• Wiersze

    Chichot losu  

     

    Abażur lampy gdzieś przekrzywiony,

    w pokoju smutek, płacz samotności…

    Krzesło i biurko znów zakurzone,

    nie ma już bieli w sześcianie kości.

     

    Spoglądam smutno na nocy gwiazdy,

    dym z papierosa łkaniem rozczula,

    wspomnienie błysło miłości cieniem

    i zgasło! Tępa nienawiść, córa

    rozrzutności, śmiech losu chichocze.

    Za dnia przeminie? Błyskiem ogrzany

    promień nadziei, smak naiwności,

    oddech przyszłości jeszcze nieznany.

     

    Pokój w półmroku, myśli spowite,

    reminiscencja zdarzeń zamglona.

    Trzy zwrotki wiersza, wersy z rymami

    echem odbite… gra słów skończona!

     

  • Wiersze

    Dłonie

     

    Lotem błyskawicy wróciły wspomnienia,

    przeszłość miłosnych igraszek,

    dwa żółwie bez intymności,

    i ich żywiołowy seks, bez skrępowania.

     

    Przymykam powieki i widzę twoje dłonie,

    ich sekret, powolny, żółwi dotyk przepełniony

    ekspresją bliskości dwóch warstw.

    Istota niemożliwego w półśnie wyobrażeń

    zatrzymała się w oddechu miłości

    przechylając szalę samotności.

     

    Twoje dłonie na mym ciele,

    przełamują barierę dwóch skorup,

    zwierzęcy instynkt zamknięty

    w uścisku dwojga.

  • Wiersze

    Siedem grzechów głównych

     

    Pycha z uległością

    w konfrontacji racji stanu

    pochyliły się nad chciwością.

    Jej rządza zawładnęła duchową

    stroną życia. Nieczysta myśl

    zazdrośnie zajrzała

    przez okno przyszłości.

     

    Głód czystej miłości zamarł…

     

    By być jak inni,

    przemknęło lotem błyskawicy

    nad bufetem pełnym jadła,

    gdy wina zalega w dacie

    przesadnego lenistwa.

     

    Z przewróconego kielicha

    wypłynął nektar,

    rozlewając się morzem

    po stole rozpusty.

     

    Kropla winnej latorośli

    stoczyła się głucho,

    spadając w ziemi ramiona,

    i z pokorą zniknęła w przebłysku

    wiosennego pojednania.

     

     

     

  • Wiersze

    Przebudzenie

     

    wiosenne zawierzenie

    skropiono krwią bratobójczą

     

    słodki smak unoszący się z ziemi

    nie sprzyja radości przebudzenia

    głęboko ukryte motywy zbrodni

    przerażają w swoim przekazie

     

    jak rozpoznać w półśnie

    dogmat istnienia

     

    miecz krwawi płaczem

    dziecka utulonego

    w umierających ramionach

    Matki Ziemi

     

    gdzie skryło się dzisiaj

    sprawiedliwe oko Boga

     

  • Wiersze

    Portret

     

    imię nienazwane

    artysta szkicuje

    wielobarwny portret

    wśród pienia chorału

    stworzonej by kochać

    i być wciąż kochaną

    (…)

    malarz już z daleka

    z uśmiechem spogląda

    stworzył właśnie dzieło

    ona tak wygląda

    (…)

    feeria barw przenika

    kolory się łączą

    obraz zamazany

    wielobarwną tęczą

    szkic już ukończony

    zamilkł też poeta

    wiatr szeptem zanucił

     

    Jej imię… Kobieta

  • Wywiady

    Relaksacje i masażyki dla dzieci, czyli spotkanie z Anną Sową

    Pewnego lipcowego popołudnia 2021 roku umówiłam się na spotkanie z Anią. Znałam jej twórczość artystyczną z fb, a ona chciała mi pokazać swoje pierwsze osiągnięcie literackie, które właśnie ukazało się na rynku. Spotkanie było bardzo energetyczne i roześmiane, pełne optymizmu i wesołych opowieści, przepełnione marzeniami i pomysłami. Pierwsze wrażenie było zachwycające, bo Ania rozkwitała radością z każdym słowem, a w oczach błyskały jej figlarne ogniki. Te iskierki w trakcie naszej rozmowy zapłonęły żarem prawdziwej pasji, a my spędziłyśmy bardzo czarujące popołudnie. Zaciekawiła mnie jej żarliwość i stwierdziłam, że to może być bardzo interesujące doświadczenie, spotkanie w formie wywiadu, przerodziło się w serdeczną rozmowę, a moja intuicja mnie zawiodła, to właśnie o takich ludziach z pasją lubię pisać. A kim jest Anna, co ją zaciekawia, i czym się pasjonuje?

