• Indeks negacji

    Bezbarwny banał bezmyślności

    Teresie nigdy nie brakowało wyobraźni. Wręcz przeciwnie, czasem oderwane od rzeczywistości postrzeganie świata spłatało jej niejednego figla. I ta umiejętność czytania między wierszami, szczególny zmysł odkrywania ludzkich emocji. Dar albo przekleństwo, chociaż z wiekiem nauczyła się nie ujawniać swojej wiedzy na ten temat, szczególnie gdy rozmówca próbował ukryć swoje negatywne uczucia co do jej osoby. Właściwe odczytanie intencji mogło okazać drażliwe i sytuacja byłaby niezręczna. Po co dorzucać sobie kamyków do ogródka.

    Dojrzałość doświadczenia pozwoliła jej zapanować nad uczuciem rozczarowania. Chociaż, pomimo upływu czasu, nadal nie mogła pogodzić się z faktem, że jest oceniania po okładce. Rozczarowujące spostrzeżenie, od lat uwierało jej podświadomość, a rok 2005 miał się okazać „przełomowy” w jej zawodowej karierze. Szyderstwo czaiło się już na zakręcie.

    – Jakim prawem ktoś mnie ocenia, nie wysilając się nawet odrobinę na poznanie moich atutów? –  spytała Annę na poniedziałkowej przerwie kawowej – Przecież w ogóle mnie nie znają. Nie wiedzą kim jestem, co sobą reprezentuję, jakie mam postrzeganie świata, i nie mówię tu o polityce. Ten temat w dzisiejszych czasach w ogóle nie podlega normalnej dyskusji.

    – Nie przejmuj się idiotami! – poirytowana Anna skomentowała wywód na temat ich nowego pracodawcy – przecież wiesz, że to nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy zmienia nam się szef. Jakoś będziemy musiały to przetrwać.

     – A to stwierdzenie Bogdana „jeżeli nie jesteś z nami, to jesteś przeciw nam” nie mieści się w głowie. Gdzie dobro pracodawcy i jego poczucie dobrze spełnionego obowiązku na rzecz firmy? Co właściwie teraz się liczy?

    – Wiesz sama, że teraz liczy się polityczne poparcie. Irytujące ale prawdziwe. I pewnie dlatego Bogdan tak cię potraktował. Nie chcesz się przyłączyć do jego grupy, to uznał, że jesteś przeciwko. Źle się dzieje, ale nic na to nie poradzimy.

    – O nie! Ja nie pozwolę sobą manipulować! – zirytowana Terasa potrząsnęła przecząco głową – Nie będą oceniać przez mnie przez pryzmat przynależności zamiast kompetencji. Dobra Aniu idę już, bo mam pilną, terminową sprawę na biurku. Jest mocno skomplikowana i muszę poczytać wyroki sądowe, aby ugryźć ten temat nie tylko zgodnie z literą prawa, ale także z głową. Przecież powinniśmy patrzeć także na dobro drugiego człowieka, a nie szczuć go psami!

    – Masz rację Tereniu, ale sama wiesz, że to nie będzie łatwe. Powodzenia!  – Anna również podniosła się z krzesła – Idź, ja pozmywam nasze kubki.

    *

    „Saga ludzi lodu” to dobra odskocznia na czas upokorzenia. Kolejny rok przyniósł duże zmiany w pracy. Nie można być hardym, nie warto uczciwie pracować. Zmęczona Teresa siedziała w swojej kanciapie i czytała w świetle lampy. Nocny dyżur trwał nieprzerwanie, a ona postanowiła, że nie da się złamać. Ktoś kiedyś powiedział, że miękkich się ugina, twardych się łamie, a tylko elastyczni utrzymują się na powierzchni, kołysząc się jak chorągiewka, raz w jedną, raz w drugą stronę.  Niestety postawa chorągiewki nigdy jej nie odpowiadała, a wrodzone poczucie sprawiedliwości nie pozwalało stać obojętnie. Zapłaciła za to i musiała przełknąć gorzką pigułkę prawdy. Słowa Bogdana wryły jej się w pamięć jak przekleństwo. Myśli krążyły wolno, rozważając wszystkie za i przeciw. Poddała się decyzji szefa, policzek wymierzony słowem piecze równie mocno jak uderzenie. Palił ją już kilka lat, jak wtedy gdy został wymierzony.

