Blog

Las krzyży

Czytałam kiedyś legendę o drzewie w fińskich lasach, ukrytym głęboko przed wzrokiem ciekawskich. Drzewo to, gatunek bez znaczenia, było olbrzymie, rozłożyste i pełne powykręcanych z bólu gałęzi, które tętniły chorym życiem nieszczęścia i ludzkich tragedii.

Pewnego dnia w szczerym polu, pośród promieni słońca przetykanego wiatru szelestem zadrżała mi pod stopami ziemia, nogi się ugięły, a brak oddechu przyspieszył rytm serca. Oczom moim ukazał się las, las krzyży na górze bez imienia i bez historii, ale za to przepełnionej rozpaczą, smutkiem i łzami. Góra bez nazwy, góra bez czasu, cała usiana krzyżami różnej wielkości, od maleńkich próśb po wielkie pomniki wiary chrześcijańskiej, jarzyła się w słońcu mrokiem krzywdy.

Setki, tysiące, a może jeszcze więcej niesprawiedliwości i trosk złożonych w jednym miejscu, modlitwa płynąca z głośnika i smutek podmuchu na policzku wstrzymały oddech, nie pozwoliły kroczyć dalej alejami żalu.

Nie mogłam podziwiać, nie mogłam się zachwycać, w ciszy odeszłam prosząc bym nigdy nie musiała samotnie dźwigać swojego krzyża na bezimienna górę.

Fot. Jan Ziarnik

 

 

 

3 komentarze

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.