    Zapraszam na wywiad z Anną Sową, która wydała książeczkę pt. „Relaksacje i masażyki dla dzieci”.

     

    Urszula Rędziniak: Kim jest Anna Sowa?

    Anna Sowa: Jestem strzyżowianką, matką uroczego, choć dorosłego syna, a na co dzień pracuję, jako nauczyciel wychowania przedszkolnego, oligofrenopedagog, instruktor tańca, animator, i kocham pracę z dziećmi.

    U.R.: Czyli praca z dziećmi determinuje twoje życie?

    A.S.: Tak, praca z dziećmi to moja radość, a gdy się robi to, co lubi, to człowiek się otwiera na więcej. Ja jestem w sumie bardzo nieśmiałą osobą, spokojną i zrównoważoną, ale w pracy z dziećmi stać mnie w zasadzie na bardzo wiele i dla nich jestem gotowa przeistoczyć się zarówno w królewnę jak i w czarownicę, czy chociażby królika. Gdy dzieci podążają za moimi pomysłami, to ja się otwieram i one też są wtedy bardziej kreatywne.

    U.R.: Wspomniałaś, że od kilkunastu lat pracujesz, jako przedszkolanka w Gogołowie, to dość daleko od Strzyżowa.

    A.S.: Tak, to prawda, ale kiedyś przez kilka lat mieszkałam we Frysztaku, potem moje życie się skomplikowało, zostałam sama z synem i postanowiłam znowu wrócić w rodzinne strony. Jednak uważam, że dorosły człowiek powinien być samodzielny, więc nie chciałam mieszkać z rodzicami, dlatego wzięłam kredyt, kupiłam mieszkanie, i mam nadzieję, że w tym roku wreszcie go spłacę (śmiech).

    U.R.: Każdy z nas ma jakieś życiowe zawirowania, a jak Ty sobie z nimi radzisz?

    A.S.: Od wielu lat staram się nie poddawać, mam marzenia, dążę do ich realizacji, uśmiecham się do ludzi i co najważniejsze oddzielam sprawy osobiste od życiowych.

    U.R.: To trudna sztuka Aniu, tak się odciąć od tego, co nas gnębi i rzucić się w wir pracy. Jak sobie z tym radzisz?

    A.S.: To prawda, łatwo nie jest, ale dużo pracuję nad sobą, nie tylko kształcę się zawodowo, ale także pracuję nad swoim rozwojem duchowym i interesuję się psychologią, która ułatwia rozwój osobisty. Myślę, a nawet jestem pewna, że z każdym rokiem jest coraz lepiej, a dawne zmartwienia odchodzą w zapomnienie.

    U.R.: Wróćmy do Twoich pasji, bo wiem, że masz ich wiele, uchyl rąbka tajemnicy o nich.

    A.S.: Muzyka, śpiew, taniec, animacje, reżyserowanie spotkań z dziećmi, układanie dla nich tekstów, to pochłania bez reszty. Kiedy planuję przedszkolne dni, to sama rzucam sobie wyzwania, aby każdy dzień był miłym zaskoczeniem dla moich dzieciaków. Sama nie tylko piszę dla nich okolicznościowe wierszyki, ale także szyję stroje, maluję obrazki, wymyślam gry i zabawy. Ja wkładam w to serce i energię, a potem na zajęciach dzieci zachwycone zabawą tę dobrą energię mi oddają. Dzięki temu mam jej zawsze tyle by móc wymyśleć coś nowego i podzielić się nim ze wspaniałym gronem odbiorców, jakimi są dzieci i ich rodziny.

    U.R.: Wracając Aniu do Twojej książeczki. Tytuł zastanawia.

