-
Ludzie listy piszą?
Kiedyś pisałam listy, nawet starałam się szybko na nie odpisywać, wysyłać kartki z podróży, świąteczne, imieninowe i jubileuszowe. Nie byłam może zbyt skrupulatna rozwlekła w swoich tekstach, ale zawsze starałam się skierować do adresata konkretne zdanie, przeznaczone tylko dla niego, uderzające w jego gust i sprawiające radość.
A potem, w zasadzie nagle urwało się pisanie listów, zamilkły słowne rozmowy i kolejne lata przyniosły milczenie emocjonalne. W sumie każdy tłumaczy się pośpiechem dnia codziennego, ale tak naprawdę to jest nieprawda. Pochłonęła nas technika, pęd za nowinkami, tysiące osób dostępne w telefonie lub komputerze. Nowe znajomości, wiele nowych znajomości, a to niesie za sobą obowiązek pielęgnowania ich i dbania by nie wygasły jak iskra na wietrze. Bieżące informacje tłoczą się do nas natrętnie. Wszędzie nieszczęście i klęska lub katastrofa, brak pozytywnych wiadomości, krew i prześladowanie, brutalność i mord, bieda i zwątpienie, polityka i chamstwo, religia i prześladowanie…
Mogłabym tak wymieniać i wymieniać bez końca, a przecież miało być o listach.
Tylko, że właśnie cały w tym jest ambaras aby znaleźć czas na napisanie listu. Przygotowanie się do podzielenia z drugą stroną swoimi wrażeniami i emocjami. Przekazanie mu precyzyjnych informacji „co u mnie” by w poczcie odwrotnej otrzymać wiadomość, że tam jest wszystko w porządku. Uśmiechnąć, natchnąć optymizmem, porzucić własne ja na rzecz odbiorcy.
A przecież odbiorca jest nam bliski, mniej lub bardziej, ale jest z nami powiązany nićmi miłości, przyjaźni, koleżeństwa. Smutne jest to, dzisiaj w tym pędzie i motłochu, gdzie nie mamy czasu na wielopłaszczyznowość uczuć przestaliśmy pisać listy. Bo w sumie w listach ukryte było ciepło i nić więzi, bliskość drugiego człowieka i potęga tęsknoty. Przecież za listami się tęskniło, czekało na odpowiedź, na wiadomość lub choćby kartkę pamięci.
Dzisiaj sporadycznie piszemy listy, wysyłamy kartki i w zaciszu domowym wspominamy przeszłość przeglądając stare, pożółkłe koperty. Wiadomo, dzisiaj nie mamy czasu!
Ale czy tak jest faktycznie?
Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam, najważniejsze by samego siebie nie okłamywać. Może lepiej znaleźć chwilę, usiąść, pomyśleć i napisać list, do kogoś kto najbardziej potrzebuje dzisiaj naszego ciepłego i pełnego serdeczności słowa.
-
Ania z zielonego Tyczyna
Pewnego czerwcowego popołudnia zawitałam do niewielkiego miasteczka nieopodal Rzeszowa. I jak to w życiu bywa, nie spodziewałam się bym tam, w tym dniu nagle mogła przenieść się na chwilę do młodych lat z książką w dłoni i nieustającymi marzeniami gdzie spotyka się bratnie dusze. Przecież dzisiaj w pędzie i pośpiechu dnia codziennego nikt nie ma zbytnio czasu by stanąć na chwilę i w jednym spojrzeniu, dwóch słowach, minucie poznania po prostu wiedzieć, że na twojej drodze staje bohaterka z książek czytanych po wielokroć.
