• Opowieści

    Historia z Rabatem

    Rymem czy prozą, historia się toczy sama,
    gdy wrześniowe słońce leniwie sunie nad horyzontu mgnieniem.

    Ocean Spokojny grzywami rumaków Posejdona uroczył wzrok zakochanych.
    Stanęli na chwilę, rozwarli ramiona…

    Piosenką z nutą szczęścia na fali, kto nie chciałby popłynąć na Bali
    lecz nie w balii babci, która wraz z tarą starą w zapomnienia kącie czeka na odkrycie.

    Ot, cyt umknęła chwila życia!

    Blisko i daleko, wędrówka nieznana, a Atlas w koronie niewiasty zniewala, urokiem kusi,
    ścieżką krętą wabi…

    Wtem krzyk słychać z daleka:

    – Uwaga na głowy, uwaga na nogi!
    Ta srogość w głosie i mina poważna skryła skrzętnie pod grzywką niesfornie czarną kobietę,
    nie puch marny, lecz profesjonalistę w każdym calu, oj bój się nawet drwalu, gdy Magda W.
    z wdziękiem stanowczym nie przepuści przodem nawet żadnej owcy!
    Sama w pierwszym rzędzie z flagą na antenie z radia „Via” opowieść za opowieścią, anegdoty i historie z sobie pewną wrażliwością nawija!

    Nie dziwi uroda Afryki czarnej, dni kilka, lat tysiące, kilometry bez miary przybywają

    wraz z historią opowieści barwne, pikantne szczegóły i wiatr od pustyni w ruinach Volubilis.

    Lew w spojrzeniu Meknes zamknął tajemnice, żołnierze króla unieśli przyłbice, gdy tłum kolorowy bez miary, w naiwności swojej wędruje ścieżkami razem z osłami. I ten zapach od pierwszej chwili (Maroko w przyprawach), ktoś drzwi uchylił i wszyscy z zachwytem śledzą kolejne bohaterów losy… wtem niespodziewanie odór wdarł się w nosy i zakłócił uroki uliczki z kolorowymi kramami.

    Nie kupiłam tam szalu, przeszkodził ośli ryk i zapach – Maroka aksamit. I te motocykle, miniatury Europy, przetykane Marrakeszu, jak rodzynki i daktyle, mkną pośród nocy całymi rodzinami, turystom pokazując słodką figę!

     
    Historia i współczesność, dziadkowie i wnuki, niczym skała, owoce natury w kolorach słońca,

    przetykani kozy i osła cieniem, dzieci tej ziemi… trwa wraz z ostem oliwna zieleń gajami na zboczach. Cieszy wędrownego smakosza, gdy orzechem arganowym w zdrowie zamieni dłoń spracowana kobiety… olej rozumem wszystko dopełni.

    Spacer śladami wielkich i nieznanych, dla mnie pamiątka z wakacji dla Ciebie być może nowe wyzwanie…

     

  • Wiersze

    Na linii horyzontu

                                             pamięci Wojciecha Weissa
     
     
    promień oślepił
    wytrawne spojrzenie artysty
    na moment łzą spłynęło
    zwątpienie surowego piękna
    rozczarowanie kadru
    zamknięte w obiektywie
    niepamięci rozmazane drzewa
    pojedynczo przeniknęły
    świadectwo obrazu
    gdy polną drogą
    szeptem sunął wiatr
    kołysząc prawie do snu
    pieśnią złudną
     
    i tylko myszy polne
    w strzyżowskiej kotlinie
    emfatycznie pieszczone
    ciepłem ostatniego
    tchnienia lata
    zamarły w bezruchu
    Młodej Polski

    promienny zachód słońca
    na linii horyzontu
    uwiódł swym artyzmem
    nie tylko pędzel mistrza

    refleksją
    gry promiennej do dzisiaj
    wzbudza nadzieję Edenu
     
     

    Obraz pędzla Mistrza Wojciecha Weissa

    „Promienny zachód słońca”

     
  • Opowieści

    Karykatura na pogodę ducha!

