-
Poetyckie zawierzenie
Wspomnienia to dar, który z każdym upływającym dniem staje się coraz bardziej cenny. Bo tak naprawdę, cóż byśmy byli warci, bez pamięci, historii i rodzimej tożsamości, która zakorzeniona od pokoleń ma swoje konkretne miejsce, tu na tej polskiej ziemi. A gdy wynaleziono druk, i gdy Gall Anonim spisał pierwsze kroniki, to my naród polski zapisaliśmy się w historycznej pamięci dla przyszłych pokoleń na zawsze. A potem rozsmakowani w słowie wielcy tej ziemi zaczęli trwale zostawiać swój ślad. Krok za krokiem, poczynając dumnie, słowami krzewiciela literackiej polszczyzny Reja, „ iż Polacy nie gęsi i swój język mają” rozpoczęła się nasza rodzima historia literackiego zapisu myśli.
Przebiegając wzrokiem po opasłych tomach, z radością można stwierdzić, że literaturę mamy bogatą, cenną, i na pewno przepełnioną naszą ojczystą historią. Cechy narodowe, to także ten codzienny rys szarej rzeczywistości, która niczym ziarna zboża składa się na wielkość chleba. Jednak do wydobycia prawdziwego smaku potrzeba jeszcze szczyptę cukru i soli, by rozkoszować się złożoną sytością literacką dnia codziennego. Przede wszystkim musi być jednak ktoś, kto opowie nam o wydarzeniu, aby mogło ono zatrzymać chociażby na chwilę myśl przewodnią. Przeszłość zapisana ma szansę przetrwać w pamięci wielu pokoleń. I dzięki temu wiemy o naszej tożsamości narodowej tyle ile z dziejopisarstwa nam wpojono, lub parafrazując naszą wspaniałą Noblistkę Wisławę Szymborską: Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono (z książki: Wołanie do Yeti).
Takie dywagacje z lekkim przymrużeniem oka ostatnio towarzyszą mi nieustannie, gdyż za sprawą pisarza Michała Rusinka, z niekłamaną radością sięgnęłam po poezję Wisławy Szymborskiej po raz enty. Tym razem jednak zagłębiłam się w jej strofy trochę pod innym kątem rozpatrując słowa zapisane skrzętnie na kartach życia. Bez patosu, zawsze z celnością błyskawicy, z puentą nieprzewidywalną i szlachetną prostotą drobnej Kobiety, wers za wersem, dzień za dniem, śledziłam słowa Michała Rusinka w książce pt. Nic zwyczajnego o Wisławie Szymborskiej i od nowa zaczytywałam się w poezji naszej Noblistki. Dumna jestem, że jestem kobietą, mamy w sobie to coś! Być może ta odmienność pochodzi z innej planety, a może z innego postrzegania, ale na pewno jest to trudny orzech do zgryzienia dla płci przeciwnej. Dlatego tym bardziej jestem mile rozczarowana, że młody mężczyzna potrafił skraść serce Poetki jednym ruchem ręki i zostać w jej życiu na dłużej. Myślę, że jego błyskotliwość i poczucie humoru zaważyły w jednej chwili na dalszych losach zawodowych na kolejne 15 lat, nie bez przyczyny:
„Kiedy przyszedłem po raz pierwszy do Szymborskiej (…). Po chwili wyszła z pokoju, z lekkim obłędem w oku, trzymając w palcach papieros z długim słupkiem popiołu. Nie bardzo wiedziała, co ma zrobić najpierw: przywitać się, znaleźć popielniczkę, odebrać uporczywie dzwoniący telefon… Wreszcie udało się jej zapanować nad rzeczywistością; tylko telefon nadal dzwonił. (…) Wówczas uprzejmie poprosiłem o nożyczki. Przeciąłem kabel. Telefon przestał dzwonić. Szymborska wykrzyknęła: „Genialne!”. I tak zostałem przyjęty do pracy”*
Dzień za dniem, rok za rokiem, w obliczu wyzwania, towarzyszył Wisławie Szymborskiej jako sekretarz, taktowny, dyskretny i na każde zawołanie, będący tarczą dla drobnej Kobiety stał się jej cieniem. A potem… myślę, że tęsknił za wspaniałą osobowością Poetki. Wspomnienia i rzeczywistość dnia minionego splotły swoje losy dwojga ludzi na zawsze. Cieszę się, że Michał Rusinek zdecydował się podzielić nie tylko historią o życiu wybitnej Kobiety, lecz także orzeźwił wspomnienie Wisławy Szymborskiej i przywołał poezję, słowa mniej lub bardziej zapamiętane. Darem jest umiejętność zaciekawienia czytelnika, tak aby zatrzymał się, wrócił, albo został z nami na dłużej.
