Bezbarwny banał bezmyślności
Teresie nigdy nie brakowało wyobraźni. Wręcz przeciwnie, czasem oderwane od rzeczywistości postrzeganie świata spłatało jej niejednego figla. I ta umiejętność czytania między wierszami, szczególny zmysł odkrywania ludzkich emocji. Dar albo przekleństwo, chociaż z wiekiem nauczyła się nie ujawniać swojej wiedzy na ten temat, szczególnie gdy rozmówca próbował ukryć swoje negatywne uczucia co do jej osoby. Właściwe odczytanie intencji mogło okazać drażliwe i sytuacja byłaby niezręczna. Po co dorzucać sobie kamyków do ogródka.
Dojrzałość doświadczenia pozwoliła jej zapanować nad uczuciem rozczarowania. Chociaż, pomimo upływu czasu, nadal nie mogła pogodzić się z faktem, że jest oceniania po okładce. Rozczarowujące spostrzeżenie, od lat uwierało jej podświadomość, a rok 2005 miał się okazać „przełomowy” w jej zawodowej karierze. Szyderstwo czaiło się już na zakręcie.
– Jakim prawem ktoś mnie ocenia, nie wysilając się nawet odrobinę na poznanie moich atutów? – spytała Annę na poniedziałkowej przerwie kawowej – Przecież w ogóle mnie nie znają. Nie wiedzą kim jestem, co sobą reprezentuję, jakie mam postrzeganie świata, i nie mówię tu o polityce. Ten temat w dzisiejszych czasach w ogóle nie podlega normalnej dyskusji.
– Nie przejmuj się idiotami! – poirytowana Anna skomentowała wywód na temat ich nowego pracodawcy – przecież wiesz, że to nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy zmienia nam się szef. Jakoś będziemy musiały to przetrwać.
– A to stwierdzenie Bogdana „jeżeli nie jesteś z nami, to jesteś przeciw nam” nie mieści się w głowie. Gdzie dobro pracodawcy i jego poczucie dobrze spełnionego obowiązku na rzecz firmy? Co właściwie teraz się liczy?
– Wiesz sama, że teraz liczy się polityczne poparcie. Irytujące ale prawdziwe. I pewnie dlatego Bogdan tak cię potraktował. Nie chcesz się przyłączyć do jego grupy, to uznał, że jesteś przeciwko. Źle się dzieje, ale nic na to nie poradzimy.
– O nie! Ja nie pozwolę sobą manipulować! – zirytowana Terasa potrząsnęła przecząco głową – Nie będą oceniać przez mnie przez pryzmat przynależności zamiast kompetencji. Dobra Aniu idę już, bo mam pilną, terminową sprawę na biurku. Jest mocno skomplikowana i muszę poczytać wyroki sądowe, aby ugryźć ten temat nie tylko zgodnie z literą prawa, ale także z głową. Przecież powinniśmy patrzeć także na dobro drugiego człowieka, a nie szczuć go psami!
– Masz rację Tereniu, ale sama wiesz, że to nie będzie łatwe. Powodzenia! – Anna również podniosła się z krzesła – Idź, ja pozmywam nasze kubki.
*
„Saga ludzi lodu” to dobra odskocznia na czas upokorzenia. Kolejny rok przyniósł duże zmiany w pracy. Nie można być hardym, nie warto uczciwie pracować. Zmęczona Teresa siedziała w swojej kanciapie i czytała w świetle lampy. Nocny dyżur trwał nieprzerwanie, a ona postanowiła, że nie da się złamać. Ktoś kiedyś powiedział, że miękkich się ugina, twardych się łamie, a tylko elastyczni utrzymują się na powierzchni, kołysząc się jak chorągiewka, raz w jedną, raz w drugą stronę. Niestety postawa chorągiewki nigdy jej nie odpowiadała, a wrodzone poczucie sprawiedliwości nie pozwalało stać obojętnie. Zapłaciła za to i musiała przełknąć gorzką pigułkę prawdy. Słowa Bogdana wryły jej się w pamięć jak przekleństwo. Myśli krążyły wolno, rozważając wszystkie za i przeciw. Poddała się decyzji szefa, policzek wymierzony słowem piecze równie mocno jak uderzenie. Palił ją już kilka lat, jak wtedy gdy został wymierzony.
A gdyby można było cofnąć czas?
