-
Być strażakiem, być strażakiem… marzą o nim będąc dzieckiem
Każdego roku tuż przed końcem kwietnia do Komend Państwowej Straży Pożarnej zaczynają przychodzić wycieczki. Robi się gwarno, hałaśliwie i piskliwie. Dzieci z rozdziawionymi buźkami spoglądają wokoło zaciekawione czekając na strażaka, który zacznie ich oprowadzać po komendzie. Ci, którzy przychodzą kolejny raz z rzędu są odważni, ale co roku znajdzie się grono nowych małych pociech, które z przejęciem lub z przerażeniem słucha opowieści o pożarnictwie.
A jest co opowiadać i co pooglądać. Samochody i sprzęt pożarniczy, jeden po drugim uchylają rąbka tajemnicy przed młodymi, prawdopodobnymi adeptami sztuki pożarniczej.
Najpierw zasady, bo bez zasad bezpieczeństwa nie ma możliwości poruszania się po komendzie, szczególnie tam gdzie jest dużo sprzętu ratowniczo-gaśniczego. Każdorazowo strażacy przekazują dzieciakom informacje na temat bezpieczeństwa, a po chwili już cała grupa wędruje po garażu.
Zobaczcie sami, tu z prawej strony stoi ciężki wóz bojowy, taki z wodą po sam dach, przeznaczony do walki z pożarami, a tam w oddali czerwony wóz z drabiną, ona to się rozkłada po samiutkie niebo. Po lewej samochody do ratowania ludzi, a sprzęt na nich wymyślny, ciężki i niespotykany.
Ooo! Jest i łódź, opleciona linami z czerwonymi kołami, jak mówią do ratowania ludzi na wodzie lub przy powodzi. A tych samochodów jest ze dwadzieścia, trudno odgadnąć co się w nich mieści.
Strażacy składnie o wszystkim opowiadają, tak by każdy mógł sobie wyobrazić, jak podczas akcji oni działają. Tutaj są nosze, jest kilka butli z powietrzem, a tutaj maski, węże, toporki, sikawki i pompy!
O rety, to nie sikawka śmieje się strażak, to prądownica, tak opowiada by każdy zrozumiał, że z wężem złączone na końcu pyszczki to prądownice co gaszą ognia języczki.
Warto posłuchać, i pośmiać się można bo strażak z humorem wraz z nami podąża, to pokazując sprzęty strażackie, to zagadując o nasze zabawki. I tak ten spacer ciekawość rozbudził, że nikt już tutaj nam się nie nudzi, lecz nagle o ciszę prosi nas strażak, głowy do góry zadzierać każe i raptem słychać dzwonków ostre brzmienie, a na górze wielkie poruszenie…
O rety, aż dziewczyny piszczą, gdy jeden za drugim niczym misie, zsuwają się na rurze stalowej strażacy gotowi do akcji. To jest uciecha i niespodzianka, więc już powtórkę z tych zjazdów chce Anka. Niestety, pokaz to nie zabawa, czas wyjść na podwórze, a tam wielka sprawa, bo auto ogromne i kosz wisi duży na długiej tyczce podjeżdża ku górze. Teraz to piszczy już cała grupa, bo każdy chce wejść na podest od słupa i w górę, wysoko podjechać radośnie.
Hurra jedziemy!
Napięcie w nas rośnie, bo sprzęt wraz z wężami rozciąga się wszędzie…
Ciekawość nas zżera, co teraz znów będzie?
I poszły strumienie na znak dowódcy, zagaszą ogień strażacy już wkrótce!
A teraz i dla nas frajda niebywała, za węża z pyszczkiem trzyma gawiedź cała, bo wąż jak to wąż, wije się i kuli, tak, że sił trzeba wiele, tak by go utulić, by z rąk nam nie wypadł i wodą zimną oblał całą grupę. Lepiej trzymać wartę, by nikt nie padł trupem.
Wtem strumień zaczął znikać, a wąż już w niewoli, zabawa skończona, koniec też swawoli.
Grupa znów w całości, gotowa do wyjścia, żegnać się powoli, mówi do widzenia.
Jeszcze przed odejściem syreny zagrały, a potem wspomnienia…
Może i ja, przedszkolak mały, jutro zostanę strażakiem, prawdziwym od ognia wojakiem!
Być strażakiem, być strażakiem… marzą o nim będąc dzieckiem!
Dziś 4 maja – święto to strażaków, co walczą z żywiołem, bronią i ratują, razem bo zespołem grupa to jest zwarta, zgaszą każdy ogień, pogonią jak czarta, a gdy także Tobie krzywda by się stała to nie zwlekaj wcale, tylko szybko działaj i już na ratunek strażaków zawołaj, oni w dzień czy w nocy, zawsze do pomocy!
I tak aż do końca maja, a nawet dni kilka dłużej, słyszę codziennie roześmiane buzie, ich zadowolenie i uśmiech na twarzy dzieci cieszą, bo przecież wspaniale, gdy zawód strażaka od najmłodszych lat niejednego kusi. Jak to mówią… czym skorupka za młodu nasiąknie… a zawód strażaka, to piękny zawód, bo niesie pomoc potrzebującym każdego dnia, od poniedziałku do niedzieli, bez względu na porę dnia i nocy służy mieszkańcom w potrzebie.
Dlatego dzisiaj w dniu św. Floriana, patrona strażaków – naszego święta – myślę, że warto na chwilkę zatrzymać się i spojrzeć z uśmiechem, na tych którzy są zawsze gotowi do niesienia pomocy – na strażaków krośnieńskich i na całą brać strażacką!
ze strażackim pozdrowieniem
asp. Urszula Rędziniak
-
Pachnące świeżością…
Już mam je w domu, pachnące farbą drukarską tomiki.
To jest ten moment, gdy serce samo rośnie!
Joasiu dziękuję za Twoje malowane sercem obrazy 🙂
-
W jej blasku… jej cieniem
-
Srebrna na medal!