Barwna narracja, stronica za stronicą, przetykana zdjęciami, nie może być inna, bo to opowieść o życiu perfekcjonistki, która przede wszystkim wymagała od siebie, innym również nie pobłażając, z humorem umiała puentować powagę. Wyrazistość słowa zawarta w wierszach Szymborskiej w połączeniu z dyskretną celnością i zmysłem obserwacji Rusinka to prawdziwa przyjemność zatopienia się w lekturze, którą trzymałam w dłoni.
Tak za przyczyną dnia codziennego i wiersza utkanego z myśli Noblistki, beletrystyka słowa stała się biografią chwili zapisaną słowem prozy w książce Nic zwyczajnego...
I chociaż cytując Noblistkę:„Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma…”,
to z całą stanowczością musze przyznać, że Michał Rusinek nie tylko otworzył okno, wpuszczając odrobinę światła, ale z wielkim taktem i wyczuciem, uchylił rąbka tajemnicy bytu skromnej i wielkiej Kobiety, odsłonił fragmenty istnienia, obnażył z humorem prozę szarości dnia, zachował dystans do siebie i, co jest chyba najbardziej trudne, pozwolił czytelnikowi na subtelne odkrywanie poezji Wisławy Szymborskiej, a co za tym idzie kolejnych kart z jej życia.
„Bywam pytany o jej wady. O to, co mnie w niej irytuje. Myślę o niej z nieustannym zachwytem, więc niełatwo mi na takie pytania odpowiadać. Nie lubię, kiedy zmienia zdanie w ostatniej chwili i trzeba odwoływać serię spotkań, wyjazdy, umówione wcześniej wywiady; kiedy coś obiecuje, a potem stwierdza, że nie podoła, że ma ważniejsze sprawy na głowie. Ale nie lubię też , jak ktoś wtedy mówi, no cóż, jest damą i ma prawo. To nie dlatego, że jest damą. To dlatego, że jest poetką. Że zna swoją wartość. Że wie, iż powinna pisać, a nie marnować czasu na bezsensowne sprawy. Twórca musi zachować jakąś dozę egoizmu. I ma prawo odmawiać.”*
Z prawdziwą przyjemnością polecam każdemu książkę Michała Rusinka, Nic zwyczajnego o Wisławie Szymborskiej , każdemu kto zechce na nowo zatopić się w słowach Wisławy Szymborskiej, lub być może dopiero teraz, dzięki tej prozie postanowi odkryć jej poezję.
P.S.
