• Blog

    Nie karmić trolla!

    Zdarza Ci się surfować po Internecie?

     

    Ja też lubię wpaść na strony internetowe, poczytać informacje o świecie i kraju, zajrzeć do kultury i sztuki, „luknąć” na modę, wbiec na strony sportowe, zaśpiewać karaoke, a nawet spojrzeć na horoskop. Wiadomo, im więcej człowiek wie, tym bardziej elokwentny być może.

    No właśnie – być może…

    Za czasów PRL-u, gdy wszystko było białe lub czerwone, w kiosku na rogu można było kupić rozłożystą Trybunę Ludu i Być może, niepowtarzalny zapach wody toaletowej w niedużej buteleczce. W zasadzie, już wtedy w dobrym tonie było wręczanie gerbery zamiast goździka i czytanie Przekroju oraz słuchanie radiowej Trójki. Młodzież lubiła wyzwania, podziemną prasę i zakazane piosenki czy filmy. Pamiętam film „Kwadratura koła”, który  w sposób groteskowy przedstawiał wady naszego społeczeństwa,  polityków i ich doradców z początku lat 80-tych dwudziestego wieku. Dreszcz emocji i fartu, że nikt nas nie złapał  podczas oglądania zakazanej twórczości do dziś wspominam  z nutą sentymentu. I tak, mocno zawężony przekaz trafiał do mojej świadomości, a ja chciałam więcej i jak większość w tamtych latach, szukałam w bibliotekach, po znajomych, rodzinie, i gdzie tylko się dało nowych wiadomości o kraju, o świecie, o prawdzie historycznej, o życiu, o modzie, o kabarecie, o polityce…

    O polityce to jednak nie, bo wówczas przecież nie było czegoś tak  niepojętego jak polityka w obecnym  tego słowa znaczeniu 🙂

    Dzisiaj, w zasadzie mogę wszystko, wchodzę na strony internetowe i mam podane na tacy miliony potrzebnych i oczywiście także tysiące zbędnych informacji. Potrzeba tylko czasu i trochę chęci, a odkryć możemy komplet informacji jakie są nam potrzebne na konkretny lub wymyślony temat. I to jest naprawdę świetna sprawa, a także mnóstwo zaoszczędzonego czasu lub jego strata. Dla każdego według potrzeb i woli lub niewoli uzależnienia.

    Tak właśnie, surfując sobie po Internecie, patrzę z zatroskaniem, jak  już w każdym  temacie spotykam  paskudne, przerażające i odrażające trolle bez koloru. Też na nie wpadacie?

    Kiedyś można było wędrować stronicami świata i bez najmniejszych obaw zamieścić własne spostrzeżenia pod interesującym nas tematem. Im wątek był bardziej intrygujący, tym dyskusja była barwniejsza. Z wielką ciekawością zatapiałam się w komentarze pod  artykułami, bo tam bardzo często można było się dowiedzieć jeszcze więcej ciekawych  rzeczy, ujrzeć spojrzenie innych ludzi, poczytać odmienne opinie, zgodzić się z nimi lub nie.

    I nagle, gdzieś to wszystko się rozmyło. Było i zniknęło. Strach  zamieścić jakikolwiek komentarz, bo od razu zostajemy zlinczowani. Taki Ku Klux Klan internetowy, bez imion i twarzy, bezkarny, anonimowy.

    Zastanawiam się skąd tyle jadu i nienawiści z ekranu wylewa się co dnia, bo przecież to nie jest normalne i zrozumiałe. Problem sięga zapewne głęboko i być może już podlega szerszym badaniom. Mnie zastanawia coś bardziej osobistego, dlaczego to właśnie my dajemy się wkręcić w machinę cudzego zysku. Bo jak się tak lepiej przyjrzymy mechanizmom , które napędzają kieszeń  złotem, to okaże się, że najlepszym  motorem   jest właśnie błoto.

    I tak sobie myślę, że nie jesteśmy wulgarni, nietolerancyjni i źli z gruntu. Teraz jest czas surferów internetowych, a to jest już nasz czas. I chyba w każdym z nas mieszaka kawałeczek trolla…

    Pytanie tylko, na ile pozwolimy mu urosnąć w siłę anonimowej wulgarności?

    Odpowiedź, wbrew pozorom wydaje mi się prosta, każdy troll urośnie na tyle na ile sami mu pozwolimy! A to oznacza, że najpierw powinniśmy się zastanowić, czy pokazując swój wizerunek, imię i nazwisko wrzucilibyśmy do sieci to co wrzucamy anonimowo.

    Jeżeli tak i do tego nie boimy się swoich poglądów, to znaczy, że możemy zamieszczać swoje wypowiedzi. Natomiast jeżeli jesteśmy tylko odważni w swojej ocenie, gdy skrywa nas chusta anonimowości to zastanówmy się… bo dzisiaj, dominują czarno-białe kolory, które przykrywa szarość bezkarności.

    Jednak, czy faktycznie tego potrzebujemy, czy aż tak zniewoliła nas bezmyślność i bezkarność, że zapomnieliśmy o normalności?

    Myślę, ze nie i dlatego każdy z nas, sam  powinien zadbać o to by nie karmić trolla, tak by ta nieprzyjazna tłuszcza rozpłynęła się w świeżej bryzie nowego powiewu mądrości, chociażby szklanego ekranu, zarówno tego komputerowego jak i umysłowego.

