• Haiku

     
    kwiaty paproci
    leśnego runa mrzonka
    poszukiwane

  • Haiku

     
    niebo bez chmury
    i słoneczny poranek
    optymizm jutra

  • Haiku

     
    aromat kawy
    filiżanka w oparach
    absurd poranka

     
  • Haiku

     
    ziarno makowe
    usiany łan przydrożny
    opium spełnienia

  • Haiku

     
    brzoza biała
    liście wiatrem smagane
    szeptane słowa

  • Haiku

     
    jastrząb w błękicie
    łowca myszy pikuje
    skradzione życie

  • Wiersze

    Fatum

     
    widzę że się zatraciłaś
    pląsając w miłosnym uniesieniu
     
    nieokiełznanie kupały
    z wróżbą zaspokojenia
    zapłonęło w sercu
    wraz z pożądaniem
     

    słońce i księżyc
    ogień i woda
    rozpalone zmysły tańca
    zastygły w bezruchu
     
    biały kwiat paproci
    ukryty skrzętnie
    przed wzrokiem obłędu
    rozkwitł samotnie tej nocy
     
    a wiatr przeznaczenia szeptem
    zesłał przepowiednię jutra
    zaplecione maki zabrała woda
    wianek na zatracenie
     
    szaleństwo czerwcowej nocy
    zamarło bezszelestnie
    na wargach pamiętnika

     

  • Blog

    Jej imię… Kobieta

    Minęło już 6 lat od czasu, gdy w 2015 roku, tuż przed Dniem Kobiet wydałam tomik poetycki pt. „Jej imię… Kobieta”. Wiersze o tematyce różnorodnej, powiązane dniem codziennym, osnute nutą miłości, to takie kredo artystyczne kobiecości, które miało uchylić rąbka tajemnicy o sile Pań.
    Moje spojrzenie, oczywiście subiektywne, odkrywało fragmenty portretu głównej bohaterki. Pisane z dużej litery oddawało szacunek bezimiennej bohaterce zdarzeń, niosącej ze sobą skrawki szarej rzeczywistości. Dzisiaj wróciłam pamięcią do chwili, gdy o tej Kobiecie zapragnęłam opowiedzieć, wyciągając z zakamarków wyobraźni jej obraz.

    Taka refleksja, tuż przed Dniem Kobiet, nasunęła mi kolejne…
    8 marca, od dziecka kojarzył mi się z szarugą za oknem, gdy przedwiośnie mocowało się z zimą, próbując oczyścić ziemię przed nadejściem upragnionej wiosny. Trudny początek rozkwitu i uśmiech, gdy z okazji tego święta, koledzy ze szkolnej ławy wręczali nam drobne upominki. Wtedy królowały tanie goździki i ekskluzywne gerbery (dla nas niedostępne). Przez wiele lat miałam awersję do tych drobnych kwiatów, które w czasach PRL-u stanowiły odświętną bazę. Tak to jest, że gdy coś nam się narzuca, to my bezwiednie odwracamy się w „słusznym” sprzeciwie, oczywiście tak dla zasady. Musiało upłynąć wiele lat, abym zrozumiała, że to nie kwiaty, a bezwolny porządek kraju tak mnie irytował, natomiast uroczo pachnące goździki wróciły po latach do moich „łask”. No cóż, całe życie się uczymy.
    Ale wracając do tomiku, Kobiety i jej święta, pomyślałam, że to dobry czas, aby nawiązać do ponad 110-letniej tradycji tego święta. Na przestrzeni wieków to niewiele, jednak biorąc pod uwagę długość naszego życia, to już imponujący jubileusz, tym bardziej, że słowo „kobieta” w Polsce do obiegu weszło dopiero w XVI wieku i wcale nie było to pochlebne określenie żeńskiej części społeczeństwa. W zasadzie, nawet współcześnie polscy etymolodzy przypisują temu słowu obraźliwe pochodzenie.

    A my kobiety, czy czujemy się dzisiaj pokrzywdzone nazwą, która na stałe weszła do słownika języka polskiego?
    Osobiście jestem dumna, że jestem kobietą! Ze wszystkimi cechami przypisanymi naszej płci, z intuicją, zaradnością i umiejętnością przewidywania oraz radzenia sobie w stresie stajemy się zahartowane niczym stal, twarde jak skała i nadal opiekuńcze, troskliwe, wielowymiarowo dbamy o życie naszych bliskich.

    Zaglądając historii w oczy, do końca XIX wieku nie miałyśmy nic do powiedzenia. Obecnie też można polemizować o równości płci, jednak patrząc na otaczający nas świat należy z całą pewnością stwierdzić, że nam Polkom powidło się całkiem nieźle. Na pewno są pewne niedociągnięcia (w niektórych sferach życia na pewno więcej niż kilka), jednak warto dbać i pielęgnować to, co udało się uzyskać feministkom na początku XX wieku, gdy wyszły z narzuconej im roli matki, żony i kochanki, przeciwstawiając się stereotypom zawalczyły o swoje prawo bycia pełnoprawnym człowiekiem, prawo bycia równoprawną mężczyznom. Warto podkreślić, że to właśnie feministyczne widzenie świata zakłada metamorfozę warunków społecznych oraz politycznych, które zmierza do wykreowania świata, w którym kobieta nie dozna krzywdy z powodu własnej płci.

