-
W tłumie
Tłum kolorowy,radosny i pełen uniesienia
przywitał Pana
kwieciem obsypując
w potrzebie zbawienia.
I tylko smutek Jego oczu
budził zdziwienie
trącał duszy strunę
rzucając się cieniem.
(…)
Tłum kolorowy,
wrzaskliwy, żądny zemsty
wydał wyrok
by krew przelano
za zbawienia gesty.
I tylko smutek Jego oczu
przepełniony boleścią
poruszył wiele serc,
wylał łzę niewieścią.
(…)
Tłum kolorowy,
współczesny w swej samotności
szafując uczuciami
zapomniał o prawdzie
człowieczej godności.
I tylko smutek w oczach Jezusa
przypomina o wolności,
gdy spogląda zatroskany
w imię jedynej miłości.
-
Trzy razy M…
jedna literaa każdy z nich inny obrazwyznaczamoże najpierwrozpatrzę wersję lightgdy w głowiesnują się trójkamimisiek – mężczyzna – machoalbo w wersji hardłatwiej będzie się odnaleźćbo przed oczamidostojnie maszerująmnich – mąż – męczennikuffffffffi jak jednym słowemliterą tudzież gestemzamknąć rysunek facetaz twarzą na Mmoże lepiej żebyś dla mniezostał strażakiem -
Mazal tow!
W dniu 17 stycznia od 19 lat Kościół Katolicki w Polsce świętuje Dzień Judaizmu – święto ustanowione przez Konferencję Episkopatu Polski w 1997 roku.
Dzień Judaizmu ma na celu ponowne odkrycie więzi z judaizmem poprzez wgłębienie się we własną tajemnicę wiary katolickiej. Co roku odbywają się centralne obchody w wybranym mieście, w tym roku to miasto Toruń jako gospodarz przygotowało obszerny program i cykl spotkań. Mottem tegorocznych obchodów Dnia Judaizmu jest pytanie: „Co ty tu robisz, Eliaszu?” (1 Krl 19, 9).
A my mieszkańcy Strzyżowa, od kilku lat, mamy naturalną przyjemność spotykać się w Dniu Judaizmu z kulturą żydowską, która połączona z miasteczkiem od wieków obecnie uległa zatarciu wspomnień. Jednak dzięki życzliwości i pomysłowi co roku ożywa echem w strzyżowskiej Bibliotece, która co ciekawe, dawniej była synagogą.Dlatego patrząc okiem widza, który co roku spotyka się z historią kultury żydowskiej dzięki zaangażowaniu pracowników Biblioteki Miasta i Gminy w Strzyżowie oraz członków Towarzystwa Miłośników Ziemi Strzyżowskiej mogę naocznie przenieść się w inne czasy, zetknąć się z inną kulturą, poznać inne smaki czy też usłyszeć o innym świecie delektując się muzyką. I tak, dzięki zaangażowaniu wielu osób, do tej pory mogliśmy już zetknąć się z historią losów strzyżowskich Żydów, obyczajowością i kuchnią żydowską, z wyrafinowanym dowcipem czyli szmoncesem.
W tym roku natomiast grupa pasjonatów przedstawiła nam Chatunę czyli żydowskie wesele.
Czy wiecie, że kobieta musi wyrazić zgodę na małżeństwo?
W judaizmie związek małżeński postrzegany jest jako wypełnienie obowiązku, przykazania Bożego, to inaczej Kiduszin, czyli uświęceniem. Ceremonia zaślubin według obrządku żydowskiego różni się znacznie od tej, którą znamy, czyli według obrządku katolickiego.I tak wprowadzeni w klimat wesela żydowskiego przez Marzenę Łącką zobaczyliśmy jak na salę wkraczają państwo młodzi w asyście rodziców, swatów i Rabina. W trakcie wejścia weselników okazało się, że jest to rekonstrukcja strzyżowskiego wesela żydowskiego z roku 1930. Dostojne matki prowadzą delikatną i kruchą pannę młodą, która w skromnej bieli nieśmiało zerka na pełną salę gości. Dumni ojcowie prowadzą pana młodego, który z błyskiem w oku zerka na tłum próbując ukryć wzruszenie chwili.