    I jak zauważyłam surfując ostatnimi czasy po Internecie, to nawet zapach Być może  markę elegancji po latach przyjąć postanowił, wiec my tym bardziej nie dajmy się zwariować!

    Do ozdoby słowa  spisanego i myśli zakręconych wykorzystałam potęgę Internetu!
     
     

  • Blog

    Postanowienia noworoczne

    Całkiem niedawno spierałam się w luźnej rozmowie na temat postanowień noworocznych, konieczności ich tworzenia i zasadności realizacji złożonych obietnic. Oczywiście, jak większość chyba, nie uznaję takich deklaracji składanych przeciw samej sobie.
    Bo w sumie dlaczego mam katować siebie i innych wyzwaniami, które jeszcze przed końcem roku dopadły mnie niczym wyrzut sumienia.

    Hmmm… pospierałam się, postawiłam na swoim, argumentując tę bezzasadną bezduszność oświadczeń i zadowolona zajęłam się przygotowaniami do świąt Bożego Narodzenia. Jak prawie każda kobieta naszykowałam wigilijną kolację z pietyzmem i gdy zabłysła pierwsza gwiazdka (prawdopodobnie, bo mglisto dość było) w pogodnej atmosferze zasiadłam do stołu. Życzenia, prezenty, mnóstwo radości i łez wzruszenia w ten czas spłynęło na mnie niczym nagroda za miniony rok.

    I tak między jednym, a drugim kęsem wybornego sernika naszła mnie refleksja, że moja opozycja w stosunku do postanowień noworocznych jest nazbyt pochopna, bo przecież od urodzenia, a właściwie odkąd sięgam pamięcią, zawsze stawiałam sobie jakieś wyzwania. Nagle zrobiło mi się wesoło, roześmiałam się w głos, bo zrozumiałam, że też dałam się złapać sloganom, które powtarzane wokoło rażą nas i zmuszają do opozycji dla zasady.

    Bo któż z nas lubi być zmuszany?

    Ja na pewno nie!

    Mam taki wewnętrzny „przymus” (chahaha) i jak dostaję polecenie zrobienia czegoś dla dobra samej siebie to od razu, tak dla zasady mówię „NIE”.

    Ciężko żyć z takim nonkonformistą, więc rozumiecie że muszę być dzielna, bo przecież też mam swoje postanowienia, (niekoniecznie noworoczne) które chcę mimo wszystko zrealizować.

    I tutaj chyba należy przejść do meritum…

    Dzisiaj, gdybyś chciał ze mną porozmawiać na temat noworocznych postanowień, to z góry uprzedzam, że będę przeciw, lecz tym razem moje argumenty będą ciut inne, bardziej dojrzałe choć kobiece, bo któż z nas nie ma swoich marzeń, pragnień i celów do realizacji.

    Nie poddawajmy się stereotypom, ale pozwólmy sobie samym tworzyć naszą lepszą przyszłość, i nie bójmy się wyzwań, które narodzą się choćby w przeddzień Nowego Roku.

    Na zakończenie, tak tuż przed końcem tego 2016 r. życzę Wszystkim by nie bali się spełniać własnych pragnień, a każdemu z Was, już z osobna by w Nowym Roku spełnił swoje najskrytsze marzenie!

     

     

     

     

  • Blog

    Wsiąść do pociągu – czyli krótka opowieść o Jolancie Karasińskiej.

    Czasami niespodziewanie znajdujesz się na stacji zwanej życiem, w niespodziewanym miejscu i niepewnym czasie. Ot tak, byś mogła poznać nowe barwy, które nieobce, to jednak pisane innym spojrzeniem zaciekawiają. I ja, pewnego dnia wsiadłam do „Lokomotywy”, wierszowanej rymem zabawy, z ciekawymi ludźmi. Przez kilka lat, razem z innymi bawiłam się słowem i żartem jadąc od stacji do stacji – zawsze w miłym lecz nieprzewidywalnym towarzystwie. Radość i śmiech to były częste bilety wstępu do Lokomotywy, którą do dzisiaj wspominam z rozrzewnieniem.

    I tak od pierwszej stacji, od pierwszego rymu i słowa w Lokomotywie towarzyszyła mi Jolanta Karasińska. Urocza, sympatyczna i pełna barw kobieta, która swoim optymizmem zarażała niejednego. Ta podróż zaowocowała barwną znajomością, odkrywając kolejne atuty Joli.

    Dzisiaj po blisko dziesięciu latach naszej wirtualnej znajomości, mój szacunek do Jolanty nie tylko nie zmalał, ale wręcz przeciwnie, powiększył się o kolejne stopnie zaawansowania. Bo jak nie podziwiać kobiety, która w kwiecie wieku pokazała, że radość życia to najpiękniejsza wartość, z której można czerpać i którą można się dzielić a wiele sposób.

    W pokoiku, na półce z książkami leżą obok siebie wiersze ukryte w tomikach: „Skrawek nieba” i „Jeszcze wczoraj tańczyłam z gwiazdami”, dwa dorosłe i romantyczne tomiki Joli Karasińskiej oczywiście z dedykacją. Można do nich sięgać każdego dnia, tak by utulić smutki i rozwiać żal. A obok nich, całkiem niedaleko zamieszkały kolorowe opowieści dla dzieci, ja zakupiłam uje dla przyszłych wnuków. Bo nie można pominąć, nawet na przyszłość ciepła, radości i zabawy, które ukryły się w rymowanych bajkach Joli. „Witaj łąko”, „Jak kropelki” i „Tęczowe nutki” tęczowo mienią się na każdej stronie. Myślę, że to piękny dar Poetki dla najmłodszych.