    A gdyby można było cofnąć czas?

    Teresa zamyśliła się wracając do wspomnień. Wiedziała, że prawdopodobnie popełniłaby ten sam błąd, stanęłaby po stronie prawdy, a w efekcie końcowym i tak wylądowałaby w nieszczęsnej szklanej kanciapie. Nowe miejsce, nowi ludzie, to nie był problem. Nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem znajomości, ani z wykonywaniem jakiejkolwiek pracy. Kwestią odrębną był fakt, że w ogóle nie mogła wykazać się swoją wiedzą i umiejętnościami, a wręczony zakres czynności miał ją dodatkowo upokorzyć i złamać. Brakowało jej również rozmów z Anią, spokoju który wprowadzała w ich przyjaźń i pewności, że nie jest odosobniona w swoim postrzeganiu świata. Rozmowa telefoniczna od czasu do czasu to już nie było to samo.

    Postanowiła jednak, że się nie podda, a uśmiech i dowcip, który towarzyszył jej podczas nowej pracy przysporzył szybko grono nowych znajomych. Tylko szef nie mógł tego pojąć, ale on akurat nie musiał.

    Teresa miała świadomość, że czekał na jej odejście z pracy. Nie da mu takiej satysfakcji. Przede wszystkim  z powodu własnej dumy i rodziny.  Przecież małoletnie dzieci, a także ich dorastające potrzeby wymagały znacznych nakładów finansowych. Z jednej pensji byłoby im bardzo ciężko. Wróciła pamięcią do młodych lat, początków małżeństwa i trudności jakim musieli się razem z Pawłem przeciwstawiać. Tylko fakt, że byli ze sobą na dobre i na złe, że stali za sobą murem, pozwolił im przetrwać tamten trudny czas. I dzisiaj byłoby super, gdyby nie fakt, że Teresa nie stanęła po żadnej ze stron politycznej układanki. Niestety apolityczność i uczciwa praca przestały mieć znaczenie.  Nie dała po sobie poznać, że przygotowana dla niej praca, to tylko upokorzenie. Przecież pieniądze są potrzebne, a jakakolwiek obrona, której by się podjęła może zaszkodzić karierze męża. Nie warto…

    Dziesiąty tom powieści Margit Sandemo „Zimowa zawierucha” doskonale oddawał depresyjny nastrój. Jej też przydarzyła się taka zimowa zawierucha, pracownicza, a jednak mocno uwierająca jej duszę. Jedno wiedziała na pewno, gdyby wówczas się ugięła, wystąpiłaby przeciwko samej sobie. Sprzeniewierzyłaby wszystkie zasady i wartości, które z takim poświęceniem wpajali jej rodzice. Ona też chciała, aby jej dzieci były uczciwe, dlatego wytrzyma, nie podda się tak łatwo. Wszak nic nie trwa wiecznie, może i dla niej po tej burzy niefortunnych zdarzeń zaświeci słońce z tęczową drogą. Rozmarzyła się, snując wizję lepszej przyszłości.

    *

    Czas to pojęcie względne, a przy komputerze płynie w zastraszającym tempie. Teresa spojrzała na zegarek i podskoczyła jak poparzona. Dochodzi południe, a ona zatraciła się w wirtualnym świecie. Za chwilę wrócą dzieci ze szkoły, a obiad w proszku. Szybko nastawiła kości kulinarne na zupę. Pomidorowa z kluskami i naleśniki z serem to było wybawienie. Szybki obiad z dwóch dań zaspokoi nawet syna, który wracając ze szkoły wpadał zawsze głodny i zły. A zły był zawsze, gdy był głodny. Dodatkowo cierpliwość nie była jego dobrą stroną. Teresa pomyślała ze skruchą, że tę wadę wyssał z mlekiem matki. Dziewczynki były bardziej wyrozumiałe, chociaż cała trójka była charakterna, po rodzicach i po dziadkach zapewne także. Uśmiechając się do własnych myśli zsunęła kolejny placek na talerz. Ser już się ucierał w malakserze, a w domu roznosił się zapach obiadu. Lubiła, gdy dom pachniał domowym jedzeniem, chociaż nie zawsze gotowała z przyjemnością. To takie mało twórcze zajęcie. Ty się napracujesz, a za chwilę po tym nie ma ani śladu. Paweł wróci dzisiaj później z pracy, ma jakieś spotkanie. To nic, przysmażane naleśniki są przecież jeszcze lepsze.