Dzisiaj, tuż po jubileuszu dwudziestopięciolecia Wagi i Miecza, mam przyjemność napisać dla Państwa kilka słów refleksji. Takie rocznice w naszej społeczności nie są codziennością i dlatego myślę, że jest to dobry moment by zatrzymać się na chwilę, i spojrzeć z dumą w przeszłość oraz z nadzieją na przyszłość. Cieszę się razem z Czytelnikami, że tak nieduża gmina, tak niewielka społeczność jak nasza ma możliwość spisywania codziennej historii dla przyszłych pokoleń.
Myślę, że czasami sami nie zdajemy sobie sprawy, jak ważne w naszym życiu jest oparcie i stabilność emocjonalna, która od pierwszych chwil życia kształtuje naszą osobowość, najpierw poprzez rodzinę, potem przedszkole (czasami żłobek), szkołę, a następnie już w życiu dorosłym, poprzez pracę, działalność samorządową, społeczną, stosunki sąsiedzkie i regionalizm jaki tworzy to nasze miejsce zamieszkania. I to jak nas ta społeczność wychowa, i jak my sami się w niej odnajdziemy, pozwala każdemu z nas zakorzenić się na dłużej tworząc dzisiaj krajobraz strzyżowskiej wspólnoty.
To właśnie jubileusz dwudziestopięciolecia nasunął mi refleksję więzi jaka łączy nas – mieszkańców. Jeżeli moi drodzy pochylicie się nad stronicami miesięcznika, jeśli zechcecie zagłębić się w jego kolejne stronice, to niejednokrotnie przeglądając np. wydarzenia gospodarcze czy też kulturalne z poprzednich lat nasuną się Wam wspomnienia, przypomną dobre chwile lub też smutny czas, ale zawsze to będzie echo naszych wspólnych wydarzeń zamknięte w pamiętniku „Waga i Miecz”.
Osobiście, od początku, miałam przyjemność uczestniczyć w przygotowaniach do uroczystości, która odbyła się w dniu 9 kwietnia 2016 r. w Domu Kultury „Sokół”. Wiele osób zaangażowało się całym sercem w projekt gali. Kilka miesięcy wcześniej, na czele z ówczesną jeszcze Redaktor Naczelną – Anetą Kozioł i Towarzystwem Miłośników Ziemi Strzyżowskiej zaczęliśmy planować, jak uczcić srebrne gody gazety. Po wstępnym przygotowaniu pomysłu uzyskaliśmy jego akceptację na szczeblu samorządowym, a Mariusz Kawa – Burmistrz Strzyżowa uznał projekt za atrakcyjny i czynnie włączył się w jego realizację.
Ci z Państwa, którzy byli na gali wiedzą jak trudno było zebrać w pigułce 25 lat pracy twórczej, jak omówić ponad 300 wydanych numerów, jak uszanować ponad 900 piszących i jak dotrzeć z tymi informacjami do wszystkich naszych mieszkańców, tak by nikt nie poczuł się dotknięty, i tak by nikogo nie pominąć.
Ci z Was, którzy nie mogliście być obecni na gali, uwierzcie mi, to było bardzo trudne zadanie.
Mam jednak nadzieję że udało się uhonorować wszystkich tych, którzy włożyli swój wkład w istnienie naszej strzyżowskiej gazety.
Dlatego biorąc pod uwagę ogrom materiałów znajdujących się w kolejnych miesięcznikach na jubileuszowym spotkaniu postanowiliśmy przedstawić dorobek gazety tematycznie czyli zaprezentować miesięcznik w takiej formie, w jakiej ukazuje się współcześnie, przy jednoczesnym uwzględnieniu całego rysu historycznego jego istnienia. Toteż na scenie strzyżowskiego Domu Kultury pojawiały się informacje dotyczące miasta i gminy Strzyżowa, te ważne i te mniej ważne wtedy, ale dzisiaj istotne dla całokształtu naszej społeczności.
Wielkie i drobne wydarzenia z życia mieszkańców, społeczne potrzeby i oczekiwania obywateli, przeplatane są do dzisiaj wydarzeniami oświatowymi i kulturalnymi. Myślę, że mieszkańcy naszego regionu cenią sobie ten różnorodny misz-masz, gdzie informacje o gospodarce czy też samorządności łączą się z wierszem i książką, gdzie sportowe wiadomości płyną strugą nieprzerwaną, nawet gdy kroniki policyjne donoszą, a Baby Glinickie z przymrużeniem oka śpiewają, pielęgnując tradycje regionalizmu.
Jesteśmy razem nie tylko od święta, my tutaj żyjemy na co dzień i jesteśmy twórcami naszej historii, a Waga i Miecz przez kolejne lata, aż do złotego jubileuszu, a nawet diamentowego i dalej… ma szanse zapisywać naszą własną, strzyżowską tożsamość na kartach miesięcznika – dla potomnych, dla naszych dzieci i wnuków…
Nie pozwólmy by ta kronika zaginęła, cieszmy się wolnością słowa, działając, czyniąc, tworząc i dzieląc się codziennością sami twórzmy historię, naszą strzyżowską opowieść.
Z życzeniami kolejnych jubileuszy
dla miesięcznika „Waga i Miecz”
Urszula Rędziniak
-
Słowem – odwaga!
Dzisiaj chciałabym się podzielić emocjami jakie mogą towarzyszyć gdy strona za stroną wczytasz się w słowa antologii, tomiku który właśnie trzymasz w dłoniach, ale tak to już jest z poetami, że wena przewrotną bywa, więc ja też przeplatać będę myśli – słowem i wierszem, bo jest o czym wspominać i co opowiadać…
Wieczór nadchodził gwieździsty i czystością zachodzącego dnia pachniało wokoło, gdy tylko sobie znanymi sposobami grono utalentowanych osób stanęło w szranki o laur zwycięstwa w konkursie „Jednym słowem – poezja” zrealizowanym przez Bibliotekę Publiczną Gminy Wiśniowa.