    Dzisiaj tak z okazji dnia optymizmu podnoszą mnie na duchu wszelkiego rodzaju opinie i pogaduszki, które jakby na zamówienie okrasiły poniedziałek uśmiechem 
    A wiadomo… jaki poniedziałek taki cały tydzień, więc tym bardziej w tym radosnym dniu także Ciebie chciałabym zarazić odrobiną optymizmu.

    Bo cóż może być piękniejszego niż szczęście wypisane na roześmianym licu dziewczyny i lekko zarośniętym policzku chłopaka?

    Oczywiście taki młodzieńczy błysk w oku samozadowolenia deko starszego pokolenia. I dlatego tak ważne jest by dostrzec ukryte, nawet w dnie oka piękno, które trwa!

    Mnie dzisiaj urzekło hasło prosto w oczy rzeczone:
    – „Jesteś prawdziwą ikoną!”
    usłyszałam i tylko dzięki temu, że dzisiejszy dzień optymizmu napawał mnie już od rana obowiązkiem nieustającej pogody ducha, nawet najmniejszy nerw na mych zaczerwienionych licach nie drgnął w grymasie niezadowolenia…

    cudo dnia, świtało sugestii natchnieniem, nawet przez chwilę nie pozwoliło zwątpić w piękno zamknięte w pochwale mej osobowości, w całym tego słowa znaczeniu, a i jest tego niemały kawałek, nad którym nie warto się rozwodzić.

    Wracając jednak do myśli na chwilę utraconej, zwiewnej w ten letni i chłodny wieczór, nadmienić muszę, że gdyby nie ten optymizm lub nawet chwila niepewności w mych myślach zakiełkowała to ikona z racji swej zabytkowej natury inny wymiar by mieć musiała!

    Wszak nie zrodziła się ona z miłości do urody, inne cechy ma przypisane i nawet czasami w obrazie pisanym krytyki dopuścić się musi.

    Zdrowy rozsądek wziął górę nad słowami…
    niech żyje optymizm wraz z groteską, i choć magiczny czar nie będzie teraz trwał wiecznie, to nie okraszajmy go zbędna łezką!
    Uśmiech na naszych twarzach niech tkwi bezpiecznie, bo jak patrzę na wiadomości to wiem, że za dużo mamy szarości, a w życiu potrzeba słonecznych odcieni, wiec przeganiając smutek cieni, pozwólmy sobie od czasu do czasu

    wyryć od ucha do ucha karykaturę na pogodę ducha!

  • Blog

    Pamiętam tę drogę do Częstochowy

    Dziecko ciekawe świata, podróż koleją w nieznane, pierwszy raz daleko wraz ze stukotem kół, czekałam niecierpliwie na swoje pierwsze spotkanie z Czarną Madonną. Opowieść babci Rózi barwna i pełna przenośni wprowadziła w nastrój wiary i wolności. Czasy przeszłe, tematy zakazane i ja dziecko szczęśliwe w drodze po kroplę prawdy.

    Dojechaliśmy i nastało oczekiwanie…
    Głos trąb rozbrzmiał dostojnie, aż sumienie jeszcze nieśmiałe podniosło zdumioną głowę.
    Dzisiaj wspomnieniem pozostało w sercu, a trąby strażnikiem świadomości, która wraz z odsłoną obrazu oczyszcza serce i umysł. 

    Potem jeszcze wiele razy odwiedzałam Matkę. Pierwsze wrażenie nigdy nie zbladło i do dzisiaj, gdy słyszę częstochowskie trąby to sumienie prawdy otwiera duszę na głębię matczynej miłości. Przemijanie wpisano nam w doczesność dnia codziennego, i czasami żal rozdziera serce za tym co upływa bezpowrotnie. A serce Matki zawsze gorące utuli nawet samotnego wędrowca.

    I tylko wspomnienie każe przywołać obraz z sentymentu…

    serce wie więcej, nie obejmie tego rozumem bo nie musi, wystarczy, że czuje, że bije i kocha nawet gdy dorośniesz, ona zawsze jest przy tobie, trzyma twoją dłoń i otacza cię opieką.