    I w zasadzie już mogłabym skończyć, gdyby nie Jola, która kilka lat temu zaskoczyła mnie swoim kolejnym talentem. Pełna werwy i pomysłów Jola chwyciła za pędzel i … nagle okazało się, że Jej talent rozkwita na nowo. W swoich obrazach Jola odkrywa nie tylko piękno przyrody, ale także pokazuje odbiorcom, jak ciekawa i niebagatelna może być wyobraźnia pisarza zatrzyma w kadrze twórczego „pędzla”.
    Ja nie mogłam się oprzeć jej wizjom i jeden z obrazów dzisiaj wisi w pokoiku, tuż obok wierszy, bo nie można rozdzielać zbyt drastycznie twórczych wizji.

    Jola Karasińska – poetka, malarka, dusza towarzystwa, prężnie działająca na barlineckiej ziemi. Wspaniała kobieta, z wielką wrażliwością, a dla mnie Jola Kolorowa, dama w każdym calu, z którą miałam przyjemność jechać w jednym z „wagonów”, a którą do dzisiaj i jeszcze dłużej będę nosić w sercu,

    bo każdemu życzę

    wsiąść do pociągu

    i spotkać bratnią duszę.

     

     

     

  • Blog

    Jubileuszowe wyrazy pamięci czyli 80 świeczek na torcie urodzinowym Adama Kluski

    Postanowiłam, że tym razem będzie krótko. Proszę mi uwierzyć, ze naprawdę starałam się ograniczać wspomnienia do minimum, bo gdybym sobie pozwoliła na odrobinę rozrzutności i szczegółowość jaka cechuje dzisiejszego Jubilata, to zapewne obecne wydanie Wagi i Miecza w całości byłoby poświęcone działalności strzyżowskiego regionalisty – Adamowi Klusce.

    Tort urodzinowy, życzenia zdrowia i pomyślności, prezenty, wyrazy pamięci, kosz wspomnień, radość, uśmiech, szacunek, spełnienie marzeń, i dobrodziejstwo czasu…

    Można wymieniać bez końca pozytywne wrażenia jakie towarzyszą mi dzisiaj, gdy w chwili skupienia moje myśli podążają za postacią Adama, człowieka którego poznałam ponad 25 lat temu, jako ojca naszych bliskich znajomych. Jedna z pierwszych dorosłych osób, które zakotwiczyły w moim strzyżowskim życiu. Człowiek, który jawił mi się wówczas jako serdeczny i opiekuńczy ojciec rodziny, bezpretensjonalny, lecz ze światłym spojrzeniem i wielką kulturą osobistą, zaskarbił sobie moje serce na zawsze. Tym bardziej bez wysiłku i zdziwienia, rok za rokiem, wydarzenie za wydarzeniem, przyjmowałam wiadomości o kolejnych pasjach i działalności ówczesnego Dyrektora Biblioteki Adama Kluski.

    Z lekkością wiatru płynęły kolejne informacje na temat społecznej działalności Jubilata. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy dowiedziałam się o istnieniu strzyżowskiego muzeum i jego kustoszu – Panu Adamie Klusce. Podziw i zaskoczenie do dnia dzisiejszego nie opuszczają mnie, gdy myślę ile pracy i serca potrzeba było włożyć w taki twór, który w 2011 roku zaowocował Muzeum Samorządowym Ziemi Strzyżowskiej im Zygmunta Leśniaka.

    Nie można pominąć roli Adama w skrupulatnym przechowywaniu pamięci o tych co odeszli. Wielu pasjonatom i historykom drobiazgowość i świadectwo o mieszkańcach ziemi strzyżowskiej, tych sławnych i tych cennych aczkolwiek zapomnianych jest dzisiaj kopalnią wiedzy i pamięci. Bo tak naprawdę, nikt z nas nie zdaje sobie sprawy w zwykłej szarości codziennych trosk i problemów, że właśnie ta historia to nasza tożsamość narodowa, bez której bylibyśmy białą kartą na mapie świata. Dla mnie, wszystkie opowieści i kroniki, pozyskane dzięki osobistemu zaangażowaniu Adama są niezaprzeczalną skarbnicą regionalnej wiedzy o historii Ziemi Strzyżowskiej i jej mieszkańcach.

    Całkiem niedawno pisałam o ważnych nagrodach strzyżowskich i myślę, że jubileusz 80 urodzin to dobra okazja by przywołać ich wspomnienie, tym bardziej, że są to grand prix wśród strzyżowskich odznaczeń. Adam Kluska za swoją działalność społeczną i szerzenie wartości patriotycznych oraz krzewienie kultury regionalizmu został wielokrotnie odznaczony. Warto tutaj przypomnieć uhonorowanie odznaczeniami w 2002 roku Za zasługi dla regionalizmu polskiego oraz Zasłużony dla Gminy i Miasta Strzyżów, czy w 2007 roku Zasłużony dla kultury polskiej i Honorowy Obywatel Gminy i Miasta Strzyżów.

    Nie sposób pominąć bogatą działalność Jubilata w Towarzystwie Miłośników Ziemi Strzyżowskiej, gdzie od 1975 roku pełnił funkcję sekretarza, a od 1995 do 2011 roku był jego prezesem czynnie działając na rzecz krzewienia strzyżowskiej kultury. Członkom Towarzystwa dał się poznać jako znakomity kierownik  i regionalista. Dzięki jego osobistemu zaangażowaniu wydano wiele regionalnych publikacji, które do dzisiaj służą mieszkańcom Strzyżowa. 