A ja właśnie miałam to szczęście i spotkałam Anię, dziewczynę, kobietę, poetkę, marzycielkę, która od lat wielu rzeźbi słowem obrazy ulotne, a jednak zapadające w sercu na długo, a może i na zawsze. Kruchość i delikatność treści, uśmiech i radość, i ta skromność przetykana niepewnością, pełna wątpliwości jutra. Cała Ania dzieląca się z Tobą wszystkim, od razu, od pierwszej chwili spotkania. Patrzysz, słuchasz i wiesz, że spotkałaś po latach swoją „Anię z Zielonego Wzgórza”, dziewczynę, która pozwoliła Ci wkroczyć w inny wymiar rzeczywistości, która zaraża liryką wyobraźni i pozwala Ci ukraść cząstkę serca nie tylko ciemną nocą.
Co prawda Ania też już dorosła, obcięła warkocze, ma kochającą rodzinkę, pracę, którą uwielbia, a jednak w spojrzeniu nadal pozostała marzycielką, pełną nadziei w krainie snów.
I tak sobie myślę, że skarbami trzeba się dzielić, bo wówczas mamy szansę na kolejne odkrycia i kolejne perły, które wzbogacają nasze życie. Dlatego nie mówiąc nic więcej zostawiam Was z wierszami Anny Pondo, Poetki z Tyczyna 🙂
P.S.
I powiem Wam po cichu, że zaszczytem byłoby dla mnie w przyszłości (oby niezbyt odległej) stanąć pewnego wieczoru ramię w ramię z bratnią duszą i z uśmiechem rozmarzenia głośno lub szeptem podzielić się z innymi strofami Ani z zielonego Tyczyna!
Zagubione jutro
opadły płatki lawendy,
tęsknota mknie bezdrożami,
a noc mnoży wątpliwości.
Wczoraj przemknęło ukradkiem,
nie chciało zostać do jutra.
Smutek znaleziony w trawie
czeka aż spotka go radość.
-
Stęskniłam się za pisaniem!
Już po wakacjach, już po udanym narodowym czytaniu Lalki i w zasadzie można powiedzieć – sielanka. Prawie sielanka oczywiście bo jeszcze tak się nie zdarzyło, żeby nic do roboty nie było. Jednak patrząc na „odhaczone” priorytety mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że pomysłów nowych namnożyło się i czeka w niewiadomej kolejności na wpisy. Przecież nie da się zaplanować, na co mi przyjdzie ochota w pierwszej kolejności. Tym bardziej, że imię weny ukryte zostało przed oczami ciekawskich przysłaniając woalem niepewności wszystkie karty przyszłości. Tak to już bywa, że ciekawość z jednej strony nie popłaca lecz patrząc z drugiej jest niezbędnym motorem napędzającym różnorodny rozwój. Dlatego mam cichą nadzieję, że po zakończonym okresie laby wróci chęć ciekawości by zbadać kolejne strony i sprawdzić czy przybyło coś w nich na wagę, może nie złota, ale dyskusji i zaciekawienia, a już taka wola przyczyni się na pewno do napędzenia koła twórczego, dając nie tylko mnie powód do dalszych rozważań.
Jak spojrzałam wstecz, to zobaczyłam, że od pierwszego wpisu minęło już pół roku. Patrząc w przeszłość i przyszłość można powiedzieć, że to kropla w morzu, ale dopiero zaglądając głębiej można stwierdzić co to za kropla…
Wściubiając nos pod podszewkę swojego ja mogę stwierdzić, że pisaniem na „Szeptanych butach” zostałam zarażona, dla mnie to skok na miarę mistrzostw, odkrycie nowych nieznanych emocji, ukazanie innego bo własnego spojrzenia, konwersacja i ciepło czytelników i to najważniejsze, głód pisania! Minęły wakacje, a ja jak uczennica marzę by zapełniać kolejne stronice, kaligrafując własne spostrzeżenia tak by odbiorca chciał jeszcze wrócić.
Dlatego postanowiłam troszkę tę stronę ubarwić, urozmaić zakładki i umożliwić bardziej rozbudowaną komunikację, oczywiście słowno-pisaną i do tego między Tobą, a mną, a może jeszcze i Oni się przyłączą?
