-
Grecka mozaika
„Zrozumiała nagle, że życie jest jak unijny projekt. Wymaga wkładu własnego, pracy i zaangażowania. I jest objęte ryzykiem, bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo, jaki będzie jego wynik.
A to ryzyko należy mimo wszystko podjąć, bo bez niego żadna wygrana nie będzie nigdy możliwa.”
Dzisiaj pozwoliłam sobie zacząć od fragmentu powieści Hanny Cygler – Grecka mozaika, książki którą niedawno czytałam, i która cały czas chodzi mi po głowie.
Być może niejednemu czytelnikowi taki „unijny” cytat wyda się w pierwszej chwili ekscentryczny, ale gdy przy odrobinie dobrej woli, chociaż na chwilę się nad nim zastanowimy, to nagle okaże się, że Hanna Cygler w tej krótkiej, dopasowanej do naszych czasów myśli zawarła głębokie przesłanie także o naszym życiu.
Bo czy istnieje możliwość pełnego życia bez ryzyka?
Na to pytanie każdy z nas sam musi sobie odpowiedzieć, ja natomiast chciałabym zachęcić tych wszystkich, którzy umieją czytać do sięgnięcia po tę pełną niespodziewanych zwrotów akcji książkę, w której emocje przeplatają się z przygodą, gdzie historia łączy się ze współczesnością, a układane w kolorową mozaikę losy bohaterów nie powalają nam zasnąć.
I taką treścią nasączona jest właśnie cała powieść, której akcja zaczyna się na słonecznej wyspie Korfu, na której spotykają się Jannis Kassalis, grecki biznesmen i młoda Polka Nina, która podejrzewa, że ten Grek jest jej ojcem. On jest właścicielem wielkiego przedsiębiorstwa, ojcem trójki dzieci i zaradnym przemysłowcem, przekazującym zarząd nad firmą młodszemu pokoleniu. Ona, intrygującą młodą kobietą, która jest zatrudniona w charakterze pokojówki w jednym z greckich hoteli.
Od pierwszej strony czujemy bijący ze wszystkich stron skwar greckiego lata i lekkie rozleniwienie wakacyjnej przygody. Jednak nic bardziej mylnego!Historia toczy się kołem, a Grecka mozaika układana przez lata zatacza coraz szersze kręgi przenosząc czytelnika z Grecji ogarniętej wojną do bieszczadzkich lasów lat pięćdziesiątych, by na kolejnych stronicach odwiedzić Kraków, Gdańsk, Londyn, a nawet Nowy Jork.
Autorka z wprawą mistrza buduje nastrój, zaplata wątki, przenosi nas w przeszłość, wędrując po mapie miejsc niespodziewanych, a początkowa nieufności dwojga głównych bohaterów, Jannisa i Niny przeradza się niespodziewanie w głębsze uczucie. W jakie?
Każdy może odpowiedzieć sobie na to pytanie sięgając po powieść Hanny Cygler i zagłębiając się we wspomnienia Jannisa Kassalisa, gdzie współczesne życie miesza się z przeszłością, wojna z pokojem, a miłość z nienawiścią układają mozaikę nieprzewidywalnych zdarzeń. Wiele osób, niejeden zawiły wątek, prawda historyczna i konfrontacja zdarzeń spleciona ludzkimi dramatami nie pozwoliła mi skończyć i odejść. Zmieniające się krajobrazy ludzkich emocji i błędnych wyborów przerysowujące dramatem beztroskę malowanych obrazów, wybory, które zdeterminowały przyszłość bohaterów na długo pozostaną w mojej pamięci.
Uwielbiam czytać książki, które nie tylko pobudzają wyobraźnie, lecz nie pozwalają mi nocą zasnąć, a po zamknięciu ostatniej stronicy, na długo pozostają w pamięci i sercu.
I tak jak Hanna Cygler:
„Wierzę, że prawdziwy człowiek jest lepszy niż ten, jakiego nam się przedstawia.”
Kończąc cytatem z Greckiej mozaiki, serdecznie zapraszam do sięgnięcia po tę świetną pozycję książkową.