    A.S.: Być może, ale to jest książeczka dla dzieci tyle, że rodzinna. Moim zamiarem było napisanie książki, która będzie jednoczyć rodziny, pozwoli nie tylko posłuchać opowieści, ale także pobudzi wyobraźnię dzieci, a także pozwoli poczuć bliskość drugiego człowieka. Ta bliskość to dar, o którym zapominamy czasami.

    U.R.: Czytam wierszyki i każdy w zasadzie ma dwa pierwsze wersy takie same „Zamknij swe oczka, połóż swą główkę, na mięciutką ciepłą poduszeczkę…” dlaczego?

    A.S.: O to mi właśnie chodziło, aby książeczka była rodzinna, a rodzic, lub ktoś starszy, razem z dzieckiem pochylił się nad słowami wierszyka i utulił dziecko do spokojnego snu. Będąc matką i nauczycielem, wiem jak w dzisiejszym zabieganym świecie, pełnym Internetu i elektronicznych gadżetów brakuje czasu na chwilę oddechu i wyciszenia. Dla dzieci taki lekki stan ukojenia i pobudzenia wyobraźni jest konieczny, a czas spędzony w towarzystwie najbliższych bezcenny.

    U.R.: Gdzie można dzisiaj kupić Twoją książeczkę?

    A.S.: Obecnie jest ona dostępna w sklepie internetowym: sklep.maratonartystyczny.pl

    U.R.: Aniu wspomniałaś, że wierszyki dla dzieci piszesz od dawna, więc dlaczego dopiero teraz mam przyjemność czytać Twoją pierwszą książeczkę.

    A.S.: To jedno z moich marzeń, które udało się zrealizować dzięki życzliwości i zrozumieniu drugiego człowieka. Na jednym ze szkoleń poznałam wspaniałą kobietę, Monikę Kluza, której spodobały się moje pomysły i zaproponowała mi wydanie w takiej dwuczęściwoej formie moich „Relaksacji i masażyków dla dzieci”.

    U.R.: Aniu planujesz zmiany w swoim życiu?

    A.S.: Tak naprawdę teraz zaczynam żyć tak bardziej dla siebie, nie lubię nudy i sztampy, rozwijam się cały czas i nie mam zamiaru przestać. Kocham pracę z dziećmi, a doświadczenie, które zdobyłam przez lata poszerza horyzonty, przede mną jeszcze wiele ciekawej pracy. Moja artystyczna dusza nie może stać w miejscu, cały czas maluję, piszę, uwielbiam spotkania z ludźmi, wędrówki górskie i nie tylko. Nie mam czasu na nudę, natomiast pomysły rodzą się same, więc trzeba je realizować.

    U.R.: Jakie masz marzenia na przyszłość?

    A.S.: Marzę od zawsze, dawniej były to nieśmiałe marzenie, i ta niepewność, że się nie spełnią. Później postanowiłam zawalczyć o siebie i pomóc w ich spełnianiu. Dzisiaj marzę nieustannie, nie boję się sięgać po ich spełnienie, bo życie jest warte tego, by spełniać nasze pragnienia. Mam nadzieję, że już jesienią spełni się kolejne, a ja podzielę się drugą książeczką, tym razem jesienno-zimową częścią relaksacji i masażyków dla dzieci. I jeszcze marzę o napisaniu prawdziwej powieści, takiej o życiu, może o mnie, kto wie, przecież marzenia się spełniają (śmiech).

    U.R.: Dziękuję Ci Aniu za serdeczne spotkanie i ciekawą rozmowę. Życzę Ci spełnienia wszystkich marzeń.

    Zdjęcia z archiwum domowego Ani Sowy 🙂

     

  • Wiersze

    Moim zdaniem

     

    Dar jasnowidzenia za mgłą

    przeszłości zasnuł wspomnienie.

    Pewność zdarzenia!

     

    Senne mary wróciły

    ze zdwojoną energią

    pulsując w zakamarkach pamięci.

     

    To echo odbite

    od górskiej skały

    powróciło niespodziewanie…

     

    W kotlinie życia

    intuicja kobiety jest darem

    wiosennej nadziei.

