-
Dzień światowej tolerancji?
16 listopada 2017 /Mroźny poranek nie zapowiadał, że przyniesie stek bzdur i mnóstwo wątpliwości wątpliwej przyjemności.
Radio grało rzewną piosenkę, dłonie lekko grabiały, a autko krztusiło się dymem rozsiewanym wokoło.
Taki zwykły codzienny rytm poranka.
Chociaż nie, od dwóch dni, przez remonty dróg, kluczymy sobie ja i mój samochodzik różnymi krętymi ścieżkami,rozglądając się przezornie po poboczu, bo nigdy nie wiadomo co z lasu wyskoczyć może: sarna, jeleń, a nawet dzik.
Szara rzeczywistość poranka zmieniła swój wyraz, gdy zza mgły wysunęło się kilka promieni słońca,
a Pan w radio z widocznym uśmiechem wspomniał, że dzisiaj mamy Międzynarodowy Dzień Tolerancji.
I od razu zaraził mnie swoim optymizmem i poirytował stereotypowymi komentarzami.
Potem rzuciłam przelotem okiem na wiadomości, informacje, komentarze itp., itd. i już całkiem zdołowana wzięłam się do pracy. (I tu wykwitł delikatny uśmiech, w pracy przecież się płaci, a przed nami święta, Mikołaj, Śnieżynki, Boże Narodzenie i choinki).
Znowu serce zapłonęło ciepłem i przepełnione chwilą pełnej tolerancji pozwoliło sobie nawet na drobny żart, ot tak dla relaksu, niczym łyk aromatycznej kawy (bez nazwy by nie być posądzonym o reklamę).
Jednak kawa nie jest dobrym afrodyzjakiem tolerancji, ewidentnie zbyt szybko podnosi ciśnienia, a im jestem starsza, tym ta tolerancja ma tendencję do zacieśniania.
Frazesy (nieobce, gdy pisze się razem i osobno, ważne że często), slogan krzyku i słowa pozornie najważniejsze… za i weto, larum i lament, jesteś z nami, jesteś przeciw… tłumy przepełnione tumanami (kurzy się i mami).
Im jestem bardziej dojrzała tym mniej szukam banału, nie wierzę w tolerancję bez granic i stereotypu władzę.
Martwię się… mam dzieci, mam nadzieję na wnuki, jestem tutaj i teraz, umiem uśmiechać się bez granic, lecz nie pozwolę się bezkarnie ranić…
Szablon definicji już dawno przykrył kurz, a ja kocham ludzi (jak mnie nie wkurzają) bez względu na datę, bez znaczenia dnia, uwielbiam życie i już!
-
Dzieło
15 listopada 2017 /właściwie nigdy do końca
pewności nie ma
i logicznego zrozumienia
co autor miał na myśli
w dziełach tworzenia
lub twórca klasy bohomaza
hieroglifem starożytności dał znak
ku wielkiej i nieznanej
odnosząc się przyszłości
by gdy stulecie kolejne minie z hukiem
wdać się w dysputę ze świata mrokiemtak to już z twórcą w życiu bywa
że młodość kpi sobie
ze świadomego zrozumienia
a polot z myślą przegrywa z rozmysłem
dając czasu wieki na kolejne kreacji spełnienie
i twór w kruka zmieniając dla niepoznaki
bielą przykurzy znienacka
gdy dzień jutrzejszy toastem konwertując
zmienia zapis nieporadnyw talent
kunszt sławy
dzieło istnienia
nazwisko Mistrza
piórem pamięci
drapiąc złotym atramentem
dla potomnych
w marmurze marzeń! -
Róże jesiennej pamięci
2 listopada 2017 /Miało się przejaśnić, deszcz ze swym zasępionym drżeniem zakłóca rytm nostalgicznej piosenki. Smutek zaklęty w resztki kolorów jesieni miał zniknąć jeszcze przed nocą.
Przecież zaplanowałam podróż na nadchodzące listopadowe dni, na przekór przepowiedniom i wróżbom ma zaświecić słońce!
A tu pada coraz mocniej, leje strugami zaburzając tętno jesiennej muzyki. Pogoda zadrwiła sobie zemnie, jeszcze nim zdążyłam pomyśleć o marzeniu na jutra urodę.
Zgasiła płomień ogniska, zabłysła jedna iskra i…
nie wierzę, że słońce nie wyjdzie…
poczekam aż wróci, by ogrzać swymi promieniami resztki optymizmu.
Tylko ty i ja, i dym z ogniska, zmoczone drwa pachną ożywczo, zalane chwilą pesymizmu, odżywają na nowo, w środku już gotowe na ponowny błysk emocji.Jedna chwila przeciwko wieczności rozrzuconych gwiazd, wiatr osuszył drwa, a ogień na nowo zaczynie rozpalać uczucie pewności słonecznego jutra.
I tylko jesienna róża w niepewności listopadowych barw uwolniła ostatnie płatki, by zabrał je wiatr na przekór samotności.
A ty przytul mnie, nim minie nocy dreszcz!