-
Lato leśnych ludzi
Już świta, słońce niecierpliwie zaczyna przenikać korony drzew i muskać leśne runo. Ptaki obudzone powiewem wiatru zaczynają dzień radosnym świergoleniem, a wraz z nimi wiatr głaszcząc liście szepce opowieści z mchu i paproci…
Jakby to było wczoraj, babcia Rozalia, tatuś i ja, a za nami tłum z koszami wypełza z niebieskiego pracowniczego autobusu. To moja pierwsza wyprawa, trzeba było wstać ciemną nocą i wziąć kalosze, mały koszyk i dobry humor, bo grzybobranie to wielka przygoda. Tak mówiła babcia i tato, gdy w latach siedemdziesiątych zaczęli mnie zabierać na grzyby. I tak minęło tych lat ze czterdzieści, a ja „zarażona” grzybobraniem do dzisiaj pielęgnuję tę tradycję, bo lubię o świcie posłuchać szeptu wiatru i baśni, które opowiada las.
Tylko, że z wiekiem zaczynam słyszeć również pomruk, który zakłóca piękno okolicy, gdy wędrując krok za krokiem po naszych lasach zaczynam potykać się o szklane i plastikowe butelki, puszki, a nawet konserwy.
Współczesny dobrobyt śmieci.
Przerażające!
Czy wiesz kto je tam zostawia?Nóż się w kieszeni otwiera… i to nie po to aby wyczyścić znalezionego prawdziwka i włożyć go z dumą do koszyka, ale po to by pokazać protest przeciwko wandalom!
Długo się zastanawiałam, czy poruszyć ten temat, mało popularny i nudny, śmieci w lesie ciążą nam od dawna, chociaż wydawało mi się, że teraz, gdy i tak za te odpady płacimy, to nie będzie już naród miał maniery, by je do lasu wywozić. I myślę, że to zjawisko zaczęło na szczęście zanikać.Ale jak to w życiu bywa, człowiek pomysłowy, twórczy, a przede wszystkim modny być lubi, więc teraz gro osób wędruje po lesie w poszukiwaniu dorodnych okazów, a to dla zdjęć na fb, a to dla pamiątki fotografując przyrodę. Nie ma w tym nic zdrożnego, a wręcz przeciwnie, naród z kanap powstał, w las wyruszył, umysł dotlenia i tylko ktoś kiedyś zapomniał (jakaś babcia, jakiś tato lub jakiś kolega) nauczyć „nuworysza” leśnego, jak w tym gaju istnieć, żyć, być, chodzić, zbierać i rozkoszować się tym co przez wieki zgotowała nam natura.
I tak na przykład powinieneś wiedzieć, że grzyby powinno się zbierać do kosza, by mogły w czasie naszej wędrówki rozpylać to tu, to tam zarodniki, aby za rok było ich jeszcze więcej. Nie powinniśmy zbierać grzybów, których nie znamy, ale nie niszczmy ich, bo wchodzą one w skład całego ekosystemu. Przecież na runo leśne składają się nie tylko rośliny i grzyby.
Czy wiesz, że czyszcząc grzyba przed włożeniem go do kosza pomagasz rozwijać się lepiej grzybni?Powiesz mi, że przynudzam, ale ja mam nadzieję, że nie, bo chciałabym poruszyć jeszcze jedną sprawę. Jeżeli podczas takiego spaceru lub grzybobrania poczujesz pragnienie, to napij się, wypij nawet wszystko co znajdziesz w lesie, lub wypij to co sobie sam przyniosłeś.
A potem zabierz to puste, lekkie już naczynie, które nikomu w lesie się nie przyda z powrotem, do domu lub śmietnika. Czy to takie trudne?Myślę, że nie, tobie łatwiej jest zabrać jedną pustą butelkę lub puszkę, a mnie i innym kochającym las, jest potem przyjemniej wędrować po runie leśnym, bez konieczności zbierania śmieci zamiast owoców. Niedawno jeden z pasjonatów leśnych, Bogdan, powiedział mi, że o takich śmieciarzach powinno się mówić grzybiarz przez „Ż”.
Tylko, czy oni zechcą się zmienić? Mam nadzieję, że tak, bo Leśnych Ludzi jest wśród nas coraz więcej, a tych niepoważnych przez „Ż”, trzeba po prostu piętnować, aby ignorancja po lesie się nie błąkała.Tak na marginesie, z przymrużeniem oka, zdradzę Ci, że na mieście mówią, iż grzybów w lesie mnóstwo tego lata, i dla każdego grzybiarza wystarczy bo etatowi zbieracze mają teraz luz, dostają 500 plus.
I na zakończenie – niedowiarkom polecam – Lato leśnych ludzi – M. Rodziewiczówny, a potem zapraszam na spacer o świcie, leśną ścieżką pośród traw.
