• Wiersze

    W pamięci i sercu

     

    nieznana przyszłość gdy zgaśnie słońce

    gorzkie łzy w zamkniętych oczach

    to Ty

     

    śpiewać o miłości w tle płyną nut dźwięki

    kto ze mną zanuci refren tej piosenki

    pisać o miłości w melancholii cieniach,

    kto wierszem odpowie znając sens istnienia

    wyrzec się miłości księżyc gaśnie w mroku

    kto mnie dziś przytuli osuszy łzę w oku

     

    krótki wiersz o miłości w strofach zasmucenia

    dzisiaj nic nie powiem wierzę w do zobaczenia

     

     

     

  • Blog

    Okno nadziei – wiersz jednej chwili

     

    Pewnego zimowego popołudnia zadzwonił telefon. To koleżanka Marta zwróciła się do mnie z prośbą. Jej 12-letnia córka Karolina miała wziąć udział w VI Międzyszkolnym Konkursie Recytatorski Poezji Religijnej w Godowej. Marta wiedziała, że piszę wiersze m.in. o tematyce religijnej i poprosiła mnie bym jeden z nich dała Karolinie na ten konkurs.

    I tutaj pojawił się problem, ja nie pisałam dla dzieci, wiersze które miałam według mnie nie nadawały się do recytacji przez nastolatkę. Marta jednak naciskała, więc obiecałam, że pomyślę, może coś napiszę dla Karoliny.

    Po skończonej rozmowie wpadłam w panikę. Co ja sobie wyobrażam, przecież jestem tylko wierszokletą, piszę co mi w duszy gra, nie na zamówienie, nie na zawołanie.

    Zrobiło mi się głupio i byłam na siebie wściekła.

    Wówczas mąż zapytał, co się stało. Opowiedziałam mu o rozmowie telefonicznej
    i głupocie jaką palnęłam, napisać wiersz, tak by młoda dziewczyna, jeszcze dziecko, mogła się w niego wczuć, wyrecytować jak własny.

    Mąż się roześmiał i stwierdził:

    – Napiszesz.

    – Łatwo się mówi, ale o czym? – odrzekłam jeszcze bardziej zdenerwowana.

    – Napisz o tym oknie w Krakowie.

    – O oknie? – zapytałam.

    – Tak, o papieskim oknie, tym na ulicy Franciszkańskiej.

    I w tym momencie przyszło natchnienie, dar od Boga, a może wsparcie samego Jana Pawła II. Nie wiem, ale wiem że pozwolono mi o Wielkim Człowieku napisać.

    Pierwsze wersy popłynęły jak zaczarowane i nagle okazało się że muszę tylko sprawdzić pod jakim numerem jest to „okno”. Ale to była już pestka, odpaliłam stronę internetową i od razu ukazała się ulica Franciszkańska numer 3, a w mych oczach stanęły łzy. Po dwóch godzinach oddzwoniłam do Marty z wiadomością, że mam wiersz dla Jej córki, „Okno nadziei”, słowa poświęcone pamięci Jana Pawła II.

    19 marca 2010 r. w szkole podstawowej im. Jana Pawła II w Godowej Karolina pięknie przedstawiła swoją interpretację wiersza i została wyróżniona nagrodą indywidualną Dyrektora Biblioteki Publicznej Gminy i Miasta w Strzyżowie.

    A ja… no cóż, mogę tylko z pokorą podziękować niebu za słowa, które nagle stały się pewnością, za możliwość która stała się faktem.

    Dzisiaj „Okno Nadziei” wśród wielu wierszy o tematyce religijnej jest moim ulubionym wierszem poświęconym Janowi Pawłowi II, i do tego wierszem napisanym jednym tchem, bez cienia wątpliwości, w pełni świadomie i ze łzą dobrego wspomnienia.
    I cieszy mnie gdy ludzie czytając ten utwór dzielą się swoimi wrażeniami odnajdując w nim swoje okno Prawdy.

     Pamięci św. Jana Pawła II

    Okno nadziei

     

    Jest w Krakowie takie miejsce,

    każdy z nas je dobrze zna.