I już pomysł goni zamiar, a jest się czym dzielić, bo pisać każdy może, trochę lepiej lub gorzej, szczególnie dzisiaj gdy dostępność środków masowego przekazu jest nieograniczona i tylko odwagi potrzeba by zamieścić swoją twórczość tak, by publiczność mogła ją zobaczyć, dotknąć poczytać, poczuć i pokochać. I tylko dziw bierze, że o Gminie Wiśniowa tak cicho wierszowanym słowem było do dzisiaj.
Miałam przyjemność trzymać w dłoniach wszystkie stronice wierszy jako jedna z pierwszych. Ciekawa lektura, a po niej chwila zamyślenia, jedno spojrzenie w twórczość poetycką i już autorom, wszystkim, i każdemu z osobna można powiedzieć wiele, ważne by z umiarem ważyć słowa, bo to początek pisarski i zrazić uczuć niczyich nie można. Dlatego warto podkreślić, że mamy tutaj debiut pisarski ośmiu osób, które różnią się od siebie pod każdym względem, ale zostały połączone miłością do słowa i odwagą, aby pokazać swoje wiersze szerszemu gronu.
Dla wielu twórców w takiej sytuacji zaczynają się schody, bo wiersz wyciągnięty z zakamarków szuflady nabiera życia. Pisarz miał swój zamysł, stworzył własne „dzieło” i w zasadzie z pietyzmem pielęgnuje go jak „dziecko”. I nagle zderza się z szarą rzeczywistością, odbiorem indywidualnym każdego słowa, z krytyką, uwagami i pochlebstwami, wzruszeniem i smutkiem, radością i łzą, cukierkową słodyczą i cytrynowym smakiem recenzji.
Przed takimi dylematami staną wszyscy autorzy niniejszego tomiku, bo odważyli się na publikację swoich wierszy, oni pierwsi po słowach gratulacji zderzą się ze ścianą sławy. Jednak świadomość potrzeby tworzenia powinna zrównoważyć wagę dobrego słowa z krytyką, dopuścić do siebie możliwość indywidualnego postrzegania liryki, a przede wszystkim pozwolić uwolnić się emocjom i wykorzystać je do kolejnego wiersza, do tworzenia nowych obrazów, do malowania innej rzeczywistości, do kreowania mody na poezję, po prostu tak by umilać chwile słowem pisanym, idąc krok za krokiem własnych refleksji, dokładając do tego wiedzę i szlif literacki.
Otwartość poezji polega właśnie na jej niepowtarzalności. Jak już nadmieniłam, nie da się mówić o poezji bez strof ulotnych, bez ich metafor i meandrów niepewności. To jak narkotyk, wciąga, pochłania i nie pozwala odejść w nieznane. Dlatego grupa wiśniowieckich autorów miała szczęście, gdyż ktoś postanowił ich twórczość wyciągnąć z zakamarków szuflad. Pomysł zacny, a co najważniejsze udało się go przerodzić w czyn. Cieszę, że Biblioteka zrealizowała swój pomysł, bowiem… tutaj pozwolę sobie na symboliczną metaforę ekspresji i zacytuję fragment wiersza Agnieszki Zamorskiej ***(Na grobie nieznanego poety)
„Grób nieznanego poety
Pęka w szwach
Od nie zapisanych słów
Nie utrwalonych gestów
Natchnień
I pustki”
Konkurs „Jednym słowem – poezja” przyczynił się do odkrycia kilku wrażliwych osób, które odważyły się wyciągnąć swoje wiersze z szuflady. Jak już wspomniałam, czytając po kolei wszystkich autorów doznałam wielu przyjemnych odczuć, tym bardziej, że zamieszczone wiersze są różnorodne zarówno co do treści jak i co do formy, a to oznacza, że ich autorzy na etapie tworzenia nadają przemyślany kształt swoim słowom. Ciekawość życia, zatroskanie nad niepewnością i wiara spełnienia, my dzisiaj możemy zaczytać się w ciszy zamierzonego wytchnienia w strofy twórców, którzy podzielili się z nami wrażliwością jak choćby Monika Urbanek w swoim wierszu:
„Zagubiony w labiryncie mego serca
W otchłani błądzących dusz
W świecie zła i samozniszczenia
Szukasz mnie jak pocieszenia”
Ulotność uczuć znana jest każdemu, a jednak ubrana w metaforę potrafi zmienić świat i jego postrzeganie. Zdołać złapać marzenie i utrzymać iskrę nadziei w sercu, tak wiele i tak nie dużo, gdy tylko zechcemy pozwolić myślom szybować bezkarnie, tak aby powtarzając strofy za Martą Ciosek z wiersza Zielony sweter pamiętać o każdej chwili radości i zadowolenia, o istocie bycia z drugim człowiekiem, bo przecież
„(…) Takie ręce mogłyby objąć cały świat
gdyby im na to pozwolił
(…)czasem do szczęścia potrzeba nam tak niewiele”
Jak już wyżej wspomniałam, wiersze w tomiku wyróżnia wielobarwność poruszanej tematyki, każdy z nich jest inny, tak jak osoby które je tworzyły. Stąd mamy możliwość nie tylko poznać twórczość, ale także spojrzeć innym okiem na ich twórców, bo przecież musisz zostawić cząstkę siebie w wierszu tak, by on ożył, by odnalazł swoją drogę do innego serca, by trafił na swoją bratnią duszę. Taka rozmaitość emocji i wrażeń pozwala czytelnikowi bez znużenia podążać śladem twórcy, i chociaż zmienia się klimat poszukujemy nadal, jak choćby w wierszu Zuzanny Jaskółki Szukam;
„(…) na zakurzonym skrzyżowaniu
pośród babiego lata nad drogą
szukam Cię (…)”
by po chwili słowami Janiny Jałowiec Przy stole znaleźć ukojenie i odpoczynek, jak to się nam zdarza prawie codziennie, lecz z reguły bezwiednie, a tutaj czarno na białym, zmienia się nastrój, zmienia się krajobraz, a mimo to słowa skreślone przenośni odcieniem przykuwają uwagę czytelnika:
„(…) zaparzę ci wspomnienia
w imbryku zapomnianej rozmowy
pij póki gorące
(…)aby każda cząstka życia
była tak samo słodka”
Prawda, że słowa tu płyną razem z zapachem kawy poddając pod rozwagę codzienność, tak by nie zapomnieć o radości dnia każdego, bo przecież życie nam ucieka, a my czasami powinniśmy choćby na chwilę przystanąć, na przykład na odrobinę poezji Roberta Jurasza, a może też spotkamy swojego Anioła Stróża, który odpoczywa jak w wierszu Frasobliwy Anioł Stróż
(…)Strażnik domowego ogniska
Frasobliwie siedzi na kamieniu
I nie wie jak to się stało,
że aż tak bardzo się zagapił.