     

    Przeczucie uśpione

    zimowym puchem

    obudziło ufność spełnienia!

    (…)

     

    Snując po zakamarkach

    wspomnień

    igła pamięci zadrżała,

    nicią z mgły

    cerując dziury pamięci.

    Ból i refleksja nocy,

    nim wstanie nowy dzień,

    hartują

    poranione serce…

     

  • Wiersze

    Podwoje refleksji

     
    Poczułam jej oddech na policzku,
    gdy nieprzyzwoitość zajrzała zachłannie
    przez dziurkę od klucza
    rzucając nienawistne spojrzenie.

    Ona nigdy nie pojmie,
    że karmi swoje ego kamieniami,
    które spadają tuż pod nogi
    tarasując wrota prawdy.

    To linia Anioła Stróża strzeże wejścia…

    Odbicie dobrych myśli łagodzi
    celność jadu, który próbuje żonglować
    płonącym okiem zawiści.

    W tych drzwiach nie ma miejsca dla nienawiści!

  • Wiersze

    12 odcienie bieli 

     

    Na początku wiedziałam, że wszystko jest białe lub czarne.

    Taka bezkompromisowa paleta dwóch barwy,

    prawda i fałsz z wiekiem przenikające dorosłe życie

    zaczęły nabierać coraz więcej odcieni szarości.

     

    Anioł i diabeł – wymowne granice walki dobra ze złem!

    A jednak z czasem pojawiły się demony, które zaczęły

    przybierać wykrzywione grymasem podstępu rysy

    bez wyraźnej barwy. Ich szarość i dwulicowość dominowały,

    do czasu aż odkryłam 12 odcieni bieli.

     

    Ironia w swojej niewinności, biel bez skazy,

    w najczystszej postaci światła okazała się jej pustką.

     

    Niewinność i prawda, śnieżna biel zimowej zawieruchy,

    w mroźny dzień opleciona słonecznym promieniem

    rozbłysła kryształami żółtego blasku, by popołudniem

    odbić czerwone refleksy miłosnego uniesienia,

    do czasu gdy zapadł zmrok nadając jej koloru kości słoniowej.

    W gwieździstą noc lubi przybierać chłodniejsze odcienie

    z odrobiną błękitu, a może fioletu, asymilując

    z bogatej barwy spojrzenia tęczowego złudzenia.

     

    Zafascynowana jej odcieniami dostrzegłam logikę życia.

    Nie tylko biel i czerń zmieszane

    oddają zabarwienie szarości codziennego życia.

    Najczęściej to biel w swej pozornie czystej postaci

    może mieć różne oblicza…

  • Indeks negacji

    Bezbarwny banał bezmyślności

    Teresie nigdy nie brakowało wyobraźni. Wręcz przeciwnie, czasem oderwane od rzeczywistości postrzeganie świata spłatało jej niejednego figla. I ta umiejętność czytania między wierszami, szczególny zmysł odkrywania ludzkich emocji. Dar albo przekleństwo, chociaż z wiekiem nauczyła się nie ujawniać swojej wiedzy na ten temat, szczególnie gdy rozmówca próbował ukryć swoje negatywne uczucia co do jej osoby. Właściwe odczytanie intencji mogło okazać drażliwe i sytuacja byłaby niezręczna. Po co dorzucać sobie kamyków do ogródka.

    Dojrzałość doświadczenia pozwoliła jej zapanować nad uczuciem rozczarowania. Chociaż, pomimo upływu czasu, nadal nie mogła pogodzić się z faktem, że jest oceniania po okładce. Rozczarowujące spostrzeżenie, od lat uwierało jej podświadomość, a rok 2005 miał się okazać „przełomowy” w jej zawodowej karierze. Szyderstwo czaiło się już na zakręcie.

    – Jakim prawem ktoś mnie ocenia, nie wysilając się nawet odrobinę na poznanie moich atutów? –  spytała Annę na poniedziałkowej przerwie kawowej – Przecież w ogóle mnie nie znają. Nie wiedzą kim jestem, co sobą reprezentuję, jakie mam postrzeganie świata, i nie mówię tu o polityce. Ten temat w dzisiejszych czasach w ogóle nie podlega normalnej dyskusji.

