Nigdy nie mów nigdy i nigdy nie mów na pewno!
Najtrudniej jest pisać o sobie, przynajmniej mnie jest trudno. Wywiady, reportaże i refleksje to bułka z masłem, w porównaniu z tym, gdy powinnam się pochwalić, odkryć swoje ja tak, aby to było jasne i czytelne.
A jeśli się nie da?
Nie każdy lubi mówić o sobie w samych superlatywach, tym bardziej, gdy jest świadomy swoich wad i przywar. A do tego jeszcze te przesądy w XXI wieku, nie do pomyślenia, a jednak…
Moja mama zawsze mówiła: „Nie chwal dnia przed zachodem słońca”. Nie chwalę do dzisiaj, czekam zawsze na finał, by nie zapeszyć. Czego? Wszystkiego, bo nigdy nie wiadomo, co może zawieść, człowiek, sprzęt pogoda. Wszystko bywa zmienne i niepewne, ale uczy pokory, do życia, marzeń i do tego, jaki będzie finał twoich planów. Od lat nie używam słów „na pewno”, ani „nigdy”, bo nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć, a już na pewno niczego nie można być pewnym. Skomplikowane, a może banalne, ale moje własne przemyślenia i doświadczenie nauczyły mnie pokory do zdarzeń przyszłych.
Chyba to jest archaiczne, ale ja też jestem trochę jak antyk, nieszablonowa, niekonwencjonalna i nieprzewidywalna. Na pewno dla wielu dziwna. Ale mnie to nie przeszkadza. Jestem już w takim wieku, że wiele doświadczyłam i widziałam. Jednak zawsze staram się szanować ludzi, ale od najmłodszych lat niewyparzony jęzor i hardość stwarzają mi wiele problemów. Szczególnie w sytuacji, gdy ktoś jest krzywdzony, nie mogę stać obojętnie. Moi rodzice mówili, że przez taką postawę muszę się nauczyć mieć twarde dupsko, bo ci, którzy kopią robią to z wielką przyjemnością. Po latach muszę potwierdzić, rodzice z reguły mają rację.
Aniołem nie jestem, ale Babą Jagą też nie. Po pierwsze, bo nie mam skrzydeł, po drugie, bo tusza zbyt duża. Co by nie mówić obnażyłam się wystarczająco.
Aha i jeszcze jedno, nie lubię jak się mówi do mnie Ulka 🙂
Dlaczego?
Ano, dlatego, że moje imię można odmieniać na bardzo wiele sposobów, poważnie, pieszczotliwie, dobrodusznie, albo tak jak nie lubię.
A dlaczego nie lubię?
Bo tak mówią do mnie z reguły ludzie, którzy mnie nie lubią.
No może się mylę, ale wewnętrzny głos (warczy czasami na mnie) ma swoje przeczucia i odczucia… no cóż, taka jestem.
Kurczę blade, a miałam napisać zupełnie o czymś innym, nagrody, jubileusze, i padający deszcz… taki był zamysł, a wyszła samokrytyka, czyli…
nigdy nie mów nigdy i nigdy nie mów na pewno, bo nie wiadomo, co ci los lub głos serca podsunie… na kartkę zapisaną w kratkę.
Może jutro mi się uda skreślić słowa podziękowania 🙂