Zdjęcia: Mirosław Chmiel
-
Federico Garcia Lorca – Pieśń jesienna
Dzisiaj odczuwam w mym sercu
gwiazd lekkie drżenie, lecz droga
zatraca się w duszy mgieł,
gubi się w gęstych obłokach.
Światło podcina mi skrzydła,
a smutków mych ból i rozpacz
zanurza moje wspomnienia
w idei źródlanych wodach.A wszystkie róże są białe,
tak białe, jak moja rozpacz,
i nie dlatego są białe,
że śnieg na nich pozostał.
Dawniej mieniły sie tęczą.
Lecz i na duszę śniego opadł.
Strzępy scen dawnych i wspomnień
śnieg duszy zdołał zachować
ukryte w ludzkiej pamięci
światłach lub w cieniu i mrokach(…)
Opadnie śnieg z płatków róż,
lecz duszy śnieg przetrwać zdoła;
całunem staną się śniegi
w upływających lat szponach.Czy kiedy śmierć nas zabierze,
stopnieją śniegi? Czy po nas
przyjdzie śnieg inny?
Czy pokój będzie nam dany
jak Chrystus nam prorokował?
Czy tę zagadkę odwieczną
ktoś kiedyś rozwiązać zdoła?(…)
Jeżeli zgaśnie nadzieja,
a wieża Babel ogromna
powstanie, czy drogi Ziemi
rozjaśni jakaś pochodnia?Co z poetami, jeżeli
śmierć tylko śmiercią jest zgoła?
Co czeka sprawy uśpione,
o których każdy zapomniał?Dzisiaj odczuwam w mym sercu,
jak drży gwiazd jasność ulotna,
i białe są kwiaty róż,
tak białe, jak moja rozpacz.Federico Garcia Lorca – Pieśń jesienna
Ten piękny wiersz dostałam wczoraj, do białych róż, łzą skropione słowa, wzruszenia ukryć nic nie zdoła…
-
Przepraszam, to nie ja – nie daj się nabrać złodziejom!
Ostatnio kilku moich znajomych skarżyło się, że mając spokojne konto na Fb zostają jakoś potajemnie przypisywani do różnych grup. Sama stwierdziłam, że też tego nie lubię. Jak można mnie gdzieś wciągać bez mojej zgody.
Co innego zaproszenie, na które mogę odpowiedzieć zgodnie z własną wolą i chęcią.
I jak to zazwyczaj w życiu bywa, złośliwość przedmiotów martwych ma to do siebie, że dotknie w takim monecie tez Ciebie. I tak się stało, że dotknęło mnie.
Komputer pokazał mi, że jakiś znajomy dodał mnie do grupy o nazwie
ODBIERZ BON OD ZARA –CROPP-BERHSKA-RESERWED-SINSAY-H&M
Tam namawiają Cię byś wysłał sms-a a dostaniesz bony zniżkowe na zakupy. Widziałam jak znajomi chwalili się na fb, ze wygrali takie bony, więc ja także postanowiłam wysłać sms. Niestety, wyrzuciło mi jakiś błąd i nici z bonu.
Drugi raz już nie próbowałam, bo to trochę kosztowne sms-y.
Minęło kilka dni i…
zbladłam, zaparło mi dech w piersiach, zgłupiałam itp., itd. gdy na stronie głównej fb zobaczyłam własny wpis, w którym chwaląc tę grupę oznajmiłam o wielkiej wygranej w bonach.
Tak naprawdę, to na chwilę zamarłam i
wypisałam się z tej strony, a ponadto usunęłam ten „mój” fałszywy wpis, a na stronie GRUPY OSZUSTÓW złożyłam nowy, w którym poinformowałam, o fakcie fałszerstwa, o braku jakiejkolwiek wygranej i złożeniu zawiadomienia do policji o fałszerzach. Oczywiście ten wpis na stronie grupy już się nie ukazał.
Po chwili strona zniknęła i nie mogłam już jej odnaleźć.
Wieczorem o tym zajściu rozmawiałam z mężem. Też go do tej grupy wciągnięto, a na dodatek okazało się, że zrobiłam to ja.
Dlatego myślę, że wciągnęłam nieświadomie innych znajomych, za co z góry przepraszam.
Dzieci powiedziały mi, że to wirus i nie ma się na to wpływu, że trzeba wypisać się z grupy, zablokować możliwość dodawania i zgłosić naruszenie do administracji.Ważne by takie powiadomienia ignorować, nie klikać w nie, bo tak naprawdę dopiero po wejściu na ten link, sami się do grupy zapisujemy i zarażamy przy okazji innych znajomych.