    Dzieciaki wpadły do domu z impetem, rzucając w przedpokoju plecakami, z rumieńcem od mrozu, zasiadły gremialnie do stołu. Tym razem nie grymasiły. Ten zestaw obiadowy to był strzał w dziesiątkę. Potem tradycyjne poszły do salonu, taka chwila odpoczynku z ulubioną bajką na video, zanim przyjdzie pora odrabiania lekcji. Teresa sprzątała w kuchni przysłuchując się małej kłótni, na temat tytułu. Tym razem wygrał „Król lew”. „Miecz w kamieniu” musiał poczekać na lepsze czasy.

    Lubiła tę bajkę, więc gdy się ogarnęła, zajrzała do dzieci i przysiadła na chwilę. Taka opowieść ni to dla dzieci, ni dla dorosłych. Każdemu przyda się wiara, że dobro w końcu zwycięży. Ciekawe kiedy u niej w sprawach zawodowych się polepszy. Myślała, że ten okres nie będzie zbyt długi, a jednak minął już drugi rok takiej poniewierki.

    *

    Teresa nie spała prawie całą noc. Kolejne służbowe spotkanie Pawła tym razem mocno się przeciągnęło. Od pewnego czasu odsuwali się od siebie. Niestety jej praca nie dawała satysfakcji, a postępująca depresja dopełniała niezbyt uroczego wizerunku. Zaczęła teraz coraz więcej czasu spędzać w Internecie. Nieunormowany tryb pracy, świątek piątek i niedziela, dodatkowo pogłębiał jej frustrację. Zaczęła jej doskwierać także samotność, a zawodowe zaangażowanie Pawła zataczało coraz szersze kręgi. Zaczęli się mijać. Zamiast niedzielnego wspólnego obiadu jej praca lub jego wyjście służbowe. Zamiast wspólnego wypadu na weekend nocny dyżur lub służbowy wyjazd męża. Trwało to już dłuższy czas i Teresa czuła, że się od siebie oddalają. Utracili tę radość życia, kłótnie i pretensje z obu stron nie sprzyjały zacieśnieniu relacji małżeńskich. Tym bardziej, że zaczęły pojawiać się nawet bez powodu. Coś zaczynało pękać w tym rodzinnym murze wspólnoty, która ich zawsze otaczała.

     

    Powoli Teresa zaczęła budzić się ze swojego letargu. Coś w życiu zazgrzytało i wzbudziło jej niepokój. Przez pewien czas obserwowała  ten brak harmonii, którym delektowała się przez lata. Z każdym dniem, niby zwyczajne czynności dnia codziennego zaczęły się chwiać. Wspólne dążenie do wytyczonego celu zaczęło się rozjeżdżać. Zebrane okruchy zdarzeń zmusiły ją do wysiłku umysłowego. Potrzebowała czasu, aby pozbierać się do kupy, ale czy go miała?

    Niepewność wkradła się w umysł drążyła niczym kropla skałę. Stawiane mężowi pytania nie rozwiewały jej obiekcji, a jego odpowiedzi nasuwały kolejne wątpliwości. Gdzie popełniła błąd, a może kiedy to się stało?

    Tym razem intuicja podpowiadała jej, że te częste spotkania służbowe to coś więcej… Z jednej strony nie mogła w to uwierzyć, ale z drugiej niepewność rozlewała się po sercu z każdym kolejnym dniem.

