Indeks negacji

Autorski alfabet

Pomysł, który narodził się wiele lat temu narzucał Teresie samodyscyplinę. Zaglądając głębiej w siebie musiała wyciągnąć prawdę, dotykając strun, które zbyt mocno szarpnięte raniły serce. Wymagało to skupienia, a Paweł nie ułatwiał jej pracy. Postanowił ostentacyjnie wziąć się za odkurzanie mieszkania. Jakby zalegające na podłodze paprochy były ważniejsze niż porządek życia. Zirytowana zamknęła komputer i zdegustowana poszła zaparzyć sobie kawę. Wlewając świeżą wodę do czajnika, znów się zamyśliła… chwilę rozważań przerwały zimne krople, które spłynęły niespodziewanie na dłoń. Obudzone wspomnienia musiały zaczekać. Wraz z szumem odkurzacza dochodzącym z góry zaczął docierać zgrzyt mielonych ziaren brazylijskiej kawy.

– To tylko moment – Teresa szepnęła do samej siebie wyciągając z szafki swój ulubiony kubek z cienkim brzegiem. Zapach świeżo zaparzonej kawy rozniósł się po kuchni. Pochyliła się nad wrzątkiem wdychając niepowtarzalny bukiet, a po chwili wyciągając nogi na krześle zapaliła papierosa. Chwila relaksu od myśli i szumu w tle, niech trwa chociaż przez mgnienie nikotynowego dymu.

 

– Może powinnam pisać dziennik? – Teresa rozmawiała z Anną podczas śniadaniowej przerwy w pracy. Te chwile bardzo sobie ceniła, gdyż przyjaciółka była do bólu autentyczna i uczciwa w ocenie rzeczywistości. Nigdy nie owijała w bawełnę. Jej szczerość często przynosiła kłopoty. W ich pracy przejawiało się to nie tylko ostracyzmem ze strony współpracowników, ale także dyskryminacją. Kto w dzisiejszym świecie ceni prawdę?

Teresa ceniła i chociaż sama czasami ugryzła się w język, to wobec Anny była równie uczciwa. W ich rozmowach nigdy nie było tematu tabu, a problemy, które każdemu stają na drodze starały się rozwiązywać rozważając różne warianty. Za i przeciw nigdy nie zostało przez żadną z nich wyśmiane.  Nie zawsze się zgadzały, ale na tym polega istota prawdziwej przyjaźni i prawo drugiego człowieka do swojego zdania. Obie ceniły sobie te chwile, niecodzienne, ale zawsze przepełnione tematem, który był w tym momencie priorytetowy.

– Myślę, że dziennik nie jest w twoim stylu – odpowiedziała po namyśle Anna – Jesteś przecież wulkanem energii i pomysłów, ale gdy skończysz jeden, nie wracasz do niego. Z reguły przecież zaczynasz kolejny projekt, bo w głowie masz zalążek czegoś nowego. Jak już  ci się narodziła taka myśl, to może pisz pamiętnik. Załóż sobie folder, w którym będziesz zapisywała swoje rozważania i rozbierała na części pierwsze wszystko co cię w tym momencie uwiera, albo co jest warte zapamiętania, także te dobre wspomnienia.

– Może masz rację, jestem zdyscyplinowana i skrupulatna, ale obowiązek codziennego pisania może przerosnąć mnie szybciej niż bym chciała. Dziękuję Aniu za dobrą radę, spróbuję zmierzyć się z pamiętnikiem, sama jestem ciekawa, jak mi się będzie pisało.

 

Tego dnia Teresa wróciła do domu z nowym postanowieniem, włączyła laptopa i założyła folder pn. „Pamiętnik”. Otworzyła pierwszą kartkę Worda i po wpisaniu daty zawisła nad klawiaturą. Natłok myśli i brak czegoś ulotnego, czegoś prawdziwego, czegoś w jej stylu zakończył się na pierwszej stronie. Wspomnienia powróciły do czasów młodości i opowiadań, które snuła w 16-kartkowych zeszytach w kratkę, ślęcząc po nocach, w ukryciu przed rodzicami, pod kołdrą kreśląc słowa opowieści przesiąkniętych nadzieją, przygodą i miłością. Takie jest prawo młodości. Na początku dorosłości cały plan na życie stoi dla ciebie otworem, szeroko uchylając okno na świat.