I w sumie sprawa zakończyłaby się wczoraj, gdyby nie fakt, że dzisiaj ten link znowu mi miga w grupach, i nie mam pewności, że znowu kogoś nie naciągną, bo to nie działa sam wirus. Ktoś po moim wpisie o policji zareagował natychmiast – żywy człowiek – OSZUST i ZŁODZIEJ, a tego przemilczeć nie mogę…
Przepraszam, to nie ja wciągam Cię w jakieś chore grupy naciągaczy, to wirus, ale Ty nie daj się nabrać złodziejom!
Grafika internetowa ze strony Adriana Bysiaka http://bysiak.com/pl/zlodziej/
-
Krajobraz górski
Jak zwykle chęć poznania świata zawiedzie mnie gdzieś, gdzie mogę spotkać wartościowych ludzi. Niczym Cygan jestem raz tu, a raz tam, wędrując w poszukiwaniu inspiracji błądzę w myślach i po ścieżkach przyjaznych, często nieznanych. I tak też było 20 lipca br. w Galerii Miejskiej Muzeum Samorządowego Ziemi Strzyżowskiej im. Zygmunta Leśniaka w Strzyżowie odbył się wernisaż fotograficzny Fotoklubu Strzyżów pod tytułem Krajobraz górski. Udało mi się dotrzeć na tę wystawę i poznać kilka ciekawych osób, które swoją pasją dzielą się z innymi.
Podczas spotkania Krzysztof Szaro – lider grupy fotografików opowiedział historię powstania Klubu. Uchylił rąbka tajemnicy wskazując na odpowiednie zalety poszczególnych pór dnia podczas robienia zdjęć wybranym obiektom. Wskazał kilka podstaw dobrego ujęcia. Przedstawił członków klubu, którzy reprezentowali na wernisażu własne zdjęcia oraz wymienił z imienia i nazwiska pozostałych członków klubu, którzy w zasadzie byli na spotkaniu obecni.
Z ciekawością przysłuchiwałam się opowieści o tworzeniu obrazów w obiektywie aparatu. Podczas spotkania narodził mi się pomysł by połączyć siły i zrobić spotkanie z mieszkańcami strzyżowskiej ziemi, którzy zechcą przyjść i odpocząć w cieniu krajobrazu, a jednocześnie zechcą wsłuchać się w słowo opisujące piękno przyrody.
Po zakończonym wernisażu myślą o współpracy podzieliłam się z Krzysztofem i Dyrektor Muzeum. Fajnie, że pomysł obojgu przypadł do serca. Teraz sama jestem ciekawa jak już niebawem – 11 sierpnia 2016 r. – mieszkańcy odbiorą efekty tego pomysłu. Już dzisiaj mam przyjemność zaprosić wszystkich znajomych i nieznajomych na finisaż wystawy Fotoklubu Strzyżów pod tytułem Krajobraz górski. W programie przewidziano wiele atrakcji, a jedną z nich być może okaże się słowo poetów Kręgu Twórczego Archē.
Chęć poznania i wiedza, a także pasja ma szansę połączyć dwie niezależne grupy osób zaangażowanych w odkrywanie i utrwalanie piękna. Ja ze swej strony mam nadzieję, że ten pomysł przerodzi się w stałą współpracę i już niebawem, we wrześniu ponownie spotkamy się na kolejnym wieczorze, tym razem Kręgu Twórczego Archē pod nazwą Babie lato czyli pejzaż twórczy z wytrawną wystawą fotograficzną na temat, którą przedstawią nam członkowie Fotoklubu Strzyżów.
Dzisiaj życzę młodej grupie fotografików udanych plenerów, właściwego błysku flesza i pomysłów na kolejne, ciekawe projekty i wystawy.
fot. Krzysztof Szaro
-
W jej blasku… jej cieniem
Na spotkaniu poetyckim z okazji wydania tomiku „Jej imię… Kobieta” w 2015 roku goście uczestniczący w wieczorku rzucili mi wyzwanie by po tomiku o kobiecie napisać tomik o mężczyznach. Żart, nie żart, śmiechu wiele, lecz po pewnym czasie zaczęła ta myśl we mnie dojrzewać. Jednak nie mogłam pisać jako mężczyzna, bo jestem kobietą. Dlatego postanowiłam napisać o mężczyznach okiem kobiety, wrzucając skrawki wyobrażeń, kilka kropli marzeń, wiele lat obserwacji i miłości w kolejny tomik, który gdy tylko pomysł dojrzał i skrystalizował się zaczął powstawać zasadzie błyskawicznie. Oczywiście ta prędkość to nie tydzień lub dwa, lecz około kilku miesięcy tworzenia, ale fakt, że wiersze same napływały i tematycznie rodziły się w mojej głowie, uznałam za dobry znak.