     

    Uff, jak wspaniale. Teresa dostała 2 dni urlopu i mieli razem z Pawłem wyjechać już jutro na kilka dni. Takie wspólne wędrówki „Szlakiem Orlich Gniazd” w gronie znajomych z Naszej Klasy. Portal, który powstał 2006 roku i dzięki niemu Terasa odnowiła kontakty ze swoimi kolegami ze szkoły średniej, przyniósł też inne korzyści. Poznała tam wiele ciekawych osób i to nie tylko mieszkających w kraju. Nawiązane internetowo znajomości i ciekawe dyskusje na portalu zaowocowały realnymi spotkaniami, które zacieśniły te więzi.

    Dlatego teraz Teresa pakowała rzeczy nie tylko na wspólny wyjazd z mężem, ale także na sympatyczne spotkanie ze znajomymi z całej Polski. Jura Krakowsko-Częstochowska to był dobry punkt zborny. Wszyscy mieli mniej więcej taki sam kawał drogi, a okolica starych zamków i wapiennych skał dawała możliwość zaplanowania ciekawego turystycznie wypadu.

    Paweł wpadł do domu, przebrał się i powiedział że musi jeszcze wyjść na chwilę, bo ma ważne spotkanie służbowe. Przyjechali goście z zagranicy, a skoro wszystko do wyjazdu jest gotowe nie będzie problemu. Niestety, kolejne spotkanie służbowe przeciągnęło się do późnych godzin nocnych, a może skończyło tuż przed świtem. Tym razem nerwy Teresy i jej wybuchowy charakter dały o sobie znać ze zdwojoną siłą. Nie odpuściła, przycisnęła Pawła do muru i dowiedziała się, że on kocha inną kobietę.

    W drodze do Bobolic łzy nie chciały przestać płynąć… przecież wszystko miało się poukładać, kochała Pawła od zawsze, a teraz na horyzoncie zamiast słońca i tęczowego nieba zobaczyła tylko kłębiące się czarne chmury przetykane kroplami łez…

     

     

  • Indeks negacji

    Autorski alfabet

    Pomysł, który narodził się wiele lat temu narzucał Teresie samodyscyplinę. Zaglądając głębiej w siebie musiała wyciągnąć prawdę, dotykając strun, które zbyt mocno szarpnięte raniły serce. Wymagało to skupienia, a Paweł nie ułatwiał jej pracy. Postanowił ostentacyjnie wziąć się za odkurzanie mieszkania. Jakby zalegające na podłodze paprochy były ważniejsze niż porządek życia. Zirytowana zamknęła komputer i zdegustowana poszła zaparzyć sobie kawę. Wlewając świeżą wodę do czajnika, znów się zamyśliła… chwilę rozważań przerwały zimne krople, które spłynęły niespodziewanie na dłoń. Obudzone wspomnienia musiały zaczekać. Wraz z szumem odkurzacza dochodzącym z góry zaczął docierać zgrzyt mielonych ziaren brazylijskiej kawy.

    – To tylko moment – Teresa szepnęła do samej siebie wyciągając z szafki swój ulubiony kubek z cienkim brzegiem. Zapach świeżo zaparzonej kawy rozniósł się po kuchni. Pochyliła się nad wrzątkiem wdychając niepowtarzalny bukiet, a po chwili wyciągając nogi na krześle zapaliła papierosa. Chwila relaksu od myśli i szumu w tle, niech trwa chociaż przez mgnienie nikotynowego dymu.

     

    – Może powinnam pisać dziennik? – Teresa rozmawiała z Anną podczas śniadaniowej przerwy w pracy. Te chwile bardzo sobie ceniła, gdyż przyjaciółka była do bólu autentyczna i uczciwa w ocenie rzeczywistości. Nigdy nie owijała w bawełnę. Jej szczerość często przynosiła kłopoty. W ich pracy przejawiało się to nie tylko ostracyzmem ze strony współpracowników, ale także dyskryminacją. Kto w dzisiejszym świecie ceni prawdę?

    Teresa ceniła i chociaż sama czasami ugryzła się w język, to wobec Anny była równie uczciwa. W ich rozmowach nigdy nie było tematu tabu, a problemy, które każdemu stają na drodze starały się rozwiązywać rozważając różne warianty. Za i przeciw nigdy nie zostało przez żadną z nich wyśmiane.  Nie zawsze się zgadzały, ale na tym polega istota prawdziwej przyjaźni i prawo drugiego człowieka do swojego zdania. Obie ceniły sobie te chwile, niecodzienne, ale zawsze przepełnione tematem, który był w tym momencie priorytetowy.