* Nie mogłam się oprzeć i pozwoliłam sobie na zacytowanie dwóch fragmentów książki Michała Rusinka, Nic zwyczajnego o Wisławie Szymborskiej s. 19 oraz s. 234-236, Kraków 2016
-
Zdławiony szloch
nieśmiało wyjrzał zza rogu starej kamienicy
słysząc nadchodząca falę okrzyków
to bojownicy o wolność
zebrali się pod ratuszem
i teraz wspólnie maszerują
protestując przeciwko ograniczaniu
praw
człowieka
stanął niepewnie w miejscu
spoglądając na falującą szarością masę
i w krótkim przebłysku świadomości
zawahał się nad krokiem
noga zawisła w powietrzu
wybierając kierunek
w tył zwrot
szybkim marszem refleksji
wrócił do czasów
przeszłych
samotnej walki
i rozlanej bez pamięci
czerwonej kałuży
wspomnień
krew w oczach
zdławiła krzyk
walka z tłumem
czy walka w tłumie
kończy się zawsze
samotną rozpaczą
-
Sztampa czyli banalna maniera potencjalnego naśladowcy
„Abstrahując od altruistycznych zagadnień metafizycznego pietyzmu adekwatnie jestem gotów pokusić się stwierdzeniem, że percepcja mojej mentalności nie obliguje mnie do dalszej konwersacji (…) biorąc pod uwagę wszelkie aspekty tej kwestii”
Altruistyczne zagadnienia metafizycznego pietyzmu wraz z wysublimowaną wiedzą na temat języka polskiego bawią mnie od lat. Nawet nie przyznam się od ilu, chociaż już w czasach szkoły średniej zabawy słowem były w modzie, a ich konfiguracja tym bardziej zabawna, im mniej zrozumiała dla interlokutora.
Jest się, czym pochwalić, bo wtedy zwykły kalkulator był luksusem, a biblioteka ze słownikiem języka polskiego na porządku dziennym. O słowniczku ortograficznym w każdym domu nie wspomnę nawet, bo ten egzemplarz znany obecnie jako „biały kruk”, wówczas był tomikiem obowiązkowym, tak samo ważnym jak Pismo Święte. Do dzisiaj oba te tomy mam, stare, wyświechtane, z wytartymi stronicami, pamiątka młodości, wspomnienie i czar Słowa.
Wracając jednak do tematu, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czasami skrót informacji, który wkradł się niepostrzeżenie, zakorzenił się na dobre i zabił piękno polskiej mowy. Chociaż pewnie jestem niesprawiedliwa, bo przecież czasami można spotkać, w mowie, rozmowie, czy też słowie pisanym rezolutność i elokwencję brylującą na salonach, jak to zawżdy bywało.
Albo tylko niektórym wydaje się, że wtręt w celu…, w charakterze…, w zamiarze…, itp., itd., w pełni podkreśli wymowę i podniesie wartość wypowiedzi, w głosie zawartym w glosie…
I nie wie jeden z drugim, że w zasadzie ambiwalentny stosunek do języka rodzimego wcale nie jest ambrozją analogicznego myślenia. Dlatego, z pokorą pochylę czoło w trosce nieświadomości, nad grubym tomiszczem współczesnego języka, by cenzus wieku i sedno niewiedzy literalnej wśród grona adresatów zacnych, przypadkowo nie wywołało salwy śmiechu, nim cenzura bagatelizowanej ignorancji na dobre w niewiedzy słowa zagości.
-
Do ostatniej strony
Odwróciłam się za siebie z drżeniem serca. Cały czas czułam, że ktoś wzrokiem chce zatrzymać mnie w miejscu. Oddech mimowolnie przyspieszył, gdy okazało się, że jestem sama. Złudny spokój jednak został skruszony i niepewność wdarła się w umysł zmuszając do czujności. Kolejny krok żądał, aby wszystkie mięśnie przyczyniły się do skoncentrowanego wysiłku, a słuch skupiony w ciszy, próbował wymuskać choćby najdelikatniejszy szmer. Ciemność potęgował dodatkowo strach przed nieznanym. Chęć ucieczki i paraliż postaci, zawsze w tym samym miejscu, zawsze w tej samej scenerii, odzywały się z uporem maniaka, prawie ze szwajcarską punktualnością budząc senne marzenia nim świt wkradł się przez północne okno.