Uśmiechnęła się do swoich myśli, tak to jest to.

 

Kolejny dzień minął pracowicie, i dopiero wracając do domu przypomniała sobie swoje postanowienie. Po drodze weszła do księgarni, gdzie kupiła 96-kartkowy zeszyt w grubych okładkach, w formacie B-5. Paradoksalnie, baczną uwagę skupiła na wzorach okładek. Przemknęło jej, że nie jest to bez znaczenia. Kiedyś nie miała takiej możliwości, wszędobylskie niebieskie okładki były normą, ale dzisiaj?

W oko, wpadł jej zeszyt z pawimi piórami, napawał pozytywną siłą, wzięła go i garść niebieskich długopisów, o tuszu ani zbyt ciemnym, ani jasnym. Musiały być w jej stylu. Naładowana dobrą energią wpadła do domu. Najpierw obowiązki, które wykonywała w pośpiechu, a potem… z wrażenia postanowiła wziąć ze sobą lampkę wytrawnego wina. Zasiadła na fotelu, zeszyt położyła na kolanach i zaczęła pisać… prawie jak kiedyś, ale teraz myśli były już dojrzałe, jeszcze szorstkie, niekoniecznie właściwie ułożone po tylu latach przerwy, ale na pewno jej własne. Znalazła swój azyl.

*

– Boże jak ten czas pędzi – westchnęła Teresa sprzątając półki uginające się od książek. Zbliżał się koniec 2017 roku, kolejny, który niósł ze sobą karuzelę pełną niespodziewanych zdarzeń. Spojrzała na szafkę pełną książek za drzwiami i wtedy przypomniała sobie rozmowę z Anią. Dziesięć lat minęło jak mgnienie wiosny, i tylko grube zeszyty stojące na półce przypominały jej o postanowieniu pisania dziennika – pamiętnika. Kolejne zeszyty zapełniały się rozważaniami, fragmentami myśli, czasami zamieniały się w wiersze, a czasami w opowieści.
W zasadzie nic nie wyszło ani z dziennika (Ania miała rację) ani nawet z pamiętnika. Jednak nadspodziewanie dobrze spełniły swoją rolę, szczególnie gdy nocami Teresa zapadała w bezsenność, a natłok myśli uwierał każdą część jej ciała. Zapalała wtedy lampkę i zapisywała je. Czasami tak pędziły, że długopis nie nadążał, a czasami sunęły wolno kartka za kartką, aż świt znużył wzrok i ciało. Wtedy wreszcie nadchodził sen, nerwowy albo twardy jak kamień. Nigdy nie wiedziała, co będzie z tego tworu jej wyobraźni lub rozrachunku z rzeczywistością. Trudno rozdzielić realne życie od marzeń, szczególnie wtedy, gdy te drugie czasami się spełniają. Dzieci, dorośli młodzi ludzie pełni własnych planów i marzeń na przyszłość, podpora i zrozumienie, które chociaż czasami przejawiało się odmiennością zdania stanowiły dla niej istotę życia. Wspierały ją w działaniach i pasji tworzenia. Dwa lata wcześniej w prezencie, który wyrażał aprobatę jej pomysłów ofiarowały jej stronę internetową – niebanalny, ale trochę intymny, wymagający odwagi – blog, który do dzisiaj zapełniał się słowem refleksyjno-romantycznym. Tak, bo Terasa była romantyczką, chociaż niewielu to dostrzegało. Jej wzrok zatrzymał się na starych zeszytach. Sięgnęła po pierwszy, ten najstarszy i z niepewnością podlotka zaczęła go przeglądać.