    Dzisiaj feminizm bywa odbierany negatywnie, także przez same kobiety, jego wydźwięk czasami burzy istotę, która legła u podstaw ruchu. Jednak, gdy sobie pomyślę, że mogłybyśmy dzisiaj dalej żyć, jak wiele innych kobiet na świecie, to przebiega mnie dreszcz grozy. Wolność myśli i słowa, prawo podejmowania decyzji, prawo do poglądów, i wiele innych praw, o których, na co dzień w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, bo je mamy.
    Refleksja o istocie Międzynarodowego Dnia Kobiet nachodzi mnie od lat. Kiedyś, jako młoda dziewczyna też kojarzyłam to święto z czasami PRL-u, goździkiem i paczką rajstop. Jednak od lat uważam, że jest to Święto Kobiety, która nie bojąc się konsekwencji stanęła do walki w obronie swojej płci, a dzisiaj dzięki niej, to ja mogę dzielić się swoimi przemyśleniami. Nikt się nie musi z nimi zgadzać, każdy ma prawo do własnego postrzegania świata. Dla mnie ważne jest to, że mogę się podzielić własnym spojrzeniem na świat, i nie zostanę za to ukarana. Czasami po prostu nie wiemy, co posiadamy, dopóki tego nie stracimy.

    Gloria Steinem, światowej sławy feministka stwierdziła, że „Historia walki kobiet o równość nie należy do żadnej feministki ani do żadnej organizacji, ale do zbiorowych wysiłków wszystkich, którym zależy na prawach człowieka”. I tego się trzymajmy, prawa człowieka dla każdego.
    I tak na zakończenie, jestem dumna, że jestem Kobietą, a z okazji naszego święta w dniu 8 marca z radością przyjmę każde prawdziwe życzenia z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet.
    Mówią, że nie ma lepszej rzeczy, niż gdy kobieta kobiecie dobrze życzy, dlatego i ja pozwolę sobie z tej ważnej dla nas okazji złożyć Wszystkim Kobietom życzenia wytrwałości i równości, a Ty ciesz się każdym swoim dniem i zrób wszystko, co w Twojej mocy, aby naprawdę zmienić sytuację kobiet, bo Jej, Twoje i moje imię to Kobieta.
     

    Rysunki autorstwa Joanny Pawelskiej z tomiku „Jej imię… Kobieta”

  • Wiersze

    Opium

     
    zachłysnęłam się chwilą

    uniosła mnie po horyzont
     

    w czerwonych makach

    pole niewyobrażalnych

    doznań gdy dłoń

    z wirtuozerią dyrygenta

    przesuwała się wprawnie

    od kącików ust

    poprzez całe ciało

    wędrując aż do koniuszków stóp
     

    jak narkotyk

    rozlała się

    w niemym krzyku

    by nie spłoszyć

    marzeń

     
     
    z tomiku Jej imię… Kobieta

    rysunek  Joanny Pawelskiej

  • Blog

    Zapisane w gwiazdach

    Minął kolejny rok, znowu jestem starsza, zapewne bardziej doświadczona, włosy przetykane srebrną poświatą niosą ze sobą znamiona mądrości…  tylko w głowie i w sercu przekora młodości nie zgadza się z powagą i szarością dnia codziennego.

    Jak zachować równowagę w tej sytuacji?

    Nie da się, tym bardziej, że od lat naukowcy alarmują, że serce to tylko pompa, która tłoczy w nas życiodajną krew, a uczucia pochodzą z umysłu. No to ja się pytam, dlaczego moje serce drży, gdy emocje wibrują, dlaczego w brzuchu latają mi motyle, albo utknie tam na chwilę kamień milowy, skoro to tylko organy bez uczuć?

    I co z nadchodzącymi Walentynkami, czy podarunek czekoladowego mózgu będzie bardziej romantyczny niż sercowy lizak?

    Pytania mnożą się jak grzyby po deszczu, a tu za oknem piękna zima i oczywiście, jak to już w naszych czasach stało się tradycją, brak odpowiedzi na większość kwestii. Dlatego może nie warto zbyt drążyć i uwolnić umysł z nadmiaru odpowiedzialności, pochylając się nad tym, co przyniesie nam radość nim przyjdzie wiosna.