Jakimś cudem wszyscy znajdują się wreszcie pod chupą – tradycyjnym baldachimem ślubnym, przedstawiającym nowy dom, który młoda para stworzy w przyszłości. Uroczystości przewodniczy zaproszony Rabin, przyjaciel rodziny. Pod chupą znajdują się także rodzice Młodych. Trzymają się za ręce. Nie ukrywają wzruszenia.
I tak rozpoczyna się cała ceremonia zaślubin, a każdy z aktorów amatorów daje się ponieść fantazji i nagle mamy 1930 rok. Pięknie, ten nastrój udziela się gościom, którzy z uwagą śledzą całą ceremonię.
Pan młody wkłada pierścień na wskazujący palec panny młodej i mówi:
Oto jesteś mi poślubiona tym pierścieniem według prawa Mojżesza i Izraela.Zebrani goście potwierdzają fakt ślubu i krzyczą:
Mekudeszet czyli poślubieni!
I cała sala powtarza głośno: Mekudeszet,
życząc młodym wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
Zaślubiny dobiegają końca, a młodzi częstują gości suszonymi owocami, ojcowie hojnie roznoszą wino, a do tego na sali pojawiają się drobne przekąski żydowskie.
Całość wesela przebiegła w serdecznej atmosferze, a ja razem z innymi uczestnikami zostałam ugoszczona i słowem i jadłem i muzyką klezmerską i przepięknymi pieśniami w języku hebrajskim.
I czego można chcieć więcej na takim weselu?
Właściwie oprócz dobrych życzeń niczego!
I ja tam byłam, wino i miód piłam!
Mazal tow!
Fot. Paweł Lasota
-
Dzieje grzechu
Adam i Ewaw rajskim sadzie
taki sens wiersza
zrodził się na początku
a potem gdy słowo pisane
staniało do grosza
muzyką ozdobione
zadrwiło z Boga -
Niech żyje bal!
I tak kolejny karnawał mija nieuchronnie, a ja za dwa dni znowu będę o rok starsza. Doświadczenie miesza się ze wspomnieniami, czas nieubłaganie zagląda mi w oczy, gdy pamięcią wracam do szczenięcych lat, kadr po kadrze przeglądając czarno-białe zdjęcia młodości. PRL-owska przeszłość, wiec nikogo kto pamięta tamte czasy, ta szarość zdjęć nie powinna dziwić. Chociaż tak po prawdzie, to czasami świadectwo jawi się w kolorach, takich, trochę za mocno dojrzałych – odrobina ekstrawagancji i luksusu.
A przecież wtedy nikt nie silił się na ekstrawagancję, normalnym było, że są miedzy nami ludzie inni, oryginalni, niebanalni, żyjący w swoim świecie i cokolwiek to znaczyło nikogo to specjalnie nie szokowało. No może poza służbami bezpieczeństwa, które nie dziwiły się niczemu, ale profilaktycznie skrzętnie sprawdzały wszystko.Takie czasy, były, minęły i tylko trochę żal młodości skrzydeł.
Zostały wspomnienia i garść zdjęć. W sumie chyba wraz z przybywającymi latami w kalendarzu życia więcej dobrych myśli o minionych zdarzeniach, niż gorzkich łez porażki.
Takie jest prawo wieku dojrzewania, gdy bunt przeciwko wszystkim i wszystkiemu ma pierwszeństwo przed rozsądkiem, a pierwsza miłość pachnie zawsze majem. Ach… szkoło na wesoło!
Wtedy pasjami pisałam w niebieskich 16-kartkowych zeszytach w kratkę – opowiadania – opowieści-marzenia o podróżach po krętych ścieżkach podczas wędrówek, o jeziorach skrywających namioty przesiąknięte pierwszą miłością podczas wakacyjnej przygody, o górach i wędrówkach dla wytrwałych. Proste, z serca płynące wyobrażenia młodej dziewczyny.