    Ja wiem, że serce Matki to największy skarb, który zawsze i wszędzie będzie ze mną i z tobą również, jeżeli zechcesz. Takie jest prawo miłości, wędrówka od urodzenia do śmierci tutaj, na tym padole, by potem cieszyć się wieczną miłością.

    Babcia Rozalia, ówczesny samouk w czytaniu i pisaniu, zaraziła mnie swoimi opowieściami i wiarą. Być może, gdyby było jej dane żyć w innych czasach mogłaby zostać znaną powieściopisarką, która swoim talentem pozwoliłaby ujrzeć to co ważne niejednemu czytelnikowi. A może dobrze, że swoimi zdolnościami i maestrią opowieści zaraziła chociaż mnie do głębszego spojrzenia w siebie i odkrycia prawdy, która nie pozwala bać się dogmatu lepszego jutra.

    Teraz czekam na kolejną wyprawę, to oczekiwanie jest w pełni świadome i odrobinę niepewne.

    Minęło wiele lat od czasu gdy ostatni raz byłam u Matki Jasnogórskiej. Czy przyjmie mnie tak jak dawniej, z bezwarunkową miłością i pewnością jasności przesłania?

    Czekam na tę wędrówkę z radością i pewną dozą niepewności, czy zechce mnie znowu przytulić i uścisnąć po matczynemu moją dłoń. Znowu dorosłam i znowu jestem dzieckiem, takie odwieczne prawo życia matki i dziecka, a ikona z dostojeństwem i czystością spojrzenie patrzy na mnie tak samo od lat. Jakby czas stanął w miejscu, a ziarna klepsydry zawisły w czasoprzestrzeni niepewności tamtej strony jutra. Jedna chwila, jedno ziarno prawdy… na potem, miłości i wiary znak!

    Mam taką cichą nadzieję, że kolejne spotkanie pozwoli wrócić nie tylko wspomnieniom lecz da mi nową siłę na kolejne lata, takie wsparcie Matki potrzebne jest każdemu z nas. Obym mogła czerpać z tej dobrej mocy matczynej miłości jak najdłużej. I oby było mi dane móc się także podzielić prawdziwą, właśnie bezgraniczną miłością bez końca i do końca wspólnej wędrówki.

    A potem, jak już przyjdzie czas, głos trąb dostojnie zaprowadzi mnie do Matki mej.

    Strzyżów, 3 maja 2017 r.

     

    P.S. Niespodziewanie dla mnie samej, miesiąc później byłam na Jasnej Górze. W ten dzień padało i było pełno ludzi, tłum przelewał się, odbierając nastrój  poufności, a jednak spotkanie z Matką w pełni potwierdziło moje oczekiwania. Zapewne kiedyś do nich wrócę, w kolejnym wspomnieniu opowiem o niezapomnianych odczuciach…

     

    Fot. UM Częstochowa

    http://conadrogach.pl/informacje/czestochowa.html

  • Opowieści

    Eksperyment zwany życiem

    Dzisiaj zmrok nie zapadał zbyt gwałtownie. Słońce leniwie zachodziło za horyzont,

    a ptaki długo jeszcze gawędziły nim wiatr głaszcząc wysokie świerki utulił dzień do snu.

    Siedzę tak rozmarzona i rozkoszuję się ciszą niedzielnej sielanki, jeszcze chwila, moment, nim jutro przyjdzie.

    Za ogrodzeniem chaos króluje już od kilku lat. Nieużytki ziemi zasiane wszędobylskim chwastem odstraszają.

    A jeszcze tak niedawno, szumiały wokoło kłosy zbóż dojrzewające i cieszące oko złotem sytości.

    Teraz nic się nie opłaca…

    Nawet brzozowy zagajnik, pełen samosiewek wysmukłych zniknął wiosną. Wykosiła go pomocna dłoń!

    Szkoda, bo tam gdzie rosną brzozy, tam rozsiewa się dobra energia i moc wrażeń o niespożytej sile marzeń, a jeszcze do tego las czerwonych kozaków być może…

    W sumie teraz, morze chwastów faluje na wietrze, a ja siedzę i wsłuchuję się w ich szept.