I tak od miłosnych uniesień poprzez smak domowego ogniska zbliżyliśmy się do istoty wiary by po chwili zmienić rytm i podążyć romantycznym tonem Żywiołów Agaty Książek, która z wielką pasją przenosi nas w prawo buntu i pewność zwycięstwa podszytą romantyzmem i marzeniami. To młodość, ona rządzi się własnymi prawami:
„(…) Iść mi trzeba,
Póki ciało żyje
Z twarzą wygiętą do nieba
Gdzie smutek mój i ogień się skryje”
Tak w życiu bywa, kończąc opowieść o twórcach, zatrzymam się na chwilę przy strofach czerwienią skropionych, patriotyzmem osnutych na jawie, a może tylko we śnie, dla odmiany fragment wiersza Andrzeja Gugały Jawa/sen, który nadal podkreśla istotę miłości do ojczyzny, zakorzenioną w każdym z nas od urodzenia:
„(…) poprzez mgłę kończącej się wizji
jeszcze zdążyłem zauważyć
na każdym z nich biało-czerwona
kokarda mimo-wszystko…”
Jak widać mamy tutaj niebagatelną wielorakość doznań i emocji, a przecież to zaledwie fragment, tego co kryje w sobie antologia, na której stronice serdecznie zapraszam, bo moja opowieść już dobiega końca…
W Prima Aprilis, choć to nie był żart odbyło się spotkanie zorganizowane przez Bibliotekę, na które przybyło wiele zacnych osobistości i oczywiście laureaci wydanego tomiku. Sala pękała w szwach od tłumu gości i wspaniałej atmosfery podczas całego wieczorku poetyckiego. Efektem końcowym było wręczenie uczestnikom 10 pamiątkowych tomików antologii „Wiśniowa z poezją w tle”.
Mnie jako przewodniczącej komisji konkursowej przypadł w udziale zaszczyt ogłoszenia wszystkich zwycięzców. Ponadto wśród ośmiu laureatów tomiku jury wyróżniło Martę Ciosek jako autora najlepszego zestawu wierszy oraz Roberta Jurasza jako autora najlepszego wiersza pt. Frasobliwy Anioł Stróż.
Wszystkim nagrodzonym życzę dalszych sukcesów, wielu spotkań z czytelnikami, Bibliotece kolejnych ciekawych projektów, Wam zaglądającym na strony antologii odpoczynku wśród strof pełnych metaforycznych uniesień i poetyckich wzlotów, a sobie udziału w kolejnym takim przedsięwzięciu pełnym emocji i wzruszeń, tam gdzie można pozwolić refleksjom poszybować wraz ze strofami w nieznaną przyszłość, do innego wymiaru, gdzie słowo jest lekiem na całe zło.
Fot. Grzegorz Tomaszewski
-
Mazal tow!
W dniu 17 stycznia od 19 lat Kościół Katolicki w Polsce świętuje Dzień Judaizmu – święto ustanowione przez Konferencję Episkopatu Polski w 1997 roku.
Dzień Judaizmu ma na celu ponowne odkrycie więzi z judaizmem poprzez wgłębienie się we własną tajemnicę wiary katolickiej. Co roku odbywają się centralne obchody w wybranym mieście, w tym roku to miasto Toruń jako gospodarz przygotowało obszerny program i cykl spotkań. Mottem tegorocznych obchodów Dnia Judaizmu jest pytanie: „Co ty tu robisz, Eliaszu?” (1 Krl 19, 9).
A my mieszkańcy Strzyżowa, od kilku lat, mamy naturalną przyjemność spotykać się w Dniu Judaizmu z kulturą żydowską, która połączona z miasteczkiem od wieków obecnie uległa zatarciu wspomnień. Jednak dzięki życzliwości i pomysłowi co roku ożywa echem w strzyżowskiej Bibliotece, która co ciekawe, dawniej była synagogą.
Dlatego patrząc okiem widza, który co roku spotyka się z historią kultury żydowskiej dzięki zaangażowaniu pracowników Biblioteki Miasta i Gminy w Strzyżowie oraz członków Towarzystwa Miłośników Ziemi Strzyżowskiej mogę naocznie przenieść się w inne czasy, zetknąć się z inną kulturą, poznać inne smaki czy też usłyszeć o innym świecie delektując się muzyką. I tak, dzięki zaangażowaniu wielu osób, do tej pory mogliśmy już zetknąć się z historią losów strzyżowskich Żydów, obyczajowością i kuchnią żydowską, z wyrafinowanym dowcipem czyli szmoncesem.
W tym roku natomiast grupa pasjonatów przedstawiła nam Chatunę czyli żydowskie wesele.
Czy wiecie, że kobieta musi wyrazić zgodę na małżeństwo?
W judaizmie związek małżeński postrzegany jest jako wypełnienie obowiązku, przykazania Bożego, to inaczej Kiduszin, czyli uświęceniem. Ceremonia zaślubin według obrządku żydowskiego różni się znacznie od tej, którą znamy, czyli według obrządku katolickiego.