Nigdy nic nie wiadomo, a przecież czas może być naszym sprzymierzeńcem, może sprawić niespodziankę, może podkręcić niejeden pomysł i na kolejnych stronicach zanęcić pozytywnymi wibracjami. Prawdę powiedziawszy bardzo stęskniłam się z pisaniem i mogłabym tak dzisiaj nawijać bez umiaru. Jednak zdrowy rozsądek nakazał przerwę, dając mi czas na przygotowanie kolejnej relacji o…
o tym przeczytasz niebawem, tylko zajrzyj na stronę!
-
Tuż przed narodowym czytaniem Lalki
Przed nami kończące się już wakacje, a zaraz po nich piękny polski wrzesień, który kojarzy się od zawsze z początkiem roku szkolnego, a od kilku lat również z narodowym czytaniem polskich Wieszczów. Jeszcze w tamtym roku Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że w kolejnym narodowym czytaniu zagłębimy się w strofy Lalki Bolesława Prusa.
W związku z powyższym działający od kilku lat (przy bibliotece strzyżowskiej) Dyskusyjny Klub Książki wystąpił z propozycją przygotowania tegorocznego narodowego czytania. Po uzyskaniu aprobaty DKK przystąpił do działania i już dzisiaj serdecznie zaprasza Wszystkich miłośników czytania i nie tylko, na wieczór z Lalką i spotkanie w Bibliotece Publicznej Gminy i Miasta w Strzyżowie w dniu 4 września 2015 r. o godzinie osiemnastej.
Jednocześnie zachęcając Wszystkich mieszkańców do udziału w spotkaniu mamy przyjemność poinformować, że przygotowaliśmy kilka niespodzianek, które może nawet wytrawnemu znawcy sztuki pisarskiej pozwolą na nowo odkryć uroki zagłębiania się w karty książki, a zwykłemu czytelnikowi ubarwią przyjemność czytania na co dzień.
Przed nami jeszcze trochę pracy i … :o)
Kończąc zapowiedź chciałabym jeszcze tylko podkreślić, że zaangażowanie Dyskusyjnego Klubu Książki w projekt jest jego autorskim pomysłem, więc mamy cichą nadzieję, że efekty, które będą Państwo mogli zobaczyć we wrześniu zostaną prze widzów ciepło przyjęte.Urszula Rędziniak
prawie reżyser czytania Lalki przy DKK -
Przepis na Wisznię
Lipcowe lato dobiega końca, pachnie skoszona trawą i rodzimymi owocami.
W kuchni zaś każda wytrawna gospodyni pichci. To dobry czas na pyszne zimowe przetwory.Ich różnorodność w polskiej kuchni zadziwia pomysłem i smakiem.
Tak pomyślałam sobie, że dzisiaj jest niezgorszy dzień by sprzedać Wam przepis na pyszną Wisznię,
bo w sumie każdy wie, że Wisznie są palce lizać!!!
A letnią porą dojrzałe i bordowe niczym szminka na ustach dziewczątprzechodzą w słodycz nieopisaną tańcząc zwiewnie na wietrze.
Bo taka jest właśnie Wisznia – roztańczona słodyczą, rozśpiewana kolorowym latem, przetykana wstęgą pomysłów i zakręcona pasją grona ludzi na czele z ich opiekunem Grzegorzem Tomaszewskim.
Miałam osobistą przyjemność przebywać wśród tego barwnego grona i wiem, że nie tylko latem Wisznia zaraża śmiechem i radością. Niczym garść wiśni w dłoni, różnorodność regionalna jest jej atutem, a malowniczy stroje przyciągają wzrok każdego przechodnia.
I tylko jeszcze trzeba stanąć na chwilkę i spojrzeć na wielobarwne tańce tej sympatycznej grupy by rozsmakować się bez umiaru w uroku Wiszni.
Dlatego jeżeli kiedykolwiek Twój wzrok padnie na plakat, na którym zapraszają na Wisznię z Wiśniowej,
nie zastanawiaj się nawet przez chwilę, tylko idź i smakuj!
Zdjęcia dzięki uprzejmości Grzegorza Tomaszewskiego.