Potem, gdy „dorosłam” spaliłam wszystkie, a szkoda, bo było ich kilkanaście i każdy o czymś innym, i zawsze w sumie o tym samym – o prawie młodości do odrobiny szaleństwa.Dzisiejsza młodzież też ma swoje marzenia, mniej lub bardziej ukryte, a ja z ciekawością patrzę jak rozkwitają ich młode pragnienia. Mają teraz swoje piękne czasy, a kiedyś pozostaną po nich wspomnienia.
PRL to nie był dobry czas, lecz czy kiedykolwiek będzie dobry czas?
Staram się każdy dzień przeżyć tak, by następny był dla mnie prawem do chwili dobrych wspomnień. I boję się zapeszać, bo każdy ma swoje smutki. Jak zachować równowagę, by nie dać się ogłupić?
Nie wiem. Może po prostu czasami najlepiej pójść na bal – najlepiej na bal przebierańców!
-
Przybieżeli do Betlejem
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Strzyżów im. Juliana Przybosia oraz Krąg Twórczy Archē zaprosili mieszkańców Strzyżowa i okolic na spotkanie poetycko-muzyczne, które odbyło się w dniu 5 stycznia 2016 r. Był to debiut artystyczny Kręgu, który działa na strzyżowskiej ziemi blisko rok. Do tej pory Krąg starał się pokazać mieszkańcom od strony słowa pisanego, a w ten lekko mroźny styczniowy dzień postanowił przełamać tabu milczenia i dzięki uprzejmości Biblioteki po raz pierwszy wystąpił ze swoim programem na żywo, przed wspaniałą publicznością.

Krąg Twórczy Archē przygotował program świąteczno-noworoczny, a także pozwolił się bliżej poznać, przedstawiając grono osób, które pewnego marcowego dnia Anno domini 2015 r. postanowiło połączyć swoje siły i zatoczyło Krąg nad twórcami, którzy w swoim debiucie zaprezentowali również fragmenty własnej twórczości. Jak już wspomniałam ziarno różnorodności zasiano marcowym wieczorem w strzyżowskiej Bibliotece by w przyszłości mogło zaowocować nieskrępowanym plonem i aby tym plonem – pełnym barw i nieposkromionych myśli, pełnym radości, uśmiechu ale też łez wzruszenia oraz zwyczajnego zatrzymania i refleksji nad życiem – dzielić się ze światem, bo tak niewiele przecież trzeba by zrozumieć i zaakceptować drugiego człowieka.
A zatem wyszliśmy z cienia mając nadzieję, że będzie to nasze pierwsze lecz nie ostatnie spotkanie z miłośnikami słowa!
Jak każda grupa posiadamy swój ramowy program działania, a jego treść można odnaleźć w zakładce Kręgu na stronie Biblioteki. W tamtym roku ułożyliśmy i zatwierdziliśmy wspólnie kalendarz spotkań Kręgu Twórczego na rok 2015. Muszę się tutaj pochwalić, że praktycznie wszystkie cele jakie Twórcy sobie założyli zostały zrealizowane, więc ten rok zaczynamy z jeszcze większą pasją ale i coraz bardziej otwartymi pomysłami. Dlatego mamy nadzieję, że styczniowe spotkanie przypadło wszystkim do serca, a my niebawem będziemy mogli się podzielić kolejnymi projektami.
Mamy nadzieję, że ten nowy 2016 rok pozwoli nam jeszcze pełniej pokazać naszą twórczość, a Państwa zarazić chęcią przebywania z nami, bo jesteśmy Kręgiem otwartym, twórczym, Kręgiem Arche, czyli od samego początku ukochaliśmy słowo, każdy z nas jest inny, każdy emanuje ciepłem i każdy tworzy tak jak mu w duszy gra, a jednak mimo wszystko na przekór tej odmienności udało nam się upleść nić porozumienia, która w ten zimowy wieczór zatoczyła krąg, krąg otwarty i pełen pomysłów, krąg który jest pełen różnorodności niczym kalejdoskop gwiazd. Obecnie Krąg tworzą Czesława Szlachta-Pytko, Adam Kluska, Stanisława Kucab, Andrzej Gugała, Krystyna Mazur, Radosław Kozak, Wiktor Bochenek i ja.