I tak wprowadzeni w klimat wesela żydowskiego przez Marzenę Łącką zobaczyliśmy jak na salę wkraczają państwo młodzi w asyście rodziców, swatów i Rabina. W trakcie wejścia weselników okazało się, że jest to rekonstrukcja strzyżowskiego wesela żydowskiego z roku 1930. Dostojne matki prowadzą delikatną i kruchą pannę młodą, która w skromnej bieli nieśmiało zerka na pełną salę gości. Dumni ojcowie prowadzą pana młodego, który z błyskiem w oku zerka na tłum próbując ukryć wzruszenie chwili.
Jakimś cudem wszyscy znajdują się wreszcie pod chupą – tradycyjnym baldachimem ślubnym, przedstawiającym nowy dom, który młoda para stworzy w przyszłości. Uroczystości przewodniczy zaproszony Rabin, przyjaciel rodziny. Pod chupą znajdują się także rodzice Młodych. Trzymają się za ręce. Nie ukrywają wzruszenia.
I tak rozpoczyna się cała ceremonia zaślubin, a każdy z aktorów amatorów daje się ponieść fantazji i nagle mamy 1930 rok. Pięknie, ten nastrój udziela się gościom, którzy z uwagą śledzą całą ceremonię.
Pan młody wkłada pierścień na wskazujący palec panny młodej i mówi:
Oto jesteś mi poślubiona tym pierścieniem według prawa Mojżesza i Izraela.
Zebrani goście potwierdzają fakt ślubu i krzyczą:
Mekudeszet czyli poślubieni!
I cała sala powtarza głośno: Mekudeszet,
życząc młodym wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
Zaślubiny dobiegają końca, a młodzi częstują gości suszonymi owocami, ojcowie hojnie roznoszą wino, a do tego na sali pojawiają się drobne przekąski żydowskie.
Całość wesela przebiegła w serdecznej atmosferze, a ja razem z innymi uczestnikami zostałam ugoszczona i słowem i jadłem i muzyką klezmerską i przepięknymi pieśniami w języku hebrajskim.
I czego można chcieć więcej na takim weselu?
Właściwie oprócz dobrych życzeń niczego!
I ja tam byłam, wino i miód piłam!
Mazal tow!
Fot. Paweł Lasota
-
Negacja noworocznych postanowień!
Każdego roku tuż po nocy sylwestrowej zaczynają się snuć noworoczne postanowienia.
Każdy, gdy już ten magiczny dzwon wybije północ, składa życzenia wszystkim wokoło, a sobie życzy by w kolejnym roku załatwić wszystko to, co w poprzednich latach upadło lub nie zdążyło się ziścić. I przecież nie ma w tym nic nadzwyczajnego, choć data magiczną być się nam zdaje.
A ja, zapewne jak większość podkreślam, że mnie te postanowienia nie dotyczą, że jestem ponad i w ogóle to głupotą jest właśnie z dniem nowego roku robić sobie porządki sumienia.
I zapewne jest w tym jakaś prawda, bo nie zapisuję, nie planuję, nie obmyślam co by tu tak z tym pierwszym stycznia zmienić, ale…
… jak każdy mam swoje marzenia, pragnienia, niezrealizowane cele, które gdzieś tam legły w gruzach lub fruwają w chmurach bezkresnych niespełnienia.
I dlatego dzisiaj jakoś mnie tak naszło na refleksję, czy faktycznie można wyrzec się walki o zwycięstwo, o pokonanie swoich słabości, o spełnienie swoich marzeń, poskromienie lęku, zabicie strachu i zawalczenie o własne ja.
Odpowiedź jest jedyna i pewna – nie można, a nawet wręcz przeciwnie trzeba walczyć do końca!
Pytanie tylko jak dojść do celu i nie poddać się już na początku, a co gorsze nie upaść tuż przed końcem wybranej drogi.
A przecież nie ma jednej, pewnej odpowiedzi, bo każdy cel jest inny, my jesteśmy różni, a piętrzące się problemy rosną w postępie geometrycznym rzucając nam kłoda za kłodą pod nogi.
I tak rok za rokiem zmierzamy powolnym krokiem do celu, a marzenia i postanowienia…
w miarę jedzenia apetyt rośnie, więc i one są coraz bardziej wysublimowane, wysportowane i trudne do zdobycia.
Jak co roku, nie zdeklarowałam sobie żadnych noworocznych postanowień, tuż po północy zadecydowałam jednak kochać bez umiaru i nadal realizować swoje marzenia. Dlatego po dogłębnym rachunku sumienia, przyznaję uczciwie, że negacja noworocznych postanowień jest stwierdzeniem na wyrost, bo co znaczyłby Nowy Rok bez wyzwań, planów i marzeń.
A ich urzeczywistnienia życzę i Tobie i sobie, bo cóż warte są marzenia bez spełnienia!
-
Sami swoi
Piątkowy dzień, a właściwie wieczór 13 listopada 2015 r. nie okazał się dniem pechowym, bo są takie dni w życiu każdego z nas gdy dreszcz emocji i potęga historii przyćmiewa nawet zabobonny strach przesądnych. I tak właśnie było na spotkaniu w Domu Kultury Sokół w Strzyżowie, w którym po raz piąty zorganizowano wieczór Poezji i Pieśni Patriotycznych, a ja z przyjemnością po raz kolejny wzięłam w nim udział.
Aby oddać klimat spotkania muszę chyba w pierwszych słowach przenieść się 5 lat wstecz, gdy grupa zapalonych członków ze Stowarzyszenia – Klub Seniora „Przyjaźń” we współpracy z Dyrektorem Domu Kultury – Jagodą Skowron urządziła wspaniały i klimatyczny wieczór poezji i pieśni patriotycznych w strzyżowskim Gościńcu.
I jak to bywa z zacnymi pomysłami, wieść gminna rozniosła się lotem błyskawicy, by w roku kolejnym ilość osób zainteresowanych tematyką spotkania wzrosła. Wówczas zadecydowano aby imprezę przenieść do sali kameralnej naszego DK. I tak z roku na rok krąg zainteresowanych powiększał się w postępie geometrycznym, aż sala kameralna „pękła” w szwach. Wówczas postanowiono zaryzykować i tegoroczne spotkanie przygotowano w sali kinowej.