– Jaka byłam nieporadna. Początki są naprawdę zawstydzające…  – głośne rozważanie Teresy przerwał Paweł zaglądając do pokoju.

– Sprzątasz? – zaciekawiony zajrzał jej przez ramię i zobaczył w dłoniach zeszyt z pawimi piórami – Myślałem, że sprzątasz?

– Tak, w zasadzie sprzątam, ale… wraz ze starym zeszytem wróciły wspomnienia, tacy byliśmy szczęśliwi, rodzinna solidarność i jedność stanowiły naszą siłę… i tak się zamyśliłam, że gdzieś się to nam zagubiło i ogarnęła mnie tęsknota…

– Cudujesz, od tego pisania ci się w głowie poprzewracało, kończ już bo chcę tutaj odkurzyć.

– No tak, odkurzyć, jasne, najważniejszy jest porządek podłogi! –  Teresa zamaszyście cisnęła stary zeszyt na półkę i wzięła się za dalsze porządki. Zbliżały się święta, a ona też lubiła ten przedświąteczny nastrój, gdy prezenty już oczekiwały w ukryciu, a ład i wystrój Bożonarodzeniowy dawał jej radość rodzinnego spotkania. I gdy tak rozczuliła się nad sobą, do głowy przyszedł jej pomysł, aby na blogu założyć zakładkę, taki zakręcony alfabet, w którym w formie niekoniecznie poetyckiej, ale jednak do niej zbliżonej będzie zamieszczać krótkie rozważania na temat…

No właśnie, na jaki temat?

Pierwsza myśl w ten grudniowy poranek, gdy śnieg zalegał za oknem nasunęła jej na myśl literę B.

B – jak burza, czy to właściwy czas na takie dywagacje?

 

*

Święta, święta i po świętach. Upłynęły szybko i chaotycznie, bo każdy chciał się sobą nacieszyć. To dobry czas, szczególnie gdy spędza się go radośnie. Teresę niezmiennie cieszył fakt, że pomimo upływu lat, jej pociechy nadal chciały wracać do rodzinnego gniazda, i to nie tylko od święta.

Najpierw porządki poświąteczne, jak zawsze po „nalocie” rodzinnym było tego sporo, pranie, sprzątanie, z kuchni zaczęły znikać duże garnki i inne znoszone na ten czas przybory kuchenne. W zasadzie pozostały tylko ozdoby świąteczne, urocze prezenty i miłe wspomnienia. Zrobiło się luźniej i jakoś tak cicho. Ale Teresa, tak jak uwielbiała przyjazdy i odwiedziny, tak też bardzo ceniła sobie takie chwile oddechu. Zamykała się wówczas w swoim kącie i w zeszycie lub na klawiaturze snuła swoje opowieści. To były tylko jej chwile, a na przekór nastrojowi spod jej ręki wychodziły przeciwstawne spostrzeżenia.

Może dzięki temu zachowywała równowagę, a może to tylko była taka przewrotność losu?

Bez względu na motywy, nigdy nie wahała się podjąć wyzwania, które nasuwał jej umysł. Burza i to z piorunami sunącymi po okalających miasteczko górkach była wyrazista, przerażająca, ale niosła nadzieję oczyszczenia. Teresa zasiadła do pisania.

 

Sylwester, wyjątkowo w tym roku spędzali w domu, ale za to w doborowym towarzystwie starych znajomych. To dar, gdy masz wokoło siebie ludzi, na których możesz liczyć, i nie ważne czy widzieliście się wczoraj, tydzień temu, czy też od ostatniego spotkania upłynęło już kilka miesięcy. Dwie gitary, śpiewy i tańce ze śmiechem to dobre uwieńczenie starego roku. Niewymuszone, płynące prosto z serca, serdeczne życzenia, to dobry omen na kolejny rok. Teresa uśmiechnęła się do nieznanej przyszłości. Będzie dobrze… przecież po burzy przychodzi tęcza, siedem kolorów nadziei na dobrą drogę…

 

 

 

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.