    Od dłuższego czasu spotykamy się podczas różnych spotkań kulturalnych i muszę przyznać, że towarzystwo Adama jest dla mnie zawsze inspiracją, a jego celny dowcip nieraz, nawet w najmniej odpowiednim momencie, potrafi rozśmieszyć do łez. Dlatego jestem bardzo zadowolona, że obecnie Adam jest także członkiem Kręgu Twórczego Arche, gdzie z wielkim zaangażowaniem na co dzień tworzy wiersze i uczestniczy w spotkaniach, także z mieszkańcami Strzyżowa, którzy z wielką życzliwością i serdecznością przyjęli grono piszących utwory poetyckie.  Krąg Twórczy Arche, a właściwie jego członkowie z radością uczcili już jubileusz Adama na comiesięcznym spotkaniu czwartkowym.

    Mam nadzieję, że wybaczą mi Państwo ten telegraficzny skrót o wspomnieniach, które od pierwszego mojego przyjazdu na ziemię strzyżowską powiązały się nicią sympatii z niebagatelną osobowością tej ziemi, którą miałam przyjemność poznać osobiście wiele lat temu, a który właśnie obchodzi wspaniały jubileusz 80 urodzin…

    I na zakończenie, nie mogę oczywiście pominąć faktu, że Adam Kluska jest jednym z założycieli  i redaktorem Wagi i Miecza, gdzie od 1991 roku dzieli się swoimi historyczno-społecznymi artykułami oraz twórczością poetycką. Dlatego z wielką przyjemnością w imieniu Wagi i Miecza składam drogiemu Jubilatowi najserdeczniejsze życzenia pomyślności i wszechstronnego uznania bogatego dorobku strzyżowskiego regionalisty, a ja ze swej strony mogę dzisiaj tylko dołączyć do szerokiego grona życzliwych, którzy mają przyjemność znać Adama Kluskę i osobiście życzyć drogiemu Jubilatowi kolejnych lat przepełnionych twórczością i szacunkiem społeczeństwa, nie tylko strzyżowskiego.

     

     

     

  • Blog

    „Chcę liter opływowych” – debiut Radosława Kozaka

    Nigdy nie myślałam, że będę miała przyjemność zapowiadać udany debiut poetycki.
    A jednak! Dzisiaj to ja mam wielka przyjemność podzielić się dobrą nowiną.

    Nasz kolega Radosław Kozak, jeden z liryków Kręgu Twórczego Archē, strzyżowian, poeta młodego pokolenia, którego niejednokrotnie mieliśmy przyjemność smakować na łamach Wagi i Miecza został finalistą 11 ogólnopolskiej edycji konkursu “Połów. Poetyckie debiuty 2016” organizowanego przez prestiżowe Biuro Literackie z Wrocławia. W efekcie spośród 222 arkuszy poetyckich (ponad 2,5 tysiąca wierszy), które napłynęły z całej Polski znalazł się w wąskim gronie finalistów.

    Skromny i jednocześnie pełen radości Radek podzielił się z nami swoim sukcesem, a my jako Krąg Twórczy Archē jesteśmy dumni, że mamy w swoich szeregach młodego, uzdolnionego poetę.

    „Ten finał i możliwość uczestnictwa w pracowni twórczej oraz pracy nad zaproponowanym zestawem z poetami z jury, ale także udział w slamie poetyckim ze swoimi wybranymi wierszami i szansa na druk w pofestiwalowym almanachu to była dla mnie ogromna, ogromna frajda. Festiwal odbywał się od 16-18 września – niemalże jakby mi ktoś zrobił prezent na urodziny!”

    Osobiście mam także nadzieję, że niebawem znowu usłyszymy o Radku i jego liryce w plenerze polskiej poezji. Bo przecież najważniejsze, to mieć pasję, a możliwość dzielenia się nią z szerokim gronem odbiorców, to niebagatelne wyróżnienie, tym bardziej gdy wywołuje się pozytywne emocje. Radosław Kozak i jego wiersze niejednokrotnie pobudziły czytelnika do refleksji i wzruszeń, dlatego z całego serca życzę naszemu strzyżowskiemu Poecie kolejnych nagród i tomików.

    Talent, to niezbywalne prawo wymagania na nowo!
    Składając serdeczne gratulacje, czekam na coraz więcej sukcesów i kolejne tomiki poetyckie naszego sympatycznego kolegi Radosława Kozaka. Myślę, że dobrze byłoby zorganizować wieczór poetycki z twórczością Radka Kozaka, który a pewno pozostawi w pamięci niezapomniane wspomnienia i wiele wzruszeń.