    Bliskie dla mnie od lat wielu,

    symbol życia, który trwa.

     

    Dzisiaj stoję tu samotnie,

    Franciszkańska numer 3.

    Patrzę w okno już zamknięte

    oczy kryją ciche łzy.

     

    Wspomnień fala napłynęła,

    niczym potok duszę rwie,

    w sercu ogień rozpaliła.

     

    – Ojcze proszę…przytul mnie…

     

    Twe ramiona rozchylone

    duszę czule tulą znów,

    Twoje dłonie dobrotliwe

    błogosławią jedną z głów.

     

    Radość w oczach Twoich widzę,

    (wiem, miłości uczysz mnie)

    głos nadziei w sercu słyszę,

    ścieżka wiary rodzi się.

     

    Przeszłość żywa mi się jawi,

    tak jak wczoraj widzę Cię,

    a w mym sercu już na zawsze

     

    – Ojcze proszę…przytul mnie…

     

    Dzisiaj stoję tu samotnie,

    po policzku płynie łza,

    patrzę w okno już zamknięte,

    serce z żalu samo łka.

     

    Widzę wciąż Twoje ramiona,

    słyszę słowa, wiatr je gra.

    Serce Twe mym drogowskazem,

    znów nadzieja  rozkwita.

     

    Milczę… w ciszę zasłuchana,

    kontemplując słowa Twe,

    wskazałeś mi drogę wiary.

     

    – Ojcze mój…nie poddam się!

     

     

    12 luty 2010 r.

     

     

     

  • Blog

    Ludzie listy piszą?

    Kiedyś pisałam listy, nawet starałam się szybko na nie odpisywać, wysyłać kartki z podróży, świąteczne, imieninowe i jubileuszowe. Nie byłam może zbyt skrupulatna rozwlekła w swoich tekstach, ale zawsze starałam się skierować do adresata konkretne zdanie, przeznaczone tylko dla niego, uderzające w jego gust i sprawiające radość.

    A potem, w zasadzie nagle urwało się pisanie listów, zamilkły słowne rozmowy i kolejne lata przyniosły milczenie emocjonalne. W sumie każdy tłumaczy się pośpiechem dnia codziennego, ale tak naprawdę to jest nieprawda. Pochłonęła nas technika, pęd za nowinkami, tysiące osób dostępne w telefonie lub komputerze. Nowe znajomości, wiele nowych znajomości, a to niesie za sobą obowiązek pielęgnowania ich i dbania by nie wygasły jak iskra na wietrze. Bieżące informacje tłoczą się do nas natrętnie. Wszędzie nieszczęście i klęska lub katastrofa, brak pozytywnych wiadomości, krew i prześladowanie, brutalność i mord, bieda i zwątpienie, polityka i chamstwo, religia i prześladowanie…

    Mogłabym tak wymieniać i wymieniać bez końca, a przecież miało być o listach.

    Tylko, że właśnie cały w tym jest ambaras aby znaleźć czas na napisanie listu. Przygotowanie się do podzielenia z drugą stroną swoimi wrażeniami i emocjami. Przekazanie mu precyzyjnych informacji „co u mnie” by w poczcie odwrotnej otrzymać wiadomość, że tam jest wszystko w porządku. Uśmiechnąć, natchnąć optymizmem, porzucić własne ja na rzecz odbiorcy.

    A przecież odbiorca jest nam bliski, mniej lub bardziej, ale jest z nami powiązany nićmi miłości, przyjaźni, koleżeństwa. Smutne jest to, dzisiaj w tym pędzie i motłochu, gdzie nie mamy czasu na wielopłaszczyznowość uczuć przestaliśmy pisać listy. Bo w sumie w listach ukryte było ciepło i nić więzi, bliskość drugiego człowieka i potęga tęsknoty. Przecież za listami się tęskniło, czekało na odpowiedź, na wiadomość lub choćby kartkę pamięci.

    Dzisiaj sporadycznie piszemy listy, wysyłamy kartki i w zaciszu domowym wspominamy przeszłość przeglądając stare, pożółkłe koperty. Wiadomo, dzisiaj nie mamy czasu!