-
Rysunek na … pogodę ducha!
W moje życie wkradła się kolejna nutka optymizmu i temat jak zwykle wepchnął się sam. Bez kolejki i bez pardonu postanowił w tym tygodniu wyforować się na pierwsze miejsce.
Odrobina optymizmu, niewielka kropelka z pędzla na dłoni i pędzelek w dłoni. Dłonie, one mnie w opowieściach wraz z pogodą ducha prześladują regularnie. Takie czasy, każdy ma jakiegoś „dręczyciela”. Ja swojego trzymam przy sobie – oczywiście za dłoń i z przymrużonym okiem – tak by optymizm się nie zbiesił i mnie nie opuścił urażony.
Ty też proszę, uśmiechnij się choć za grosze, bo smutnej miny nie znoszę!
Ciekawe zdjatko?
Chahahaha tak mam moje dłonie artystycznie ozdobione 🙂
Mam nadzieję, że uśmiech wzbudza, bo mnie aż roznosi od talentu Małgosi, która dzieli się nim regularnie, najczęściej z innymi kobietami zdobiąc im dłonie.
Potem każda niczym królowa lub księżna na włościach swoimi dłońmi wabi niejednego gościa. Wiem co mówię, sama czasami jak wachlarza muśnięcie machnę dłonią na przywitanie, tak by znawca sztuk pięknych z zachwytem błysku zobaczył dzieło niespodziewane.
Lecz letnia pora napawa odrobiną frywolności, luzu kropelką i łezką wariantów tęczowych. Dlatego dziwnym być nie może, że i mnie w wyobraźni poniosło, a szaleństwo wyobrażeń nie ominęło wraz z optymizmu nutką miny dziwaczne na dłoniach zmalowane, tak by każdy spoglądając choćby ukradkiem odczytał gorące dni aranżacji letnich wariacji!
Na szczęście lato jeszcze trwa!
A mnie podobają się takie wariacje luzu i optymistyczne odmiany słońca, więc postanowiłam, że następne będą niczym kwiaty oplecione nieba wspomnieniem!
Zdjęcia – autorka prac – Małgorzata Gosztyła
-
Paradoks czytelnika
Czasami tak sobie myślę, że współcześnie mamy więcej paradoksów niż normalności, i to w każdej dziedzinie życia.
Natomiast mój paradoks dotyczy czytelnika w najszerszym rozumieniu tego słowa, czyli odbiorcę tekstów pisanych, który nie przechodzi obok ich treści obojętnie. Może nie zawsze, ale jednak ma swoje spostrzeżenia, opinie i wiedzę lub refleksję na prawie każdy temat, a do tego czasami lubi się podzielić własnym zdaniem, opinią lub choćby sugestią z autorem tekstu lub innymi czytelnikami.
Logicznie rzecz biorąc czytelnik ma pełne prawo do wyrażenia swojego zdania!
Zawężając zatem nieograniczone grono czytelników skupiłam się na stronie Szeptane buty i osobach ją odwiedzających, gdzie z pełną świadomością przez pewien okres czasu wstrzymałam zamieszczanie jakichkolwiek nowych treści by zbadać pewną zależność.
Na stronie każdy może zamieszczać komentarze i swoje refleksje na temat poruszanych tematów. Patrząc na nią wydaje się jednak, że grono piszących jest nieduże. Słuszne rozumowanie prowadzi do wyciągnięcia błędnych wniosków z prostej przyczyny, zamieszczany po raz pierwszy komentarz musi być zaakceptowany przez administratora, taka ochrona przed spamem.
Jednak codziennie na zamieszczone opowiastki przychodzi pewna liczba opinii w języku angielskim. Nawet cisza pisarska nie powstrzymuje komentatorów i znawców mowy polskiej 🙂
Ciekawostką jest fakt, że anglojęzyczni czytelnicy maja ulubione szczególnie dwa wątki, na które notorycznie przysyłają swoje posty. Czytając ich komentarze zachodzi sytuacja pozornie niemożliwa. Opinie zagranicznych czytelników są bardzo pochlebne, czasami wręcz chwalebne!