    Przejście / Ibid. Tomasz Różycki

     

    Nigdy nie myślałem, że po trzydziestce

    Będę się czuł tak samo zagubiony jak wtedy

    Gdy miałem lat szesnaście czy dwadzieścia

    Że będę siedział co wieczór z ciężką głową

    Po balkonach, latał po nieznanych krajach

    Sypiał w obcych dłoniach i naskórkach

     

    Że mnie otoczy nagle popielata chmara słów

    I jak psy gończe będzie mnie ścigał wiatr

    Pełen rozmaitych popiołów, że będę uciekał

    Bojąc się gęstych jego znaczeń, aż pojmie mnie

    Któregoś dnia nieznana mowa, i osiądę na mieliźnie

    Ugrząznę, i będę — zduszony, z irydowym jękiem —

    Plamić delikatne włókna drzew. Drzew

    Które nie zawiniły przecież, a jednak stłoczone

    Męczą się w tym wierszu pod dyktatem

    Niejasnych imperatywów

     

    I jak w tym wierszu właśnie, zstępującym

    W pomrok, gasnącym w niespokojnym rytmie

    Tak będzie mi ubywać ludzi i świata, aż w końcu

    Cała ta wielobarwna błona stanie się przezroczysta

    I sam Czas stanie przede mną — nagi i twardy

    I nic mi już nie zostanie, tylko porównać jego wąskie

    Trupie ramię do lotki w skrzydle kruka czy gawrona

    Która tak samo śliska, zimna i nieprzenikniona

     

    Radosław Kozak

     

     

     

     

  • Wiersze

    Wspomnienie

     

    Rosa srebrzysta uśmiechem rozpromieniła

    drogę, którą szedłeś o poranku życia.

     

    Jeden dzień…

     

    Zaczął się tak pięknie, wśród śpiewu ptaków

    w kolorach wiosny zmierzając w nieznane,

    by już w południe powiać chłodem

    gdy mroczne chmury przysłoniły niebo,

    a lilie skropione łez deszczem zamknęły kielichy.

     

    Smutek nie może trwać wiecznie…

     

    Słońce delikatnie przebiło noc dnia

    promieniami złocistymi wzbudzając nadzieję

    przyszłego spotkania.

    Szczęście ulotna chwila…

     

    Ułamek sekundy ogrzany promieniami

    skrył się przed gradem lodu i chłodu

    grzmiąc w oddali strachem ognia piekielnego.

    Lecz niebo ziemię ukochało i niczym cztery pory roku

    jednego dnia, dla pamięci,

    porywistym wiatrem przegnało czarne chmury

    by ścieżkę prawdy ukazać.

     

    Miłość, która nigdy nie przemija…

     

    Z chwilą rozstania znalazła drogę

    przed ciemności nocą,

    kierunek do nieba tęczą wyznaczony,

    wspomnieniem i nadzieją spotkania.

  • Wiersze

    Złote ziarna

    Zdzisławie Górskiej

    z okazji wydania 10 tomiku wierszy

     

     między brzegami pozorności

    tarcza podniszczonego zegara

    nasuwa wątpliwość upływających chwil

     

    czytając wers za wersem

    mam wrażenie jakby czas stanął

    gdy „Godzina pąsowej róży

    uwolniła nektar wzruszeń

     

    zamknięte sztywno stronice

    rozsypały się na wietrze wspomnień

    tom za tomem szeleści niecierpliwie

     

    zagubione w szarości słowa

    pomiędzy północą bukowego lasu

    a południem nurtu rzeki

    drwią sobie z nadchodzącej burzy

     

    zaklęte w klepsydrze czasu

    ziarna pisaku

    jedno, drugie, … dziesiąte

    niczym libretto

    uwolniły wenę kluczem złotym

    nim błysk pioruna zakłócił

    bieg narracji

     

    20 października 2016 r.

     

     

  • Blog

    Atrybuty św. Michała

     

    Patron naszego miasta, św. Michał, najważniejszy spośród aniołów w tradycji chrześcijańskiej, jest uważany za anioła sprawiedliwości i sądu, łaski i zmiłowania, jest aniołem Bożych kar, ale też aniołem Bożego miłosierdzia. Miecz sprawiedliwości i waga mądrości – czego chcieć więcej, gdy czuwa nad nami św. Michał Archanioł. 

     

    Od 11 lat przyglądam się z zainteresowaniem niebagatelnemu wydarzeniu, które co roku, z okazji imienin patrona miasta Strzyżowa honoruje zasłużonych mieszkańców gminy (i nie tylko) nagrodą św. Michała. Ustanowione przez Radę Miejską w Strzyżowie, na mocy uchwały nr XXXII/273/05 z dnia 20 października 2005 r. wyróżnienie zafascynowało mnie tak bardzo, że postanowiłam w końcu podzielić się swoimi przemyśleniami o nim.

    Myślę, że rozpoczęcie kolejnej dekady nagrody św. Michała jest dobrym momentem aby podzielić się spostrzeżeniami, a być może i wywołać dyskusję, która przyczyni się nie tylko do umocnienia rangi tego święta, ale wręcz podniesie jego niezaprzeczalną wartość wśród naszego, strzyżowskiego społeczeństwa, a nawet powiatu, województwa czy kraju.

    Modne jest ostatnio pisanie, piszą wszyscy, o wszystkim i anonimowo przede wszystkim. Dlatego sądzę, że warto wrócić do tradycji i zacząć szanować własne poglądy, nie bać się ich, promować odpowiednie postawy i przede wszystkim honorować osoby, które własnym postępowaniem przyczyniają się do popularyzacji nieprzemijających wartości społecznych, oświatowych, kulturalnych, etycznych, prawych i innych cenionych walorów, które wymieniać mogłabym bez końca. I tak sobie myślę, że warto na chwilę przystanąć i zastanowić się czym dla nas powinna być nagroda św. Michała, strzyżowski „Oskar” za zasługi oraz jaki cel przyświecał jej twórcom?