    Ale czy tak jest faktycznie?

    Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam, najważniejsze by samego siebie nie okłamywać. Może lepiej znaleźć chwilę, usiąść, pomyśleć i napisać list, do kogoś kto najbardziej potrzebuje dzisiaj naszego ciepłego i pełnego serdeczności słowa.

     

     

     

  • Blog

    Ania z zielonego Tyczyna

    Pewnego czerwcowego popołudnia zawitałam do niewielkiego miasteczka nieopodal Rzeszowa. I jak to w życiu bywa, nie spodziewałam się bym tam, w tym dniu nagle mogła przenieść się na chwilę do młodych lat z książką w dłoni i nieustającymi marzeniami gdzie spotyka się bratnie dusze. Przecież dzisiaj w pędzie i pośpiechu dnia codziennego nikt nie ma zbytnio czasu by stanąć na chwilę i w jednym spojrzeniu, dwóch słowach, minucie poznania po prostu wiedzieć, że na twojej drodze staje bohaterka z książek  czytanych po wielokroć.

    A ja właśnie miałam to szczęście i spotkałam Anię, dziewczynę, kobietę, poetkę, marzycielkę, która od lat wielu rzeźbi słowem obrazy ulotne, a jednak zapadające w sercu na długo, a może i na zawsze. Kruchość i delikatność treści, uśmiech i radość, i ta skromność przetykana niepewnością, pełna wątpliwości jutra. Cała Ania dzieląca się z Tobą wszystkim, od razu, od pierwszej chwili spotkania. Patrzysz, słuchasz i wiesz, że spotkałaś po latach swoją „Anię z Zielonego Wzgórza”, dziewczynę, która pozwoliła Ci wkroczyć w inny wymiar rzeczywistości, która zaraża liryką wyobraźni i  pozwala Ci ukraść cząstkę serca nie tylko ciemną nocą.

    Co prawda Ania też już dorosła, obcięła warkocze, ma kochającą rodzinkę, pracę, którą uwielbia, a jednak w spojrzeniu nadal pozostała marzycielką, pełną nadziei w krainie snów.

    I tak sobie myślę, że skarbami trzeba się dzielić, bo wówczas mamy szansę na kolejne odkrycia i kolejne perły, które wzbogacają nasze życie. Dlatego nie mówiąc nic więcej zostawiam Was z wierszami Anny Pondo, Poetki z Tyczyna 🙂

     

    P.S.

    I powiem Wam po cichu, że zaszczytem byłoby dla mnie w przyszłości (oby niezbyt odległej) stanąć pewnego wieczoru ramię w ramię z bratnią duszą i z uśmiechem rozmarzenia głośno lub szeptem podzielić się z innymi strofami Ani z zielonego Tyczyna!

    Zagubione jutro

    opadły płatki lawendy,

    tęsknota mknie bezdrożami,

    a noc mnoży wątpliwości.

    Wczoraj przemknęło ukradkiem,

    nie chciało zostać do jutra.

    Smutek znaleziony w trawie

    czeka aż spotka go radość.

  • Blog

    Stęskniłam się za pisaniem!

     

    Już po wakacjach, już po udanym narodowym czytaniu Lalki i w zasadzie można powiedzieć – sielanka. Prawie sielanka oczywiście bo jeszcze tak się nie zdarzyło, żeby nic do roboty nie było. Jednak patrząc na „odhaczone” priorytety mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że pomysłów nowych namnożyło się i czeka w niewiadomej kolejności na wpisy. Przecież nie da się zaplanować, na co mi przyjdzie ochota w pierwszej kolejności. Tym bardziej, że imię weny ukryte zostało przed oczami ciekawskich przysłaniając woalem niepewności wszystkie karty przyszłości. Tak to już bywa, że ciekawość z jednej strony nie popłaca lecz patrząc z drugiej jest niezbędnym motorem napędzającym różnorodny rozwój. Dlatego mam cichą nadzieję, że po zakończonym okresie laby wróci chęć ciekawości by zbadać kolejne strony i sprawdzić czy przybyło coś w nich na wagę, może nie złota, ale dyskusji i zaciekawienia, a już taka wola przyczyni się na pewno do napędzenia koła twórczego, dając nie tylko mnie powód do dalszych rozważań.