    Wiatr zmienił dyskretnie kierunek, rozmawia ze świerkami, które stoją dumnie i nikomu nie pozwolą zawłaszczyć swoim prawem dostojności. Samotne słowa o wolności, gdy ich gałęzie niczym dłonie spracowane gestykulują przeciwko niepewności jutra. Taka mowa ciała, ledwo zauważalna po zmroku.

    Zbyt gwałtowny zwrot wiatru spłoszył ciszę, a samotny jeż w świetle księżyca wyruszył na łowy. Już pora!
    Sprytny maluch tupie, z rozmysłem stawiając krok za krokiem w kierunku dobrobytu.

    A ja siedzę i słucham, zmrok wyostrzył wszystkie zmysły, a noc powolnym krokiem zaczęła otulać kobiercem spełnienia, krok po kroku, do snu. Świerki przycichły, a księżyc – Pan nocy, otoczył się gwiazdami i błyszczy dumnie uśmiechając się skrycie, gdy one pojedynczo oderwane od firmamentu spadają w granatowy niebyt. Nie słychać brzęku monet, to złoto zostanie iluzją marzeń. Może jutro nadejdzie ich czas spełnienia!
    Czuć ten lekki powiew przepełniony zapachem lilii. Ich kielichy rozkwitłe w słońcu, teraz zamknęły wrota pełne nektaru. Dla wybrańców otworzą się w dobrym momencie. W tym miejscu nawet świerszcz grając dziś w zielone zamarł, na chwilę wstrzymując smyczek… świetliki wróciły!

    Błyszczą oświetlając spokojną wędrówkę, zamiar wyostrzył wizję, a wiatr już ucichł, wycisza emocje przed nocy mrokiem, gdy kolejna gwiazda znów spadła przecinając błyskiem niebo, oby na szczęście!

    Do snu przywarły moje myśli, eksperyment zwany życiem pewnie znowu mi się przyśni.

     

     

  • Opowieści

    Prawo wyboru

    Kształty słów zamilkły w nieznanym dla siebie otoczeniu.
    Miały spojrzeć przez okno, by dostrzec piękno, a spojrzały przez kieliszek
    pełen wytrawnego wina i dostrzegły… burgund!

    Co ten kolor znaczy dla przyszłości?

    Milczą czekając na bis!

    Czas uciekł przez palce frywolności, a teraz sam łapiąc się za głowę żałuje!

    Takie życie…

    Nie wiadomo, kiedy wykrzyknik spojrzy na Ciebie, odbierając prawo głosu!

    Nie poddawaj się, walcz, przecież jesteś wolnym człowiekiem, który pragnie, kocha, marzy i myśli.
    I tylko trzykropek śmieje  Ci się w twarz, on sam nie odpowie, zatrzyma myśli w pół słowa, 

    a Ty czego chcesz?

    Masz prawo wyboru, więc który znak jest Ci dzisiaj bliski?

  • Opowieści

    Słone złoto

    W promieniach wiosennego słońca (a może to już nadchodziła jesień) stary wóz zaprzęgnięty w dwa konie uginał się pod słonym ciężarem smaku i pewnej dozy niepewności, skrywając w dębowych beczkach dobrobyt przyszłych pokoleń. Nie było słychać nic, ponad świergot ptaków. Tak blisko i zarazem daleko od celu wędrówki, gdy zmęczone ładunkiem prawie perszerony wraz z rosą poranka z wysiłkiem pięły się pod górę. I tylko od czasu do czasu, uderzenia metalu zakłócały spokojny  czas samotnej wędrówki przez las. Woźnica ściągnął delikatnie lejce, by beczki na wozie pełne białego skarbu, jedna obok drugiej, ustawione niemalże bez oddechu na rozdrożu dróg nie zadrżały i nie zadzwoniły niczym najcenniejsza tajemnica. Dwadzieścia solnych klejnotów, niby panny na wydaniu i jedna niewiadoma, brzęcząca sekretem fortuny…

    Dwudziestolecie międzywojenne w polskiej wsi, przeświadczenie wolności i godność polnych pejzaży, przetykanych ogrodami wyobrażeń sielanki. Droga pomiędzy Wieliczką, a Niebylcem przesiąknięta wspomnieniami, a może legendą?