Jak już wspomniałam Krąg Twórczy Archē to przede wszystkim rozmaitość charakterów i stylów pisarskich. I jeszcze jedna ważna rzecz – Krąg Twórczy Archē lubi wyzwania, więc postanowił dzielić się i rozsmakować wszystkich chętnych w słowie pisanym.Tak więc, Krąg Twórczy Archē zadebiutował 5 stycznia 2016 r. i wystąpił po raz pierwszy na strzyżowskiej „scenie”. Mamy nadzieję, że pomimo tremy i pewnych niedociągnięć debiut przypadł Państwu do serca. Mamy również nadzieję że zaszczepiliśmy w Was odrobinę poezji, dlatego w imieniu Kręgu Twórczego Arche i naszej Biblioteki już dzisiaj pozwolę sobie zaprosić wszystkich chętnych na kolejne spotkanie, które odbędzie w dniu 8 marca 2016 r. o godz. 17 w Bibliotece, na spotkanie z Kręgiem w nowej odsłonie, z pazurem i humorem, z nutą kokieterii a nawet erotyki, a więc na spotkanie o Kobiecie z przymrużeniem oka.
Już dziś serdecznie zapraszam wszystkich Państwa!
Na zakończenie, w imieniu Twórców Kręgu, dziękuję wszystkim Gościom za styczniowe spotkanie, dziękuję Waldemarowi Górze za fragment Reymontowskich Chłopów, dziękuję Ninie Opic za udział w naszym przedsięwzięciu i dziękuję Trio Galicyjskiemu za piękną oprawę muzyczną, dziękuję jak zawsze Pracownikom Biblioteki na czele z Panią Dyrektor za pomoc w przygotowaniach wieczoru.
Do zobaczenia w Dzień Kobiet!
Szef Kręgu Twórczego Archē
Urszula Rędziniak
-
Przebudzenie
Za uśmiech twójsprzedałabym futro
z przed lat
sztuczne ale drogie
wspomnieniem
podszyte
nie broń mi odrobiny
tej ekstrawagancji
przecież nic
nie jest warte
więcej niż pereł
półuśmiech
nawet za tysiąc lat
absolutnie
-
Negacja noworocznych postanowień!
Każdego roku tuż po nocy sylwestrowej zaczynają się snuć noworoczne postanowienia.
Każdy, gdy już ten magiczny dzwon wybije północ, składa życzenia wszystkim wokoło, a sobie życzy by w kolejnym roku załatwić wszystko to, co w poprzednich latach upadło lub nie zdążyło się ziścić. I przecież nie ma w tym nic nadzwyczajnego, choć data magiczną być się nam zdaje.
A ja, zapewne jak większość podkreślam, że mnie te postanowienia nie dotyczą, że jestem ponad i w ogóle to głupotą jest właśnie z dniem nowego roku robić sobie porządki sumienia.
I zapewne jest w tym jakaś prawda, bo nie zapisuję, nie planuję, nie obmyślam co by tu tak z tym pierwszym stycznia zmienić, ale…

… jak każdy mam swoje marzenia, pragnienia, niezrealizowane cele, które gdzieś tam legły w gruzach lub fruwają w chmurach bezkresnych niespełnienia.
I dlatego dzisiaj jakoś mnie tak naszło na refleksję, czy faktycznie można wyrzec się walki o zwycięstwo, o pokonanie swoich słabości, o spełnienie swoich marzeń, poskromienie lęku, zabicie strachu i zawalczenie o własne ja.
Odpowiedź jest jedyna i pewna – nie można, a nawet wręcz przeciwnie trzeba walczyć do końca!
Pytanie tylko jak dojść do celu i nie poddać się już na początku, a co gorsze nie upaść tuż przed końcem wybranej drogi.
A przecież nie ma jednej, pewnej odpowiedzi, bo każdy cel jest inny, my jesteśmy różni, a piętrzące się problemy rosną w postępie geometrycznym rzucając nam kłoda za kłodą pod nogi.