I tutaj zaczyna się nielogiczność, bo z powszechnie przyjętym zdaniem w naszym kraju, to dla poszerzenie kręgu odbiorców teksty z reguły zamieszczane są po angielsku, bo czytelnik anglojęzyczny za diabła nie może pojąć naszych ogonków i innych szeleszczących myśli.
A na Szeptanych butach – paradoks – sprzecznie z przyjęta zasadą obcokrajowcy znajdują się doskonale, codziennie przysyłając swoje „opinie” na temat zamieszczonych treści.
Podsumowując, nasunęła się refleksja o pustej do połowy szklance, a może do połowy pełnej?
Tak, tak sobie myślę, że jednak wolę szklankę do połowy pełną, mniej opinii, komentarzy lub refleksji, ale jednak po polsku. Po co mi paradoksy czytelnicze jak mogę mieć polski komentarz, niekoniecznie logiczny, ale za to z reguły na temat 🙂
I tym niespodziewanym akcentem zapraszam i zachęcam Wszystkich czytających do wyrażania własnych opinii, tym bardziej, że Administrator obiecał mi poszerzenie możliwości wpisywania komentarzy na wszystkich stronach Szeptanych butów.
-
Las krzyży
Czytałam kiedyś legendę o drzewie w fińskich lasach, ukrytym głęboko przed wzrokiem ciekawskich. Drzewo to, gatunek bez znaczenia, było olbrzymie, rozłożyste i pełne powykręcanych z bólu gałęzi, które tętniły chorym życiem nieszczęścia i ludzkich tragedii.
Pewnego dnia w szczerym polu, pośród promieni słońca przetykanego wiatru szelestem zadrżała mi pod stopami ziemia, nogi się ugięły, a brak oddechu przyspieszył rytm serca. Oczom moim ukazał się las, las krzyży na górze bez imienia i bez historii, ale za to przepełnionej rozpaczą, smutkiem i łzami. Góra bez nazwy, góra bez czasu, cała usiana krzyżami różnej wielkości, od maleńkich próśb po wielkie pomniki wiary chrześcijańskiej, jarzyła się w słońcu mrokiem krzywdy.
Setki, tysiące, a może jeszcze więcej niesprawiedliwości i trosk złożonych w jednym miejscu, modlitwa płynąca z głośnika i smutek podmuchu na policzku wstrzymały oddech, nie pozwoliły kroczyć dalej alejami żalu.
Nie mogłam podziwiać, nie mogłam się zachwycać, w ciszy odeszłam prosząc bym nigdy nie musiała samotnie dźwigać swojego krzyża na bezimienna górę.
Fot. Jan Ziarnik
-
„Przylądki mojej nadziei”
Najdalej wysunięte miejsce, mocno wrzynające się w bezmiar oceanu, a może tylko morza…
Jeden tu, drugi tam, narażone na wiatru chłostę i bieli kipiel spienioną stoją samotne, wnikliwe i przepełnione dumą istnienia!
Charakterystyczne geograficznie, niezrozumiałe logicznie, ale nadzieją otulone w myśli poetyckiej.
Tylko przez chwilę zastanawiałam się jak opisać kolejną osobę i jej historię, jak nakreślić postać znaną, więcej – sławną, a jednocześnie wrażliwą.
I tak to w życiu jest, zapłonie iskra, wystarczy chwila, błysk myśli by postać nabrała jedynego, choć subiektywnego kształtu ukazując prawdziwy charakter.