    Prawdopodobny obraz domniemanej historii…

    Być może mógł być zatrzymany kiedyś w kadrze smugi pędzla wielkich, Malczewskiego, Tetmajera, Weissa, i zapewnić tej scenie chłopomani pewność istnienia pomimo ubóstwa i głodu wiedzy.

    Jednak tego poranka ekspresjonizm zagubił piękno obrazu, samotny pejzaż znaczeń, bez znaczenia dla biedy i niepewności jutra zawisł pomiędzy drzewami niebyleckiej góry, zakołysał się i zamarł, gdy wóz podskoczył nagle napotykając na swej drodze kamień. Beczki zakołysały się, pomimo własnego ciężaru, chwiejnie przeważając szalę na korzyść przyszłości!

    Rżenie koni i pot na twarzy woźnicy, wspaniały widok dla artysty malarza Młodej Polski, stał się tematem bez wyrazu dla formizmu awangardy i zniknął bezszelestnie na pół wieku, by po latach uchylić rąbek nielekkiego sekretu…

    Beczka ukryta złowróżbną nocą w niebyleckiej ziemi, tam gdzieś niedaleko drogi krajowej nr 9, gdzie wraz ze złotą solą dla mieszkańców wsi, znany z imienia woźnica przywiózł i zakopał skarb w sztabkach monet i klejnotach. Do dziś, to brzemię uwiera oddech ziemi, dla poszukiwaczy znacząc złoto-słony szlak wędrówki za niespełnionymi marzeniami, taki słodko-gorzki smak opowieści, która przez lata prawie zapomniana ma szansę na nowo odkryć brzęk bogactwa.

     

    Kto wie, może już jutro, zamiast smaku kropli potu, stanie się szczyptą sławy odkrywców?

  • Wiersze

    Noc świętojańska

    subtelnie nieskończony
    wiatr południa
    pośród traw wysokich
    delikatnie musnął
    wzrok uśpiony

    słońce przysłoniło uśmiech
    welonem cieni
    gdy dłoń nieoczekiwanie
    zacisnęła więź
    zamykając w pocałunku
    usta spragnione

    kto wie
    co się dzisiaj
    jeszcze wydarzy
    gdy księżyc samotny
    zmysły odsłoni

    a wraz z bielą
    kwiatu paproci
    niewinna noc
    samotnością
    spłonie

     

     

    Obraz Иван Купала.Гадание на венках.2008.Доска,масло150х85 см

     
  • Blog

    Nim zabierze nas wiatr

    Miło robi się na sercu, gdy ktoś zauważy wiersze, które grają Ci w duszy. Cieszy gdy twórczość spodoba się i dostaniesz zaproszenie aby ją pokazać innym. Super gdy ktoś Ci powie, że się wzruszył. Cudownie, gdy ktoś chce Twój tomik. Ekstra samopoczucie, gdy chcą Cię czytać.

    Też tak mam, a każdy okruch zainteresowania dodaje skrzydeł i rośnie chęć by jeszcze raz podzielić się swoim obrazem namalowanym słowem. W tym roku kilkakrotnie zostałam zaproszona do pokazania swojej twórczości, a dzisiaj uchylam rąbka tajemnicy z kolejnej antologii, również z moimi wierszami, która już niebawem ujrzy światło dzienne. Znajdziesz w niej m.in. zestaw moich wierszy o…

    Mam nadzieję, że się spodobają także i Tobie. Niżej jeden z nich, a już wkrótce zapraszam do przeczytania całej antologii „Nim zabierze nas wiatr”.

  • Wiersze

    Opary wspomnień

     
    z dzieciństwa
    zapamiętałam poranki

    pierwsza szczenięca miłość
    pełna białego jaśminu i bzu

    wczoraj posadziłam
    dwa krzewy jaśminu

    pozorna głębia świadomości
    iluzja przyszłych zapachów

    wiem
    one z czasem wyblakną
    przysłonięte jesienią
    zapomnienia

    2 czerwca 2017 r.

     

    fot. Pixabuy