Tej nocy sen znowu odszedł w niepamięć. To już kolejna tajemna odsłona, która na dobre zadomowiła się w sennej wizji, a odgłos przyśpieszonego oddechu potwierdził, że nadchodzący dzień trzeba będzie przejść w skupieniu. Wahanie nastroju i nocne rozmyślania nasunęły refleksję dziecięcych horrorów z morałem. Bajkowe stwory i skrzaty z brodami do ziemi. Licho wyłaniające się zza krzaka i echo przedrzeźniające żabę w koronie. Niepewność zakończenia trzymająca w napięciu ostatniej stronicy niedokończonej książki, gdy oczy same się już kleiły, a potem przerwany w połowie nocy sen, z obawy przed złym zakończeniem.
Ciche pstryknięcie rozproszyło mrok. Wpadające lekko pożółkłe światło rzuciło się cieniem po starych meblach. Od zawsze, znam je na pamięć, ciemność zapewnia im anonimowość chwili, ale dzień potrafi odrzeć prawdę z połysku, gdy zapomniany kołtun kurzu wytoczy się niespodziewanie z kąta.
I tylko ten półmrok, gdy noc przełamana bezsennością narzuca konieczność refleksji…
Dzisiaj mogę sobie pozwolić na luksus. Stronica za stronicą książki, niekoniecznie już z morałem zapełniły wyobraźnię bezsennej nocy. To nic, że tuż przed czwartą rano chochlik zmącił dobry sen zamieniając go w przebudzenie niepewności!
Zaczyna się weekend, będzie można spokojnie potrenować oko… no chyba, że za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma myślami… znowu zawita strach, który ma wielkie oczy… bo nigdy nie można mieć pewności, nim zamilknie ostatnia, dobra kartka, bajki z morałem.
-
Naleśniki
rozgrzana patelnia
czeka niecierpliwie
na pierwszy ruch dłoni
która z mistrzowską
wprawą zaleje
dno pełnym jakości
płynem na bazie
mąki i jajproza smażonego
dyskretnie oleju
zamieni to popołudnie
w poezję smakuprzetykaną rodzynkami
rozkosznych pomysłównieoczekiwana słodycz
przed nocy mrokiem
lekko doprawiona
szczyptą soli
zabarwi ten dzień
odrobiną pikanteriiz tomiku Siedem
-
Siedem wspomnień
Każdy z nas ma swoje siedem minut dobrych i złych, siedem godzin tęsknoty i szczęścia, siedem chwil, dni, miesięcy, lat…
Mogłabym tak wymieniać i mnożyć istotę liczby zamkniętej przeze mnie w najnowszym tomiku pt. „Siedem” nie tylko do potęgi drugiej. Wiele osób pytało mnie, dlaczego taki tytuł, skąd pomysł i narracja słów płynących w potoku życia. Odpowiedź nie jest ani prosta, ani jednoznaczna i złożyło się na nią wiele elementów, zdarzeń, myśli i spostrzeżeń. Czy faktycznie chciałabym opowiedzieć, wyjawić w szczegółach skąd taki pomysł się wziął?
Sama nie wiem, czy istnieje w ogóle potrzeba dłuższego zatrzymania się nad liczbą, która jest ze mną od najmłodszych lat. Taka ulubiona, magiczna, symbol wielowymiarowy (o tym dowiedziałam się już w wieku trochę starszym) towarzyszy mi odkąd sięgam pamięciom.Dlaczego?
Nie wiem. Jest ze mną i już, a podsumowaniem jej jest uporządkowany, pewny i w pewnym sensie stały zbiór zdarzeń, o których opowiadam właśnie w tomiku Siedem. Bo nic nie jest proste i oczywiste, bo na wszystko można spojrzeć z drugiej strony, bo w każdej sytuacji można dotknąć radości i smutku, bo życie takie właśnie jest – szare, przetykane kolorami tęczy. Zamknięte w muzycznych trelach skowronka i czarnym krakaniu wron, uchyla rąbek szorstkiej tajemnicy pośród tłumu rzeczy oczywistych.Kto nie ma pytań, wątpliwości, pewnych odpowiedzi i pragnień?