    Z tego powodu zaczęłam szperać, dopytywać i rozmawiać, aż dotarłam do źródła skąd wziął się pomysł nagrody. Sama po tylu latach mam swoje odczucia, subiektywne spojrzenie zwykłego mieszkańca Strzyżowa, na istotę i wartość przyznawanej co roku nagrody, na jej cel i podniosły charakter tej instytucji, na niezaprzeczalną wartość szacunku dla drugiego człowieka, który bezinteresownie działa na rzecz społeczeństwa. Bo tak naprawdę za każdą nominacją stoi człowiek i jego czyny. I taki właśnie zamiar przyświecał autorowi pomysłu, Panu Wiesławowi Złotkowi. Podkreślając atrybuty św. Michała, jego waleczność i życzliwość, wagę i miecz, zaraził swoim projektem Radnych, którzy w 2005 r. uchwalili nagrodę św. Michała. Istotą powstania nagrody było popularyzowanie dorobku i osiągnięć osób oraz organizacji, które na co dzień wyróżniają się swoją działalnością i przykładną postawą, które mogą być wzorem dla innych. Zamysł nagrody wiązał się z faktem uhonorowania szerszego kręgu osób działających bezinteresownie i społecznie, gdyż istniejące już wtedy dwa wyróżnienia: Zasłużony dla Gminy i Miasta Strzyżów oraz Honorowy Obywatel Miasta Strzyżowa są nagrodami dla wybitnych jednostek naszej społeczności, a więc przyznawane sporadycznie i tylko ze względu na znakomite osiągnięcia.

    Przedsięwzięcie znalazło aprobatę i tym samym, od września 2006 r. społeczność strzyżowska może osobiście wnioskować do Kapituły o przyznanie statuetki św. Michała zasłużonym obywatelom dla naszej gminy. W tym roku do Kapituły wpłynęło 29 wniosków o nominację do nagrody św. Michała. Porównywalnie w roku 2015 wniosków było 26, a w 2014 tylko 20. Uważam, że to jest właściwy progres. Mieszkańcy Strzyżowa są coraz bardziej świadomymi wyborcami. Obecnie każdy z nas widzi i obserwuje, każdy ma własne zdanie, i każdy z nas może złożyć wniosek o przyznanie nagrody św. Michała, patrona Gminy Strzyżów. Przy czym nasuwa się taka luźna sugestia, że osoby, które są członkami Kapituły powinny być wykluczone z takiego prawa. To taki typowy Monteskiuszowski rozdział władzy, dla obiektywnej oceny złożonych wniosków.

    Odkąd pamiętam, brakuje mi także wcześniejszego nagłośnienia możliwości składania wniosków wśród naszego społeczeństwa. Pamiętam jak jeszcze do niedawna sama myślałam, że prawo składania wniosków przysługuje tylko burmistrzowi. Na szczęście, zamiłowanie do szperactwa pozwoliło mi się dokopać do informacji, że takie uprawnienie ma każdy z nas. Od kilku lat o nagrodzie św. Michała możemy także poczytać na stronie internetowej Miasta i Gminy Strzyżowa. Uchwała z 2005 r. wraz z wnioskiem i listą laureatów ukryta jest pod wizerunkiem św. Michała. Klikamy i już wszystko jasne. Sądzę, że warto byłoby także na stronie głównej Gminy Strzyżów, pod koniec sierpnia, a nawet wcześniej zamieścić przypomnienie o możliwości indywidualnego składania wniosków. W sumie, im więcej kandydatów w poszczególnych kategoriach, tym więcej emocji na gali. Podnoszenie pozytywnych walorów nagrody św. Michała na pewno przyczyni się do podnoszenia jej wartości, odkryje kolejnych społeczników działających pośród nas.

    81 osób odznaczonych nagrodą św. Michała w pierwszym 10-leciu, kolejne 10 osób w tym roku. Aktualnie nazwiska wszystkich wyłonionych laureatów nagrody św. Michała możemy znaleźć na stronie internetowej gminy, ukryte za wizerunkiem patrona, co roku powiększają grono honorowych mieszkańców Strzyżowa. Myślę, że warto byłoby również wskazać osoby, na które złożono wnioski, gdyż taka nominacja to prawdziwe wyróżnienie. Być zauważonym pośród ponad 20 000 mieszkańców ziemni strzyżowskiej i nominowanym w jednej z kategorii to niezaprzeczalna pochwała dla działalności na rzecz naszej wspólnoty. Obecnie mamy dziewięć kategorii, w których możemy nominować osoby zaangażowane bezinteresownie w działalność na rzecz mieszkańców gminy. Należą do nich: kultura; oświata i wychowanie; sport, turystyka i rekreacja; opieka społeczna; samorządność; wolontariat; bezpieczeństwo i zdrowie publiczne; mecenat oraz inne osiągnięcia zasługujące na wyróżnienie.

    Jest moc, jest potęga, tym bardziej, że statuetka św. Michała ma swoją jedyną i niepowtarzalną wymowę. Pielęgnujmy artystyczny walory  i nie zatracajmy historycznej już wartości nagrody św. Michała, ceńmy to co wypracowane przez lata, udoskonalajmy, lecz nie przykrywajmy kolejnymi pomysłami. Czasami wystarczy tylko taktownie rozbudować zasady. I jak wspomniał w rozmowie ze mną Pan Wiesław Złotek dołożyć np. kolejną bardziej nam współczesną kategorię, i do obecnych od 11 lat kategorii, dołożyć nowe gałęzie z możliwością wnioskowania w dziedzinie kreatywności,  konstruktywności, waleczności czy innych dyscyplinach życia. Warto również pomyśleć nad udoskonaleniem pracy sekretariatu działającego przy Kapitule, tak by wszystkie osoby, na które wpłynęły wnioski były zapraszane na uroczystą galę. Myślę, że osobisty udział nominowanych dodatkowo podnosi rangę uroczystości i jednocześnie podkreśla wagę imiennej nominacji ze złożonych przez mieszkańców wniosków.