Pomysł zaczął się realizować, a ja stwierdziłam, że byłoby dobrze gdyby powstający tomik zazębił się, a właściwie był uzupełnieniem tomiku „Jej imię… Kobieta”. W efekcie końcowym w kwietniu roku 2016 ukazał się tomik „W jej blasku… jej cieniem”. Dopełnieniem całości okazały się ilustracje do niego, które tak jak w przypadku tomiku o kobiecie, zostały wykonane w całości przez gdańszczankę Joannę Pawelską. I tak, pomysłem widowni, darem losu udało mi się wydać trzeci autorski tomik.
Obecnie mam kilka pomysłów, które gdzieś chodzą w mojej głowie już od dłuższego czasu.
Czy coś z tego wyniknie, a jeżeli tak, to co i kiedy, trudno powiedzieć. Wena lubi być kapryśna, dlatego lepiej jej nie lekceważyć 🙂
-
Pokój czy… łazienka – oto jest pytanie!
Płynność słów języka polskiego ma to do siebie, że czasami sami bawimy się jego wielorakością znaczeń, próbując słuchacza lub czytelnika wyprowadzić w pole. Powstają z tego, z reguły bardzo zabawne żarty sytuacyjne lub możliwość ukrycia głębszego meritum, przesłania zawartego w naszym przekazie. Obydwa sposoby uwikłania odbiorcy w sens istnienia ukrytych znaczeń odniosą powodzenie, gdy uda nam się właściwie uknuć intrygę i zasiać jej ziarno na podatnym gruncie. Patrząc na współczesne przekazy otaczającej nas rzeczywistości, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ta rozmaitość języka napiera na nas z każdej strony. W końcu mamy już XXI wiek, wiec w zasadzie nie ma się co dziwić takim niuansom, gdyby nie fakt, że od zawsze takie zabiegi stosowano by skutecznie przekazać ukryte przesłanie.
Dzisiaj żyjemy pełnią świadomości, odporni na omamy medialne, dzielnie stawiamy czoła problemom dnia codziennego. Czasami tylko brak nam prywatności. Odrobiny intymnej swobody, bez fleszy aparatów i wszystkowiedzących wyroczni, które wyskakują z każdego zaułka życia. I nagle rodzi się potrzeba każdego z nas, konieczność swobodnego odetchnięcia w samotności. Wówczas z reguły zamykamy się na chwilę we własnym domu, w spokoju, w pokoju umysłu i ducha analizując otaczającą nas rzeczywistość.
Co jednak zrobić, gdy ten pozorny spokój, ten pokój – zostaną zakłócone?
Wtedy stajemy się bezbronni, a każda próba ingerencji w naszą prywatność budzi sprzeciw. Za wszelką cenę staramy się zachować odrobinę własnej przestrzeni, choćby w łazience podśpiewując przy porannej toalecie, ciesząc się tak wymarzoną samotnością. Bo czasami ta alienacja jest nam potrzebna, chociażby w intymnej chwili, tak by pozwolić samemu sobie na odrobinę szaleństwa i zrozumienie własnego „ja”.
Za moimi plecami rozległ się śmiech, krótki, a za nim kolejne coraz bardziej śmiałe. Młodość, która w głosie dźwięczy, nie każe mi odwracać wzroku od sceny. Podoba mi się ta nieukrywana radość młodej kobiety, która szczerze, całą swoja osobą odbiera sztukę graną właśnie w strzyżowskim Domu Kultury. Swoim śmiechem zaraża innych. Aktorzy Strzyżowskiego Teatru Prima Aprilis wystawiają właśnie „Męczeństwo Piotra Ohey’a” – dramat Sławomira Mrożka, w reżyserii Roberta Chodura.