I tak rok za rokiem zmierzamy powolnym krokiem do celu, a marzenia i postanowienia…
w miarę jedzenia apetyt rośnie, więc i one są coraz bardziej wysublimowane, wysportowane i trudne do zdobycia.
Jak co roku, nie zdeklarowałam sobie żadnych noworocznych postanowień, tuż po północy zadecydowałam jednak kochać bez umiaru i nadal realizować swoje marzenia. Dlatego po dogłębnym rachunku sumienia, przyznaję uczciwie, że negacja noworocznych postanowień jest stwierdzeniem na wyrost, bo co znaczyłby Nowy Rok bez wyzwań, planów i marzeń.
A ich urzeczywistnienia życzę i Tobie i sobie, bo cóż warte są marzenia bez spełnienia!
-
Pokój ludziom dobrej woli
kalejdoskop nocy zapłonął gwiazdamiistota poczęcia nie jesteśmy sami
czas oczekiwania napawa spokojem
wyciągnięte dłonie
bądź królestwo twoje
za cud narodzenia i łaskę wieczności
odkupienie grzechów siłę twej miłości
usta szepczą cicho nektar wiary pijąc
wierzą w siłę słowa
bądź zdrowa Maryjo
chwila zamyślenia smutkiem przeplatana
za tych co odeszli do ogrodów Pana
światłość wiekuista w pokoju niech płonie
pamięć za bliskimi
dziś wspomnieniem o nich
w spokoju rozmowa z Bogiem pojednanie
z ludźmi, z samym sobą pokoju przesłanie
chlebem śnieżnobiałym w świątecznej tradycji
hojność przebaczenia
serca i modlitwy
czas ukoić duszę nim noc nie przeminie
by usłyszeć w sercu jak z nadzieją płynie
anielskie śpiewanie pośród życia cieni
pokój dobrej woli
w Boże Narodzenie
-
List do Reymonta
gdzieś w Polsce, 13 listopada 2015 r.
Szanowny Panie Władysławie!
W pierwszych słowach mego listu przesyłam pozdrowienia dla Pana od całej naszej zwariowanej Rodzinki!
Sam Pan wie jak to jest, dzień za dniem płynie, czas ucieka, a kartka papieru czeka, aby
w spokoju usiąść i skreślić serdeczne pozdrowienia. Dzisiaj stwierdziłam, że dość już odwlekałam, bo przecież od ostatniego listu od Pana też upłynęło trochę czasu.
I gdy popatrzyłam na kalendarz, który wisi nad biurkiem wszystko stało się jasne, zrozumiałam nagle, dlaczego dzisiaj tak mnie przymusiło do pisania. Prawie jak czary i magia słowa, czepia się człowieka i trzeba się jej poddać i zasiąść do pisania. Zresztą, co ja będę Panu tłumaczyć, wszak Pan najlepiej to wie. Dlatego jeszcze raz przesyłam pozdrowienia i buziaków sto
i przechodzę do sedna, a do opowiedzenia trochę się przez ten czas przecież nazbierało.Dobrze, że wieczór długi i jesienny, więc mogę spokojnie skreślić te kilka słów do Pana. Już dawno nie trzymałam pióra w dłoni… Teraz ten pęd świata w każdej dziedzinie, komputery, laptopy, tablety, komórki i inne drobiazgi – wszystko niby ułatwiające życie, uproszczone, bo XXI wiek, technika kosmiczna
i tylko brak czasu na rzeczy ważne i przyjaciół rozmowy.