    Istotne jest to by nie zawieruszyć idei nagrody św. Michała, przyznawanej w wielu kategoriach za działalność społeczną, honorową, ambitną i niezależną od żadnych uwarunkowań politycznych i sympatii. Nagrodę przyznać za faktyczne działanie na rzecz mieszkańców, dla osób wyróżniających się ponad przeciętność lub w danym roku nie przyznawać jej wcale. Wówczas Kapituła powinna dopełnić obowiązku uzasadnienia odmowy nominacji, bo czasami faktycznie, lepiej jest przyznać mniej, niż zatracić wartość wizerunku głównej wygranej.

    Na zakończenie chciałabym tylko podkreślić, że tegoroczne „Michały” zostały już rozdane, dlatego warto zacząć od nowa śledzić, co, gdzie i kiedy, aby w przyszłym roku, z czystym sumieniem móc odkryć nowe twarze i wyróżnić kolejnych bezinteresownych, którym dobro społeczne leży na sercu. Ja ze swej strony życzę wszystkim zasłużonym i wyróżnionym by dalej działali społecznie na rzecz naszej gminy, a kolejnym osobom ujętym we wnioskach do 12 edycji o przyznanie nagrody w 2017 roku życzę wygranej w postaci uznania społeczeństwa i statuetki św. Michała.

     

     

  • Blog

    Grecka mozaika

     

    „Zrozumiała nagle, że życie jest jak unijny projekt. Wymaga wkładu własnego, pracy i zaangażowania. I jest objęte ryzykiem, bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo, jaki będzie jego wynik.

    A to ryzyko należy mimo wszystko podjąć, bo bez niego żadna wygrana nie będzie nigdy możliwa.”

    Dzisiaj pozwoliłam sobie zacząć od fragmentu powieści Hanny Cygler – Grecka mozaika, książki którą niedawno czytałam, i która cały czas chodzi mi po głowie.

    Być może niejednemu czytelnikowi taki „unijny” cytat wyda się w pierwszej chwili ekscentryczny, ale gdy przy odrobinie dobrej woli, chociaż na chwilę się nad nim zastanowimy, to nagle okaże się, że Hanna Cygler w tej krótkiej, dopasowanej do naszych czasów myśli zawarła głębokie przesłanie także o naszym życiu.

    Bo czy istnieje możliwość pełnego życia bez ryzyka?

    Na to pytanie każdy z nas sam musi sobie odpowiedzieć, ja natomiast chciałabym zachęcić tych wszystkich, którzy umieją czytać do sięgnięcia po tę pełną niespodziewanych zwrotów akcji książkę, w której emocje przeplatają się z przygodą, gdzie historia łączy się ze współczesnością, a układane w kolorową mozaikę losy bohaterów nie powalają nam zasnąć.

    I taką treścią nasączona jest właśnie cała powieść, której akcja zaczyna się na słonecznej wyspie Korfu, na której spotykają się Jannis Kassalis, grecki biznesmen i młoda Polka Nina, która podejrzewa, że ten Grek jest jej ojcem. On jest właścicielem wielkiego przedsiębiorstwa, ojcem trójki dzieci i zaradnym przemysłowcem, przekazującym zarząd nad firmą młodszemu pokoleniu. Ona, intrygującą młodą kobietą, która jest zatrudniona w charakterze pokojówki w jednym z greckich hoteli.
    Od pierwszej strony czujemy bijący ze wszystkich stron skwar greckiego lata i lekkie rozleniwienie wakacyjnej przygody. Jednak nic bardziej mylnego!

    Historia toczy się kołem, a Grecka mozaika układana przez lata zatacza coraz szersze kręgi przenosząc czytelnika z Grecji ogarniętej wojną do bieszczadzkich lasów lat pięćdziesiątych, by na kolejnych stronicach odwiedzić Kraków, Gdańsk, Londyn, a nawet Nowy Jork.

    Autorka z wprawą mistrza buduje nastrój, zaplata wątki, przenosi nas w przeszłość, wędrując po mapie miejsc niespodziewanych, a początkowa nieufności dwojga głównych bohaterów, Jannisa i Niny przeradza się niespodziewanie w głębsze uczucie. W jakie?

    Każdy może odpowiedzieć sobie na to pytanie sięgając po powieść Hanny Cygler i zagłębiając się we wspomnienia Jannisa Kassalisa, gdzie współczesne życie miesza się z przeszłością, wojna z pokojem, a miłość z nienawiścią układają mozaikę nieprzewidywalnych zdarzeń. Wiele osób, niejeden zawiły wątek, prawda historyczna i konfrontacja zdarzeń spleciona ludzkimi dramatami nie pozwoliła mi skończyć i odejść. Zmieniające się krajobrazy ludzkich emocji i błędnych wyborów przerysowujące dramatem beztroskę malowanych obrazów, wybory, które zdeterminowały przyszłość bohaterów na długo pozostaną w mojej pamięci.

