• Blog

    Luka czyli kosmiczne nieporozumienie

    My naród polski kochamy Amerykę, bez zahamowania, bez obiekcji i umiaru, co w sumie nikogo nie powinno dziwić. Tacy już jesteśmy, taką mamy naturę, to co nieosiągalne, dalekie i niepewne zawsze jest dla nas atrakcją i powodem do naśladowania.

    I tak sobie właśnie dzisiaj rano, jadąc do pracy uświadomiłam, że Ameryka ma swojego Luke Skywalkera z Gwiezdnych Wojen, a my mamy swoją „Lukę” w przepisach i kosmiczne jaja, na każdym kroku w naszej szarej, rodzimej rzeczywistości.

    Od razu nasuwa się pytanie…

    – Gdzie?

    A po chwili namysłu, każdy z czystym sumieniem, zaglądając do wnętrza własnego ja będzie mógł odpowiedzieć z całą stanowczością, na jaką go stać w obliczu innych..

    – Wszędzie!

    Hmmm, droga długa i śliska była, więc i rozważania mogłam rozwinąć w kierunku białych plam i czarnych dziur, niedopowiedzeń, furtek i krat. No chyba, że komuś się uda wystrzelić niczym siedem mgnień wiosny przez płot prosto w kosmiczną kreskówkę i wieczorem będzie opowiadał bajkę.

    Tylko proszę, nie na dobranoc, bo to naprawdę może być horror!

    I rozważania rozbujały mnie w kierunku, w sumie właściwym, bo czas naglił, ale uświadomiłam sobie, że w mej samotnej podróży brakuje mikrofonu.

    Przecież, gdybym sobie te swoje zgrabne wówczas refleksje mówiła na głos, czy nuciła wraz z muzyki tonem, miałabym gotowy scenariusz na film, może nie trylogię formatu  George’a Lucasa, lecz na pewno nie byłoby to krótkie brzmienie telenoweli bez końca. 

    Tę lukę też muszę jakoś zapełnić, biorąc przykład z przezornych, by w przyszłości, z gwiezdnych fantazji, w samotności powstał od razu scenariusz misterny!

    A nasza „Luka” niejedno ma imię, czemu kobiece, tego nie rozumiem, lecz zamysłu nie winię, gdy nagrywać zacznę to mi się nie wywinie 🙂

  • Wiersze

    Wróżba senna

     

    bez gwiazd i księżyca

    nocą ciemną wędrują sny

    w ułamku sekundy zespalając wróżbę

    senne omamy zawładnęły energią

    przed północy kotarą skrywając

    piękno i koszmar

     

    czarowne konie w mroku swobody

    energia żywiołu  wpisana w życiorys

    w poszukiwaniu  wolności słychać tętent rumaków

    rys wyobraźni zadrżał burząc harmonię

    ociężale próbuje wyrwać się samotny

    z idylli dręczącej próżne marzenia

     

    uwalniając ogiery w majestacie przyrody

    pycha przepowiedni naznaczyła

    nieskrępowane emocje życia i śmierci

  • Opowieści

    Kręgi na wodzie

    Dzisiaj jestem zmęczona, ciśnienie wyparowało gdzieś, pozostawiając pompkę od roweru obok wypompowanego materaca.  

    Obraz jak z kreskówki lat 90-tych, gdy świat otworzył dla nas swoje drzwi, uwalniając zakazane owoce kapitalizmu. Do śmiechu było wszystkim, ręce załamywali przewidujący. Tacy drobnomieszczańscy prorocy współczesności.

    I co?

    I przepowiednia sprawdziła się, zalał nas kapitalizm, plastikowe lale i butelki, folia w każdym wymiarze i rozmiarze oraz wszechogarniająca nuda, zabarwiana tęczowymi marzeniami.

    Nic mi się nie chce, nic mnie nie cieszy i na nic nie mam czasu.

    Model wypranego z chęci do życia człowieka zaczyna wrzynać się w naszą tożsamość, bezwiednie pozbawiając nas wolnej woli. Tak jak w książce science fiction, która znalazła swój obraz w filmie… by po wielu, a czasami kilku latach stać prawdą.

    Kręgi na wodzie nie rodzą się same, uwolniona energia rozchodzi się jak echo i zaraża, dobrym albo złym spojrzeniem, gdy kropla spadnie niespodziewanie.