List do Pana jest aktualnie dla mnie rzeczą najważniejszą, gdyż dzisiaj, a właściwie przed chwilą uświadomiłam sobie, że już prawie przeminął 13 listopada, dzień w którym został Pan uhonorowany nagrodą Nobla za moich ukochanych „Chłopów”. Jeszcze chwila, mgnienie kilku wiosen i jeśli Bóg pozwoli będę mogła świętować stulecie jej przyznania. Będzie to dla mnie prawdziwy zaszczyt. Już teraz planuję wraz z moim Dyskusyjnym Klubem Książki przygotować wieczór Władysława Reymonta w naszej ulubionej Bibliotece. Będzie to wieczór wspomnień, delikatnej nostalgii i pełen barw jesieni. Zaplanowałam cały wystrój tak by wprowadzić widza w klimat „Chłopów” Reymontowskich. Przecież nie może być inaczej. Nastrój to podstawa. Pan najlepiej o tym wie, przecież we wszystkich powieściach atmosfera była zawsze misternie skonstruowana, dla wyobraźni czytelnika i dla chwili nadciągającej akcji. Tak też i ja przykładam (nauką Mistrza natchniona) dużą uwagę do klimatu już na wstępie. Dlatego postanowiłam, że ściany ozdobimy gałązkami jedliny, prawie świątecznie, jak u Boryny. Tam też już szykują się pomału do świąt, a Józka z zacięciem tworzy ozdoby świąteczne z papieru i słomy.Stoły staropolskim zwyczajem zastawimy suto, a pierniczki z miodem będą ich pachnącą ozdobą. W przygotowaniach tych pomoże jak zawsze niezawodne Koło Gospodyń Wiejskich. Ach jak one umieją tworzyć małe, pyszne cudeńka dla każdego, prawdziwe arcydzieła na jeden ząb.
I stroje do fragmentów scen z książki też nam będą potrzebne. Ale z tym nie będzie problemu, kolorowe kreacje pożyczymy od zaprzyjaźnionego Domu Kultury, oni tam mają oryginalne komplety dla zespołu tanecznego, więc na pewno je nam udostępnią na ten jedyny w swoim rodzaju wieczór. Dziewczyny się cieszą, szczególnie korale i chusty wielobarwne wywołują uśmiech na ich twarzach, a chłopcy już wycinają hołubce, wymachując wyimaginowanymi kapeluszami. Będzie zabawa na 100 %, sami amatorzy i pełna sala widzów (tak na marginesie muszę Panie Władysławie pochwalić się, że na nasze przedstawienia literatury klasyków zawsze przychodzą tłumy). Trema nas ściśnie, ale to nic, dla Pana zagramy po mistrzowsku, tak, że sam ksiądz Pleban nagrodzi nas oklaskami.No proszę, dzisiejsza data tak mnie nastroiła, że rozgadałam się o przyszłości, a przecież ja chciałam do Pana skreślić kilka słów zupełnie w innej sprawie. Mam nadzieję, że mi Pan wybaczy moje gadulstwo.
Szanowny Panie Władysławie muszę się przyznać, że sięgnęłam po pióro także by napisać do Pana list, by się pochwalić moją dumą, synem Łukaszem. Tyle mam do opowiedzenia i wiem, że Pan, człowiek, który się nigdy nie poddał, a swoim uporem i cierpliwością zawsze dążył do wyznaczonego celu zrozumie dumę matki. Sama pamiętam opowieści jak trudne były Pańskie wędrówki z teatrem, tyle lat tułaczki, głód i poniewierka, praca na kolei, czy też próba wstąpienia w stan duchowny. Ale dzięki temu mam w domu na przykład „Komediantkę”, która dumnie stoi na półce, abym w chwili potrzeby mogła sięgnąć po nią dłonią. I wiem, że przepełniona jest doświadczeniem autora i prawdą wszystkich czasów – nieprzemijającą prawdą życia w zgodzie z własnym sumieniem i nieprzemijającym wartościami. Przecież dzisiaj bez wsparcia bliskich i przyjaciół można upaść nie raz i nie dwa, ale najważniejsze by się podnieść i dążyć do wyznaczonego celu nawet na przekór przeznaczeniu.