    – Nie przejmuj się idiotami! – poirytowana Anna skomentowała wywód na temat ich nowego pracodawcy – przecież wiesz, że to nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy zmienia nam się szef. Jakoś będziemy musiały to przetrwać.

     – A to stwierdzenie Bogdana „jeżeli nie jesteś z nami, to jesteś przeciw nam” nie mieści się w głowie. Gdzie dobro pracodawcy i jego poczucie dobrze spełnionego obowiązku na rzecz firmy? Co właściwie teraz się liczy?

    – Wiesz sama, że teraz liczy się polityczne poparcie. Irytujące ale prawdziwe. I pewnie dlatego Bogdan tak cię potraktował. Nie chcesz się przyłączyć do jego grupy, to uznał, że jesteś przeciwko. Źle się dzieje, ale nic na to nie poradzimy.

    – O nie! Ja nie pozwolę sobą manipulować! – zirytowana Terasa potrząsnęła przecząco głową – Nie będą oceniać przez mnie przez pryzmat przynależności zamiast kompetencji. Dobra Aniu idę już, bo mam pilną, terminową sprawę na biurku. Jest mocno skomplikowana i muszę poczytać wyroki sądowe, aby ugryźć ten temat nie tylko zgodnie z literą prawa, ale także z głową. Przecież powinniśmy patrzeć także na dobro drugiego człowieka, a nie szczuć go psami!

    – Masz rację Tereniu, ale sama wiesz, że to nie będzie łatwe. Powodzenia!  – Anna również podniosła się z krzesła – Idź, ja pozmywam nasze kubki.

    *

    „Saga ludzi lodu” to dobra odskocznia na czas upokorzenia. Kolejny rok przyniósł duże zmiany w pracy. Nie można być hardym, nie warto uczciwie pracować. Zmęczona Teresa siedziała w swojej kanciapie i czytała w świetle lampy. Nocny dyżur trwał nieprzerwanie, a ona postanowiła, że nie da się złamać. Ktoś kiedyś powiedział, że miękkich się ugina, twardych się łamie, a tylko elastyczni utrzymują się na powierzchni, kołysząc się jak chorągiewka, raz w jedną, raz w drugą stronę.  Niestety postawa chorągiewki nigdy jej nie odpowiadała, a wrodzone poczucie sprawiedliwości nie pozwalało stać obojętnie. Zapłaciła za to i musiała przełknąć gorzką pigułkę prawdy. Słowa Bogdana wryły jej się w pamięć jak przekleństwo. Myśli krążyły wolno, rozważając wszystkie za i przeciw. Poddała się decyzji szefa, policzek wymierzony słowem piecze równie mocno jak uderzenie. Palił ją już kilka lat, jak wtedy gdy został wymierzony.

    A gdyby można było cofnąć czas?

    Teresa zamyśliła się wracając do wspomnień. Wiedziała, że prawdopodobnie popełniłaby ten sam błąd, stanęłaby po stronie prawdy, a w efekcie końcowym i tak wylądowałaby w nieszczęsnej szklanej kanciapie. Nowe miejsce, nowi ludzie, to nie był problem. Nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem znajomości, ani z wykonywaniem jakiejkolwiek pracy. Kwestią odrębną był fakt, że w ogóle nie mogła wykazać się swoją wiedzą i umiejętnościami, a wręczony zakres czynności miał ją dodatkowo upokorzyć i złamać. Brakowało jej również rozmów z Anią, spokoju który wprowadzała w ich przyjaźń i pewności, że nie jest odosobniona w swoim postrzeganiu świata. Rozmowa telefoniczna od czasu do czasu to już nie było to samo.

    Postanowiła jednak, że się nie podda, a uśmiech i dowcip, który towarzyszył jej podczas nowej pracy przysporzył szybko grono nowych znajomych. Tylko szef nie mógł tego pojąć, ale on akurat nie musiał.