    – Myślę, że dziennik nie jest w twoim stylu – odpowiedziała po namyśle Anna – Jesteś przecież wulkanem energii i pomysłów, ale gdy skończysz jeden, nie wracasz do niego. Z reguły przecież zaczynasz kolejny projekt, bo w głowie masz zalążek czegoś nowego. Jak już  ci się narodziła taka myśl, to może pisz pamiętnik. Załóż sobie folder, w którym będziesz zapisywała swoje rozważania i rozbierała na części pierwsze wszystko co cię w tym momencie uwiera, albo co jest warte zapamiętania, także te dobre wspomnienia.

    – Może masz rację, jestem zdyscyplinowana i skrupulatna, ale obowiązek codziennego pisania może przerosnąć mnie szybciej niż bym chciała. Dziękuję Aniu za dobrą radę, spróbuję zmierzyć się z pamiętnikiem, sama jestem ciekawa, jak mi się będzie pisało.

     

    Tego dnia Teresa wróciła do domu z nowym postanowieniem, włączyła laptopa i założyła folder pn. „Pamiętnik”. Otworzyła pierwszą kartkę Worda i po wpisaniu daty zawisła nad klawiaturą. Natłok myśli i brak czegoś ulotnego, czegoś prawdziwego, czegoś w jej stylu zakończył się na pierwszej stronie. Wspomnienia powróciły do czasów młodości i opowiadań, które snuła w 16-kartkowych zeszytach w kratkę, ślęcząc po nocach, w ukryciu przed rodzicami, pod kołdrą kreśląc słowa opowieści przesiąkniętych nadzieją, przygodą i miłością. Takie jest prawo młodości. Na początku dorosłości cały plan na życie stoi dla ciebie otworem, szeroko uchylając okno na świat.

    Uśmiechnęła się do swoich myśli, tak to jest to.

     

    Kolejny dzień minął pracowicie, i dopiero wracając do domu przypomniała sobie swoje postanowienie. Po drodze weszła do księgarni, gdzie kupiła 96-kartkowy zeszyt w grubych okładkach, w formacie B-5. Paradoksalnie, baczną uwagę skupiła na wzorach okładek. Przemknęło jej, że nie jest to bez znaczenia. Kiedyś nie miała takiej możliwości, wszędobylskie niebieskie okładki były normą, ale dzisiaj?

    W oko, wpadł jej zeszyt z pawimi piórami, napawał pozytywną siłą, wzięła go i garść niebieskich długopisów, o tuszu ani zbyt ciemnym, ani jasnym. Musiały być w jej stylu. Naładowana dobrą energią wpadła do domu. Najpierw obowiązki, które wykonywała w pośpiechu, a potem… z wrażenia postanowiła wziąć ze sobą lampkę wytrawnego wina. Zasiadła na fotelu, zeszyt położyła na kolanach i zaczęła pisać… prawie jak kiedyś, ale teraz myśli były już dojrzałe, jeszcze szorstkie, niekoniecznie właściwie ułożone po tylu latach przerwy, ale na pewno jej własne. Znalazła swój azyl.