Ja na pewno mam, zawsze mam, i mam nadzieję, że będę miała, bo nie potrzeba mieć wszystkiego, wiedzieć wszystkiego i znać się na wszystkim. Wystarczy odrobina, garść, siedem wspomnień i życie nabiera pędu, dodając wraz z wiatrem koloru. I zaczyna spełniać to, co gdzieś, kiedyś nam się zamarzyło. I tak właśnie powstał tomik „Siedem”, podsumowanie godzin, pór dnia, tygodni, miesięcy, lat i pragnień… zamknęłam w krótkiej opowieści dnia codziennego, napisanej w siedem dni tygodnia.
To moja opowieść, i moje obserwacje, ale jeżeli znajdziesz w nich coś dla siebie, to… warto było się nimi podzielić!Spotkał mnie zaszczyt, bo słowo wstępne do tomiku zgodziła się napisać Poetka Zdzisława Górska, a 27 października 2018 r. na spotkaniu z okazji jego promocji dodatkowo uatrakcyjniła wieczór swoją opowieścią i spostrzeżeniami na temat mojej twórczości. Dziękuję Ci Zdzisiu za taką przychylną opinię i dobre słowo.
Na wieczorek, do Biblioteki Publicznej Gminy i Miasta Strzyżowa im. Juliana Przybosia zaprosiłam rodzinę, przyjaciół i grono znajomych. Cieszę się, że większości z Was udało się przybyć na to spotkanie, że chcieliście razem ze mną spędzić ten ważny dla mnie wieczór trochę inaczej niż zawsze. Dziękuję Pani Dyrektor i wspaniałym Pracownikom Biblioteki, bo dzięki ich pracy i życzliwości mogliśmy podziwiać piękny wystrój sali, skosztować wspaniale przygotowanych przekąsek, czy obejrzeć zdjęcia. Taka serdeczność dodatkowo podniosła walory spotkania, co jest dla mnie bezcenne. Gości na wstępie przywitała Dyrektor Biblioteki – pani Marta Utnicka, która również zgodziła się przeczytać jeden z wierszy.
Wieczór zaplanowałam sobie sama, ale żeby miał odpowiednią oprawę zaprosiłam do czytania wierszy wspaniałe dziewczyny, które bez wahania przyjęły moje zaproszenie, za co jestem im serdecznie wdzięczna. I tak, w ten sobotni wieczór popłynęły słowa z tomiku, czasami radosne, a czasami smutne, szorstkie i przepełnione kpiną, z dystansem lub z humorem, a na pewno z serca interpretowane przez Wandę Przybyłowicz, Annę Dul-Anioł, Elżbietę Hart-Bożek, Katarzynę Galej, Anetę Wożakowską-Kawską, Małgorzatę Sołtys, Stanisławę Kucab, Zdzisławę Górską, Mariolę Gruszczyńską, Bożenę Gaj, Urszulę Wojnarowską-Curyło, Zofię Krupską, Danutę Gazdę-Haligowską, Barbarę Turoń.
Dziękuję Wam, moje wspaniałe interpretatorki za serce i emocje, które włożyłyście w te proste słowa, wzbogacając ich treść i nadając koloru wyrazowi. Dziewczyny wymieniłam w kolejności, w jakiej tego dnia czytały wiersze, począwszy od poniedziałku, a skończywszy na niedzieli 🙂Łatwo nie było, ale sądząc po ilości braw, gościom te występy się podobały, na pewno!
Gdy myślałam nad treścią spotkania, to jasne, że zamarzyło mi się ozdobienie słowa dźwiękiem, a jeżeli oprawa muzyczna to wiadomo, ze powinna być the best.