Jak to zwykle bywa i tym razem obraz, a właściwie dwa zazębiające się podsunęła mi sama Autorka, po pierwsze już tytułem książki „Przylądki mojej nadziei” – poetka strzyżowska – Zdzisława Górska, sama, być może nieświadomie nakreśliła swoją postać. Gdyby ktoś przypuszczał, że mój portret artystki ujęty w pierwszych słowach jest chybiony, to będę z nim polemizować, bo…
ponadto wiele lat temu oczarował mnie pewien obraz, kwiaty, delikatne, kruche margerytki pachnące w niezapomnianym spojrzeniu, wiele myśli splecionych glinianym dzbanem…
Prawdopodobnie Zdzisia już wtedy nieświadomie (1999 rok) w obrazie oddała własna naturę, pod glinianą warstwą stabilności skrywając wiele delikatnych witek zakończonych subtelnymi kwiatami. I tak biorąc w krzyżowy ogień wszystkie za i przeciw subiektywnej oceny wyrósł mi prawie głaz, niezniszczalny na przekór fali i wiatrom, który podczas spaceru, wśród słońca blasku ukazuje piękno i kruchość kwiatów polnych, jedynych i niepowtarzalnych, nawet pośród nadziei wspomnień, bo…
udało się
29.11.2001
udało mi się uczłowieczyć
kamień
pogładziłam go po twarzy
mokrej od rosy
szłam za śpiewem ptaka
ukrytego w zasłonie drzew
trawy pokorne ocierały
moje stopy
z pyłu dróg
przystanęłam nad lustrem rzeki
aby zobaczyć niebo
nie było mostu
przewodnik nie czekał
bez obola w dłoni
było mi dane iść
jeszcze
z tomiku Zdzisławy Górskiej „Po rajskim jabłku ziemi idę”
Nota biograficzna /skrócona/.
Zdzisława Górska – poetka, prozatorka, publicystka, eseistka i malarka. Urodzona w Strzyżowie, gdzie obecnie mieszka. Kilka lat mieszkała
w USA, to ma wyraz w Jej twórczości. Od 2003 roku – jest członkiem ZLP O/w Rzeszowie. Od 2004 roku jest członkiem Polish American Poets Academy w Wellington N.J. USA.
Laureatka wielu konkursów poezji: „O laur WiM” Strzyżów 1995 i 1996; „O lampę Łukasiewicza” Krosno 2000. także II i III miejsca; W ”Konfrontacjach” – Leszno 1999 i 2000 – II i III miejsca. Są też II i III miejsca w konkursach w Tarnowie, Świdniku, Dukli, Piwnicznej. Najważniejsze nagrody: w USA to I i II miejsce w Konkursie Kongresu Polonii Amerykańskiej w 2003 roku.
W 2012 roku otrzymała Grand Prix w konkursie „Dać Świadectwo”, jako nagrodę – wydano tomik poezji „Wyprzedaż złudzeń”
Autorka 9 tomików wierszy:
- „Wieczne źródło” – 1996
- „Przesiewanie czasu” – 1999
- „Po rajskim jabłku Ziemi idę”- 2002
- „Atlantycka Huśtawka” – 2006
- „Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II w darze” -2007”
- „Warto być” – 2007
- „Odlatuje czas” – 2012
- „Wyprzedaż złudzeń” – 2012,
- „Ponad czasem” – 2014., na pamiątkę beatyfikacji Jana Pawła II.
—- i jednej książki prozą – „Przylądki mojej nadziei”- 2010, związanej z pobytem w USA i z Polską.
Za tomik poezji „Atlantycka huśtawka” w roku 2007 otrzymała „Złote Pióro” – w kategorii – poezja, Honorową Nagrodę ZLP O/w Rzeszowie.
W kategorii proza, drugie „Złote Pióro” otrzymała za „Przylądki mojej nadziei” w roku 2011. Publikowała w nowojorskim „Nowym Dzienniku” wiersze i prozę, w Radio Polonijnym miała szereg wywiadów w TV Rzeszów /Janusz Koryl – Telewizjer literacki/, W radio Rzeszów – wywiad z Ireną Markowicz po wydaniu książki „Ponad czasem” – 2014, w Magazynie Literackim Janusza Fąfary – marzec 2015.