Niedzielny wieczór, pełna sala, i coraz częściej dobiega śmiech z miejsc dla widzów. Nie ma się czemu dziwić, aktorzy w pełni oddają intencję Autora. Widać, a właściwie słychać, że część publiczności po raz pierwszy zetknęła się z dramatem Mrożka, gdzie łazienkowy tygrys zadomowił się na stałe, w prywatnym mieszkaniu Piotra Ohey’a wywracając do góry nogami całe życie jego i jego rodziny. Groteska absurdu, niebezpieczeństwo łazienkowe i sfora biurokratów, karierowiczów i system państwa grożą personifikacją totalitarnej przemocy.
Był rok 1958, Sławomir Mrożek napisał właśnie kolejny dramat. Krótki, ale jakże przepełniony treścią bezsilności, brakiem prawa do pokoju, a nawet do łazienkowej intymności.
W tamtych czasach tworzono także utwory science fiction – bardzo często ich akcja toczyła się w odległym wówczas XXI wieku.
A tu taki impas – rok 2016 – miejsce Strzyżów – i groteska Mrożka jakby napisana na zamówienie. Bezsilność jednostki wobec aparatu władzy i brak swobody samotności przekreślają demokratyczne prawo wolności.
Salwa śmiechu całej sali, też się śmieję, bo gra aktorska nad wyraz przekonująca. Właśnie zrzędliwa żona Ohey’a doznała olśnienia. Porwana prądem nowych idei odnalazła swoją ścieżkę wśród lian i pnączy, wspólnotę z tygrysem akcentując wyrafinowanym tańcem w rytmie własnych tam-tamów.
Na chwilę pociemniało, by tuż po kolejnym rozbłysku światła usłyszeć gromki śmiech i brawa. To Piotr Ohey, pozbawiony swojej prywatności, na oczach widzów szoruje się zacięcie w balii.
Irytujący brak łazienki śmieszy, do czasu…
aż każdy zrobi sobie rachunek sumienia i odkryje bezwzględną potrzebę prywatności, choćby na chwilę pozostania sam na sam tylko ze sobą.
„Przejrzałem was. Oto mnie macie. Nie dalej jak wczoraj jeszcze czytałem gazety w otoczeniu rodziny. A dzisiaj! Nauka i polityka, sztuka i administracja podały sobie ręce. Wcisnęły się do mojego domu. Nie ja, ale one stały się mieszkańcami jego. Odchodzę, by uczynić zadość żądaniom racji stanu, pretensjom współczesnej wiedzy, pokusom muz i nakazom władzy – i tak ujść ich panowaniu. O dwuznacznej roli, jaką odegrała moja rodzina, nie wspomnę.[…] Powszechne pomieszanie żywiołów, ambitne plany, gorączkowe majaki, brak szacunku dla ojca i niepokój wtargnęły tutaj. Wiek mi nie sprzyja, nie będę więc służalczo zabiegał o jego względy.”*
W zasadzie to już koniec opowieści…
Był jeszcze taki moment, ułamek sekundy, gdy widzowie zamilkli i wstrzymali oddech.
To przebłysk solidarności z Piotrem Ohey’em, który oddał życie próbując odzyskać łazienkę, a właściwe pokój i prawo do prywatności.
Potem były już tylko gromkie brawa na stojąco!
* Mrożek S., Utwory sceniczne, Męczeństwo Piotra Ohey’a, Kraków 1973, s. 63.
Za udostępnienie zdjęć ze spektaklu Męczeństwo Piotra Ohey’a w strzyżowskim DK „Sokół”
dziękuję Pani fotograf Marzenie Arciszewskiej -
„Szalony, kto nie chce wyżej, jeżeli może…”
Jedno spojrzenie wstecz, odbicie w lustrze przeszłości, pośród kłębu pomysłów – myśl, która niczym temat przewodni, przeplata się z rozmysłem, poddając pod rozwagę opowieść o kobiecie niezapomnianej.
I od razu rodzi się pytanie, po co zawracać sobie głowę historią, gdy współczesność zasypuje nas codziennie informacjami, wiadomościami i wydarzeniami. Gdzie nie spojrzę, to widzę i czytam, choćby tylko krzykliwe nagłówki, które maja przyciągnąć moją uwagę, zawrócić w głowie, odwrócić uwagę od…
No właśnie, odwrócić uwagę od rzeczy ważnych, istotnych, od pozytywnej energii i szarej codzienności, która wytycza nam nasze życie. A przecież każdy z nas ma swoje marzenia i pragnienia do których chciałby dojść, i tylko czasami nie wie czy starczy mu sił i wytrwałości by zrealizować odległe cele. Dlatego dzisiaj postanowiłam opowiedzieć o Helenie Modrzejewskiej.