Mam szczęście, bo znam wspaniałych artystów i zawsze mogę liczyć na ich życzliwość i talent. Często do nich kieruję swoje myśli i oni zawsze mnie wspierają. Tym razem o pomoc w realizacji pomysłu poprosiłam Jadwigę Skibę, jedną ze znanych strzyżowskich muzyków, bratnią duszę niekonwencjonalnych wibracji. Już kilka dni później dołączyły do niej cztery wyśmienite głosy.I to było cudowne przeżycie, gdy Jadwiga Skiba, Beata Oliwa, Ewa Środoń-Prokulewicz, Natalia Markowska i Michał Wolan na scenie wykonali utwory, które na długo wryły się w pamięci gości. Ich profesjonalizm wokalny, muzyczny i artystyczny dopełnił czaru. Dzięki tym wspaniałym Artystom wieczór przybrał odcienie magii, a serce, które czuć było w każdej nucie wypełniło spotkanie po brzegi niespodziewanych wzruszeń. Tak dzieje się zawsze, gdy profesjonalni amatorzy występują, a emocje grające w ich głosie przeszywają duszę na wskroś. Dziękuję Wam moi kochani, że swoim talentem zechcieliście się podzielić podczas tak ważnego dla mnie wieczoru.
Grosz na szczęście dla każdego, bo to szczęście do ludzi i ludzi życzliwość jest bezcenna. Tego nie można kupić, ale można zostać taką serdecznością obdarowanym. Ja to mam szczęście!I oczywiście mam nadzieję na kolejne, pozwólmy, by szczęście miało szansę podzielić się swoją energią!
P.S.
Dziękuję mojej Córce Adrianie, która zostawiła dosłownie wszystko, by tego dnia być ze mną!
Dziękuję mojej przyjaciółce Anecie oraz Annie i Piotrowi Aniołom, dla nich nigdy nie ma rzeczy niemożliwych.
Dziękuję Wam moi wspaniali Artyści, cudne Recytatorki i Goście i jak zawsze sympatyczni i profesjonalni Pracownicy Biblioteki, za ten jeden, jedyny w swoim rodzaju wieczór, dziękuję Wam kochani, że byliście ze mną!
Fot. Adam Woda
-
Nimfa
Obraz zatrzymał kadr wspomnienia na dłużej, gdy przechadzając się po galerii przystanęłam w zamyśleniu spoglądając na dzieło rąk wytrawnej artystki. Kolory przetykane techniką mieszaną uwiodły laika swoim nieoczekiwanym brzmieniem, grając w myślach niezapisanymi dźwiękami nieznanej melodii. „Nimfa” bezwiednie przymknęła powieki w graficznej pozie, niczym rysunek sangwiną Leonardo da Vinci. Brunatnoczerwona kredka z gracją musnęła czerwień warg, a dyskretny lok z policzka przesunęła w stronę ucha.
Na pograniczu jawy i snu, w szarości przełamania rozbudziło się marzenie. Zamknięte w półuśmiechu wytrawnej polemiki, zbyt wcześnie wykwitło rumieńcem, tuż po spełnionej nocy. Ulotność chwili zamarła w ruchu pędzla, by zatrzymać brzmienie echa na dłużej.
Być może cisza pozwoli uwolnić dalszy ciąg sennej opowieści, tak by nić wędrówki podążała wyśnioną drogą do światła srebrzystego, znaczonego pełnią blasku gwiazdy. Driada w różanym uniesieniu oczarowała myśli splatając losy niewykluczonych bohaterów spełnienia. Drżenie w sercu i prawdopodobna historia, wytwór wyobraźni – artystki na płótnie i moja w myślach, w ułamku sekundy ułożyły niedopowiedzianą opowieść w tle dyskretnej pozy spełnienia.
Rolę życia „Nimfy’ zamknęła w obrazie wyobraźnia, ukrywając pod warstwami światłocienia prawdę, a ja zapatrzona w wibrujące emocje przymkniętych powiek dostrzegłam prawo spełnienia, i jego rozkosz gdy zakazany owoc rozlał się błogim smakiem, gasząc pragnienie pożądania.
Mgnienie zatrzymania przerodziło się w długie minuty, fantazja pobudzona do granic potrzebowała czasu, by ochłonąć nim zmierzy się z kolejnym wyzwaniem zamkniętym w ramie talentu. Jeden krok dzielił mnie od kolejnej opowieści, gdy bezwiednie przesunęłam się, podążając „Do światła”.