    *

    – Boże jak ten czas pędzi – westchnęła Teresa sprzątając półki uginające się od książek. Zbliżał się koniec 2017 roku, kolejny, który niósł ze sobą karuzelę pełną niespodziewanych zdarzeń. Spojrzała na szafkę pełną książek za drzwiami i wtedy przypomniała sobie rozmowę z Anią. Dziesięć lat minęło jak mgnienie wiosny, i tylko grube zeszyty stojące na półce przypominały jej o postanowieniu pisania dziennika – pamiętnika. Kolejne zeszyty zapełniały się rozważaniami, fragmentami myśli, czasami zamieniały się w wiersze, a czasami w opowieści.
    W zasadzie nic nie wyszło ani z dziennika (Ania miała rację) ani nawet z pamiętnika. Jednak nadspodziewanie dobrze spełniły swoją rolę, szczególnie gdy nocami Teresa zapadała w bezsenność, a natłok myśli uwierał każdą część jej ciała. Zapalała wtedy lampkę i zapisywała je. Czasami tak pędziły, że długopis nie nadążał, a czasami sunęły wolno kartka za kartką, aż świt znużył wzrok i ciało. Wtedy wreszcie nadchodził sen, nerwowy albo twardy jak kamień. Nigdy nie wiedziała, co będzie z tego tworu jej wyobraźni lub rozrachunku z rzeczywistością. Trudno rozdzielić realne życie od marzeń, szczególnie wtedy, gdy te drugie czasami się spełniają. Dzieci, dorośli młodzi ludzie pełni własnych planów i marzeń na przyszłość, podpora i zrozumienie, które chociaż czasami przejawiało się odmiennością zdania stanowiły dla niej istotę życia. Wspierały ją w działaniach i pasji tworzenia. Dwa lata wcześniej w prezencie, który wyrażał aprobatę jej pomysłów ofiarowały jej stronę internetową – niebanalny, ale trochę intymny, wymagający odwagi – blog, który do dzisiaj zapełniał się słowem refleksyjno-romantycznym. Tak, bo Terasa była romantyczką, chociaż niewielu to dostrzegało. Jej wzrok zatrzymał się na starych zeszytach. Sięgnęła po pierwszy, ten najstarszy i z niepewnością podlotka zaczęła go przeglądać.

    – Jaka byłam nieporadna. Początki są naprawdę zawstydzające…  – głośne rozważanie Teresy przerwał Paweł zaglądając do pokoju.

    – Sprzątasz? – zaciekawiony zajrzał jej przez ramię i zobaczył w dłoniach zeszyt z pawimi piórami – Myślałem, że sprzątasz?

    – Tak, w zasadzie sprzątam, ale… wraz ze starym zeszytem wróciły wspomnienia, tacy byliśmy szczęśliwi, rodzinna solidarność i jedność stanowiły naszą siłę… i tak się zamyśliłam, że gdzieś się to nam zagubiło i ogarnęła mnie tęsknota…

    – Cudujesz, od tego pisania ci się w głowie poprzewracało, kończ już bo chcę tutaj odkurzyć.

    – No tak, odkurzyć, jasne, najważniejszy jest porządek podłogi! –  Teresa zamaszyście cisnęła stary zeszyt na półkę i wzięła się za dalsze porządki. Zbliżały się święta, a ona też lubiła ten przedświąteczny nastrój, gdy prezenty już oczekiwały w ukryciu, a ład i wystrój Bożonarodzeniowy dawał jej radość rodzinnego spotkania. I gdy tak rozczuliła się nad sobą, do głowy przyszedł jej pomysł, aby na blogu założyć zakładkę, taki zakręcony alfabet, w którym w formie niekoniecznie poetyckiej, ale jednak do niej zbliżonej będzie zamieszczać krótkie rozważania na temat…

    No właśnie, na jaki temat?

    Pierwsza myśl w ten grudniowy poranek, gdy śnieg zalegał za oknem nasunęła jej na myśl literę B.

    B – jak burza, czy to właściwy czas na takie dywagacje?

     

    *

    Święta, święta i po świętach. Upłynęły szybko i chaotycznie, bo każdy chciał się sobą nacieszyć. To dobry czas, szczególnie gdy spędza się go radośnie. Teresę niezmiennie cieszył fakt, że pomimo upływu lat, jej pociechy nadal chciały wracać do rodzinnego gniazda, i to nie tylko od święta.

    Najpierw porządki poświąteczne, jak zawsze po „nalocie” rodzinnym było tego sporo, pranie, sprzątanie, z kuchni zaczęły znikać duże garnki i inne znoszone na ten czas przybory kuchenne. W zasadzie pozostały tylko ozdoby świąteczne, urocze prezenty i miłe wspomnienia. Zrobiło się luźniej i jakoś tak cicho. Ale Teresa, tak jak uwielbiała przyjazdy i odwiedziny, tak też bardzo ceniła sobie takie chwile oddechu. Zamykała się wówczas w swoim kącie i w zeszycie lub na klawiaturze snuła swoje opowieści. To były tylko jej chwile, a na przekór nastrojowi spod jej ręki wychodziły przeciwstawne spostrzeżenia.