I znowu zboczyłam z głównego tematu. To chyba ta data – 13 listopada 1924 r. – i ten granat nieba z blaskiem księżyca w chłodny jesienny wieczór. Zamiast się skupić nad słowami, które krążą gdzieś w mojej głowie wyciągam z podświadomości to co ważne, to co bezsprzecznie łączy się z moim dwumetrowym maleństwem. Sam Pan wie jaki Łukasz jest, oszczędny
w słowach, ale z odrobiną kpiny na młodych wargach, chodzący własnymi ścieżkami, jednak na zawsze połączony z drugim człowiekiem i potrzebą niesienie pomocy, tam gdzie jest ona najbardziej potrzebna. Może mój syn Łukasz czyniąc dobro na swojej ścieżce życia w przyszłości stanie się treścią tworzonej noweli?Kto wie, jak się potoczą jego dalsze losy przeplatane marzeniami.
Wracając do wątku, który rozsadza mi pierś z dumy, chciałabym się pochwalić, że mój syn znalazł swoją ścieżkę życia. Musiał o nią zawalczyć, (tak jak Pan) nie poddał się przeciwnościom losu i od miesiąca jest strażakiem. Nie umie pisać tak jak Pan dla ludzi
o ludziach, pięknym językiem, który przeplata ich życie szarością, czernią, łzami i smutkiem czasami okraszając tęczą radości – tak jak w życiu każdego z nas, nie wybłyszczony na pokaz tylko realny i naturalny, od pierwszych zdań tworzący obrazy zawsze dla odbiorcy kolorowe, nawet na przekór zdarzeniom. Talent i zmysł obserwacji pozwoliły Panu przez te wszystkie lata dostrzec to, co ukryto na dnie. Nawet Jagna skazana na potępienie budzi współczucie, przecież nie jest wszystkiemu winna, takie czasy, różnorakie pokusy.Sam Pan widzi, nie mogę się dzisiaj skupić tylko na rzeczywistości, bo temat realny ale przeplata się ze ścieżkami z kart historii i opowieści. Jak to mówią, nie ma skutku bez przyczyny. Pan, obserwator ludzkich charakterów z dbałością o każdy detal nakreślił niejedną postać życia oraz jej ścieżki na dobre i na złe związane gdzieś w przestworzach, i z każdym z nas.

A mój syn Łukasz?
Jeszcze nie wiem czy będzie miał zdolności pisarskie, (raczej nie) ale już dzisiaj widzę, że tak jak Pan, Panie Władysławie umie obserwować ludzkie słabości i podając dłoń potrzebującym spełnia swoje marzenia. On też miał ambicje by pomagać, więc został ratownikiem medycznym. Potem uznał iż to za mało. Poszukiwanie od bramy do bramy uczuć i serca, do pewności własnej drogi. Znalazł, wybrał i jeszcze musiał solidnie zapracować by zawalczyć o swoją chwilę szczęścia, o swoją drogę życiową – „ Na chwałę Bogu, ludziom na pożytek”. Jestem matką, dumną matką i trzymam za syna kciuki, tak by mógł w przyszłości realizować swoje kolejne marzenia.
I tak ten trzynasty dla niektórych pechowy, a dla mnie radosny kazał mi dzisiaj usiąść przy biurku i patrząc w księżycową noc pisać, i pisać do Pana słów kilka, które trochę rozwlekłam, ale mam cichą nadzieję, że mi Pan wybaczy, bo i opowiadać miałam o czym, i ten trzynasty…
Młody przeszedł już swoją pierwszą „Lekcję życia” i być może czeka go „Idylla”, a do tego w przyszłości trafi na swoja wielką „Miłość”.
Jedno jest pewne – dzisiaj jest szczęśliwym adeptem sztuki pożarniczej, a ja jako matka mam nadzieję, że w przyszłości będzie realizował wytrwale kolejne swoje marzenia. A być może kiedyś nawet ktoś je opisze.
I znowu będę miała powód by napisać do Pana kilka słów o Łukaszu. Dziękuję, że zechciał mnie Pan „wysłuchać”, wszak duma cały czas rozpiera moje serce!
Do miłego poczytania wkrótce
P.S.
Jestem jednak niepoprawną i zakręconą matką! Przecież mam jeszcze dwie córki i o nich muszę niebawem napisać do Pana, a jest o czym, bo u nich to już prawie… „Ziemia obiecana”.