Mazal tow!
W dniu 17 stycznia od 19 lat Kościół Katolicki w Polsce świętuje Dzień Judaizmu – święto ustanowione przez Konferencję Episkopatu Polski w 1997 roku.
Dzień Judaizmu ma na celu ponowne odkrycie więzi z judaizmem poprzez wgłębienie się we własną tajemnicę wiary katolickiej. Co roku odbywają się centralne obchody w wybranym mieście, w tym roku to miasto Toruń jako gospodarz przygotowało obszerny program i cykl spotkań. Mottem tegorocznych obchodów Dnia Judaizmu jest pytanie: „Co ty tu robisz, Eliaszu?” (1 Krl 19, 9).
A my mieszkańcy Strzyżowa, od kilku lat, mamy naturalną przyjemność spotykać się w Dniu Judaizmu z kulturą żydowską, która połączona z miasteczkiem od wieków obecnie uległa zatarciu wspomnień. Jednak dzięki życzliwości i pomysłowi co roku ożywa echem w strzyżowskiej Bibliotece, która co ciekawe, dawniej była synagogą.
Dlatego patrząc okiem widza, który co roku spotyka się z historią kultury żydowskiej dzięki zaangażowaniu pracowników Biblioteki Miasta i Gminy w Strzyżowie oraz członków Towarzystwa Miłośników Ziemi Strzyżowskiej mogę naocznie przenieść się w inne czasy, zetknąć się z inną kulturą, poznać inne smaki czy też usłyszeć o innym świecie delektując się muzyką. I tak, dzięki zaangażowaniu wielu osób, do tej pory mogliśmy już zetknąć się z historią losów strzyżowskich Żydów, obyczajowością i kuchnią żydowską, z wyrafinowanym dowcipem czyli szmoncesem.
W tym roku natomiast grupa pasjonatów przedstawiła nam Chatunę czyli żydowskie wesele.
Czy wiecie, że kobieta musi wyrazić zgodę na małżeństwo?
W judaizmie związek małżeński postrzegany jest jako wypełnienie obowiązku, przykazania Bożego, to inaczej Kiduszin, czyli uświęceniem. Ceremonia zaślubin według obrządku żydowskiego różni się znacznie od tej, którą znamy, czyli według obrządku katolickiego.
I tak wprowadzeni w klimat wesela żydowskiego przez Marzenę Łącką zobaczyliśmy jak na salę wkraczają państwo młodzi w asyście rodziców, swatów i Rabina. W trakcie wejścia weselników okazało się, że jest to rekonstrukcja strzyżowskiego wesela żydowskiego z roku 1930. Dostojne matki prowadzą delikatną i kruchą pannę młodą, która w skromnej bieli nieśmiało zerka na pełną salę gości. Dumni ojcowie prowadzą pana młodego, który z błyskiem w oku zerka na tłum próbując ukryć wzruszenie chwili.
Jakimś cudem wszyscy znajdują się wreszcie pod chupą – tradycyjnym baldachimem ślubnym, przedstawiającym nowy dom, który młoda para stworzy w przyszłości. Uroczystości przewodniczy zaproszony Rabin, przyjaciel rodziny. Pod chupą znajdują się także rodzice Młodych. Trzymają się za ręce. Nie ukrywają wzruszenia.
I tak rozpoczyna się cała ceremonia zaślubin, a każdy z aktorów amatorów daje się ponieść fantazji i nagle mamy 1930 rok. Pięknie, ten nastrój udziela się gościom, którzy z uwagą śledzą całą ceremonię.
Pan młody wkłada pierścień na wskazujący palec panny młodej i mówi:
Oto jesteś mi poślubiona tym pierścieniem według prawa Mojżesza i Izraela.
Zebrani goście potwierdzają fakt ślubu i krzyczą:
Mekudeszet czyli poślubieni!
I cała sala powtarza głośno: Mekudeszet,
życząc młodym wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
Zaślubiny dobiegają końca, a młodzi częstują gości suszonymi owocami, ojcowie hojnie roznoszą wino, a do tego na sali pojawiają się drobne przekąski żydowskie.
Całość wesela przebiegła w serdecznej atmosferze, a ja razem z innymi uczestnikami zostałam ugoszczona i słowem i jadłem i muzyką klezmerską i przepięknymi pieśniami w języku hebrajskim.
I czego można chcieć więcej na takim weselu?
Właściwie oprócz dobrych życzeń niczego!
I ja tam byłam, wino i miód piłam!
Mazal tow!
Fot. Paweł Lasota