    Odrębną kwestią jest nasza bezwolność, to my pozwalamy tej fali zalać nas dobrem lub złem, może nie zawsze, ale w dużej mierze to nasza obojętność pozwala na zachłyśnięcie się „sławą chodnikową”, a potem już bywa za późno…

    dobrze, że ja znam wielu prawych ratowników, którzy mogą mi podać pomocną dłoń!

    Napompują materac, wytrzepią pierze i ze śmiechem postawią do pionu!

    Ot, życie, oby zawsze dochodziła do nas tylko pozytywna energia, ta która wyzwoli moc, potęgę życia, czego życzę Wam i sobie, bo kręgi na wodzie są wpisane w naszą historię.

  • Wiersze

    Wegetacja

     
    widzę że zamarzasz

    kraina marzeń skuta lodem

     

    myśli spowite mgłą

    uśpione zimnem zwątpienia

    szukają przyjaciela

    czekając na wiatr odnowy

     

    serce zamarło przerażone

    czując rozchodzącą się pustkę

    samotność egzystencji

    daleka od doskonałości

     

    to głód

    zatoczył kolejny krąg

    rozsiewając plagę wirusów

    przeciwko miłości

     

    zapomniałaś już

    o ogniu namiętności

    który może roztopić

    zamrożone myśli

     

    pokochać siebie

    ostatnia deska ratunku

    przed samotnością

  • Blog

    Efekt domina

    Zawsze mnie intrygowały pokazy ułożonych kostek domina, jedna za drugą w odpowiedniej odległości, wzór niebagatelny i tyle pracy tylko po to by… jednym ruchem ręki zniszczyć obraz, a właściwie pokazać pewną logiczną zależność zazębiających się pojedynczych elementów.

    I tylko pewność odpowiedniego rozstawienia, pozwalała uruchomić mechanizm uwalnianej energii, od początku do końca bez wahania. Jednym słowem – perfekcja!

    Od dziecka jestem zauroczona tym widokiem, kładące się kostki domina, pierwszy upadek, drugi, trzeci, a potem… tysiące, im więcej, tym większy sukces i brawa dla konstruktora.

    Tylko, że każda kostka może mieć dwa oblicza, jedno pełne czarnych kropek, podzielone na pół, dające pewność wyboru i kostki puste (mydło), do których można podpiąć wszystko.

    Gra, w której możesz przegrać.

    Mając wiele punktów, możesz być bez atutu w dłoni, wobec pustych przestrzeni.

    Nie ma szans, mydło w poślizgu niedomówień wygrywa wszystko!

    Dzisiaj, widzę więcej niż dziecko wpatrzone w czarno-biały monitor historii, doświadczenie zauważyło nie tylko perfekcję odległości. Ludzie to nie kostki domina, nigdy nie są bez twarzy, bezbarwni i bierni bywają w chwili, gdy moment zdjęcia zatrzymują ich postawy w kadrze stop klatki. Tylko wtedy są bezwolni, niczym kostki i można ich przewrócić w tłumie przeżyć, bez ich wiedzy i zgody.

    Wszelkie inne epizody wymagają reakcji własnej, albo potrzebna jest „niewidzialna dłoń”, by rozpocząć, zatrzymać lub przerwać lawinę niechcianych zdarzeń.

     

    Współcześnie, tak jak wczoraj i jutro, z perspektywy czasu widać, że do zablokowania niechcianego efektu domina wystarczy tylko dwie serdeczne dłonie, one mają moc sprawczą, by zatrzymać to co złe lub nieważne!

    Wiele zgodnych dłoni, to prawdziwa perfekcja, o której można pomarzyć lub…

    po prostu podać swoja dłoń do ciągu dobrych wydarzeń!

  • Wiersze

    Zimą

     
    kraina marzeń znowu skuta lodem
     
    myśli
    spowite mgłą
    uśpione zimnem zwątpienia
    czekają na wiatr
     
    serce
    zamarło przerażone
    czując rozchodzącą się
    pustkę samotności
     
    egzystencja daleka od doskonałości
     
    pragnienie poznania
    ukryte w cyberprzestrzeni
    szuka swojego przeznaczenia
     
    ***
     
    to głód
    zatoczył kolejny krąg
    rozsiewając plagę wirusów
     
    ***
     
    z tomiku ” W jej blasku… jej cieniem”
  • Opowieści

    Świąteczne prezenty!

    Już możemy odetchnąć, resztki świątecznego jedzenia znikną dzisiaj, co najwyżej jutro i w zasadzie już pora zacząć czynić noworoczne postanowienia, a przede wszystkim pomarzyć o nienagannej figurze, powrocie do młodości i klasie A, w każdym calu!