Jej wiersze znajdują się w kilkunastu antologiach polskich i słowiańskich, emigracyjnych i rzeszowskiego Oddziału ZLP., a taże w antologii „Z Wiarą wiar”Instytutu Papieża Jana Pawła II.
Odznakę „Zasłużony działacz kultury” w 2002 roku przyznał autorce Minister Kultury. Miasto i Powiat Strzyżów uhonorowało autorkę dyplomem „Zasłużony dla Miasta i Powiatu” w roku 2002 i 2005.W roku 2009 otrzymała Honorową Nagrodę Miasta Strzyżowa w dziedzinie Oświaty i Kultury „Statuetkę Św. Michała”. Publikuje od roku 1996 w pismach polskich i zagranicznych. Czynnie uczestniczy w pracach ZLP O/w Rzeszowie, w życiu kulturalnym Rzeszowa i Strzyżowa.
Zdjęcie autorstwa Mieczysława A. Łypa
-
Poezja miłością odpłaci
Sentymentalna podróż do Niebylca wspomnieniem uśmiechu pozostała do dziś gdy obrazy słowem malowane wieczorową porą z czułością w sercu płyną.
Czasami nawet nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie ile emocji i wzruszeń może przynieść konkurs poezji recytowanej i śpiewanej. Osobiście doświadczyłam tych uczuć gdy w dniu 20 marca 2015 r., tuż po zmroku w Gminnym Ośrodku Kultury w Niebylcu uczestniczyłam jako członek jury w konkursie pod nazwą „Pamiętamy”.
Poświęcony pamięci św. Jana Pawła II konkurs poezji rozpoczęła Alicja Murias dwoma utworami: „Przeprosiny Boga”, Jana Kasprowicza i fragmentem „Pieśni o słońcu niewyczerpanym, „ Karola Wojtyły. Wspominam tę młoda dziewczynę, gdyż wiem jak trudno jest rozpoczynać jakikolwiek występ, a co dopiero mówić o występie w konkursie recytatorskim, gdzie trema i emocje wibrują po sali niczym kule ogniste czyhając na każde potknięcie deklamatora. Jednak tego wieczoru Alicja oparła się pokusom onieśmielenia i rozpoczęła konkurs z impetem na miarę zwycięstwa, w efekcie końcowym otrzymując wyróżnienie. Miłość do wierszy wiele wybacza, o czym mógł się przekonać Damian Krupski, który pomimo potknięcia w czasie recytacji fragmentu „Tryptyku rzymskiego” Karola Wojtyły również otrzymał wyróżnienie. Trzeba przyznać, że zarówno młodzież jak i nauczyciele zaangażowani w przygotowanie swoich podopiecznych do interpretacji tekstów dołożyli wiele starań i uwagi co w efekcie bardzo podniosło poziom tego konkursu. Myślę, że bezwzględnie wymaga to podkreślenia, gdyż tak widoczne zaangażowanie w pracę z młodzieżą w przyszłości również przyczyni się do podniesienia rangi tego konkursu, czego życzę zarówno organizatorom jak i wykonawcom. Następne wyróżnienie otrzymała Natalia Prasoł za wykonanie „Bliscy i oddaleni” Jana Twardowskiego oraz fragmentu „ Kamieniołom” Karola Wojtyły. Skromna i sympatyczna dziewczyna z wielką wrażliwością wyrecytowała wyżej wymienione utwory.
Kolejne wyróżnienie za ekspresje recytatorskie otrzymała Jagoda Gruba. „Żona Lota” Józefa Łobodowskiego w jej wykonaniu zamieniła w słup zachwytu całą salę.
Zanim przejdę do zwycięzców muszę podkreślić, że poziom konkursu był naprawdę wysoki, a 10 uczestników szkół gimnazjalnych z Niebylca, Połomi, Gwoźnicy Górnej i Konieczkowej stanęło na wysokości zadania i z wielkim zaangażowanie wykonało recytację bardzo trudnych wierszy. Zawiłość wybranych utworów, ich złożoność, a nawet archaizmy zmusiły wykonawców do pełnej mobilizacji odtwórczej, by przekaz tych poematów został właściwie odebrany zarówno przez jury jak i widownię.