    Teresa miała świadomość, że czekał na jej odejście z pracy. Nie da mu takiej satysfakcji. Przede wszystkim  z powodu własnej dumy i rodziny.  Przecież małoletnie dzieci, a także ich dorastające potrzeby wymagały znacznych nakładów finansowych. Z jednej pensji byłoby im bardzo ciężko. Wróciła pamięcią do młodych lat, początków małżeństwa i trudności jakim musieli się razem z Pawłem przeciwstawiać. Tylko fakt, że byli ze sobą na dobre i na złe, że stali za sobą murem, pozwolił im przetrwać tamten trudny czas. I dzisiaj byłoby super, gdyby nie fakt, że Teresa nie stanęła po żadnej ze stron politycznej układanki. Niestety apolityczność i uczciwa praca przestały mieć znaczenie.  Nie dała po sobie poznać, że przygotowana dla niej praca, to tylko upokorzenie. Przecież pieniądze są potrzebne, a jakakolwiek obrona, której by się podjęła może zaszkodzić karierze męża. Nie warto…

    Dziesiąty tom powieści Margit Sandemo „Zimowa zawierucha” doskonale oddawał depresyjny nastrój. Jej też przydarzyła się taka zimowa zawierucha, pracownicza, a jednak mocno uwierająca jej duszę. Jedno wiedziała na pewno, gdyby wówczas się ugięła, wystąpiłaby przeciwko samej sobie. Sprzeniewierzyłaby wszystkie zasady i wartości, które z takim poświęceniem wpajali jej rodzice. Ona też chciała, aby jej dzieci były uczciwe, dlatego wytrzyma, nie podda się tak łatwo. Wszak nic nie trwa wiecznie, może i dla niej po tej burzy niefortunnych zdarzeń zaświeci słońce z tęczową drogą. Rozmarzyła się, snując wizję lepszej przyszłości.

    *

    Czas to pojęcie względne, a przy komputerze płynie w zastraszającym tempie. Teresa spojrzała na zegarek i podskoczyła jak poparzona. Dochodzi południe, a ona zatraciła się w wirtualnym świecie. Za chwilę wrócą dzieci ze szkoły, a obiad w proszku. Szybko nastawiła kości kulinarne na zupę. Pomidorowa z kluskami i naleśniki z serem to było wybawienie. Szybki obiad z dwóch dań zaspokoi nawet syna, który wracając ze szkoły wpadał zawsze głodny i zły. A zły był zawsze, gdy był głodny. Dodatkowo cierpliwość nie była jego dobrą stroną. Teresa pomyślała ze skruchą, że tę wadę wyssał z mlekiem matki. Dziewczynki były bardziej wyrozumiałe, chociaż cała trójka była charakterna, po rodzicach i po dziadkach zapewne także. Uśmiechając się do własnych myśli zsunęła kolejny placek na talerz. Ser już się ucierał w malakserze, a w domu roznosił się zapach obiadu. Lubiła, gdy dom pachniał domowym jedzeniem, chociaż nie zawsze gotowała z przyjemnością. To takie mało twórcze zajęcie. Ty się napracujesz, a za chwilę po tym nie ma ani śladu. Paweł wróci dzisiaj później z pracy, ma jakieś spotkanie. To nic, przysmażane naleśniki są przecież jeszcze lepsze.

    Dzieciaki wpadły do domu z impetem, rzucając w przedpokoju plecakami, z rumieńcem od mrozu, zasiadły gremialnie do stołu. Tym razem nie grymasiły. Ten zestaw obiadowy to był strzał w dziesiątkę. Potem tradycyjne poszły do salonu, taka chwila odpoczynku z ulubioną bajką na video, zanim przyjdzie pora odrabiania lekcji. Teresa sprzątała w kuchni przysłuchując się małej kłótni, na temat tytułu. Tym razem wygrał „Król lew”. „Miecz w kamieniu” musiał poczekać na lepsze czasy.

    Lubiła tę bajkę, więc gdy się ogarnęła, zajrzała do dzieci i przysiadła na chwilę. Taka opowieść ni to dla dzieci, ni dla dorosłych. Każdemu przyda się wiara, że dobro w końcu zwycięży. Ciekawe kiedy u niej w sprawach zawodowych się polepszy. Myślała, że ten okres nie będzie zbyt długi, a jednak minął już drugi rok takiej poniewierki.