    A w dzieciństwie, ach co to były za czasy, gdy spadał grudniowy śnieg!
    Z reguły był już drugim lub trzecim sygnałem nadchodzącej, suto przyprószonej bielą zimy, a pierwsza gwiazdka Wigilijnej nocy najczęściej ukryta była za gęstymi chmurami. I wcale nie chciała się pokazać, błysnąć, dać znak, że już pora, i że jesteśmy godni (na pewno byłyśmy głodne z siostrami) usiąść do uroczystej kolacji. Chyba jestem już straszne stara bo pamiętam, że na świeżej choince, kupionej przez tatusia były na takich klipsach wieszane długie smukłe kolorowe świeczki, które podczas uczty wieczornej rzucały światłocienie po całym pokoju.

    Jaki to był uroczysty dzień, pościel mocno wykrochmalona błyskała bielą i pachniała ręcznym maglem, uwielbiałam tę sztywność, dodawała mi pewności pięknych snów przez kilka pierwszych nocy. Na Wigilię wszystko musiało przecież błyszczeć, nie tylko to co na zewnątrz. Przygotowania do obchodzenia świąt trwały miesiąc, a właściwe cały okres adwentowy. Dotyczyły, ciała i ducha oraz wszystkiego, co wokół nas się znajdowało. To był rytuał pielęgnowany latami, z pietyzmem sprzątane wszystkie kąty, by już w przeddzień Bożego Narodzenia być odświętnie odszykowanym w każdym wymiarze.

    I to przykazanie Mamusi:

    – Nie kłóćcie się, bo jak spędzicie Wigilię, tak cały przyszły rok będzie Wam się darzył!

    Trudno było najbardziej właśnie utrzymać ten pokój, przecież każdy z nas jest waleczny z założenia!

    A pod choinką leżały prezenty i kusiły niepewnością. Dopiero po kolacji mogłyśmy zaglądnąć do zawiniętych w zwykły szary papier pakunków, a w nich było zawsze coś cudownego, coś czego na co dzień nie było możliwości dostać ani kupić. I paczki, które Tatuś przynosił z pracy, a w nich pachniały pomarańcze, czekolada, orzechy włoskie, i jakieś wafelki. To wszystko było rarytasem i tak tego było zawsze, niby wiele, a jednak niewiele…

    Co innego, tradycyjnie pieczone pierniki, serniki i makowce oraz bułka drożdżowa z dużą ilością rodzynek, pychota!

    I choć trudno się przyznać, to raz jako mała dziewczynka dostałam od Mikołaja pod choinkę rózgę. Oczywiście nie wiem za co, lecz dzisiaj myślę że raczej ku przestrodze wisiała nad moim łóżkiem, wetknięta za portret gołego bobaska.

    Tak, tak… całą serię tego „bobaska”  mam do dzisiaj w albumie 🙂 

    A rózgę mam w pamięci, chociaż nigdy jej zza tego portretu nie wyciągnięto… to widzę ją chyba tak ku przestrodze!

     Prezenty, ach te świąteczne prezenty!

     

    P.S.

    Pierwszą sztuczną choinkę dostaliśmy od Babci Rózi w prezencie, i była przecudna!

    O kolorowych lampkach, to już nawet nie wspomnę.

    Natomiast ja do dziasiaj co roku, w ten jeden dzień, już od rana przypominam najbliższym, że jaka Wigilia, taki cały rok!

  • Wiersze

    Listy do Józefiny

     

    czytałam list

    Bonapartego do Józefiny

    potem drugi

    trzeci i kolejne

     

    zazdrość ścisnęła serce

    gdy wzrok słowa przenikał

    szukając współczesnych

    poematów chwili

     

    w pośpiechu skreślonych

    opuszkiem pamięci

    gdy jego słów

    potok płynął spieniony

    niczym kochanek

    rwąc uczucia prawdziwe

     

    bo czym jest dziś miłość

    w sms-a treści

    gdzie „Tysiąc ucałowań słodkich,

    czułych i jedynie do ciebie należących”*

    na ekranie komórki nijak się nie zmieści

     

     

    *List III do Józefiny,

    Napoleon Bonaparte w Mediolanie

    17 lipca 1796

  • Blog

    Świąteczne porządki

    Wczoraj od rana tłukła mnie koleżanka chandra, i tak wspólnie z nią snułam się bez sensu, lekko zasmarkana, rozmemłana, i w ogóle od rana bez siły, aż z nieba spadł piękny biały puch.
    Powietrze zrobiło się rześkie, zapachniało świerkiem i zamarzyły się gwiazdy z nieba!