    Jak spojrzałam wstecz, to zobaczyłam, że od pierwszego wpisu minęło już pół roku. Patrząc w przeszłość i przyszłość można powiedzieć, że to kropla w morzu, ale dopiero zaglądając głębiej można stwierdzić co to za kropla…

    Wściubiając nos pod podszewkę swojego ja mogę stwierdzić, że pisaniem na „Szeptanych butach” zostałam zarażona, dla mnie to skok na miarę mistrzostw, odkrycie nowych nieznanych emocji, ukazanie innego bo własnego spojrzenia, konwersacja i ciepło czytelników i to najważniejsze, głód pisania! Minęły wakacje, a ja jak uczennica marzę by zapełniać kolejne stronice, kaligrafując własne spostrzeżenia tak by odbiorca chciał jeszcze wrócić.

    Dlatego  postanowiłam troszkę tę stronę ubarwić, urozmaić zakładki i umożliwić bardziej rozbudowaną komunikację, oczywiście słowno-pisaną i do tego między Tobą, a mną, a może jeszcze i Oni się przyłączą?

    Nigdy nic nie wiadomo, a przecież czas może być naszym sprzymierzeńcem, może sprawić niespodziankę, może podkręcić niejeden pomysł i na kolejnych stronicach zanęcić pozytywnymi wibracjami. Prawdę powiedziawszy bardzo stęskniłam się z pisaniem i mogłabym tak dzisiaj nawijać bez umiaru. Jednak zdrowy rozsądek nakazał przerwę, dając mi czas na przygotowanie kolejnej relacji o…

    o tym przeczytasz niebawem, tylko zajrzyj na stronę!

     

     

     

  • Blog

    Tuż przed narodowym czytaniem Lalki

    Przed nami kończące się już wakacje, a zaraz po nich piękny polski wrzesień, który kojarzy się od zawsze z początkiem roku szkolnego, a od kilku lat również z narodowym czytaniem polskich Wieszczów. Jeszcze w tamtym roku Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że w kolejnym narodowym czytaniu zagłębimy się w strofy Lalki Bolesława Prusa.
    W związku z powyższym działający od kilku lat (przy bibliotece strzyżowskiej) Dyskusyjny Klub Książki wystąpił z propozycją przygotowania tegorocznego narodowego czytania. Po uzyskaniu aprobaty DKK przystąpił do działania i już dzisiaj serdecznie zaprasza Wszystkich miłośników czytania i nie tylko, na wieczór z Lalką i spotkanie w Bibliotece Publicznej Gminy i Miasta w Strzyżowie w dniu 4 września 2015 r. o godzinie osiemnastej.
    Jednocześnie zachęcając Wszystkich mieszkańców do udziału w spotkaniu mamy przyjemność poinformować, że przygotowaliśmy kilka niespodzianek, które może nawet wytrawnemu znawcy sztuki pisarskiej pozwolą na nowo odkryć uroki zagłębiania się w karty książki, a zwykłemu czytelnikowi ubarwią przyjemność czytania na co dzień.
    Przed nami jeszcze trochę pracy i … :o)
    Kończąc zapowiedź chciałabym jeszcze tylko podkreślić, że zaangażowanie Dyskusyjnego Klubu Książki w projekt jest jego autorskim pomysłem, więc mamy cichą nadzieję, że efekty, które będą Państwo mogli zobaczyć we wrześniu zostaną prze widzów ciepło przyjęte.

     

    Urszula Rędziniak
    prawie reżyser czytania Lalki przy DKK

     

     

  • Blog

    Przepis na Wisznię

    Lipcowe lato dobiega końca, pachnie skoszona trawą i rodzimymi owocami.
    W kuchni zaś każda wytrawna gospodyni pichci. To dobry czas na pyszne zimowe przetwory.

    Ich różnorodność w polskiej kuchni zadziwia pomysłem i smakiem.

    Tak pomyślałam sobie, że dzisiaj jest niezgorszy dzień by sprzedać Wam przepis na pyszną Wisznię,

    bo w sumie każdy wie, że Wisznie są palce lizać!!!