Teresa zamyśliła się wracając do wspomnień. Wiedziała, że prawdopodobnie popełniłaby ten sam błąd, stanęłaby po stronie prawdy, a w efekcie końcowym i tak wylądowałaby w nieszczęsnej szklanej kanciapie. Nowe miejsce, nowi ludzie, to nie był problem. Nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem znajomości, ani z wykonywaniem jakiejkolwiek pracy. Kwestią odrębną był fakt, że w ogóle nie mogła wykazać się swoją wiedzą i umiejętnościami, a wręczony zakres czynności miał ją dodatkowo upokorzyć i złamać. Brakowało jej również rozmów z Anią, spokoju który wprowadzała w ich przyjaźń i pewności, że nie jest odosobniona w swoim postrzeganiu świata. Rozmowa telefoniczna od czasu do czasu to już nie było to samo.
Postanowiła jednak, że się nie podda, a uśmiech i dowcip, który towarzyszył jej podczas nowej pracy przysporzył szybko grono nowych znajomych. Tylko szef nie mógł tego pojąć, ale on akurat nie musiał.
Teresa miała świadomość, że czekał na jej odejście z pracy. Nie da mu takiej satysfakcji. Przede wszystkim z powodu własnej dumy i rodziny. Przecież małoletnie dzieci, a także ich dorastające potrzeby wymagały znacznych nakładów finansowych. Z jednej pensji byłoby im bardzo ciężko. Wróciła pamięcią do młodych lat, początków małżeństwa i trudności jakim musieli się razem z Pawłem przeciwstawiać. Tylko fakt, że byli ze sobą na dobre i na złe, że stali za sobą murem, pozwolił im przetrwać tamten trudny czas. I dzisiaj byłoby super, gdyby nie fakt, że Teresa nie stanęła po żadnej ze stron politycznej układanki. Niestety apolityczność i uczciwa praca przestały mieć znaczenie. Nie dała po sobie poznać, że przygotowana dla niej praca, to tylko upokorzenie. Przecież pieniądze są potrzebne, a jakakolwiek obrona, której by się podjęła może zaszkodzić karierze męża. Nie warto…
Dziesiąty tom powieści Margit Sandemo „Zimowa zawierucha” doskonale oddawał depresyjny nastrój. Jej też przydarzyła się taka zimowa zawierucha, pracownicza, a jednak mocno uwierająca jej duszę. Jedno wiedziała na pewno, gdyby wówczas się ugięła, wystąpiłaby przeciwko samej sobie. Sprzeniewierzyłaby wszystkie zasady i wartości, które z takim poświęceniem wpajali jej rodzice. Ona też chciała, aby jej dzieci były uczciwe, dlatego wytrzyma, nie podda się tak łatwo. Wszak nic nie trwa wiecznie, może i dla niej po tej burzy niefortunnych zdarzeń zaświeci słońce z tęczową drogą. Rozmarzyła się, snując wizję lepszej przyszłości.
*
Czas to pojęcie względne, a przy komputerze płynie w zastraszającym tempie. Teresa spojrzała na zegarek i podskoczyła jak poparzona. Dochodzi południe, a ona zatraciła się w wirtualnym świecie. Za chwilę wrócą dzieci ze szkoły, a obiad w proszku. Szybko nastawiła kości kulinarne na zupę. Pomidorowa z kluskami i naleśniki z serem to było wybawienie. Szybki obiad z dwóch dań zaspokoi nawet syna, który wracając ze szkoły wpadał zawsze głodny i zły. A zły był zawsze, gdy był głodny. Dodatkowo cierpliwość nie była jego dobrą stroną. Teresa pomyślała ze skruchą, że tę wadę wyssał z mlekiem matki. Dziewczynki były bardziej wyrozumiałe, chociaż cała trójka była charakterna, po rodzicach i po dziadkach zapewne także. Uśmiechając się do własnych myśli zsunęła kolejny placek na talerz. Ser już się ucierał w malakserze, a w domu roznosił się zapach obiadu. Lubiła, gdy dom pachniał domowym jedzeniem, chociaż nie zawsze gotowała z przyjemnością. To takie mało twórcze zajęcie. Ty się napracujesz, a za chwilę po tym nie ma ani śladu. Paweł wróci dzisiaj później z pracy, ma jakieś spotkanie. To nic, przysmażane naleśniki są przecież jeszcze lepsze.
Dzieciaki wpadły do domu z impetem, rzucając w przedpokoju plecakami, z rumieńcem od mrozu, zasiadły gremialnie do stołu. Tym razem nie grymasiły. Ten zestaw obiadowy to był strzał w dziesiątkę. Potem tradycyjne poszły do salonu, taka chwila odpoczynku z ulubioną bajką na video, zanim przyjdzie pora odrabiania lekcji. Teresa sprzątała w kuchni przysłuchując się małej kłótni, na temat tytułu. Tym razem wygrał „Król lew”. „Miecz w kamieniu” musiał poczekać na lepsze czasy.