Tym bardziej gratulacje i duże brawa należą się dla Pań nauczycielek w osobach: Cecylii Machoś, Marty Leszczak, Anny Borkowskiej oraz Marii Znamierowskiej za przygotowanie i pomoc w wyborze wierszy i ich interpretacji.
Jednak nie wszyscy mogą być wygranymi. Istotą rywalizacji i walki o zwycięstwo jest właśnie zwycięstwo i medal niczym w sporcie.
Tylko idea wygranej pozwoli spodziewać się również w przyszłym roku wysokiego poziomu konkursu i recytacji pełnej wzruszeń.
Jury w składzie: ks. dr Czesław Goraj – proboszcz niebyleckiej parafii, Wiktor Bochenek – dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Niebylcu oraz ja po burzliwej acz jednogłośnej naradzie postanowiliśmy przyznać cztery w/w wyróżnienia oraz trzy główne nagrody w konkursie poezji recytowanej i śpiewanej pod nazwa „Pamiętamy”.
O wyróżnieniach już wspomniałam, teraz chciałabym opowiedzieć o wygranych, triumfatorach niebyleckiego konkursu z dnia 20 marca 2015 r.
To oni swoja postawa uwiedli cała salę, a brawa za deklamacje przypieczętowały sukces zwycięzców!
Trzecie miejsce jury przyznało Arturowi Dopartowi za deklamację „Sporu” – Juliana Ejsmonda oraz fragmentu „Tryptyku rzymskiego” – Karola Wojtyły. Rewelacyjna barwa głosu, odpowiednia intonacja i postawa sprawiły, że Artur oczarował nie tylko jury ale i publiczność, która gromkimi brawami nagrodziła jego występ, na miarę medalu.
Drugie miejsce i nagroda powędrowały do Klary Borkowskiej. Młodziutka gimnazjalistka świetnie zinterpretowała fragment „Pieśni o Bogu ukrytym” _ Karola Wojtyły i doskonale oddała nastrój wiersza Zbigniewa Herberta „Domysły na temat Barabasza”. I tak wolnym krokiem dochodzimy do finału, wielkiego zakończenia świetnego konkursu recytatorskiego, którego zwyciężczynią została Żaneta Rykała! „Sumienie” Ewy Stadtmüller w jej wykonaniu uderzyło w niejedną strunę ukrytą w sercu, a fragment „Pieśni o Bogu ukrytym” Karola Wojtyły wzruszył perfekcyjnym wykonaniem. Nikt z jury nie miał cienia wątpliwości, że puchar zwycięzcy przypadnie właśnie Żanecie Rykale. Jeszcze raz zasłużone gratulacje Żanetko dla Ciebie.
Dzisiaj muszę przyznać, że podczas tego wieczoru niejednokrotnie włos się zjeżył, a łza w oku zakręciła ukradkiem ze wzruszenia. I już bym mogła skończyć gdyby nie fakt, że wieczór poezji został ozdobiony przepięknie śpiewem. Ponieważ do konkursu poezji zgłosiły się tylko dwie „drużyny” muzyczne, jury jednogłośnie postanowiło im obu przyznać dyplom za udział w konkursie. I tak wyróżnienia otrzymali Martyna Kozdraś i Bartłomiej Piwowar za „Wieżę modlitwy” Piotra Rubika oraz Dominika i Julia Saneckie za „Strumień” Piotra Rubika.
Podsumowując mogę tylko powiedzieć, że zaszczytem dla mnie było ocenianie tak wspaniałej młodzieży i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś dane mi będzie miłością poezji odpłacić powtarzając za Karolem Wojtyłą i za Jego Pieśnią o Bogu ukrytym:
Miłość mi wszystko wyjaśniła,
miłość wszystko rozwiązała –
dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała.
z uśmiechem sentymentalnym
powspominałam