     
    A letnią porą dojrzałe i bordowe niczym szminka na ustach dziewcząt

    przechodzą w słodycz nieopisaną tańcząc zwiewnie na wietrze.

    Bo taka jest właśnie Wisznia – roztańczona słodyczą, rozśpiewana kolorowym latem, przetykana wstęgą pomysłów i zakręcona pasją grona ludzi na czele z ich opiekunem Grzegorzem Tomaszewskim.

    Miałam osobistą przyjemność przebywać wśród tego barwnego grona i wiem, że nie tylko latem Wisznia zaraża śmiechem i radością. Niczym garść wiśni w dłoni, różnorodność regionalna jest jej atutem, a malowniczy stroje przyciągają wzrok każdego przechodnia.

     

    I tylko jeszcze trzeba stanąć na chwilkę i spojrzeć na wielobarwne tańce tej sympatycznej grupy by rozsmakować się bez umiaru w uroku Wiszni.

    Dlatego jeżeli kiedykolwiek Twój wzrok padnie na plakat, na którym zapraszają na Wisznię z Wiśniowej,

    nie zastanawiaj się nawet przez chwilę, tylko idź i smakuj!

     

    Zdjęcia dzięki uprzejmości Grzegorza Tomaszewskiego.

     

     

  • Blog

    Rysunek na … pogodę ducha!

    W moje życie wkradła się kolejna nutka optymizmu i temat jak zwykle wepchnął się sam. Bez kolejki i bez pardonu postanowił w tym tygodniu wyforować się na pierwsze miejsce.

    Odrobina optymizmu, niewielka kropelka z pędzla na dłoni i pędzelek w dłoni. Dłonie, one mnie w opowieściach wraz z pogodą ducha prześladują regularnie. Takie czasy, każdy ma jakiegoś „dręczyciela”. Ja swojego trzymam przy sobie – oczywiście za dłoń i z przymrużonym okiem – tak by optymizm się nie zbiesił i mnie nie opuścił urażony.

    Ty też proszę, uśmiechnij się choć za grosze, bo smutnej miny nie znoszę!

    Ciekawe zdjatko?

    Chahahaha tak mam moje dłonie artystycznie ozdobione 🙂

    Mam nadzieję, że uśmiech wzbudza,  bo mnie aż roznosi od talentu Małgosi, która dzieli się nim regularnie, najczęściej z innymi kobietami zdobiąc im dłonie.

    Potem każda niczym królowa lub księżna na włościach swoimi dłońmi wabi niejednego gościa. Wiem co mówię, sama czasami jak wachlarza muśnięcie machnę dłonią na przywitanie, tak by znawca sztuk pięknych z zachwytem błysku zobaczył dzieło niespodziewane.

    Lecz letnia pora napawa odrobiną frywolności, luzu kropelką i łezką wariantów tęczowych. Dlatego dziwnym być nie może, że i mnie w wyobraźni poniosło, a szaleństwo wyobrażeń nie ominęło wraz z optymizmu nutką miny dziwaczne na dłoniach zmalowane, tak by każdy spoglądając choćby ukradkiem odczytał  gorące dni aranżacji letnich wariacji!

    Na szczęście lato jeszcze trwa!

    A mnie podobają się takie wariacje luzu i optymistyczne odmiany słońca, więc postanowiłam, że następne będą niczym kwiaty oplecione nieba wspomnieniem!

     

     

    Zdjęcia – autorka prac – Małgorzata Gosztyła

     

     

     

     

  • Blog

    Paradoks czytelnika

    Czasami tak sobie myślę, że współcześnie mamy więcej paradoksów niż normalności, i to w każdej dziedzinie życia.

    Natomiast mój paradoks dotyczy czytelnika w najszerszym rozumieniu tego słowa, czyli odbiorcę tekstów pisanych, który nie przechodzi obok ich treści obojętnie. Może nie zawsze, ale jednak ma swoje spostrzeżenia, opinie i wiedzę lub refleksję na prawie każdy temat, a do tego czasami lubi się podzielić własnym zdaniem, opinią lub choćby sugestią z autorem tekstu lub innymi czytelnikami.