    *

    Teresa nie spała prawie całą noc. Kolejne służbowe spotkanie Pawła tym razem mocno się przeciągnęło. Od pewnego czasu odsuwali się od siebie. Niestety jej praca nie dawała satysfakcji, a postępująca depresja dopełniała niezbyt uroczego wizerunku. Zaczęła teraz coraz więcej czasu spędzać w Internecie. Nieunormowany tryb pracy, świątek piątek i niedziela, dodatkowo pogłębiał jej frustrację. Zaczęła jej doskwierać także samotność, a zawodowe zaangażowanie Pawła zataczało coraz szersze kręgi. Zaczęli się mijać. Zamiast niedzielnego wspólnego obiadu jej praca lub jego wyjście służbowe. Zamiast wspólnego wypadu na weekend nocny dyżur lub służbowy wyjazd męża. Trwało to już dłuższy czas i Teresa czuła, że się od siebie oddalają. Utracili tę radość życia, kłótnie i pretensje z obu stron nie sprzyjały zacieśnieniu relacji małżeńskich. Tym bardziej, że zaczęły pojawiać się nawet bez powodu. Coś zaczynało pękać w tym rodzinnym murze wspólnoty, która ich zawsze otaczała.

     

    Powoli Teresa zaczęła budzić się ze swojego letargu. Coś w życiu zazgrzytało i wzbudziło jej niepokój. Przez pewien czas obserwowała  ten brak harmonii, którym delektowała się przez lata. Z każdym dniem, niby zwyczajne czynności dnia codziennego zaczęły się chwiać. Wspólne dążenie do wytyczonego celu zaczęło się rozjeżdżać. Zebrane okruchy zdarzeń zmusiły ją do wysiłku umysłowego. Potrzebowała czasu, aby pozbierać się do kupy, ale czy go miała?

    Niepewność wkradła się w umysł drążyła niczym kropla skałę. Stawiane mężowi pytania nie rozwiewały jej obiekcji, a jego odpowiedzi nasuwały kolejne wątpliwości. Gdzie popełniła błąd, a może kiedy to się stało?

    Tym razem intuicja podpowiadała jej, że te częste spotkania służbowe to coś więcej… Z jednej strony nie mogła w to uwierzyć, ale z drugiej niepewność rozlewała się po sercu z każdym kolejnym dniem.

     

    Uff, jak wspaniale. Teresa dostała 2 dni urlopu i mieli razem z Pawłem wyjechać już jutro na kilka dni. Takie wspólne wędrówki „Szlakiem Orlich Gniazd” w gronie znajomych z Naszej Klasy. Portal, który powstał 2006 roku i dzięki niemu Terasa odnowiła kontakty ze swoimi kolegami ze szkoły średniej, przyniósł też inne korzyści. Poznała tam wiele ciekawych osób i to nie tylko mieszkających w kraju. Nawiązane internetowo znajomości i ciekawe dyskusje na portalu zaowocowały realnymi spotkaniami, które zacieśniły te więzi.

    Dlatego teraz Teresa pakowała rzeczy nie tylko na wspólny wyjazd z mężem, ale także na sympatyczne spotkanie ze znajomymi z całej Polski. Jura Krakowsko-Częstochowska to był dobry punkt zborny. Wszyscy mieli mniej więcej taki sam kawał drogi, a okolica starych zamków i wapiennych skał dawała możliwość zaplanowania ciekawego turystycznie wypadu.

    Paweł wpadł do domu, przebrał się i powiedział że musi jeszcze wyjść na chwilę, bo ma ważne spotkanie służbowe. Przyjechali goście z zagranicy, a skoro wszystko do wyjazdu jest gotowe nie będzie problemu. Niestety, kolejne spotkanie służbowe przeciągnęło się do późnych godzin nocnych, a może skończyło tuż przed świtem. Tym razem nerwy Teresy i jej wybuchowy charakter dały o sobie znać ze zdwojoną siłą. Nie odpuściła, przycisnęła Pawła do muru i dowiedziała się, że on kocha inną kobietę.

    W drodze do Bobolic łzy nie chciały przestać płynąć… przecież wszystko miało się poukładać, kochała Pawła od zawsze, a teraz na horyzoncie zamiast słońca i tęczowego nieba zobaczyła tylko kłębiące się czarne chmury przetykane kroplami łez…