    Taka beztroska dziecięcej radości nadchodzących świąt.

    Trzy centymetry śniegu przykryły szarość dnia i od razu moja koleżanka poszła w kąt.
    Krajobraz za oknem przypomniał mi, że zawsze o tej porze zaczyna mnie brać nieokiełznana miłość do wszystkiego,

    a ja chowam w zakamarkach domu prezenty, planuję potrawy, zastanawia się gdzie i komu przesłać życzenia, a kogo uściskać z całą serdecznością…

     

    No i porządki, robię je od zawsze, chociaż teraz skupiłam się na tych w sobie, rachunek sumienia stał się ważniejszy niż wybłyszczone szkło za szklaną witryną.

    Ponury poranek zmienił się w romantyczne popołudnie, gdy nagle uświadomiłam sobie, że kolejny dzień, roboczy, zasypane drogi, nieodśnieżone chodniki,

    grymas niechęci i jazda po lodzie, czają się już za rogiem nocy.

     

    A wszystko przez to, że pada biały puch z nieba!

    Brrr…

    Odpaliłam komputer, zalogowałam się w płatkach gęsto sypiących ze stron znajomych i jeszcze niepoznanych i moje przeczucie zmieniło się w pewność!

    Jutro czeka mnie przekleństwo śniegu!

     

    Na szczęście logika zawładnęła umysłem i zatrzymała się nad dalszym potokiem niewybrednym, nad ulotnymi jak wiatr słowami… człowieku nie dogodzi Ci nawet myślami!

    Dzisiaj martwię się trochę, tym lodem co jutro ma na drodze leżeć, łyżwami daleko nie zajadę, ale co tam, przecież niedługo święta i rodzinna radość przed nami, lepiej znowu schowam prezent i zajmę się własnymi porządkami 🙂

  • Blog

    Dzień światowej tolerancji?

    Mroźny poranek nie zapowiadał, że przyniesie stek bzdur i mnóstwo wątpliwości wątpliwej przyjemności.

    Radio grało rzewną piosenkę, dłonie lekko grabiały, a autko krztusiło się dymem rozsiewanym wokoło.

    Taki zwykły codzienny rytm poranka.
    Chociaż nie, od dwóch dni, przez remonty dróg, kluczymy sobie ja i mój samochodzik różnymi krętymi ścieżkami,

    rozglądając się przezornie po poboczu, bo nigdy nie wiadomo co z lasu wyskoczyć może: sarna, jeleń, a nawet dzik.

    Szara rzeczywistość poranka zmieniła swój wyraz, gdy zza mgły wysunęło się kilka promieni słońca,

    a Pan w radio z widocznym uśmiechem wspomniał, że dzisiaj mamy Międzynarodowy Dzień Tolerancji.

    I od razu zaraził mnie swoim optymizmem i poirytował stereotypowymi komentarzami.

    Potem rzuciłam przelotem okiem na wiadomości, informacje, komentarze itp., itd. i już całkiem zdołowana wzięłam się do pracy. (I tu wykwitł delikatny uśmiech, w pracy przecież się płaci, a przed nami święta, Mikołaj, Śnieżynki, Boże Narodzenie i choinki).

    Znowu serce zapłonęło ciepłem i przepełnione chwilą pełnej tolerancji pozwoliło sobie nawet na drobny żart, ot tak dla relaksu, niczym łyk aromatycznej kawy (bez nazwy by nie być posądzonym o reklamę).

    Jednak kawa nie jest dobrym afrodyzjakiem tolerancji, ewidentnie zbyt szybko podnosi ciśnienia, a im jestem starsza, tym ta tolerancja ma tendencję do zacieśniania.

    Frazesy (nieobce, gdy pisze się razem i osobno, ważne że często), slogan krzyku i słowa pozornie najważniejsze… za i weto, larum i lament, jesteś z nami, jesteś przeciw… tłumy przepełnione tumanami (kurzy się i mami).

    Im jestem bardziej dojrzała tym mniej szukam banału, nie wierzę w tolerancję bez granic i stereotypu władzę.

    Martwię się… mam dzieci, mam nadzieję na wnuki, jestem tutaj i teraz, umiem uśmiechać się bez granic, lecz nie pozwolę się bezkarnie ranić…

     

    Szablon definicji już dawno przykrył kurz, a ja kocham ludzi (jak mnie nie wkurzają) bez względu na datę, bez znaczenia dnia, uwielbiam życie i już!