    Uwielbiam czytać książki, które nie tylko pobudzają wyobraźnie, lecz nie pozwalają mi nocą zasnąć, a po zamknięciu ostatniej stronicy, na długo pozostają w pamięci i sercu.

    I tak jak Hanna Cygler:

    „Wierzę, że prawdziwy człowiek jest lepszy niż ten, jakiego nam się przedstawia.”

     Kończąc cytatem z Greckiej mozaiki, serdecznie zapraszam do sięgnięcia po tę świetną pozycję książkową.

     

     

     

  • Blog

    Lato leśnych ludzi

     

    Już świta, słońce niecierpliwie zaczyna przenikać korony drzew i muskać leśne runo. Ptaki obudzone powiewem wiatru zaczynają dzień radosnym świergoleniem, a wraz z nimi wiatr głaszcząc liście szepce opowieści z mchu i paproci…

    Jakby to było wczoraj, babcia Rozalia, tatuś i ja, a za nami tłum z koszami wypełza z niebieskiego pracowniczego autobusu. To moja pierwsza wyprawa, trzeba było wstać ciemną nocą i wziąć kalosze, mały koszyk i dobry humor, bo grzybobranie to wielka przygoda. Tak mówiła babcia i tato, gdy w latach siedemdziesiątych zaczęli mnie zabierać na grzyby. I tak minęło tych lat ze czterdzieści, a ja „zarażona” grzybobraniem do dzisiaj pielęgnuję tę tradycję, bo lubię o świcie posłuchać szeptu wiatru i baśni, które opowiada las.

    Tylko, że z wiekiem zaczynam słyszeć również pomruk, który zakłóca piękno okolicy, gdy wędrując krok za krokiem po naszych lasach zaczynam potykać się o szklane i plastikowe butelki, puszki, a nawet konserwy.

    Współczesny dobrobyt śmieci.

    Przerażające!
    Czy wiesz kto je tam zostawia?

    Nóż się w kieszeni otwiera… i to nie po to aby wyczyścić znalezionego prawdziwka i włożyć go z dumą do koszyka, ale po to by pokazać protest przeciwko wandalom!
    Długo się zastanawiałam, czy poruszyć ten temat, mało popularny i nudny, śmieci w lesie ciążą nam od dawna, chociaż wydawało mi się, że teraz, gdy i tak za te odpady płacimy, to nie będzie już naród miał maniery, by je do lasu wywozić. I myślę, że to zjawisko zaczęło na szczęście zanikać.

    Ale jak to w życiu bywa, człowiek pomysłowy, twórczy, a przede wszystkim modny być lubi, więc teraz gro osób wędruje po lesie w poszukiwaniu dorodnych okazów, a to dla zdjęć na fb, a to dla pamiątki fotografując przyrodę. Nie ma w tym nic zdrożnego, a wręcz przeciwnie, naród z kanap powstał, w las wyruszył, umysł dotlenia i tylko ktoś kiedyś zapomniał (jakaś babcia, jakiś tato lub jakiś kolega) nauczyć „nuworysza” leśnego, jak w tym gaju istnieć, żyć, być, chodzić, zbierać i rozkoszować się tym co przez wieki zgotowała nam natura.
    I tak na przykład powinieneś wiedzieć, że grzyby powinno się zbierać do kosza, by mogły w czasie naszej wędrówki rozpylać to tu, to tam zarodniki, aby za rok było ich jeszcze więcej. Nie powinniśmy zbierać grzybów, których nie znamy, ale nie niszczmy ich, bo wchodzą one w skład całego ekosystemu. Przecież na runo leśne składają się nie tylko rośliny i grzyby.
    Czy wiesz, że czyszcząc grzyba przed włożeniem go do kosza pomagasz rozwijać się lepiej grzybni?

    Powiesz mi, że przynudzam, ale ja mam nadzieję, że nie, bo chciałabym poruszyć jeszcze jedną sprawę. Jeżeli podczas takiego spaceru lub grzybobrania poczujesz pragnienie, to napij się, wypij nawet wszystko co znajdziesz w lesie, lub wypij to co sobie sam przyniosłeś.
    A potem zabierz to puste, lekkie już naczynie, które nikomu w lesie się nie przyda z powrotem, do domu lub śmietnika. Czy to takie trudne?

    Myślę, że nie, tobie łatwiej jest zabrać jedną pustą butelkę lub puszkę, a mnie i innym kochającym las, jest potem przyjemniej wędrować po runie leśnym, bez konieczności zbierania śmieci zamiast owoców. Niedawno jeden z pasjonatów leśnych, Bogdan, powiedział mi, że o takich śmieciarzach powinno się mówić grzybiarz przez „Ż”.
    Tylko, czy oni zechcą się zmienić? Mam nadzieję, że tak, bo Leśnych Ludzi jest wśród nas coraz więcej, a tych niepoważnych przez „Ż”, trzeba po prostu piętnować, aby ignorancja po lesie się nie błąkała.

    Tak na marginesie, z przymrużeniem oka, zdradzę Ci, że na mieście mówią, iż grzybów w lesie mnóstwo tego lata, i dla każdego grzybiarza wystarczy bo etatowi zbieracze mają teraz luz, dostają 500 plus.

    I na zakończenie – niedowiarkom polecam – Lato leśnych ludzi – M. Rodziewiczówny, a potem zapraszam na spacer o świcie, leśną ścieżką pośród traw.

     

     

    Zdjęcia: Mirosław Chmiel