Nie uciekaj, to nie wywód historyczny, to wspomnienie i refleksja, to długo wyczekiwany ślad, który odkrył swoje oblicze by pokazać, że nie ma rzeczy niemożliwych do osiągnięcia.
Wracam ostatnio myślami do Heleny bardzo często. W sumie nie jest to dziwne, bo w kwietniu i maju w strzyżowskim muzeum gościła wystawa poświęcona tej wybitnej aktorce, a ja miałam przyjemność być na jej otwarciu i prelekcji prowadzonej przez prof. dr hab. Emila Orzechowskiego – prezesa Fundacji dla Modrzejewskiej, wespół z dr Agnieszką Kowalską – historykiem teatru i dr Alicją Kędziorą – kierownikiem Pracowni Dokumentacji Życia i Twórczości Heleny Modrzejewskiej UJ.
Pomysł Anny Misiury zaowocował ciekawym spotkaniem i kilkoma pytaniami, bo jeżeli w XIX wieku młoda kobieta, wątpliwego pochodzenia, lecz wielkiego talentu osiągnęła sukces i to niewyobrażalny jak na tamte czasy, to co stoi na przeszkodzie, abyśmy my dzisiaj również zawalczyli o lepsze jutro.
Tak sobie myślę, że już przyszedł czas aby od nowa zacząć sięgać po stare wzorce, nie bać się kreatywności, poszukiwania własnych ideałów. I nie chodzi tu o wyświechtane frazesy, bo to co nam podają dzisiejsze media i ciągła manipulacja informacją nasuwa wątpliwość jawności i jasności przesyłu wiadomości. Dlatego uważam, że nadchodzi czas aby każdy z nas czerpiąc z własnego doświadczenia, środków przekazu, wspomnień i prawdy historycznej miał odwagę sięgnąć wyżej. To wiara w siłę umysłu, to charakter, to wsparcie najbliższych i własna odwaga pomogą coś zmienić. Nie można stać w miejscu, nie można dać się otumaniać, trzeba zadbać o przyszłość własną i najbliższych. Trzeba nauczyć dzieci i wnuki patrzeć dookoła i wpoić im wiarę w lepsze jutro. Ta pozytywna energia odpłaci siłą powodzenia.
Nie można mieć wszystkiego, ale po co nam wszystko!
Helena Modrzejewska chciała osiągnąć sukces artystyczny i zrobiła wszystko by go osiągnąć. Chciała być sławną aktorką teatralną i to jej się udało. Ponad 100 lat minęło, a dzisiaj możemy na stronach internetowych znaleźć setki jej fotografii, mnóstwo informacji o jej życiu, wiele publikacji o jej fenomenie. Ona sama zadbała o to, by świat nie zapomniał o Modrzejewskiej.
Każde jej zdjęcie, które dzisiaj wędruje to przemyślany obraz ról, które grała, to chwile z jej życia, które podarowała potomnym, to chęć zapadnięcia w pamięć widza na wieki. I jak tak patrzę na nią, to wiem, że jej się udało wykreować właściwy obraz życia.
Sławna w Polsce, gwiazdą najwyższego formatu w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, patriotka i XIX-wieczna kobieta ponad czasem zawirowała w moich myślach, prowokując do refleksji.
Jakże trudno dzisiaj spełniać nam marzenia i do tego być patriotą, humanistą, mentorem, altruistą, a przede wszystkim uczciwym człowiekiem.
A może nie?
Może wystarczy tylko chcieć, bo …
powtarzając za Heleną Modrzejewską
„Szalony, kto nie chce wyżej, jeżeli może…”
Zdjęcia dzięki uprzejmości Internetu
-
Zamknięty w ramach manipulacji
Po wczorajszej Eurowizji jest mi tak jakoś dziwnie, bo „wielka i tolerancyjna” Europa dała wczoraj przykład jawnej … manipulacji. Oglądałam od początku do końca występy wszystkich uczestników i rozmach z jakim Szwedzi postanowili sprostać wyzwaniom XXI wieku. Myślę, że Szwedom się udało, nie mają kompleksów, są niezależni i swobodni w wyrażeniu swoich sympatii, lecz reszta?
Ja kibicowałam oczywiście Michałowi, ale wiedziałam, że pierwsze miejsce będzie trudne do osiągnięcia, bo poziom był wyrównany, a i aranżacje niektórych wykonawców zapewniały im dodatkowe atuty.