Nie powiem, trochę byłam zaskoczona pomysłem, a trema doścignęła mnie gdy tylko wkroczyłam na scenę. Kurtyna jeszcze nie podniesiona, a na deskach grono zacnych osób zasiadło przy kilku stolikach. Muszę się przyznać, że niewiadoma chwil przyszłych i ilości gości po za sceną, a także ich nastawienie do udziału w tym przedsięwzięciu budziło wiele emocji.
Wszak trudno było się zdecydować, co gorsze – brak widzów, czy pełna sala…
Tak to już bywa z amatorami scenicznymi, nigdy nie wiadomo co ich przerazi i czy niechcący stres nie zje odwagi!
I poszła w górę zasłona niepewności by odkryć salę pełną widzów, uczestników spotkania wieczoru Poezji i Pieśni Patriotycznych, młodych i gniewnych, dorosłych i pamiętających czasy wojny, pełnych energii i wspomnienia– aż się chciało krzyknąć – Zaczynamy bo tu nasze ludzie są niczym Sami swoi – jednymi słowy mieszkańcy ziemi strzyżowskiej.
Zaczęła Jagoda Skowron – dyrektor DK Sokół, by po chwili głos oddać Alinie Bętkowskiej – szefowej Stowarzyszenia – Klub Seniora „Przyjaźń”. A potem już popłynęło, słowa młodej piosenki w wykonaniu Aleksandry Sienkowskiej i Bartłomieja Piwowara ze Studia Piosenki pod kierunkiem Barbary Szlachty. W klimat poezji wprowadziła nas pani Marzena Dubiel – Prezes Miłośników Ziemi Strzyżowskiej, która wierszem Tadeusza Różewicza „Oblicze Ojczyzny” rozpoczęła budowanie podniosłego nastroju. Słowa dumy narodowej w wykonaniu Zofii Kazalskiej, Lidii Saneckiej i Jerzego Ziobro przedstawicieli z Klubu Seniora „Przyjaźń” podbudowały klimat uroczystości, a władze ziemi strzyżowskiej w osobach Burmistrza Mariusza Kawy i wice burmistrza Waldemara Góry podkreśliły nastrój słowami dumy i godności bycia Polakiem. Natomiast pieśni w wykonaniu Sekcji wokalnej ZPiT Kłosowanie oraz Baby Glinickie rozgrzały nie tylko artystów, ale całą salę, która włączyła się w miarę znajomości tekstów w coraz to głośniejszy śpiew. A było co posłuchać, Legiony, Hej, hej ułani, Na Wawel, Przyszedł nam rozkaz, O mój rozmarynie, to tylko kilka z tytułów, które rozgrzały salę prawie do czerwoności. Aż miło było patrzeć ze sceny jak nagle znikła wszelka bariera i Ci na scenie i Ci na krzesłach prawie teatralnych – wspaniali widzowie stanowili jedność, bez pompy, bez fanfarów i bufonady, po prostu Sami swoi zacne grono, które pamięta i chce pamiętać – od Piasta do… kolejnej przyszłości narodu polskiego, bez podziałów i swar, tak jak w pieśniach patriotycznych, ramię w ramię do końca!
Obok mnie siedziała wzruszona strzyżowska poetka Zdzisława Górska, słowami wiersza Zbigniewa Herberta Odpowiedź wprowadziła atmosferę zadumania i nostalgii, a naprzeciw niej stanęła młodzież z Młodzieżowego Koła Miłośników Ziemi Strzyżowskiej ze swoim słowem i piosenką pełną werwy w rytmie marsza. Niesamowite zderzenie profesjonalizmu i młodzieńczej buty, które wbrew pozorom nie zderzyło się ze sobą, lecz ramię w ramie powędrowało dalej niczym Strzelcy strzyżowscy, również obecni na spotkaniu.
I tak przeplatała się siła słów z pieśnią, recytacja z muzyką, młodość z doświadczeniem, niepewność z pełną salą, przecząc wszelkim stereotypom, bo prawda jest tylko jedna – tam gdzie są Sami swoi – nie ma barier – zostaje tylko nastrój chwili wspólne uściśnięcie dłoni i zrozumienie, coś czego nie można kupić, to rodzi się w nas, dorasta w naszych rodzinach by potem przerodziło się w świadome słowo – Ojczyzna!
Na sali, wśród widzów, z honorami siedzieli kombatanci, w mundurach, wzruszeni i dumni:
por. Tadeusz Lutak, por. Henryk Kluska por. Józef Gugała, szer. Antoni Fonfara.
I sto lat śpiewane dla nich przerodziło się w coś więcej, wszak ich historia to nasza historia, wzbogaca pamięć miasta i kraju. Nastrój patriotyczny, wzruszenie, ale także śmiech i radość, bo to pamięć o tych co odeszli w imię wolności i wolność przyszłości, jak śpiewał 98-letni porucznik Tadeusz Lutak słowami piosenki z 1939 r. – „(…) w jego krwi Polskę masz”.
Spotkanie słowem na scenie zakończyła Alicja Bętkowska współczesnym wierszem Józefa Stemlera „Orle Biały”, a potem słowa piosenek patriotycznych śpiewała cała sala do utraty tchu i dźwięków prawie wyczerpania naszej Strzyżowskiej Orkiestry Dętej pod batutą Pana Antoniego Barcia.
W sumie, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jeżeli ktoś nie był to niech żałuje, chociaż wolnych miejsc i tak niewiele pozostało. Podsumowując, mam nadzieję, że w przyszłym roku znowu zasiądę wśród uczestników spotkania, i znowu dostanę gęsiej skórki przeżywając wieczór Poezji i Pieśni Patriotycznych całym sercem i pełnym głosem śpiewu, tak by na kolejne dni oprócz chrypy pozostał smak swobody i wspomnień o tych, o których nie można zapomnieć, o tych którzy oddali życie byśmy dzisiaj żyli w spokoju i cieszyli się wolnością.