    Zagłębiając się w tajniki dobrego nastroju, od razu trafiłam na artykuł, że dzisiaj jest najgorszy dzień w roku. Poniedziałek w kolorze błękitu, nazywany najbardziej depresyjnym dniem w roku stanął w poprzek pozytywnym myślom. Ja to mam szczęście, chcę napisać coś pozytywnego, a okazuje się, że nie mogę, bo dzisiaj jest „najbardziej depresyjny dzień w roku”.  Nie powiem, trochę się zirytowałam i postanowiłam zbadać, dlaczego mam się dzisiaj czuć tak fatalnie. Internet, dobrodziejstwo czasów odpowiedziało mi w sekundzie. Okazało się, że  Blue Monday  wprowadził w 2004 roku Cliff Arnall – brytyjski psycholog. Od razu odetchnęłam z ulgą, że do 2004 r. nie musiałam mieć depresyjnych poniedziałków w styczniu. Potem doczytałam, że  naukowiec wyznaczał datę najgorszego dnia roku za pomocą wzoru matematycznego. Wpływ miało słońce, postanowienia noworoczne i zaciągnięte kredyty na Bożonarodzeniowe prezenty. Potem wyszło na jaw, że od 2004 r. do 2011 r. depresję powinnam mieć w ostatni poniedziałek stycznia każdego roku, a dopiero po tej dacie w trzeci poniedziałek stycznia.

    I roześmiałam się w głos, bo nie składam sobie noworocznych postanowień, bo świeci słońce, a    wszystkie pieniądze wydałam z radością na prezenty gwiazdkowe, chociaż bez kredytu. Ale najważniejsze jest to, że nie poddałam się narzuconej intrydze.

    Zwycięstwo zdrowego rozsądku, a może nieustająca pogoda ducha?

    Nieważne powody, ważne że uświadomiłam sobie, jak łatwo dajemy się zmanipulować, popadając ze skrajności w skrajność, przyjmując smutne i złe rzeczy, które wsiąkają w nasze postrzeganie jak w gąbkę. Jeżeli tak jest rzeczywiście, to należy odwrócić tok myślenia i zadać sobie pytanie, dlaczego nasz umysł nie może przyjąć pozytywnych wrażeń, które nas zagrzeją do pracy, chęci przebywania z drugim człowiekiem, tak po prostu do zwykłej radości życia, i rozgoszczą się w umyśle i sercu na dłużej.

    A jest się czym cieszyć, idzie nowe, lepsze, ponieważ w dniu 21 grudnia 2020 r.  świat po Erze Ryb wszedł w Erę Wodnika, gdzie każda z dwunastu epok astrologicznych trwa około 2150 lat. Na niebie można było zaobserwować niezwykłe zjawisko koniunkcji Jowisza i Saturna zwane także Gwiazdą Betlejemską. Astronomowie zapatrzeni w swoje teleskopy śledzili zjawisko przyrodnicze, a astrolodzy/astrologowie (obie wersje poprawne) zacierają ręce, bo po czasach wojen, przelanej krwi, nakazów i zakazów wchodzimy w inny świat. Świat ludzkich doznań ma się otworzyć mentalnie i duchowo, przełamywać bariery i stereotypy, to będzie początek złotego wieku pełnego obfitości i wzajemnego zrozumienia.

    Pierwszy miesiąc nowej ery dobiega końca… z moich obserwacji wynika, że na razie nie widać żadnych spektakularnych zmian (na chwilę włączyło się poniedziałkowe czarnowidztwo).  Zreflektowałam się błyskawicznie, bo przecież nowa era dopiero się zaczęła i stawia w centrum życia człowieka, wiedzę i naukę. Będzie trwać ponad 2000 lat, więc i nam przyniesie dobro.

    Biorąc pod uwagę poprzedni rok, zmartwienia zdrowotne i ekonomiczne, izolację społeczną i narastającą frustrację, taka zmiana jest nam potrzebna, i to już!

    Szukajmy więc dobrych stron w nadchodzących godzinach, dniach i miesiącach. Dobro nadchodzi, jeszcze jest maleństwem, ale już tchnęło nadzieją. Nie wierzmy we wszystko, co nam podają media, zachowajmy odrobinę rozwagi i poczucia humoru.

    A gdy się tak zdarzy, że samopoczucie będzie jednak nienajlepsze, zawsze możemy sobie powróżyć z kart, poczytać horoskop, sprawdzić biorytm lub popatrzeć w gwiazdy. Może to dzisiaj nasz gorszy dzień. Jednak jeden dzień, to nie powód, by poddać się na zawsze. Spotkanie z przyjaciółmi, spacer, dobra książka, film, ulepienie bałwana, czy co kto woli… (ja rozmawiam wtedy z moim Aniołem Stróżem, on mnie ma w swojej opiece, odkąd sięgam pamięcią). Każdy sposób, aby wyrwać się z marazmu, jest lepszy niż tkwienie w depresyjnej, niszczącej nas od środka aurze niechęci do wszystkiego. Dlatego poszukujmy tego, co jest dobre w nas i w gwiazdach, tego co jest najlepsze dla naszej pogody ducha.

    Według astrologów będziemy mieli okazję żyć w najlepszej z er, w Erze Wodnika i niech tak się stanie!

    18 stycznia 2021 r.