„Nimfa” – obraz autorstwa Anety Kowalczyk
-
Symbole
w drodze do pracy
otoczyły mnie refleksje
twórczego chaosu
liczb pierwszych
paradoks nazwy
zamknięty w miliardach
klucz sławy starożytnych
wiecznie żywy
echem
odbił się w mojej głowie
znak siedem
znamię
czasu i przestrzeni
zatoczyło krąg
antycznej pewności
i osiadło niczym głaz
kosmiczny filar
atrybut bogów
wrył się świadomie
w ego tygodnia
-
W sieci
Przeszło już kolejne Babie lato, skończyły się ciepłe noce, przetykane spadającą gwiazdą na szczęście. Nastały jesienne chłody, niosąc ze sobą długie wieczory, przepełnione nostalgią zmiany, odnowę bieli i zapach świerkowej nuty pośród oczekiwania na ostatnią spadającą gwiazdę, być może w tym roku najważniejszą, niosącą zmiany zapomnienia lub odrodzenia.
Lubię ten czas, gdy w domowym zaciszu, w świetle lampy bez knota można spokojnie puścić wodze fantazji i uwolnić zamknięte w piórze słowa opowieści. Jej kolor i puenta nieznane odbiorcy rysują się pośród słów alfabetu, niosąc emocje i szyderstwo w nieprzewidywanych zwrotach akcji, gdy dłoń wprawna buduje napięcie, tak jak życie zakręcając niespodziewanie.
Wszystko zależy od zamysłu i woli autora, który wraz z białymi kartami, przesuwa się krok za krokiem śledząc losy bohaterów. Czasami dłoń zawiśnie na chwilę, wahając się przed natrętną myślą, aby czarny charakter ubrać w czerwień, kolor krwi i chwały, a może zemstę pajęczycy?
Moment zatrzymania przerodził się w pewność, to nie będzie pudrowa opowieść w różu!
Pajęczyca czatując na ofiarę unika tego koloru jak ognia, nie zaczai się tam nigdy.
I tak teoretyczna wolność, po chwili przerodziła się w intrygę, dzwonek telefonu komórkowego zakłócił narrację, prawo reakcji w zaciszu ukołysanej obietnicy uśpiło czujność…
Pajęczyca zaplotła wzór nici dyskretnie, nikt nie docenił przebiegłości ukrytej pod fasadą wieśniaczej serdeczności maślanego spojrzenia. Ale jakie to ma znaczenie, gdy paleta barw skusi ofiarę losu, a bezbarwne oka siatki skutecznie przyciągając odebrały wolę istnienia.
Prawie horror zarysował się w kształcie słonej kropli, która niespodziewanie spłynęła na białą kartkę jutra, a przecież każda historia zawsze ma swój koniec.
Czy ktoś zabije pajęczycę kapciem, by nie burzyła harmonii domowego ogniska, a może ona pierwsza, zaskoczy wszystkich swoim głodem przebiegłości pożerając ofiarę w całości?
Autor spojrzał przed siebie, rozważania dzisiaj zawisły zmęczone, dalszy ciąg opowieści nabierając koloru rozwinie prawdopodobnie swoją historię pojutrze, bo jutro sam musi wymieść pajęczyny z kątów, tak by w dalszej przyszłości pisać już inną opowieść!
-
Rekomendacja
rasowy raper
rach-ciach rymuje
ryk rozśpiewany
raptem ratuje:
regionalista
raz raportował
rymem rezultat
rekomendował
rym regionalny
rankiem rozkruszał
ręce rzeźbiarza
rytmem rozruszał
rzeźbę rodaka
rypnął ryczałtem
rozwlekłą równość
rozruszał rautem
ruch rubensowski
relacją roku
region rzeszowski
reakcją rodu
Radziwiłłowych
rycerzy ryczy
rozrzutność rzeczy
rozum rozliczy


