Opowieści

Wena

 

Ostatnio zastanawiałam się o czym napisać w pierwszej kolejności, bo pomysłów wiele, zdarzeń bez miary, postaci barwne, więc wybrać tylko temat i lecimy.

Nic bardziej mylnego, gdyż oprócz wszystkich atutów niezbędnych by skreślić kilka słów na temat oraz argumentów za i przeciw, mam jeszcze wenę twórczą, a ona postanowiła mi spłatać figla i

podczas powrotu z pracy do domu wymyśliła sobie całkiem nowy, acz atrakcyjny temat.

Droga do domu długa, kręta i przyrodniczo-malownicza, więc wena ma pole do popisu i sobie tworzy obrazy malując wielokolorowe zdarzenia i pomysły.

I tak też się stało 1 czerwca.

Późnym popołudniem, przy pięknej słonecznej pogodzie, wśród cieni świerków i zapachu skoszonej trawy wena obudziła się i wymyśliła…

Najpierw tytuł!

Z tego co pamiętam był chwytliwy i intrygujący, potem…

Treść!

Po głowie krążą wspomnienia uśmiechu z żartobliwego tonu, lekko ironicznych wstawek, które sprytnie ubarwiły całą treść.

W euforii rozmyślania wpadłam w niebiański nastrój i tylko fakt, że kieruję pojazdem (nie uprzywilejowanym) nie pozwolił mi odlecieć na wyżyny błogostanu.

Do domu droga minęła niczym siedem mgnień wiosny i tylko króciutkie zakupy dzieliły mnie od złapania się za pisanie.

I skończyła się idylla…

wózek pomiędzy regałami skrzypiał delikatnie,

a z półek pyszności krzyczały „weź mnie”.

Trzeba się było skupić na konkretnych działaniach, nie ulec pokusie, zapłacić za prawie niezbędne rzeczy i śmignąć do domu.

Ufffffffff … teraz będzie można w spokoju i z czystym sumieniem zająć się…

 

Klapa!

Nie ignoruje się weny bez powodu, bo ona znudzona zakupami zwyczajnie pokazała mi figę.

Stąd morał na przyszłość wysnuł się skromny,

by nie cenić jedzenia ponad wenę

tworzenia dla potomnych!

🙂 

 

 

4 komentarze

  • Marzynia

    Ula, jakże Cię rozumiem! Od tygodnia biedzę się nad ugnyszeniem tekstu do WiM, a chce mi się pisać tylko za piętnaście ósma przed wyjściem do pracy, we wtorek po południu przed zbiórką, przed myciem garów itp. Natomiast ledwo siądę do kompa w czasie wolnym: fruuu! i nie mogę sklecić dwóch zdań. Twój tekst przeczytałam z przyjemnością i życzę (czego i sobie), aby Cię nigdy wena nie opuszczała. Ku radości czytelników 🙂

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.