Kończąc pozwolę sobie zacytować, fragment wiersza, który miałam zaszczyt i przyjemność wyrecytować, słowa poety Antoniego Słonimskiego z wiersza Dwie ojczyzny:
(…)
W mojej ojczyźnie słowa poety
Oprawne w serce.Chociaż ci sprzyja ten wieczór mglisty
I noc bezgwiezdna,
Jakże mnie wygnasz z ziemi ojczystej,
Jeśli jej nie znasz?Zdjęcia dzięki uprzejmość Domu Kultury Sokół w Strzyżowie
fot. Natalia Korab
-
Meandry gnozy
Nazbierało mi się wiele spraw i pomysłów, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Jest tego sporo i zrobiłam sobie nawet swojego rodzaju listę, tylko że za nic nie mogę się trzymać jej kolejności. Stwierdziłam, więc że w tej sytuacji najlepiej pisać o tym, o czym najbardziej w duszy gra. A gra mi dwoma dźwiękami, wysokim i niskim, żeńskim i męskim, pisanym i malowanym, i tak mogę się licytować bez końca J – dlatego uznałam, że ślepy los zadecyduje, i zadecydował gdy z półki poetyckiej najpierw wyciągnęłam „Twarze” Janusza Kopcia.
I już wszystko jest jasne.
Pragnę Wam skreślić kilka swoich spostrzeżeń na temat Artysty, którego sztuka tak mnie przyciąga, że aż mam dreszcze emocji sięgając po kolejne tajniki talentu ukryte w wierszach naszego podkarpackiego Poety. Wpisałam w Google frazę Janusz Kopeć i od razu wskoczyłam na właściwy ślad, który kreśli na kartach Internetu rys życia i twórczości Janusza Kopcia. Można tam wiele przeczytać, a ja nie lubię się powtarzać, więc pozwolę sobie tylko podkreślić to co najważniejsze, więcej każdy może sobie poczytać na stronach internetowych według uznania.
Janusz Kopeć – poeta, dziennikarz i malarz, pochodzi z Podkarpacia. Studiował w Krakowie, a następnie mieszkał w Gliwicach i Iwoniczu Zdroju. Od 1984 roku przebywa w USA. Autor wielu tomików poezji i książki „Polonii portret własny”, na co dzień publikuje artykuły w kilku gazetach, a ponadto współpracuje z radiem polonijnym w Chicago oraz telewizją internetową iTVP w Jaśle. Malarstwo to Jego pasja. Dominującym tematem są portrety. Maluje również pejzaże i kwiaty. Jego malarstwo pozostaje pod wpływem współczesnej sztuki awangardowej, między innymi Andy Warhola.
Zdjęcie Artysty zapożyczyłam ze strony: http://www.wirtualnejaslo.pl/artykul/kultura/7042/
I tak oto zarysował nam się szkic, delikatny portret człowieka, którego twórczość niejednego może rozłożyć na łopatki, a do tego zarazić chęcią posiadania. Tak posiadania twórczości Janusza Kopcia, bo stykając się z nią po raz pierwszy nie można obok niej przejść obojętnie.
Ja miałam taka przyjemność w maju tego roku, gdy zostałam zaproszona na wernisaż do Zespołu Pałacowo-Parkowego Mycielskich w Wiśniowej. Na miejscu okazało się że jest to spotkanie poświęcone szeroko rozumianej twórczości Janusza Kopcia i młodej artystki piszącej ikony – Ingi Marczyńskiej.
Spotkanie zaszczyciło wielu zaproszonych gości z powiatu strzyżowskiego i jasielskiego. „Gwoździem programu” była opowieść Iwony A. Matysik, która z wielkim zaangażowaniem ale również z ogromną wiedzą i pasją przedstawiła twórczość Pana Janusza. Jak się później okazało wuja, co tylko podniosło rangę jej wypowiedzi. Wiadomo, że najtrudniej mówi się o bliskich, a tutaj opowieść płynęła jak rzeka, z nurtem czasami leniwym, a czasami porywającym słuchacza w inny wymiar, poetycki, pełen wspomnień i otaczającej nas rzeczywistości. Ciekawostką był wiersz zarecytowany przez Piotra Chojeckiego Pt. Wiśniowa, który Pan Janusz Kopeć napisał specjalnie na ówczesne spotkanie.
Tak więc cała uroczystość przebiegała w miłej i bardzo urozmaiconej atmosferze, tym bardziej, że została okraszona poezją śpiewaną w wykonaniu jasielskiego zespołu „Kwadrans dla Jacka K”. I tak spotkanie poetycko-owocne okazało się wzbogacone o drugą sferę namiętności naszego artysty – malarstwo. Przechadzając się po sali można było podziwiać obrazy Janusza Kopcia i ikony Ingi Marczyńskiej. Mam nadzieję, że o Indze jeszcze kiedyś napiszę szerzej, ale dzisiaj to obrazy Janusza mam przed oczami. Kolorowe kompozycje kwiatowe, które urzekają swoim optymizmem tak, że chce się do nich wracać, a może nawet zabrać chociaż jedną do domu by w zaciszu cieszyć się pozytywna energią odcieni wszystkich barw świata.
A może lepiej skupić się na awangardzie i współczesnych obrazach, które swoim niekonwencjonalnym postrzeganiem świata budzą wiele kontrowersji mobilizując oglądających do odkrywania wielopłaszczyznowego życia i tu i tam, w zasadzie nie ważne gdzie, ale ważne by całym sobą, a może lepiej skupić się a spojrzeniach twarzy przyglądających się nam z niedalekiej przyszłości, przeszłości, albo tylko tu i teraz.