    Logicznie rzecz biorąc czytelnik ma pełne prawo do wyrażenia swojego zdania!

    Zawężając zatem nieograniczone grono czytelników skupiłam się na stronie Szeptane buty i osobach ją odwiedzających, gdzie z pełną świadomością przez pewien okres czasu wstrzymałam zamieszczanie jakichkolwiek nowych treści by zbadać pewną zależność.

    Na stronie każdy może zamieszczać komentarze i swoje refleksje na temat poruszanych tematów. Patrząc na nią wydaje się jednak, że grono piszących jest nieduże. Słuszne rozumowanie prowadzi do wyciągnięcia błędnych wniosków z prostej przyczyny, zamieszczany po raz pierwszy komentarz musi być zaakceptowany przez administratora, taka ochrona przed spamem.

    Jednak codziennie na zamieszczone opowiastki przychodzi pewna liczba opinii w języku angielskim. Nawet cisza pisarska nie powstrzymuje komentatorów i znawców mowy polskiej 🙂

    Ciekawostką jest fakt, że anglojęzyczni czytelnicy maja ulubione szczególnie dwa wątki, na które notorycznie przysyłają swoje posty. Czytając ich komentarze zachodzi sytuacja pozornie niemożliwa. Opinie zagranicznych czytelników są bardzo pochlebne, czasami wręcz chwalebne!

    I tutaj zaczyna się nielogiczność, bo z powszechnie przyjętym zdaniem w naszym kraju, to dla poszerzenie kręgu odbiorców teksty z reguły zamieszczane są po angielsku, bo czytelnik anglojęzyczny za diabła nie może pojąć naszych ogonków i innych szeleszczących myśli.

    A na Szeptanych butach – paradoks – sprzecznie z przyjęta zasadą obcokrajowcy znajdują się doskonale, codziennie przysyłając swoje „opinie” na temat zamieszczonych treści.

    Podsumowując, nasunęła się refleksja o pustej do połowy szklance, a może do połowy pełnej?

    Tak, tak sobie myślę, że jednak wolę szklankę do połowy pełną, mniej opinii, komentarzy lub refleksji, ale jednak po polsku. Po co mi paradoksy czytelnicze jak mogę mieć polski komentarz, niekoniecznie logiczny, ale za to z reguły na temat 🙂

    I tym niespodziewanym akcentem zapraszam i zachęcam Wszystkich czytających do wyrażania własnych opinii, tym bardziej, że Administrator obiecał mi poszerzenie możliwości wpisywania komentarzy na wszystkich stronach Szeptanych butów.

     

     

  • Blog

    Las krzyży

    Czytałam kiedyś legendę o drzewie w fińskich lasach, ukrytym głęboko przed wzrokiem ciekawskich. Drzewo to, gatunek bez znaczenia, było olbrzymie, rozłożyste i pełne powykręcanych z bólu gałęzi, które tętniły chorym życiem nieszczęścia i ludzkich tragedii.

    Pewnego dnia w szczerym polu, pośród promieni słońca przetykanego wiatru szelestem zadrżała mi pod stopami ziemia, nogi się ugięły, a brak oddechu przyspieszył rytm serca. Oczom moim ukazał się las, las krzyży na górze bez imienia i bez historii, ale za to przepełnionej rozpaczą, smutkiem i łzami. Góra bez nazwy, góra bez czasu, cała usiana krzyżami różnej wielkości, od maleńkich próśb po wielkie pomniki wiary chrześcijańskiej, jarzyła się w słońcu mrokiem krzywdy.

    Setki, tysiące, a może jeszcze więcej niesprawiedliwości i trosk złożonych w jednym miejscu, modlitwa płynąca z głośnika i smutek podmuchu na policzku wstrzymały oddech, nie pozwoliły kroczyć dalej alejami żalu.

    Nie mogłam podziwiać, nie mogłam się zachwycać, w ciszy odeszłam prosząc bym nigdy nie musiała samotnie dźwigać swojego krzyża na bezimienna górę.

    Fot. Jan Ziarnik