    Może dzięki temu zachowywała równowagę, a może to tylko była taka przewrotność losu?

    Bez względu na motywy, nigdy nie wahała się podjąć wyzwania, które nasuwał jej umysł. Burza i to z piorunami sunącymi po okalających miasteczko górkach była wyrazista, przerażająca, ale niosła nadzieję oczyszczenia. Teresa zasiadła do pisania.

     

    Sylwester, wyjątkowo w tym roku spędzali w domu, ale za to w doborowym towarzystwie starych znajomych. To dar, gdy masz wokoło siebie ludzi, na których możesz liczyć, i nie ważne czy widzieliście się wczoraj, tydzień temu, czy też od ostatniego spotkania upłynęło już kilka miesięcy. Dwie gitary, śpiewy i tańce ze śmiechem to dobre uwieńczenie starego roku. Niewymuszone, płynące prosto z serca, serdeczne życzenia, to dobry omen na kolejny rok. Teresa uśmiechnęła się do nieznanej przyszłości. Będzie dobrze… przecież po burzy przychodzi tęcza, siedem kolorów nadziei na dobrą drogę…

     

     

     

     

     

  • Indeks negacji

    Indeks negacji – prolog

    Z wiekiem w zasadzie doświadczenie dominuje nad wrażliwością. Czas naznaczony przykazaniami, nakazami i zakazami zawęża krąg rzeczy dozwolonych. Teoretycznie, bo w rzeczywistości wyobrażenie dorosłego człowieka o prawie do wolności nobilituje samo ego. Często wychodzi z tego prawdziwy galimatias, a jego efekty końcowe mogą przybrać niespodziewany obrót w sprawie, bo nie ma rzeczy pewnych i niemożliwych. Taka ironia losu, gdy wydaje ci się, że jesteś już w wieku ponad!

    Rok za rokiem, przybywa bagażu doświadczeń, najpierw tornister, torba na ramię, w dojrzałości zamienia się w plecak, potem w torbę podróżną lub walizkę, a czasami kończy nawet worem jutowym zapakowanym  niekoniecznie jesiennymi ziemniakami. Tak to już bywa, gdy gromadzimy wokół siebie nie tylko wspomnienia dawnych lat i wartościowe rzeczy. Bezmyślnie zasypujemy nasz ład zbędnym balastem, który z każdym dniem ciągnie nas w przepaść, przechylając szalę swojego ciężaru na niekorzyść istnienia. Zdyscyplinowanie, czy frywolny ekwipunek nie zawsze przynoszą wymierne korzyści. Szczęśliwi, którzy w porę dostrzegli urwisty brzeg na swojej drodze, oni mają szansę przeważyć szalę na swój użytek. A gdy niefrasobliwość, gapiostwo lub buta przysłonią prawdziwy wymiar upadku?

    Zawsze może powstać z tego dramat, komedia lub tragikomedia w postaci monodramu, jednoaktówki, noweli, opowiadania, a nawet powieści. Wszystko zależy od autora i jego narracji. Ważne czy bohater będzie sam, czy w duecie, a może trio lub kwartet przetykany niespodziewanymi zwrotami akcji. Niewątpliwie to będzie proza. Może tylko monolog, a może jednak dialogi żywo tworzące opowieść na kartach historii. Bez względu na schemat, jaki w zamyśle autora powstaje, zawsze najważniejszy jest czytelnik i jego reakcja, chęć sięgnięcia głębiej, zaszycia się w kolejne stronice, a nie tylko chłodne spojrzenie na okładkę, która najczęściej nie przykuła uwagi.

    Ale jak to mówią, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana…

    Jaki klucz w mojej opowieści będzie najbardziej pociągający?

    Zaryzykuję i w treści zamieszczę alfabetyczny spis pojęć. Opleciony rzeczywistością, okraszony dialogami, niech snuje opowieść pełną wyzwań, wyznań i negacji!