że są przy mnie i mojej rodzinie. Czuwają, wspierają, dodają odwagi i pomagają, by ścieżka życia nie była zbyt ciernista.

     

    Ja wiem, jestem pewna, że wszystkie duchy opiekuńcze naszej rodziny są z nami na dobre i na złe, bo tylko w miłości ukryte skrzydła nadziei skrywają bogactwo Wszechświata!