Jednak co tam, przecież młody Michał Szpak miał piękną balladę i głos, więc w pierwszej dziesiątce powinien znaleźć się bez wysiłku.
Jakie było moje zdziwienie, gdy po głosowaniu ponad połowy uprawnionych, zdobyliśmy tylko kilka głosów. Nie mogłam w to uwierzyć, do tego stopnia, że pomimo zbliżającej się godziny duchów dostałam takiej werwy, ze gotowa byłam góry przestawiać.
Po zakończonym głosowaniu wszystkich krajów było mi niedobrze.
Po raz kolejny okazało się, że w głosowaniu biorą górę sympatie i antypatie sąsiedzko-polityczne, a nie talent i piękno wykonania.
I chyba już nawet nie chodziło mi o Michała, ale o fakt jak nasz kraj został z premedytacja zablokowany i zignorowany.
Daje do myślenia…
Ani sąsiedzi, ani zaprzyjaźnione kraje, nikt nas nie lubi…
Ciekawe dlaczego?
I ciekawe dlaczego ta „tolerancyjna” Europa tak ostentacyjnie pokazała nam koniec ogonka!
A może wcale nieciekawe, przecież na co dzień widać jak nas ta Europa kocha, od pierwszego dnia odzyskanej niepodległości, od czasów Piłsudskiego, a może od samego początku naszej państwowości… i tylko czy to nasza wina czy pech, który nas prześladuje od wieków.
Ostatnio coraz częściej zastanawiam się gdzie podziało się zrozumienie i akceptacja drugiego człowieka. Na każdym kroku widzę jak oceniane są osoby po wyglądzie, urodzie, czy koneksjach, a w kąt idą prawda i minimum obiektywnego spojrzenia.
A może pora zacząć bronić naszej polskiej tożsamości. Przecież nie mamy się czego wstydzić!
I od razu podkreślam, że nie chodzi mi o politykę – myślę, że oprócz niej jest tyle ciekawych dziedzin życia, że można o niej pomilczeć.
I jak to mówią – przysłowia mądrością narodów, a oliwa zawsze sprawiedliwa…
Jedynym pozytywnym aspektem obecnej Eurowizji – jest oddanie chociaż w części prawa głosu zwykłym ludziom – a ludzie okazali się uczciwi, zagłosowali tak jak im w duszy grało, na piosenki, które przypadły im do serca i ucha.
Cieszy fakt, że Michała Szpaka i jego piosenkę zauważono, a nawet więcej, doceniono i polubiono, bo to oznacza, że wspólna Europa w wymiarze ludzkim ma się dobrze, a bariery i niechęć tworzą notable i polityczne elity.
I jak przystało na XXI wiek – wszędzie, że tam gdzie liczy się talent europejski – już nie powinno być jury tylko sms-y. Drastyczne ale prawdziwe, bo daje nam rzeczywisty obraz akceptacji i umożliwia uniknięcia współcześnie narzuconych upodobań.
Dlatego Michałowi gratuluję sukcesu, a zamkniętym w ramach manipulacji osądom mówię NIE!
-
Poezja nieco erotyczna od Urszuli Rędziniak
Jak obiecałam, tak robię:-) #nowypost W sobotę, 30 kwietnia wzięłam udział w spotkaniu autorskim promującym tomik poezji Uli – Urszula Rędziniak. Było pięknie, elegancko i wzruszająco i… pełna sala ludzi. Wychodząc, pozazdrościłam Uli i uświadomiłam sobie, jak jest serdeczna i lubiana, skoro tyle ludzi oderwało się od swoich sobotnich obowiązków (nawet ja szybciej niż zwykle robiłam pierogi:-), by późnym popołudniem posłuchać jej wierszy.
Wierszy nieco erotycznych, miłosnych, refleksyjnych… zresztą, zobaczcie sami.
W sesji zdjęciowej tomiku poetyckiego udział wzięli: mucha mojego syna oraz spinki i perfumy mojego męża:-)
http://www.booksandbabies.pl/…/poezja-nieco-erotyczna-od-ur…Tekst i zdjęcia: Katarzyna Grzebyk
A ja ze swej strony serdecznie zapraszam na bloga Katarzyny Grzebyk by poczytać cały artykuł, o spotkaniu na wieczorku z moim nowym tomikiem W jej blasku… jej cieniem
Dziękuję Ci Kasiu za tak ciepłe słowa 🙂