I tak się stało, ze padło na mnie. Jeden obraz, jedna twarz i ja krążąca to tu to tam, zostałam przygwożdżona jednym spojrzeniem, które podążało w ślad za mną. Gdzie ja tam i ono, jeden obrót za siebie i te oczy wpatrzone we mnie nieustannie. Do dzisiaj jak wspominam tę wędrówkę mam dreszcze emocji i spojrzenie wbite we mnie jak sztylet, ono do tego stopnia mnie zahipnotyzowało, porwało, że zabrałam je do siebie. Teraz on w raz ze swoim spojrzeniem wspiera mnie gdy siedzę na swoim ulubionym fotelu i piszę. Strzeże by nikt niepożądany nie wkradł się w moje myśli zakłócając to co istotne dla pisarza. I tak sobie myślę, że ta twarz, ten obraz przyjechał do Wiśniowej dla mnie, a gdy podjęłam decyzję, że jest mi potrzebny odpłacił spokojem i pewnością słusznie podjętej decyzji.
I tak zaraziłam się Januszem Kopciem, jego słowem pisanym i twórczością malarską. Dzisiaj na półce mam tylko 4 tomiki, a na ścianie jeden obraz, ale za to jaki, i tylko teraz czekam na spotkanie, by móc osobiście poznać bratnią duszę bo…
„(…) już kroczą natchnieni malarze
już niosą graffiti w lektyce
dla każdego ulubiony malunek
który zawiśnie w sercu
kicz będzie królem
natchnionym kolorystą
rozda farby dla wszystkich
by malowali nieboskłon
swych marzeń”Janusz Kopeć – fragment wiersza Graffiti z tomiku Graffiti, Chicago 2013
-
Okno nadziei – wiersz jednej chwili
Pewnego zimowego popołudnia zadzwonił telefon. To koleżanka Marta zwróciła się do mnie z prośbą. Jej 12-letnia córka Karolina miała wziąć udział w VI Międzyszkolnym Konkursie Recytatorski Poezji Religijnej w Godowej. Marta wiedziała, że piszę wiersze m.in. o tematyce religijnej i poprosiła mnie bym jeden z nich dała Karolinie na ten konkurs.
I tutaj pojawił się problem, ja nie pisałam dla dzieci, wiersze które miałam według mnie nie nadawały się do recytacji przez nastolatkę. Marta jednak naciskała, więc obiecałam, że pomyślę, może coś napiszę dla Karoliny.
Po skończonej rozmowie wpadłam w panikę. Co ja sobie wyobrażam, przecież jestem tylko wierszokletą, piszę co mi w duszy gra, nie na zamówienie, nie na zawołanie.
Zrobiło mi się głupio i byłam na siebie wściekła.
Wówczas mąż zapytał, co się stało. Opowiedziałam mu o rozmowie telefonicznej
i głupocie jaką palnęłam, napisać wiersz, tak by młoda dziewczyna, jeszcze dziecko, mogła się w niego wczuć, wyrecytować jak własny.Mąż się roześmiał i stwierdził:
– Napiszesz.
– Łatwo się mówi, ale o czym? – odrzekłam jeszcze bardziej zdenerwowana.
– Napisz o tym oknie w Krakowie.
– O oknie? – zapytałam.
– Tak, o papieskim oknie, tym na ulicy Franciszkańskiej.
I w tym momencie przyszło natchnienie, dar od Boga, a może wsparcie samego Jana Pawła II. Nie wiem, ale wiem że pozwolono mi o Wielkim Człowieku napisać.
Pierwsze wersy popłynęły jak zaczarowane i nagle okazało się że muszę tylko sprawdzić pod jakim numerem jest to „okno”. Ale to była już pestka, odpaliłam stronę internetową i od razu ukazała się ulica Franciszkańska numer 3, a w mych oczach stanęły łzy. Po dwóch godzinach oddzwoniłam do Marty z wiadomością, że mam wiersz dla Jej córki, „Okno nadziei”, słowa poświęcone pamięci Jana Pawła II.
19 marca 2010 r. w szkole podstawowej im. Jana Pawła II w Godowej Karolina pięknie przedstawiła swoją interpretację wiersza i została wyróżniona nagrodą indywidualną Dyrektora Biblioteki Publicznej Gminy i Miasta w Strzyżowie.
A ja… no cóż, mogę tylko z pokorą podziękować niebu za słowa, które nagle stały się pewnością, za możliwość która stała się faktem.
Dzisiaj „Okno Nadziei” wśród wielu wierszy o tematyce religijnej jest moim ulubionym wierszem poświęconym Janowi Pawłowi II, i do tego wierszem napisanym jednym tchem, bez cienia wątpliwości, w pełni świadomie i ze łzą dobrego wspomnienia.
I cieszy mnie gdy ludzie czytając ten utwór dzielą się swoimi wrażeniami odnajdując w nim swoje okno Prawdy.Pamięci św. Jana Pawła II
Okno nadziei
Jest w Krakowie takie miejsce,
każdy z nas je dobrze zna.
Bliskie dla mnie od lat wielu,
symbol życia, który trwa.
Dzisiaj stoję tu samotnie,
Franciszkańska numer 3.
Patrzę w okno już zamknięte
oczy kryją ciche łzy.
Wspomnień fala napłynęła,
niczym potok duszę rwie,
w sercu ogień rozpaliła.
– Ojcze proszę…przytul mnie…
Twe ramiona rozchylone
duszę czule tulą znów,
Twoje dłonie dobrotliwe
błogosławią jedną z głów.
Radość w oczach Twoich widzę,
(wiem, miłości uczysz mnie)
głos nadziei w sercu słyszę,
ścieżka wiary rodzi się.
Przeszłość żywa mi się jawi,
tak jak wczoraj widzę Cię,
a w mym sercu już na zawsze
– Ojcze proszę…przytul mnie…
Dzisiaj stoję tu samotnie,
po policzku płynie łza,
patrzę w okno już zamknięte,
serce z żalu samo łka.
Widzę wciąż Twoje ramiona,
słyszę słowa, wiatr je gra.
Serce Twe mym drogowskazem,
znów nadzieja rozkwita.
Milczę… w ciszę zasłuchana,
kontemplując słowa Twe,
wskazałeś mi drogę wiary.
– Ojcze mój…nie poddam się!
12 luty 2010 r.