Lubiła tę bajkę, więc gdy się ogarnęła, zajrzała do dzieci i przysiadła na chwilę. Taka opowieść ni to dla dzieci, ni dla dorosłych. Każdemu przyda się wiara, że dobro w końcu zwycięży. Ciekawe kiedy u niej w sprawach zawodowych się polepszy. Myślała, że ten okres nie będzie zbyt długi, a jednak minął już drugi rok takiej poniewierki.
*
Teresa nie spała prawie całą noc. Kolejne służbowe spotkanie Pawła tym razem mocno się przeciągnęło. Od pewnego czasu odsuwali się od siebie. Niestety jej praca nie dawała satysfakcji, a postępująca depresja dopełniała niezbyt uroczego wizerunku. Zaczęła teraz coraz więcej czasu spędzać w Internecie. Nieunormowany tryb pracy, świątek piątek i niedziela, dodatkowo pogłębiał jej frustrację. Zaczęła jej doskwierać także samotność, a zawodowe zaangażowanie Pawła zataczało coraz szersze kręgi. Zaczęli się mijać. Zamiast niedzielnego wspólnego obiadu jej praca lub jego wyjście służbowe. Zamiast wspólnego wypadu na weekend nocny dyżur lub służbowy wyjazd męża. Trwało to już dłuższy czas i Teresa czuła, że się od siebie oddalają. Utracili tę radość życia, kłótnie i pretensje z obu stron nie sprzyjały zacieśnieniu relacji małżeńskich. Tym bardziej, że zaczęły pojawiać się nawet bez powodu. Coś zaczynało pękać w tym rodzinnym murze wspólnoty, która ich zawsze otaczała.
Powoli Teresa zaczęła budzić się ze swojego letargu. Coś w życiu zazgrzytało i wzbudziło jej niepokój. Przez pewien czas obserwowała ten brak harmonii, którym delektowała się przez lata. Z każdym dniem, niby zwyczajne czynności dnia codziennego zaczęły się chwiać. Wspólne dążenie do wytyczonego celu zaczęło się rozjeżdżać. Zebrane okruchy zdarzeń zmusiły ją do wysiłku umysłowego. Potrzebowała czasu, aby pozbierać się do kupy, ale czy go miała?
Niepewność wkradła się w umysł drążyła niczym kropla skałę. Stawiane mężowi pytania nie rozwiewały jej obiekcji, a jego odpowiedzi nasuwały kolejne wątpliwości. Gdzie popełniła błąd, a może kiedy to się stało?
Tym razem intuicja podpowiadała jej, że te częste spotkania służbowe to coś więcej… Z jednej strony nie mogła w to uwierzyć, ale z drugiej niepewność rozlewała się po sercu z każdym kolejnym dniem.
Uff, jak wspaniale. Teresa dostała 2 dni urlopu i mieli razem z Pawłem wyjechać już jutro na kilka dni. Takie wspólne wędrówki „Szlakiem Orlich Gniazd” w gronie znajomych z Naszej Klasy. Portal, który powstał 2006 roku i dzięki niemu Terasa odnowiła kontakty ze swoimi kolegami ze szkoły średniej, przyniósł też inne korzyści. Poznała tam wiele ciekawych osób i to nie tylko mieszkających w kraju. Nawiązane internetowo znajomości i ciekawe dyskusje na portalu zaowocowały realnymi spotkaniami, które zacieśniły te więzi.
Dlatego teraz Teresa pakowała rzeczy nie tylko na wspólny wyjazd z mężem, ale także na sympatyczne spotkanie ze znajomymi z całej Polski. Jura Krakowsko-Częstochowska to był dobry punkt zborny. Wszyscy mieli mniej więcej taki sam kawał drogi, a okolica starych zamków i wapiennych skał dawała możliwość zaplanowania ciekawego turystycznie wypadu.
Paweł wpadł do domu, przebrał się i powiedział że musi jeszcze wyjść na chwilę, bo ma ważne spotkanie służbowe. Przyjechali goście z zagranicy, a skoro wszystko do wyjazdu jest gotowe nie będzie problemu. Niestety, kolejne spotkanie służbowe przeciągnęło się do późnych godzin nocnych, a może skończyło tuż przed świtem. Tym razem nerwy Teresy i jej wybuchowy charakter dały o sobie znać ze zdwojoną siłą. Nie odpuściła, przycisnęła Pawła do muru i dowiedziała się, że on kocha inną kobietę.
W drodze do Bobolic łzy nie chciały przestać płynąć… przecież wszystko miało się poukładać, kochała Pawła od zawsze, a teraz na horyzoncie zamiast słońca i tęczowego nieba zobaczyła tylko kłębiące się czarne chmury przetykane kroplami łez…